LBnP I - Wielka Dziura Kosmiczna i co z tego wynikło
Deklecjusz Sambor Kosmopolitański, znany profesur wszechnauk kosmologicznych, ogłosił wszem i wobec, że dnia piątego, po wielkim nowiu, w środku lata (zesrał się tata - przypis malkontenta) otworzy się Wielka Dziura w Kosmosie i będzie nią można udać się w dowolnym kierunku, na dowolny dystans, w dowolne miejsce, na dowolną orbitę (czy to eliptyczną, czy też hiperboliczną, ale za to bardzo śliczną). To rzekłszy, profesur Deklecjusz S. K. uśmiechnął się promiennie, niczym Czerwony Karzeł - wzrostu był bowiem niewielkiego, miał rudą czuprynę, piegów moc, ale za to był nadzwyczaj gorącym kochankiem.
W mediach zawrzało.
W kościołach zagrzmiało z ambon.
W mieszkaniu obywatela Kiszczaka coś jebło.
Skupmy się na tym ostatnim fakcie.
Obywatel Kiszczak, mający tajną szafę trzydrzwiową, ale tylko pozornie szafą będącą; był wielkim, stuletnim fanem podróży międzygwiezdnych. Naczytawszy się wszelakiej sieczki, czyli popularnej literatury science(pozornie)-fiction(niepozornie), naczytawszy się wywodów od Konstantija Kociołkowskiego aż po grafa von Brauna, poprzez wszelkie nieszczególne i szczególne Teorie Wielkiego Żyda Tułacza - Alberta Einsteina, osiągnął takie apogeum wiedzy kosmicznej, planetarnej i agrarnej, że tylko mu pozazdrościć.
Oczywiście, nie umknęło jego wybitnej uwadze, novum declecjosus — Wielka dziura Kosmiczna była dlań dosłownie Darem z Niebios!
Zakrzątnął się zaraz skwapliwie przy obliczaniu asymptot, koordynat, potencjałów, aż przegrzane zwoje jego krystalicznego komputera, wzięły i jebły! Nieco skonfundowany, ale nie zbity z tropu, nasz ob. Kiszczak sięgnął czem prędzej do swej zamczystej szafy potrójnej, gdzie jak gadka głosi, trzymał tajne akta. Co prawda, nie było tam żadnych akt, bo jemu one na nic, ale za to miał tam coś, co niejednemu prostaczkowi zabieliłoby włosy na amen.
Miał on tam bowiem, proroczą wyrocznię swego świętego przodka, dziada pradziada Szymona Onufrego Kiszczaka z Badyjak, herbu Wiosło, gdzie pod klątwą wolno było w nią wnijść dopiero w ostateczności. Taka właśnie ostateczność teraz się nadarzyła.
Obywatel Kiszczak drżącą z podniecenia ręką wyciągnął manuskrypt zapisany maczkiem pismem klinowym, rozwinął go, chuchnął weń i dmuchnął (wzniesiony w ten sposób kurz i pajęczyny Babiego Lata utworzyły nad podekscytowanym czytelnikiem Wielki Obłok Oorta) i począł czytać w skupieniu; pot perlisty spływał mu z czoła i skapywał na zaśmieconą podłogę, tworząc miniaturowe dorzecze Amazonki.
Wyczytane treści (co nie było taką prostą ani tym bardziej prostacką sprawą), otworzyły mu oczy i tak już szeroko otwarte, więc doznał wytrzeszczu, na wiele intymnych kwestii tyczących się jego znamienitego przodka. Dowiedział się między innymi, że dziad jego miał tajne kontakty z kozą Brzozą (nazwanej tak, bo maści była plamistej- biało-czarno-łaciatej), jakieś niejasne sprawy z kwoką babki Jaszczykowej i inne tego typu brednie. Zanim przekopał się przez ten śmieć i dotarł do interesujących go wydarzeń tyczących się Wielkiej Kosmicznej Dziury (w skrócie WKD), nastał mrok i nietoperze.
Otarł rzęsisty pot z czoła, westchnął głęboko z ulgą i począł nanosić dane z manuskryptu na papier milimetrowy. Po długim i drobiazgowym nanoszeniu punktów z koordynat dziadziusia oczom jego, całkiem już wyszłym z orbit, ukazała się orbita Halcedońska Wielkiej Dziury. Czyli, miał już wszystko by rozpocząć eksplorację Kosmosu przez Wielkie K!
Wyszykował się zatem na wędrówkę grzecznie: ubrał czapę wełnianą (w Kosmosie bywa chłodno, okolice Zera Absolutnego!), szal powłóczysty, frędzlowany srogo, kufajkę Neila Armstronga, gumofilce wyściełane suto roczną prenumeratą Odyńca Gwiazdowego, tudzież binokular z łańcuszkiem, przyciemniany kopciem parafinowym, coby go gwiazdy nie raziły w oczy. Tak wyekwipowany, udał się był, podpierając kosturem, na osiołku jucznym w wyznaczone wyliczeniami miejsce. A miejsce to było w okolicznym przysiółku, w kępie łopianu, na skraju puszczy.
Zamarudził po drodze, bo nagle nostalgia go dopadła i łzą zaszkliły mu się oczy ukryte za skopciałym binokularem, ale otarszły niechcące łzy, wytrąbiwszy nozdrza w liść łopianu, obywatel kosmonauta Kiszczak, siadł w kucki i czekał na wielkie otwarcie się Wielkiej Dziury.
Po niejakiej chwili coś gruchnęło tak solidnie, że aż pospadały gruszki z wierzb płaczących. Obywatel Kosmiczny zerwał się na równe nogi, pozbierał manatki, na osiołka mającego wszystko gdzieś i skubiącego mięsiste łopuchy, machnął ręką — przygoda go wzywa! I począł pozierać, a to w przódy, a to w tyły, i wypatrywać Kosmicznego Dziurska po okolicy. Jakoż i ukazało się COŚ. Było to niewyraźne, pogmatwane jakieś i wcale dziury nie przypominało; raczej wyglądało to tak, jakby wielka kula szklana zawisła między niefortunnym poszukiwaczem przygód a resztą świata. Kula była przejrzysta, deformowała widok, światło na niej się uginało, załamywało, odbijało i rozkraczało.
Niezrażony tym wszystkim, obywatel Kiszczak Międzygwiezdny, nacisnął tylko czapę głębiej na uszy, splunął przez lewe ramię i wlazł w kulę, co mryga. Zasię w kuli już się znalazłszy, Kiszczak nasz nieszczęsny, poczuł, jakoby w wielkiej pralce wirówce się znalazł, na podobieństwo brudnych majtek, czy też innych, pożółkłych kalesonów. Wymłóciło go tam i wymieliło oraz wyżęło na wszystkie strony, tak że całkiem stracił orientacyję i pogubiwszy wszelkie koordynaty, asymptoty i inne idioty, które z takim mozołem i poświęceniem wyliczał był. Przewleczony na nice, wypadł z kuli jak krowie spod ogona i znalazł się, Bóg jedyny wie gdzie, na jakimś czerwonawo-rdzawym pustkowiu, pod zielonkawym niebem, zimno było jak diabli, szpik w nosie błyskawicznie mu zamarzł (pogratulował sobie w duchu przezorności i ciepłego odzienia, zwłaszcza kufajka Armstronga okazała się wielce być przydatną) wiatry duły srogie, piaski piździły mu po pysku, bo chyba jakowaś burza piaseczna się właśnie uskuteczniała; pożałował, że nie wziął ze sobą osiołka i westchnąwszy ciężko, udał się w siną, a właściwiej rdzawą dal szukając schronienia, jakiejś pustelni na tej pustyni, gdzie złe losy go zagnały, a diabły powiedziały dobranoc.
Postanowił nasz bohater odtąd żyć w cnocie i ubóstwie, żywiąc się jeno glonem wyrosłym na nasłonecznionych skałach i zlizując szron, coby złe siły od siebie odegnać i modlitwą pobożną, przebłagać kryształową Kulę, by ta go z powrotem zawiodła na Ziemię.
Komentarze (32)
Tak więc, nie było to takie proste jak w Twoim opisie, że sobie tak zwyczajnie zajumałem rękopis Mistrza. O nie! To było trudne, mozolne, wymagało wielu wyrzeczeń, wielu zesmarkanych na amen chusteczek higienicznych, i zaprawdę! powiadam Ci, więcej tego nie uczynię, bo suma summarum, gra nie warta świeczki :)
Ufff ulzyło mi :) Dziękuję!
Dzięki
Dlaczego ten Konkurs/Bitwę nazywasz "nieoficjalną"? Ten konkurs ma dokładnie tę samą rację bytu oficjalnego jak Bitwy Literackie, odróżnia ją nazwa i ranga, ale oficjalną jest
Nie ma takiego głosu od administratora – by to sygnował w jakiś sposób. Jesteśmy kulturalni.
Admin sygnuje wszelkie Bitwy. A w jaki sposób? Ano w taki, że dał kategorię Bitwy literackie, czyli, każdy konkurs, każda Bitwa, w tym Literkowe mają status oficjalnych i nic to nie ma wspólnego z kulturą
no to dlaczego admin dodał kategorię Bitwy? No chyba dlatego, że aprobuje takie pomysły. Sam mi to nawet napisał na mejla
To zaproponuj to adminowi, a nie czekaj na mannę z nieba, bo się nie doczekasz
Zauważyłem, że jak pomysł jest sensowny i realny do wykonania, to admin jest chętny do takowych innowacji
Głosowanie rozpoczęte, zagłosuj :)
Taa od razu wbudowani w serwis, chyba wam się poprzewracało we łbach
Napisałem - jak mi się zechce
Liczymy, że zachcesz :)
Dziękuję za uznanie dzieła pisanego na kolanie
Ja odruchowo gombrowiczuję, lemuję, kafkuję i bóg wie co jeszcze uję, ale najbliżsi prawdy są ci, którzy twierdzą, że po prostu nuncjuszuję :)
"Miał on tam bowiem, proroczą wyrocznię swego świętego przodka, dziada pradziada Szymona Onufrego Kiszczaka z Badyjak, herbu Wiosło, gdzie pod klątwą wolno było w nią wnijść dopiero w ostateczności. Taka właśnie ostateczność teraz się nadarzyła." :D
Takich fragmentów jest więcej. Nuncjo, ubaw po pachy, nawiasy to już w ogóle :D I ten język wzniosły. Radam, żem przeczytała. Wcisnęłam gwiazdy.
Małe przypomnienie dla Ciebie:
Akapit Siódmy
#Głosowanie zakończyło się. Zobacz, czy Twoje opowiadanie zyskało uznanie. #Wygrałeś(aś)?! Teraz Ty proponujesz temat opowiadań kolejnej LBnP. #Sugerujemy, abyś temat podał w ciągu, mniej więcej, 4 dni. Po 4 dniach bez tematu Opowijczycy mogą (nie muszą) się zbuntować i wspólnie zadecydować, że w takim wypadku temat proponuje autor, który zajął drugie miejsce. #Stwórz wątek na forum: Literkowa Bitwa na Prozę (nr) – (twój temat). #Opisz temat jak chcesz, ale pamiętaj, że dajemy swobodę jego interpretacji. #Dodatkowe utrudnienie, ułatwienie, udziwnienie? Nie ma sprawy. Będzie to zadaniem (tematem) dodatkowym tylko dla chętnych :) #Organizujesz teraz konkurs, więc poinformuj o terminie zgłaszania linkiem opowiadań. To ważne, bo określisz czas jaki autorzy mają na napisanie opowiadania. LBnP sugeruje, aby nie był krótszy niż 12 dni i nie dłuższy niż 18 dni. #Jakieś problemy? Przedłużenia? Dyskwalifikacje? Prośby? To i inne załatwiamy w procesie dyskusji. Nie ma wcześniej ustalonych norm postępowania.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania