LBnP XVI - Siła Nieczysta
Miałem spotkanie trzeciego stopnia z Siłą Nieczystą, a zaczęło się to tak.
Od kilku dni słyszałem szepty w głowie, ktoś lub nie wiadomo coś, szeptał mi z maniakalnym uporem ciąg sześciu liczb z zakresu obustronnie domkniętego, od jeden do czterdzieści dziewięć, co zapisuje się tak: <1; 49>. Mniejsza zresztą o zapis, bo nie to stanowiło problem, kwestia zapisu to kwestia trywialna z zakresu elementarnej matematyki. Chodzi mi o te SZEPTY.
Zwiedziłem kilka poradni, ale psychiatrzy, bez względu na doświadczenie, obrazujące się, a to szpakowatymi brodami, a to młodzieńczymi pryszczami, każdy z nich albo rozkładał ręce, albo wypisywał kilometrową receptę na zestaw leków psychotropowych, na które i tak nie było mnie stać, albowiem, raczej cienko przędłem i nie przelewało mi się, zwłaszcza że ostatnio wylali mnie z roboty.
Zaczęła się ta chryja w poniedziałek, a w piątek, nienawistne już dla mnie szepty liczbowe nagle ustały. Pogratulowałem sobie w duchu, że nie dałem się psychiatrom i nie wziąłem "chwilówki" żeby wykupić zawartość apteki (tej na rogu, z bardzo ładną i seksowną farmaceutką).
Niestety, sielanka nie trwała długo, bo już wieczorem usłyszałem w głowie, tym razem nie szept, a tubalny, rozkazujący głos. Był przerażający, władczy i komunikował mi, że mam się udać do najbliższego Oddziału Totalizatora Sportowego i wypełnić kupon, skreślając wryte mi już na amen w mózg, wyszeptane liczby, a wygram okrągły milion (nie było kumulacji wygranych, więc tylko milionik).
Ok, ok szeptałem tym razem ja zbolałym głosem, ale to już jutro, w sobotę wyślę, nie ma sprawy, w sam raz milionik mi się przyda...
No i oczywiście wygrałem, najpewniej, za sprawą Sił Nieczystych, ale było mi to obojętne, albowiem za maksymą pradawnych Rzymian, pieniądz nie śmierdzi, czy to uryną, czy piekielną siarką.
Lecz to nie koniec.
Zanim na dobre poczułem się krezusem, o północy, wracając z kibla po oddaniu moczu, natknąłem się w przedpokoju, łączącym wzmiankowany kibel i mój skromny pokoik, na przedstawiciela Sił Nieczystych.
Nie był piękny, jak to czasem naiwnie przedstawiają w filmach melodramatycznych zwłaszcza, diabłów i im pokrewnych. Pokryty był szczeciniastym włosiem, gdzieniegdzie wytartym do gołej skóry, zwłaszcza na lędźwiach i okolicy, snadź od zbyt częstego użytkowania tych właśnie partii ciała. Miał klasyczne rogi, mordę kozła i zgrabne kopytka na krzywych nogach.
Uśmiechnął się do mnie szyderczo i znajomym już, groźnym głosem z mojej głowy, wyklarował sytuację.
Nic na tym i na tamtym świecie nie jest za darmo! Właśnie podpisałem cyrograf, skreślając liczby i wygrywając milion. Tym samym, zawarłem z diabłem pakt i muszę wziąć udział w grze o mój dalszy los. Mianowicie, muszę ten cały milion wydać w dziesięć dni co do grosza na swoje sprawy, nie mogę tych pieniędzy nikomu podarować, nie wolno mi przekazać ich na żaden szczytny cel itp. Mam je po prostu przejeść, przebalować, przehulać co do grosza. Jeśli mi się to uda, będę żył dwieście lat w dostatku i spokoju; jeśli nie, trafię prosto do piekła, bez apelacji i odwołań, natychmiast, tak jak stoję — prosto do kotła z wrzącą smołą.
Układ z Czartem mi się spodobał, bo i tak miałem zamiar przehulać wygraną, może nie akurat w dziesięć dni, ale w podobnym terminie, bowiem raczej jestem lekkoduchem, świszczypałą, nie myślę o przyszłości i żyję dniem dzisiejszym.
Nie będę opisywał, co się działo przez te kolejne dziesięć dni, prawdę mówiąc, niewiele pamiętam. Był to ciąg balang, seksualnych ekscesów, podróży po dziwnych miejscach zamówionymi taksówkami. Gorzała, wina i inne napitki lały się strumieniami, nie gardziłem również eksperymentami z narkotykami; jadłem najdziwniejsze, egzotyczne potrawy, jak ośmiornice, mózgi małp, bawole jądra, jaskółcze gniazda i wiele, wiele innych. Dopiero dziesiątego, ostatniego dnia, nieco się ocknąłem. Zauważyłem z ulgą, że znajduję się w swoim przaśnym pokoiku i po sprawdzeniu zawartości portfela, stwierdziłem, że posiadam już tylko jeden banknot dziesięciozłotowy.
Musiałem się go jak najszybciej pozbyć, by nie trafić do piekła, a miałem czas tylko do północy. Była dwudziesta trzecia, więc czas naglił.
Zerwałem się z łóżka i pobiegłem do najbliższego, całodobowego. Ziewająca ekspedientka popatrzyła na mnie spod podpuchniętych powiek i spytała, czego sobie życzę. Zażądałem czteropak Harnasi, dałem jej dychę, reszty nie trzeba, kosztowały 9,99, gdy nagle, a wybijała właśnie północ, zaspana pannica zmieniła się w mojego czarta, który śmiejąc się szyderczo, wręczył mi jeden grosz reszty.
Tak więc moja wyprawa do piekła, do Krainy Śmierci, kosztowała jeden grosz. Za ostatni grosz z wygranej trafiłem prosto w czeluści piekielne.
Komentarze (28)
Kozioł jest nieuczciwy, można pisać odwołanie albo wytoczyć mu proces z cywilnego. Wmówić chamowi, że go nie ma i wtedy powinien zniknąć. Jako precedens, bo jest po tej drugiej - płaskiej stronie i wtedy spadnie na grzbiety żółwiom albo słoniom podtrzymującym ten grajdołek.
Każda wygrana powyżej 2280 złociszy jest opodatkowana 10% wygranej kwoty, czyli z bańki pozostało 900 tys., a więc jeszcze dołożyłeś (ciekawe skąd miałeś?:)) ze swoich... i tym samym - wygrałeś z kudłatym kopytniakiem mającym w dupie podatki - podobnie jak jego koloratkowi kumple.
Będziesz mieć 72 hurysy albo saunę z ministrantami - jak wolisz :) Pozdrawiam
Ps. Miałeś farta, że tylko faceci w poradni psycho, mnie trafiły się same kobitki :)
Fakt, o podatkach zapomniałem, a nie powinienem
Dzięki ;)
Ty to potrafisz ;)
Fajnie, bez zbędnych emocji, bez różnych udziwnień, świetna historia w pigułce.
Życzymy wygranej!
KARKULOWSIAŁ ZWARTUSIAŁ
RATUWSIANKU BOŻYWSIO
http://niniwa22.cba.pl/lem_podroz_jedenasta.htm
XD
Zapoznam sie z powiastją, moze zrozumim
Z drugiej strony przewalić bańkę w 10 dni, to można do piekła iść. Co zostało?
Pisałem to, co akurat wpadło mi do głowy, ale można by wykombinować alternatywne wersje, jakby w równoległych wszechświatach, gdzie los bohatera będzie różny, a i koncepty czarta inne
W pewnym sensie deko coś splagiatowałem, ale nie mam pojęcia co
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania