Poprzednie częściLustrzane Królestwo - Prolog

Lustrzane Królestwo Rozdział III:

„Londyn, Harley Street, 1800 r.

 

- Panie doktorze, ktoś do pana- w małym gabinecie lekarskim rozległ się głos młodej kobiety, która zaglądnęła do środka przez uchylone lekko drzwi. Mężczyzna siedzący przy biurku uniósł na nią spojrzenie spod okularów z grubymi, czarnymi oprawkami. Poprawił je, wsuwając na nos i westchnął przeciągle.

- Każ mu wejść, Mario – odparł chrypliwie, gładząc leniwie swoją długą, siwą brodę, zdobiącą zmęczoną twarz niczym najpiękniejszy element biżuterii. Wstał z fotela i podszedł do okna, wyglądając przez nie. Zmarszczył lekko brwi, zatrzymując zielone tęczówki na dorożce stojącej na podjeździe. Dobrze znał tego dorożkarza, rozpoznawał też wóz. Przybycie tego człowieka tutaj oznaczało same kłopoty.

- Czego tutaj szukasz? Dobrze wiesz, że tego nie zrobię, niezależnie od kwoty, jaką będziesz mi oferował – odezwał się, gdy usłyszał za plecami czyjś ruch. Zaplótł dłonie na piersi, nasłuchując jakiejkolwiek odpowiedzi. Usłyszał jedynie cichy śmiech. Ironiczny śmiech, który wyprowadził go z równowagi. Oburzony obrócił się przodem do swojego rozmówcy i wlepił w niego wściekły wzrok.

- Nie potrzebujemy już twojej pomocy. Zrobiliśmy to. Zrobiliśmy to, czego ty się bałeś. I wiesz co? Piekło stało się dla nas przychylne, pomogą nam. A ty zapłacisz za wszystkie swoje nieczyste zagrywki względem pacjentów. Myślałeś, że się nie dowiedzą? Nie masz przecież leczących dłoni. Stosujesz na nich swoją magię. Jej najgorszy rodzaj.

- Zamknij się! Czego tutaj szukasz?! Odpowiadaj na pytania!

- Byłeś w stanie babrać się w czarnej magii, żeby ożywić swoją kobietę, a nie chciałeś dać nam nieśmiertelności… Popełniłeś błąd, pogubiłeś się w swoich obliczeniach… Uświadomię ci jedną rzecz. Maria jest tylko pojemnikiem. Pustym pojemnikiem. Nie ma serca, nie ma uczuć, nie ma duszy. Za kilka miesięcy zacznie gnić i rozpadać się na części, a Ty znowu zostaniesz sam. Sam, jak palec. Gdybyś tylko nam pomógł… Maria byłaby tutaj taka sama, jak przed tym nieszczęśliwym wypadkiem…

Starszy mężczyzna zacisnął usta w wąską kreskę, zaczynając przechadzać się po pomieszczeniu. Drżał na całym ciele ze zdenerwowania i… Strachu. Tak, w jego oczach zdecydowanie można było dostrzec przerażenie.

-Nieszczęśliwym wypadkiem nazywasz gwałt na niej, uduszenie i poćwiartowanie jej zwłok, skurwysynu?!

- Sam mnie uczyłeś, by iść po trupach do celu. Ale przyznam, jesteś twardy… Nie uległeś nawet po tym i... Właśnie wtedy popełniłeś błąd.

Granica w tym momencie została naruszona. Lekarz sięgnął ku paskowi pod kitlem, wyjmując stamtąd rewolwer. Nosił go przy sobie w razie wypadków takich jak dziś. Bez żadnych oporów skierował lufę w kierunku blondyna, który jedynie się uśmiechnął. Nacisnął na spust. Wraz z wystrzelonym pociskiem po okolicy rozległ się też huk. Pocisk trafił chłopaka w klatkę piersiową. Widział ranę, widział krew spływającą po jego koszuli, widział jego ciało rozerwane przez nabój. Ciało, które zaczęło samoistnie się zrastać, jak gdyby było to zwykłe draśnięcie. Źrenice doktora poszerzyły się na wskutek strachu, który sparaliżował jego ciało. Śmiech młodego chłopaka odbijał się echem po pomieszczeniu, a on sam powoli zaczął unosić dłoń. Jednocześnie podwijał mankiet swojej koszuli. Na wewnętrznej stronie jego nadgarstka widniał znak. Znak, który świadczył tylko o jednym. Znak z głową kozła był potwierdzeniem wcześniejszych słów chłopaka. Któryś z demonów zaoferował im swoją pomoc.

- I co teraz, staruchu? Płaczesz? Ty w łzach? Jaki heroiczny widok! – przerwał ciszę ironiczny głos blondyna, który powoli zaczął zbliżać się do mężczyzny. W jego dłoni coś błysnęło. Coś ostrego. Sztylet ze zdobioną bogato rękojeścią. Rodowe ostrze, które miało go raz na zawsze posłać do piachu. Tylko tym ostrzem można było go zabić, ze względu na rytuały nad nim odprawiane.

- Przeklinam cię! Przeklinam cały twój ród. Przeklinam wszystkich potomków! Będziecie błądzić pomiędzy niebem i piekłem! Pomiędzy ziemią i czyśćcem! Będziecie codziennie oglądać ludzi od drugiej strony, będziecie cierpieć, widząc ich szczęście! – w momencie, gdy ostrze uniosło się nad jego głowę, doktor sięgnął po butelkę stojącą na szafce za nim i szybkim ruchem rozbił ją na głowie blondyna. Przezroczysta ciecz szybko spłynęła po jego ciele. Sztylet wysunął się z dłoni mężczyzny w momencie, gdy zaczął krzyczeć. Wył z bólu, wijąc się na podłodze w agonii. Płynem znajdującym się w butelce była woda święcona, która powoli spalała demona. Gdy pozostał po nim jedynie pył, odetchnął z ulgą i ruszył do fotela, na które ciężko opadł. Jego wzrok przykuła koperta leżąca na biurku. Sięgnął po nią drżącymi jeszcze dłońmi i nożykiem oderwał woskową pieczęć, by wyjąć zeń list. Pergamin nie należał do najdroższych. Był to zwykły papier, który można kupić w każdym sklepie z takim asortymentem. Przesunął wzrokiem po literach układających się w jedno zdanie. „W końcu cię dopadłem”. Pod spodem znajdowały się jeszcze tak znane mu inicjały. „A.M.G”

- Doktorze? Słyszałam krzyki – usłyszał zmartwiony głos Marii, która wsunęła się do pokoju. Gestem głowy kazał jej się do siebie zbliżyć.

- Mario… Wybacz mi. Tak bardzo cię kochałem… - szepnął cicho i zacisnął mocno palce na rewolwerze, który znów wyjął zza paska. Gdy dziewczyna się do niego zbliżyła, podniósł się z miejsca i złapał ją mocno w objęcia. W jego oczach zaszkliły się łzy. Zaszlochał cicho i przysunął lufę do klatki piersiowej dziewczyny. Długo się zastanawiał, zanim wcisnął spust. Dziewczyna się nie sprzeciwiała, nie krzyczała. Wydała z siebie jedynie cichy jęk, gdy poczuła przeszywający ból w swoim ciele, a po jej policzkach spłynęły łzy. Gdy jej ciało osuwało się w jego ramionach gorzko płakał. Musiał to zrobić, inaczej umierałaby w męczarniach. Truchło upadło na ziemię, a on nerwowo złapał jakieś grube tomiszcze z półki, wsunął pomiędzy stare, zakurzone kartki list od swojego wroga i wyszedł z gabinetu. Zszedł do piwnicy, by wyjąć z kufra skonstruowaną niegdyś przez siebie bombę. Z wszystkimi zebranymi, potrzebnymi przedmiotami zszedł do przedsionka, gdzie na ziemi położył ładunek. Odpalił lont i szybko opuścił dom, kierując się w tylko sobie znaną stronę.

- Żegnaj Mario… - szepnął cicho, gdy usłyszał eksplozję. Mężczyzna zniknął za najbliższym zakrętem i nikt nigdy więcej go nie widział.”

- … legendy głoszą, że nadal żyje i ukrywa się pomiędzy nami, czekając aż nadejdzie odpowiedni moment na jego zemstę – zakończył swoją opowieść Steven, biorąc głęboki wdech. Zdruzgotana tymi informacjami Aylin zamrugała kilka razy i spojrzała na niego przerażona.

- To okropne… Dlaczego ludzie są w stanie robić takie okrutne rzeczy tylko dla władzy?

- Wiesz, dziecino. Życie nie jest takie kolorowe, jak ci się wydaje. Życie jest wieczną pogonią za szczęściem. A ludzie myślą, że szczęście daje im władza, pieniądze i droższe rzeczy. A to wcale nie jest prawdą. Prawdziwym szczęściem jest przyjaźń i miłość. Tego nie kupisz za pieniądze. Na to musisz sama zapracować – dziewczyna skinęła lekko głową i spojrzała w kierunku okna. Na szczęście na dworze przestało już padać i zza chmur wyłaniało się słońce. Uśmiechnęła się blado, iście sztucznie i wstała z miejsca.

- Pora na mnie. Przyjdę do pana za niedługo. Bardzo miło mi się rozmawiało, ale muszę iść do biblioteki po lekturę do szkoły. Do zobaczenia! – Steven jedynie skinął głową. Dziewczyna założyła szybko buty na nogi i opuściła dom staruszka. Gdy oddaliła się od jego posesji na dobre kilkanaście metrów, a ona zniknęła jej z zasięgu wzroku odetchnęła głośno. Usiadła na kamieniu, by przewietrzyć się choć trochę i doprowadzić nerwy do normalnego stanu użytkowania. Siedziała tak dobre dziesięć minut. Gdy poczuła się już lepiej, ruszyła z powrotem w swoją drogę. Z daleka widziała już gmach biblioteki. Przyspieszyła nieco swoje kroki, gdy po zerknięciu na zegarek zorientowała się która już jest godzina. Stojąc przed drzwiami wejściowymi zatrzymała się, niepewna tego, czy aby na pewno chce tam wejść. Wpatrywała się w karteczkę z godzinami otwarcia, by w końcu nacisnąć klamkę i wsunąć się do środka.

Następne częściLustrzane Królestwo Rozdział IV:

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania