Poprzednie częściLuteus I

Luteus II

Zbliżając się do bramy pałacu młodzieniec zdjął kaptur i pokazał się strażnikom. Przekonany był iż zaprowadzą go od razu do ojca ale ci tylko ukłonili się pokornie i wpuścili go do środka. Zdziwiony takim obrotem spraw jak najszybciej zaczął zmierzać w kierunku swoich komnat. Jednak w połowie drogi na zatłoczonym korytarzu zatrzymał go August.

-Ty bezmyślny dzieciaku. -rzekł szarpiącym tonem – znów u niej byłeś! Nie mogłeś się powstrzymać nawet kiedy twoja narzeczona była na miejscu! Przynosisz wstyd rodzinie i całemu Velantorowi!

-Nie będziesz obrażał Adalis w mojej obecności kuzynie.

-Tym właśnie jest. Zwykłą fornirska szmatą która udaje że cię kocha. Przejrzyj w końcu na oczy!

Magnus nie wytrzymał. Rzucił się na Augusta ale ten sprawnie wymanewrował młodzieńca i uderzył go prosto w twarz. Młody książe padł półprzytomny na ziemie. Rozmowy wokół zamilkły. August i dworzanie szybko rzucili się księciu z pomocą ale on resztkami sił odpychał ich dłonie. Wstał i nie oglądając się na nikogo ruszył przed siebie.

Nie chcąc bezczynnie przesiadywać w swoim pokoju udał się na przechadzke po kolejnych skrzydłach cesarskiego pałacu. Pałac cesarski był jedną z największych budowli na świecie i prawdziwą dumą Velantorskiej dynastii panującej. Nigdy nie został zniszczony ani nawet naruszony dlatego też najstarsze jego części pamiętały jeszcze samego Callate. Przemierzać można go było w nieskończoność. Magnus uwielbiał takie wędrówki i praktykował je od kiedy tylko nauczył się chodzić. Nierzadko zdarzało mu się jednak gubić w jego odmętach przez co przyprawiał rodziców o zawał serca.

Po godzinie spaceru, trafił na wrota niebiańskiej wieży. Nie planował tam zachodzić, uznał jednak że skorzysta z tego co podsuwa mu los. Przekraczając wrota spojrzał na oblicze ojca założyciela z nieznaną mu dotąd odrazą. Ominął go szerokim łukiem i wszedł na schody. W połowie Magnus odwrócił się i raz jeszcze spojrzał na zimne, kamienne oczy Callaty. Wciąż zadawał sobie w duchu pytanie czemu jego dziedzictwo musi być jego niewolnictwem.

Przemierzając kolejne piętra zdał sobie sprawę z tego że od lat nie wchodził już tak wysoko. Pomyślał o matce. Niegdyś codziennie składał jej wizyty. Opowiadał o swoich troskach i radościach a kamienny posąg o delikatnym wyrazie zawsze słuchał go tak samo cierpliwie. Na koniec prosił swoją rodzicielkę błogosławieństwo i zapalał świeczke. Z biegiem czasu odwiedzał ją coraz mniej aż w końcu nie robił już tego wcale.

Nigdy nie przestał jej kochać, istniały jednak siły od miłości potężniejsze, które nie pozwalały pielęgnować mu należycie pamięci o swojej rodzicielce. Miał do niej bowiem niewysłowiony żal którego ogrom przytłaczał go coraz bardziej z każdym kolejnym nadchodzącym latem. Za nic w świecie nie mógł wybaczyć tego, że zostawiła go samego. Jeśli tak bardzo chciała uciec, mogła przecież zabrać go ze sobą. Nigdy nie dbał przecież o to życie. Więc czemu?

Nim się zorientował stał już na najwyższym piętrze niebiańskiej wieży a przed oczami miał pomnik promiennie uśmiechającej się kobiety. Młody książe objął go wzrokiem i przeszedł po sali, oglądając go z każdej strony. Tym razem od razu rzuciło mu się w oczy że matka rzadko bywała taka za życia. Młodzieniec podszedł do pomnika i ku swojemu zdziwieniu zaczął gładzić go z największą czułością. Nie minęła nawet chwila gdy cała jego twarz zalana była łzami. Przypomniał sobie śmierć matki oraz to jak trudno było mu ją pojąć. Miał wtedy zaledwie sześć lat. Przez pierwsze dni i miesiące myślał że matka w jakiś sposób do niego wróci. Nigdy bowiem wcześniej nie spotkał się z podobnym zjawiskiem, nikt mu o nim nawet nie wspominał.

Najgorszym wspomnieniem był dzień jej pogrzebu. Obserwując żałobny orszak, Magnus nie mógł usiedzieć w spokoju. Wypytywał wszystkich natrętnie dokąd zabierają matkę. Każdy kto do tej pory z chęcią odpowiadał na wszelkie jego pytania tym razem reagował milczeniem lub nerwowymi gestami. Tak jakby całe otoczenie było w jakiejś zmowie. Magnus nie rozumiał natury tej konspiracji lecz przeczuwając jej złowrogi charakter, opuścił w końcu ceremonię z płaczem. Po wszystkim ojciec próbował wiele razy rozmawiać z nim o zaistniałej sytuacji ale młodzieniec był w tamtym czasie jeszcze za młody aby pojąć konstrukt taki jak śmierć.

Głośne bicie dzwonów, oznajmiające godzinę dziesiątą natychmiast wyrwało Magnusa z uścisku przeszłości. Aby nie być podejrzanym o kolejną ucieczkę z domu, Magnus zapalił szybko świece pod pomnikiem i udał się prosto do swoich komnat. Tej nocy nie spał jednak wcale wyczekując trwożnie i niecierpliwie tego co przyniesie jutro.

Tuż po kłótni z księciem August udał się do pałacowych ogrodów. Ponieważ większość czasu spędzał na wojnach i turniejach, w chwilach wytchnienia oddawał się naturze. Pomimo tego że został wychowany na rycerza i wojownika, w wolnych chwilach lubił oddawać się nieco subtelniejszym rozrywkom. Kontakt z naturą wyciszał go i pozwalał usłyszeć swój wewnętrzny głos. Tak bardzo na co dzień zagłuszany przez szczęk zbroi i zgrzyt broni. August doskonale wiedział że przekroczył pewne granice. Nie chciał jednak źle. Miał dobre chęci i w głębi serca życzył księciu jak najlepiej. Jednak dobrymi chęciami wybrukowane są często drogi piekeł.

Cesarskie ogrody były wielkie jak sam Velantor. Znajdowały się w nich rośliny z całego świata, które były w stanie przetrwać pod tą szerokością geograficzną. August w szczególności upodobał sobie część w której rosły róże ponieważ kwiat tego gatunku był herbem jego rodu. Urwał jeden z nich i począł dokładnie przyglądać mu się z każdej strony. Piękna woń kwiatu rozchodziła się tak mocno że pewnie można było ją poczuć nie posiadając nawet zmysłu węchu. August zaczął rozmyślać o historii przekazywanej w jego rodzinie od pokoleń. W burzliwych czasach gdy ojciec założyciel Callata walczył niestrudzenie o zachowanie niepodległości Velantoru, w każdej bitwie towarzyszem mu był jego wierny giermek - Arys. Młodzieniec ów był sierotą przygarniętą i wychowaną przez Callatę. W czasie wielkiej bitwy pod Kartis gdzie ważyły się losy całego Velantoru, Arys własną piersią osłonił Callatę przed śmiertelnym ciosem. Giermek spadł z konia i osunął się ze wzgórza upadając prosto na dziko rosnące białe róże. Krew płynąca z bohaterskich ran zabarwiła róże na czerwono. Poruszony Callata zbiegł do swego towarzysza. Mógł jednak wysłuchać tylko jego ostatnich słów. Po zwycięskiej bitwie władca nobilitował pośmiertnie swego giermka a herbem nowo powstałego rodu uczynił biało-czerwoną róże. Tak powstał wielki ród Terentius. Potomkowie Arysa już zawsze byli wielkimi sprzymierzencami i obrońcami rodziny cesarskiej w najgorszych chwilach. Wielu rycerzy gwardii cesarskiej wywodziło się właśnie z tego rodu. Nie inaczej wyglądała kariera Augusta który w bardzo młodym wieku został zaprzysiężony na osobistego protektora księcia Magnusa. Dzięki swojej niezłomnej i wiernej postawie obecnie władza Terentiusów roztaczała się nad największą cesarską prowincją – Carmoną.

Z wielkich chwil powstania jego rodu przeniósł Augusta do teraźniejszości dźwięk skrzypiących drzwi jednej z werand. Ukazał się w nich jego ojciec – Lucius. Gniewna mina ojca sprawiła że kwiat w mgnieniu oka stracił cały swój urok. Ścisnął mocniej kwiat i niecierpliwie czekał na Luciusa, który wściekłym krokiem zmierzał w jego kierunku. Ojciec rozejrzał się szybko czy wokół nie ma żadnych świadków po czym dopadł do Augusta.

-Na litość boską co ty wyprawiasz?! Dlaczego uderzyłeś księcia?! Przynosisz hańbe naszej rodzinie! Masz szczęście że cesarz jest litościwy i potraktował to jako rodzinną przepychanke. Nie radze ci jednak wystawiać jego cierpliwości na próbę.

-Nie zużyje więcej jego cierpliwości niż nasz skretyniały książe-rzucił obojętnie August

-Czemu tak mówisz o Magnusie? – zapytał łagodniej Lucius – Co się z wami stało? Kiedyś byliście najlepszymi przyjaciółmi.

-Nie rozumiesz ojcze – odparł August – Ja wciąż jestem jego przyjacielem. Staram się chronić go przed nim samym. On jest jeszcze młody i nic nie wie o życiu. Mimo to z uporem maniaka odrzuca moje rady i pakuje się prosto w paszcze lwa. Dla jego dobra wyciągne go z niej. Choćby siłą.

-Mówisz o tej fornirce? – rzekł zupełnie już opanowanym tonem – Przejdzie mu. Każdy z nas przez to przechodził.

-Ale nie każdy jest tak naiwny jak on – odparł August. Czuję że może wyniknąć z tego jakaś tragedia.

-Spokojnie. O to się nie martw. Nie powinienem jeszcze tego mówić ale zajeliśmy się już tą sprawą jak należy. Magnus pojedzie do Sheedanu.

-Co? Jak? Czemu nic nie powiedziałeś? – niemal wykrzyknął August

-Cicho!! Ściany mają uszy, rośliny tak samo. Decyzja zostanie ogłoszona jutro. Do tego czasu nikt ma o tym nie wiedzieć.

Zanim August zadał kolejne pytanie, w werandzie ukazali się znajomi dworzanie.

-No a teraz musisz mi wybaczyć. Interesy wzywają! -dodał Lucius pozostawiając Augusta ponownie samego z różami.

Kiedy tylko słońce uniosło się na nieboskłonie, Magnus został wezwany na posiedzenie rady cesarskiej. Jako następca tronu często brał w nich udział w celach edukacyjnych. Przeczuwał jednak że tym razem przedmiotem debaty może być on sam. Oczywiście bał się tej konfrontacji ale nie chcąc sprowadzać na siebie gniewu ojca tym razem nie ociągał się już wcale. Znał beznadzieje swojego położenia i postanowił tym razem rozegrać sprawę inaczej. Modlił się tylko by nie było jeszcze za późno.

Gdy tylko przybył do sali rady od razu uderzył go brak przygotowanego dla niego miejsca. Nie pozwolił jednak na okazanie zakłooptania. Stał dumnie z uniesioną lekko głową, oczekując na rozwój wydarzeń. Przy długim prostokątnym stole zasiadali ci sami od lat przedstawiciele najważniejszych obok cesarza sił politycznych Velantoru w postaci szlachty i armii. Był to władca Carmony Lucius Terentius oraz generał Marcus Vergot. Lucius był człowiekiem wątłej postury o długich siwiejących włosach. Nigdy nie był typem wojownika za to jego talenty dyplomatyczne i organizacyjne były nieocenione. Ponieważ jednak w Velantorze od zawsze kulture fizyczną ceniono w niemal równym stopniu co wyższą i duchową miał ogromny kompleks swoich braków. Dlatego też swego syna Augusta wychowywał od początku na wojownika. Generał Vergot był zaś kompletnym jego przeciwieństwem. Wielki muskularny mężczyzna o czarnych włosach i krótkiej lecz niezwykle gęstej brodzie. Swoje wybitne zdolności bojowe i przywódcze zdradzał już na samym początku swojej kariery. Dla Velantoryczyków generał Vergot był swoistym wzorem narodowych cnót. Pochodził ze zubożałej szlacheckiej rodziny z północnej części cesarstwa – zimowej krainy Tasarii. Własnymi siłami doszedł do godności członka rady cesarskiej i głównodowodzącego velantorskich legionów. Członkowie rady zasiadali po lewicy i prawicy cesarza Aureusa. Pomimo że współczesną radę łączyły niezwykle bliskie więzi, porządku tego nie zaburzano nigdy. Magnus pozostawał z radą w bardzo dobrych stosunkach. Człowiekiem którego darzył najmniejszą sympatią w tym towarzystwie był jego ojciec. Zdziwił się więc kiedy na twarzach Luciusa i Vergota ujrzał smutek i dezaprobate.

Pierwszy odezwał się Lucius:

-Magnusie racz wybaczyć wczorajsze zachowanie mojego syna. Bardzo się o ciebie martwi. Emocje wzięły nad nim góre. Wiedz że zawsze stoi po twojej stronie i gdy przyjdzie potrzeba będzie cię bronić całym ciałem i sercem.

-Daj spokój Luciusie! Magnus jest tak samo winny całej sytuacji – odparł cesarz - To hańba żeby następca tronu zachowywał się w taki sposób. Poza tym on ma jeszcze więcej na sumieniu… - Mój drogi synu! – zwrócił się do Magnusa – sprawiłeś nam wczoraj wielki zawód. Rozumiem że młodość rządzi się swoimi prawami ale nawet ona nie ma prawa zabierać ci przyszłości. Wiem że inaczej sobie to wszystko wyobrażałeś, przymykałem więc oczy na twoje zachowanie podczas zaręczyn. Jednak twoja nocna ucieczka…mogłeś zachować chociaż pozory przyzwoitości. Jeśli nie ze względu na księżniczke to przynajmniej na mnie i nasz kraj.

-Ojcze nie rozumiesz…-zaczął tłumaczyć się Magnus

-Wysyłamy cię na rok do Sheedanu abyś mógł odbyć stosowną edukację – ciągnął cesarz, ignorując wstawke syna – Odwieczną prawdą jest, iż podróże kształcą a my liczymy na to, że ta wykształci w tobie dodatkowo poczucie obowiązku i sprawi, że twój umysł zajmie się sprawami wznioślejszymi niż młodzieńcze zabawy i kobiety.

Magnus zamarł lecz starał się tego nie okazywać. Przez cały czas stał wyprostowany i nie opuszczał głowy. Zrozumiał że miarka się przebrała i będzie niezwykle trudno wyjść obronną ręką z tej sytuacji. Gorączkowo starał się znaleźć w swoim umyśle jakiekolwiek wyjście z sytuacji.

-Wasza wysokość! – zwrócił się w końcu do ojca nadmiernie oficjalnie – szanowna rado! Rozumiem co skłania was do podjęcia takiej decyzji. Nie chcę w żadnym razie jej kwestionować. Proszę jednak byście nie działali zbyt pochopnie. Przemyślałem już swoje zachowanie i zamierzam się zmienić. Od dziś pragnę bardziej zaangażować się w życie polityczne kraju. Chcę być obecny na każdym posiedzeniu rady cesarskiej oraz towarzyszyć cesarzowi w każdej podróży po kraju. Jako następca tronu muszę jak najlepiej poznać nasze cesarstwo i jego obywateli. To powinien być dla mnie priorytet. Nie jest nim zaś wycieczka na drugi kraniec świata. Choć z pewnością byłaby ona niezwykle atrakcyjna, ani ja, ani państwo nie skorzystamy na niej zbyt wiele.

Gdy młodzieniec skończył mówić, odpowiedź której wyczekiwał nie nadeszła zbyt szybko. Wszyscy dalej trwali w mliczeniu. Widząc to zaniepokojnony Magnus raz jeszcze chciał użyć sił perswazji ale gdy tylko otworzył usta z miejsca przerwał mu Cesarz Aureus:

-Mój chłopcze, to niestety wykluczone. Decyzja o twoim wyjeździe tam została podjęta już dawno temu. Wszystko zostało już uzgodnione z twoim wujem. Ostatnie wydarzenia uświadomiły nam jedynie że powinniśmy zrealizować ten plan jak najszybciej.

-Mój Panie Sheedan to piękny kraj – wtrącił generał Vergot. – Początkowo chcieliśmy wysłać Cię do Baltorii ale zrezygnowaliśmy z tego pomysłu. Tam nie ujrzałbyś nic poza deszczem!

-Mój książe- odezwał się Lucius– jednym z życzeń twojej matki przed śmiercią było abyś odwiedził miejsce z którego pochodzi. Ta podróż będzie dla ciebie nie tylko najlepszą edukacją lecz również hołdem jej pamięci.

Słowa te wyraźnie poruszyły Magnusa. W mglistym wspomnieniu ukazała mu się jej postać i wczorajsza wizyta pod jej pomnikiem. Poczuł że wszelkie dalsze dyskusje, będą niczym innym, jak tylko egoizmem. W jednej chwili cały żal jaki czuł do matki przemienił się w nostalgię i przekonanie że wyjazd tam jest jego świętym obowiązkiem. Młodzieniec podziękował radzie za taką decyzję i zapewnił że czym prędzej rozpocznie przygotowania do podróży.

Gdy Magnus opuścił komnatę, cała trójka odetchnęła z ulgą. Nie sądzili że pójdzie tak łatwo. Młody książe zawsze słynął z upartości. Wszyscy przystąpili czym prędzej do omawiania innych spraw. Pomimo tego, że były to prawdopodobnie najspokojniejsze czasy w dziejach całego kontynentu, zarządzanie tak wielkim Imperium nie było łatwym zadaniem. Rada cesarska musiała zatwierdzać wszystkie projekty senatu, rozwiązywać największe spory w kraju oraz planować politykę zagraniczną państwa.Tamtego dnia wszystko układało się zgoła pomyślnie, tym bardziej zaskakiwała wycofana postawa zawsze prężnego i zaangażowanego cesarza Aureusa. Od wyjścia Magnusa cesarz wydawał się dziwnie posmutnieć.

-Wasza cesarska mość czy coś się stało? -zapytał w końcu Lucius

-Nie wiem czy dobrze robimy posyłając go tam – odparł cesarz

-Gdzie lepiej niż do rodziny? – powiedział Vergot

-Właśnie to mnie martwi– rzekł smutno Aureus – boje się że przez kontakt z Olronem, Magnus wda się jeszcze bardziej w matkę. Lenessia była najwspanialszą kobietą jaką znałem ale nie nadawała się do rządzenia. Szczególnie Velantorem.

-Myślę że wasza cesarska mość zbytnio się przejmuje – powiedział spokojnie Lucius – Król Olron to mądry władca, Magnus na pewno nauczy się od niego wiele na temat sztuki rządzenia.

-Obyśmy mieli racje. Tak czy siak od razu po przyjeździe musimy go ożenić i wdrożyć do nowych obowiązków. -powiedział Aureus - Nie będzie miał czasu na rozmyślanie i bunty. Tymczasem wracajmy do naszych spraw. Władza nie może spać!

Następne częściLuteus III Luteus IV Luteus V

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Sandra 7 miesięcy temu
    Z doświadczenia mogę tylko powiedzieć, że gdy rozdziały są publikowane w odstępach czasowych np. co tydzień, cała opowieść cieszy się większą publicznością. Wiesz, trzymasz czytelnika w niepewności. Tutaj akurat opublikowane zostało wszystko od razu. Nie mówię oczywiście, że to złe :-)

    Z pozdrowieniami dla Ciebie :-)
  • Fantasmagorie 7 miesięcy temu
    Obawiałem się, że może być właśnie kompletnie na odwrót hah. Tak czy siak dziękuję! Kolejne części będę wstawiał rzadziej.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania