Poprzednie częściLuteus I

Luteus V

W sali tronowej pałacu w Callatis, zmęczony cesarz Aureus od wielu już godzin słuchał skarg rozgoryczonych lub zwaśnionych poddanych. Od niepamiętnych czasów jednym z praw zwyczajowych velantorskiego imperium był dzień powszechnych audiencji. Każdy władca zobowiązany był poświęcić jeden dzień w tygodniu na udzielaniu audiencji swoim wasalom. Cesarz zobowiązany był do wysłuchania ich problemów, zaproponowania jakiegoś rozwiązania lub osądu jeśli takowy był konieczny. Na początku swego panowania Aureus bardzo lubił ten dzień gdyż słuchanie poddanych uważał za wspaniałą idee. Zawsze chciał być jak najbliżej swoich ludzi. Jednak po kilku dekadach słuchania tuzinkowych problemów i rozwiązywania jałowych sporów, cały zapał już dawno w nim zgasł. Ze względu na sędziwy wiek cesarzowi zdarzało się już nawet przysypiać na tronie a odpowiedzi udzielali obecni tam zawsze doradcy. Tego dnia rzecz miała się podobnie ale głośne wejście jednego z posłańców wyrwało cesarza z marazmu. Zdyszany młody człowiek niemalże wbiegł do sali tronowej padając na kolana przed obliczem cesarza, przerywając wypowiedź wcześniejszego petenta.

-Jak śmiesz przerywać audiencje? -zapytał oburzony jeden z doradców.

Chłopak cały czas dyszał nie będąc w stanie wydobyć z siebie słowa. Z każdą chwilą jego oddech stawał się coraz cięższy.

-Mów albo precz stąd!!! -wrzasnął inny

-Spokojnie Panowie – rzekł spokojnie, przebudzony cesarz. -Czy nie widzicie że chłopak miał ciężką przeprawe? Powiedz co cię do nas sprowadza synu.

-Mój Panie przysyła mnie namiestnik. -wyrzucił z siebie ledwo młody posłaniec. -Mamy problemy z Lordem Reptusem.

-Reptusem? Co znowu? Czy jego odwieczny spór z Kretusami o tamtą jabłoń nie został w końcu rozwiązany 3 lata temu?

-Niestety nie chodzi o jabłoń Panie. Chodzi o tą nową drogę, tą którą prowadzimy przez cały Nowy Velantor. Lord Reptus twierdzi że przechodzi ona przez teren jednej z jego posiadłości i nie pozwala nam jej w spokoju budować.

-Jechałeś taki kawał drogi żeby mi o tym powiedzieć? Szkoda naszego i twojego czasu. Dogadajcie się jakoś z Reptusem. Jestem waszym cesarzem a nie niańką! – rzekł uniesiony Aureus

-Mój Panie – odezwał się nieśmiale wysłannik – Lord jest nieugięty. Sytuacja trwa już od kilku tygodni a napięcie tylko rośnie. Ostatnio on i jego ludzie napadli na karawan wiozący materiały budowlane. Zginęło dwóch żołnierzy i kilku robotników.

-Mam dość…Mam tego wszystkiego dość- huknął cesarz – Wzywam Lorda Septusa Reptusa do stawienia się przed moje oblicze w ciągu tygodnia. Zgodnie z prawem będzie osądzony za swoje występki. Jeśli tego nie zrobi, zostanie ogłoszony zdrajcą Imperium a jego głowa zawiśnie przed bramami miasta świtu!

Wzburzony cesarz wstał z tronu i opuścił sale. Momentalnie przybiegli do niego doradcy, prosząc o zmianę tak radyklanej decyzji i dalsze przyjmowanie audiencji ale Aureus był nieugięty. Przed drzwiami zastał generała Vergota który właśnie doń zmierzał.

-Mój Panie. Przynosze ważne wieści. Czy moglibyśmy pomówić na osobności? -zapytał Vergot

-Oby były szczęśliwe Marcusie bo kolejnych sporów już nie zniose – odpowiedzial cesarz. Panowie! -zwrócił się do stojących u jego boku doradców – Dzień audiencji czas powoli kończyć. Wysłuchajcie pozostałych w moim imieniu a tych co dopiero przybędą – odprawcie.

Zakłopotani doradcy wykonali niechętnie polecenie władcy. Cesarz odetchnął z ulgą i poszedł z generałem do sali obrad rady cesarskiej. Tam czekał już na nich Lucius.

-Oho widze że szykuje się coś więcej niż spór o jabłoń – rzucił Aureus po czym usiadł przy stole i nalał sobie wina

- Spór o Fornirską korone – powiedział Lucius z wyraźnym zadowoleniem

Cesarz wytrzeszczył oczy i omal nie wylał winogronowego trunku.

-Więc stary Elsir w końcu pożegnał się z tym światem? -rzekł cesarz przełknąwszy szybko wino -Już myślałem że ta gnida będzie żyć wiecznie! W całym swoim życiu nie pamiętam innego fornirskiego króla – zaśmiał się – Ale do rzeczy. Pretendenci?

-Wszystkich pięciu synów -odpowiedział generał Vergot – Królestwo rozdarte. To nasza szansa.

-Którego powinniśmy poprzeć? – wtrącił się Lucius

-Nikogo-odpowiedział surowo cesarz – niech te psy się zagryzą. My poczekamy na odpowiednią chwile. Jedna okazja często otwiera drugą.

Tymczasem Magnus pędził wygodne życie na dalekim południu. Choć o fornirskiej wojnie domowej mówiło się sporo, puszczał wszystko mimo uszu. Wielka polityka niezbyt go obchodziła, sam bowiem miał wystarczająco dużo swoich spraw na głowie. Większość czasu poza lekcjami spędzał z Levanną by nie poświęcać go swoim destrukcyjnym myślom. Wiedział że ucieczka od zmartwień nie jest dobrą drogą gdyż prędzej czy później wrócą ze wzmocnioną siłą Na razie jednak unikanie ich przynosiło młodzieńcowi ulgę i pozwalało znów skupić się na swoich zajęciach. Nawiązanie więzi z halakońską mistrzynią przyniosło Magnusowi więcej niż ktokolwiek mógłby oczekiwać. Oprócz przyzwoitego przysposobienia bojowego zdobył także wspaniałą towarzyszkę. Choć od ich pierwszego spotkania minęło raptem pół roku, bardzo się ze sobą zżyli. Wszystko co dobre kończy się jednak za szybko.

-No młody! Moja praca dobiega już końca. Wygląda na to że co nieco już potrafisz. Zrobimy jeszcze pare sparingów i ruszam w dalszą podróż -powiedziała Levanna odkładając na bok miecz.

- Zostań jeszcze. Nie chce żebyś wyjeżdżała. Nie zostawiaj mnie samego z tymi starymi dziadami.

-Możesz wyruszyć ze mną jeśli chcesz -rzuciła dziewczyna

-Chciałbym żeby to było takie proste – odpowiedział Magnus siadając zasmucony na murze

Zapadła cisza. Dziewczyna nie wiedziała jak podnieść na duchu swojego młodego towarzysza. Wiedziała że wszystko co powie tylko bardziej zasmuci Magnusa.

Widzisz- zaczęła nieśmiale dziewczyna. -Powoli kończy mi się już czas.

-Co masz na myśli? – spytał młody książe podnosząc nerwowo głowę -Umierasz?

-Daj spokój! -roześmiała się Levanna. Nie kładź mnie jeszcze do grobu, nie jestem taka stara! Chodzi o to że…muszę już wracać do męża.

-Męża? -krzyknął młodzieniec

-Widzisz…jestem świeżo po ślubie. Poprosiłam mojego męża żeby jako prezent ślubny podarował mi jeszcze rok wolności. Nasze rodziny nalegały już na zaślubiny a ja nie zdążyłam jeszcze zwiedzić świata co zawsze było moim marzeniem. Dlatego robie to teraz.

-Zgodził się?

-Z trudem. Stawia go to przecież w niewygodnej sytuacji. Ale od dziecka jesteśmy przyjaciółmi więc zrozumiał. W Halakonii kobiety i mężczyźni są równi więc nie jest to aż tak dziwne i absurdalne jak w innych krajach gdzie kobiety są niewolnicami swoich mężów.

-Rozumiem….-odpowiedział zamyślony Magnus. -Kochasz go? -dodał po chwili

-Bardzo dobrze się dogadujemy i stanowimy zgraną parę.

-Nie o to pytałem.

-Miłość…-zaczęła głośno rozmyślać Levanna -od dzieciństwa wiedzieliśmy że będziemy parą, dobrze nam w swoim towarzystwie więc chyba tak…kocham go.

-Tak sądzisz? -rzucił Magnus i nie czekając na odpowiedź wstał z muru kierując się ku wyjściu

-A ty dokąd? -zdziwiła się Levanna

-Król kazał mi przyjść do siebie po treningu. Do zobaczenia na kolacji!

Kiedy ściany pałacowego korytarza ukryły Magnusa przed wzrokiem Levanny, młodzieniec nie udał się do króla gdyż spotkanie z nim było tylko wymówką. Liczne nienazwane myśli kotłowały się w jego umyśle a nim się obejrzał wszystkie zaniechane zmartwienia powróciły z podwójną siłą. Historia dziewczyny przypomniała mu o jego własnej. Wszakże jego czas na rajskim południu również dobiegał końca. Już za miesiąc czeka go rychły powrót a wraz z nim niechciane małżeństwo i obowiązki.Nie mógł poradzić sobie z myślą że będzie musiał oddać swoje życie komuś kogo nawet nie zna. Miał już przykład swojej matki której usposobienie nie pozwalało na życie w niewoli nawet jeśli za wolność musiała zapłacić najwyższą cenę. Na domiar złego już od trzech miesięcy nie dostał żadnej odpowiedzi od Adalis. Przeczuwał że coś złowrogiego może kryć się w tej zwłoce ale żadne sensowne wytłumaczenie nie przychodziło mu do głowy. Czuł, że musi podjąć jakieś działania ale nie miał w ogóle pomysłu co może zrobić lub do kogo się zwrócić o pomoc. Momentami odnosił wrażenie że, powoli traci zdolność do racjonalnego myślenia. Ciepłe Sheedańskie powietrze które do tej pory zdawało mu się kojące teraz jedynie ściskało gardło w duszącym uścisku. Wszystko wokół zaczęło jawić mu się złowrogo.

Kilka dni później, po ostatnim wspólnym treningu i oficjalnym pożegnaniu Levanna zaprosiła Magnusa do karczmy. Nazajutrz miała opuszczać Sheedan dlatego młodzi chcieli spędzić ze sobą jak najwięcej czasu i godnie się pożegnać. Incognito udali się do jedno z najpopularniejszych przybytków w mieście. Karczma nie przypadła Magnusowi do gustu gdyż książe nie zwykł przebywać w tak głośnych i przaśnych miejscach. Siadli przy barze gdzie Levanna zamówiła dla nich pierwsze trunki. Huk kufli i wrzaski biesiadujących uniemożliwiały jakąkolwiek werbalną komunikacje. Młodzieniec cieszył się jednak z towarzystwa przyjaciółki a kilka piw pozwoliło mu całkowicie zapomnieć o niedogodnościach. Oboje szybko stracili poczucie czasu. Mrok ciemnej nocy nawet na moment nie przyćmił hucznych zabaw w oberży. Magnus i Levanna zaznajomiwszy się dobrze z wybornym sheedańskim piwem byli już na etapie zaczepiania obcych ludzi i prowadzenia patetycznych lecz pozbawionych sensu dyskusji o życiu i świecie. Wszystkie oczywiście zwieńczane były wzniosłymi deklaracjami o przyjaźni i lojalności po grobową deskę. W pewnym momencie w drzwiach karczmy pojawiła się ogromna postać. Pijane zmysły Magnusa nie mogły ocenić czy to człowiek czy odyniec. Kolos szedł przez środek karczmy stawiając ciężko stalowe buty. Każdy jego krok zdawał się powodować małe trzęsienie ziemi.

-Co to za bydle? – zapytał szyderczo zapijaczony Magnus

-Ciszej młody – mruknęła Levanna, szturchając Magnusa w ramie.

Dziewczyna przyglądała się olbrzymowi uważnie. Z jakiegoś powodu wydawał jej się znajomy. Usilnie próbowała przypomnieć sobie kto to jest. Niestety upojenie alkoholowe nie pozwoliło spostrzec Levannie że wpatruje się w nowo przybyłego gościa bardzo długo i otwarcie. Nie uszło to uwadze kolosa który zauważywszy to uśmiechnął się szeroko i zaczął zmierzać w ich kierunku. Dziewczyna odwróciła wzrok w pośpiesznym zakłopotaniu i poczęła myśleć co robić w tej sytuacji. Poprzez swe podróże Levanna była stałym bywalcem karczm więc dobrze wiedziała w jakim kierunku wszystko zmierza. Starała się zagadać Magnusa który zajęty już był rozmową z jakimś kupcem korzennym. Chciała wstać ale zorientowała się że wszystkie drogi ucieczki są zablokowane przez współbiesiadników. Desperackie próby ratunku spełzły na niczym. Dzikus stał już przy ich stole i nim zdążyła zareagować posadził swoje wielkie cielsko na taborecie. Usiadł twarzą do Levanny tak blisko że była w stanie poczuć odór cebuli wychodzący z jego przerośniętych ust. Ogrom błyszczących, czerwonych mięśni i burza czarnych jak smoła włosów przysłoniły jej widok Magnusa. W tym momencie już nawet młodzieniec zorientował się że dzieje się coś złego. Oboje wytrzeźwieli w jednej chwili. Levanna siedziała ze spuszczoną głową oczekując z niepokojem na rozwój wydarzeń. Magnus spoglądał na kolosa mrużąc oczy.

Zaczęło się. Olbrzym zaczął wypytywać Levanne o imię, kraj pochodzenia oraz wieczorne plany. Zdążył nawet poprosić kelnerke o najdroższy trunek w tym przybytku dla najpiękniejszej pani w królestwie. Atmosfera zagęszczała się z każdą kolejną sekundą. Levanna odpowiadała na zaczepki kolosa zdawkowo lecz kulturalnie aby nie podburzać dzikusa. Inaczej jednak postanowił sprawe załatwić Magnus który postanowił natychmiast wybawić swoją towarzyszkę od problemów. Wstał gwałtownie i rzucił swój kufel rozbijając go o ziemie. Szkło rozprysnęło się we wszystkie strony. Olbrzym odwrócił się z dziwnym grymasem na twarzy. Większość stołów zamilkło i zwróciło swoje oczy na młodzieńca.

-Ta dama chyba nie chce żebyś ją zaczepiał – powiedział dumnie Magnus kładąc rękę na rękojeść swojego miecza

A tobie co do tego? -odpowiedział kolos wstając powoli. Pomimo tego że Magnus był dość wysoki, dzikus znacznie go przewyższał.

-Nie będę na to bezczynnie patrzył -podniósł dumnie głowe młodzieniec

-Więc nie patrz. Na ziemie i zbierać szkło które rozbiłeś. Kelnerki mają dzisiaj dość pracy.

Cała sala wybuchła śmiechem. Niektórzy drwili z Magnusa, inni krzyczeli by siadał i odpuścił. Dwóch obecnych strażników miejskich przybyłych tu po ciężkim dniu służby wolało sączyć najtańsze wino niż rozwiązywać kolejne jałowe spory. Levanna patrzyła w podłoge, policzki dorównywały czerwonością koloru jej włosów. Nieprzejęty niczym olbrzym przysiadł się jeszcze bliżej dziewczyny rzucając coraz bardziej sprośne komentarze i wypytując o dziwaczne rzeczy. Zdawał się kompletnie zapomnieć o stojącym tuż za jego plecami Magnusie.

W młodzieńcu kipiała niewysłowiona złość. Nigdy nie doznał tak ogromnego upokorzenia a szczególnie zadanego przez kogoś tak niegodziwego stanu. Wezbrała w nim nienawiść do olbrzyma, Sheedanu i wszystkiego wokół. Rozdzierała go myśl że zostawił swoją ukochaną i ojczyznę tylko po to żeby teraz być pośmiewiskiem w jakiejś karczmie na krańcu świata. Jednocześnie czuł przytłaczającą bezsilność. Chciał przecież stanąć przeciwko całemu światu, zawalczyć o swoją ukochaną i ułożyć sobie życie wedle własnego planu. Tymczasem nie był nawet w stanie ochronić swojej przyjaciółki przed jakimś nieokrzesanym dzikusem.

Furia całkowicie odebrała mu rozum. Machinalnie wyciągnął swój srebrny sztylet i z całą siłą wbił go w szyje olbrzyma. Zrobił to po raz drugi i trzeci rozcinając każdą leżącą tam tętnice. Ostatnie uderzenie było tak głębokie że Magnus nie zdołał już wyrwać sztyletu z kolosa. Wielkie cielsko dzikusa runęło na ziemie bezwładnie. Podłoga topiła się w rzece krwi. Karczma zamarła. Wydawało się nawet że płomienie w świecach zastygły na moment. Z marazmu wyrwał wszystkich głuchy brzdęk rozbitych talerzy które wyleciały z rąk kelnerce. Kobiety krzyczały, niedoświadczeni zwracali swój posiłek na ziemie lub towarzysza siedzącego obok a najtwardsi mężczyźni patrzyli z przerażeniem na młodzieńca który powalił prawdopodobnie największego człowieka na świecie. Największą trzeźwość zachowali strażnicy, którzy po chwili oszołomienia zaczęli przeciskać się w strone miejsca zdarzenia. Widząc to Magnus również oprzytomniał w chwili. Instynktownie zaczął szukać drogi ucieczki. Tej widać nie było więc skoczył na stół a z niego na kolejny torując sobie drogę, demolując przy tym wszystko co się da. Strażnicy również gonili za nim po stołach, jednak ciężkie kolczugi okazały się zawodne przy tego typu akrobacjach. Zdumieni całą sytuacją biesiadnicy nie próbowali nawet łapać Magnusa do czasu kiedy strażnik nie rzucił wyraźnego polecenia pojmania mordercy. Młodzieniec miał już wtedy drzwi na wyciągnięcie ręki. Kilku mężczyzn próbowało go zatrzymać ale przemknął między nimi i zniknął w odmętach nocy. Jeden ze strażników wybiegł za Magnusem ale nie był już w stanie go dojrzeć.

Wkrótce w budynku karczmy pojawiło się jeszcze więcej stróżów prawa. Zamordowanym był najsłynniejszy łowca nagród w Sheedanie. Z jego usług korzystał sam król Olron. Z tego powodu po jakimś czasie na miejscu pojawił się nawet przedstawiciel gwardii królewskiej. Żołnierze przepytywali świadków i pilnowali aby nikt nie opuścił przybytku. Trwały też poszukiwania czerwonowłosej kobiety która była powodem całej awantury. Świadkowie twierdzili, że tuż po ucieczce mordercy niepostrzeżenie zniknęła. Sprawca przez cały pobyt w karczmie odziany był w długi czarny płaszcz a głowę skrywał pod kapturem przez co jego identyfikacja zdawała się niemożliwa. Zirytowany bezradnością i opieszałością straży, królewski gwardzista poszedł przyjrzeć się z bliska miejscu zbrodni. Nie był w stanie uwierzyć że legendarny Alkir dał się podejść w tak dziecinny sposób. W obecnym czasie mało który z Sheedańskich rycerzy byłby w stanie dorównać mu w walce. Musiał całkowicie stracić czujność. Sprawca nie dał mu szans. Widać było że ciosy zostały zadane z furią i okrucieństwem. To wszystko przez jedną kobiete?

Gwardzista westchnął głęboko i założywszy swój złoty hełm miał już odchodzić lecz zorientował się że zarówno on jak i strażnicy przeoczyli oczywistą wskazówke. Narzędziem zbrodni nie był pierwszy lepszy nóż. Był to skromnie przyozdobiony lecz solidnie wykonany sztylet. Na rękojeści wygrawerowany został mały symbol który z oddali dostrzegłoby tylko bystre oko. Gwardzista przyklęknął by zobaczyć go z bliska. Widok ten przyprawił go o zawał serca. Był to srebrny gryf – herb cesarskiej rodziny Velantoru.

Młodzieniec nie wiedział kogo dokładnie pozbawił życia lecz wielkość zoorganizowanej obławy pozwoliła mu przypuszczać że nie był to pierwszy lepszy najemnik czy łowca skarbów. Nie przejmował się tym jednak zbytnio gdyż uwaga jego poświęcona była ucieczce i tuszowaniu śladów zbrodni. Zdjął odzież wierzchnią która dotychczas skrywała jego tożsamość a w jakiejś bani z wodą przemywał swoje zakrwawione buty.

Kryjąc się po zaułkach i obserwując ruchy strażników powoli uświadamiał sobie wszystko co uczynił. Był to pierwszy raz kiedy zabił człowieka. Straszniejsze jednak od samego faktu było dla niego co czuł. Z jednej strony był przerażony tym że był w stanie pozbawić życia drugiego człowieka. Z całego serca żałował tego co zrobił i chciał natychmiast wydać się w ręce władz. Z drugiej zaś czuł dziką satysfakcję o niepokojącym lecz słodkim smaku. Ocalił swoją przyjaciółke przed gwałtem i ulżył swojej frustracji. Poza tym nie pozbawił życia nawet człowieka. Był to przecież bestia w ludzkiej skórze. A nawet ta skóra przypominała bardziej świńską niż człowieczą. Czy jednak to wszystko upoważniało go do popełnienia tak straszliwego czynu? Magnus nie poznawał już siebie, czasem zdawało mu się nawet jakby stał się jedynie biernym obserwatorem swojego życia którym sterują jakieś niezależne od niego siły.

Następne częściLuteus VI Luteus VII Luteus VIII

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania