Poprzednie częściLuteus I

Luteus III

Ostatnie dni przed wyjazdem upływały Magnusowi niezwykle intensywnie. Pakował swoje rzeczy oraz żegnał się z każdym znajomym jaki przyszedł mu do głowy. Wieść o wyjeździe przerażała go dlatego zapełniał czas przygotowaniami byle tylko nie zostać przez chwile sam na sam z własnymi myślami. Poczucie wypełniania woli matki które przekonało go nieco do podróży, szybko ustąpiło miejsca niechęci przed opuszczeniem ukochanej. Z Adalis żegnał się wiele razy, zachodząc do jej domu kiedy tylko była ku temu okazja. Za każdym razem obiecywali sobie wysyłać listy tak często jak to możliwe i czekać cierpliwie na swój powrót. Dziewczyna nie wydawała się jednak zbytnio przejęta jego wyjazdem. A przynajmniej nie tak jak on sam. Przyjmowała wszystko ze spokojem, niemal od razu godząc się z wyrokiem losu. Zważając na ostatnie wydarzenia, prawdopodobnie spodziewała się już najgorszego. Jej postawa bardzo jednak zmartwiła księcia. Pragnął aby dzieliła z nim cały ból a może nawet by czuła jeszcze większy. Ciążyło mu to wszystko na sercu ale nie okazywał tego, aby nie czynić pożegnania jeszcze bardziej przykrym niż było to konieczne.

Dużą część drogi do Sheedanu stanowiła przeprawa przez Fornir. Południowy sąsiad Velantoru i jeden z jego największych rywali był krajem równie pięknym co jednolitym. Zwany potocznie spichlerzem Luadany, Fornir słynął ze swojego rolniczego charakteru i najlepszej na świecie żywności. Jego krajobraz stanowiły głównie złote pszeniczne pola i łąki. Każdy nowo przybyły podróżnik zachwycał się tym pięknem. Ekscytację szybko jednak zastępowało znużenie gdyż w całym tym wielkim kraju z trudem można było dostrzec cokolwiek innego. Pomimo tego że Fornir od wieków pozostawał w złych stosunkach z Velantorem dla Magnusa było to miejsce szczególne. To właśnie z tej ziemi pochodziła jego ukochana Adalis. Swego czasu gdy miewał problemy ze snem dziewczyna opowiadała mu historie o śpiewających fornirskich polach i rajskich łąkach. Obiecali sobie niegdyś że pewnego dnia wyruszą tam razem. Młodzieniec pragnął ujrzeć Fornir po raz pierwszy z nią u swego boku. Niestety ich romantyczne marzenie nie mogło się spełnić.

Nic więc dziwnego iż kiedy przekroczył granice i wszystkie spaniałości tego kraju ukazały mu się przed oczami ekscytacje wyprzedziła melancholia. Widoki w istocie okazały się piękne ale jedno wspomienie opuszczonej ukochanej sprawiło że serce młodzieńca krzyczało z rozpaczy. W każdym polu, wiejskim domu czy też łące widział swoją Adalis. Z każdym kolejnym kilometrem fornirskiej ziemi Magnus czuł się coraz gorzej. W końcu przestał wyglądać za okno i pogrążył się we śnie.

Spał nieprzerwanie przez kilka godzin. Obudzony na postój, kategorycznie odmówił wyjścia z powozu. Wiedział że wybuchnie płaczem gdy tylko postawi noge na tej ziemi. Ziemi która należy do niej choć prawdopodobnie ona sama nie ma z tym konkretnym miejscem nic wspólnego. Podróż ciągnęła się w nieskończoność. Aby przyspieszyć jej bieg Magnus co pare godzin próbował zmuszać się do snu. Po którymś przebudzeniu podniósł oczy i znów ujrzał wszystkie te krajobrazy. Ku własnemu zdziwieniu nie zrobiły one takiego wrażenia jak poprzednio, wręcz przeciwnie – nie wywarły na nim żadnego wpływu. Czuł po prostu przejmujące zmęczenie swoimi emocjami i podróżą.

Po długim czasie nadeszło wybawienie. Krajobraz zaczął się zmieniać a wkrótce przyszła informacja że przekroczyli już granice z Sheedanem. Był to kraj gór, morza i słońca. Niebo nad nim niemal zawsze było lazurowe. Poprzez kręte, strome drogi nie był zbyt przyjazny dla karawan, mimo to jego urzekające krajobrazy z miejsca rekompensowały wszelkie trudy podróży. Malownicze przełęcze i górskie zamki przeplatały się z oliwnymi gajami i gęstymi lasami. Magnusowi od razu przypadł do gustu panujący tam klimat i szybko zapomniał o kłopotach w swojej ojczyźnie oraz trudnej dla serca przeprawie przez Fornir.

W pewnym momencie zdał sobię sprawe że wszystko co widzi wydaje mu się jakoś dziwnie znajome. Oczywiście czytał niegdyś wiele książek o Sheedanie ale to nie było to. Wkrótce uświadomił sobie że ukazujące się przed jego oczami obrazy widział już kiedyś nie na ilustracjach lecz oczami swojej matki. Podobnie jak teraz ukochana, niegdyś i ona opowiadała mu o swoim kraju. Pomimo piękna jej opowieści, Magnus nigdy nie był w stanie pojąć dlaczego tak bardzo tęskniła za swoją ojczyzną. W końcu jako velantorska cesarzowa mogła mieć wszystko czego chciała. Teraz zrozumiał to bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Na takich refleksach upłynęła mu reszta podróży aż w końcu Magnus usłyszał śpiew mew zwiastujący obecność morza. Wkrótce na horyzoncie ukazało się wybrzeże a wraz z nim Saris - największe miasto i stolica Sheedanu. Było to jedno z najstarszych miast na kontynencie a swoim splendorem niemalże dorównywało Callatis. Sheedańska stolica zrobiła na młodzieńcu ogromne wrażenie. Miasto to miało kompletnie odmienny charakter niż Callatis. Zdawało się jakby żyć w idealnej symbiozie z naturą. Domy wyrastały z piasku a tarasy pełne były roślin. Największe wrażenie wywarł jednak na młodzieńcu słynny kolos z Saris strzegący wejścia do jej portu. Był to wielki, mierzący pięćdziesiąt metrów posąg wykonany z najlepszego brązu. Przedstawiał on postać wojownika. Wierzono że chroni mieszkańców i odstrasza wszystkich niepożądanych gości. Widząc te wszystkie te cuda młodzieniec zapomniał na chwile o tym co za sobą zostawił i nawet z radością wyczekiwał spotkania z królem Olronem.

Wychodząc z powozu na pałacowym dziedzińcu Magnus poczuł ogromną tremę. Na całym placu zgromadzili się wyczekujący jego przyjazdu ludzie. Było ich niemalże tyle co na zaręczynach lecz tutaj każda twarz była mu obca. Szukał rozpaczliwie punktu zaczepienia ale niepokój minął gdy tylko ujrzał króla Olrona. Był to mężczyzna w średnim wieku o nobliwych rysach twarzy, długich czarnych włosach i oliwkowej cerze. Jego twarz była miła i promienna. Patrzył na Magnusa przenikliwie z nieukrywaną sympatią. Gdy tylko młodzieniec zrobił krok w jego strone zamiast spodziewanego przywitania zgodnego z protkołem dyplomatycznym, Król Olron wyszedł mu naprzeciw i ku zaskoczeniu wszystkich mocno go uściskał

-Witaj kochany bratanku!! Tak dawno się nie widzieliśmy! Wyrosłeś na pięknego mężczyzne, jesteś tak podobny do matki! – mówił Olron nie wypuszczając Magnusa ze swych ramion.

Zdezorientowany Magnus stał w bezruchu nie wypowiadając żadnego słowa. Ciepłe przywitanie króla wprawiło go w osłupienie, zastanawiał się też kiedy ostatnim razem się widzieli ponieważ nie przypominał sobie żeby spotkali się kiedykolwiek wcześniej. W międzyczasie król odstąpił od niego i ruszył w strone pałacu, dając młodzieńcowi znak by podążał za nim. Widząc zmieszanie Magnusa jeden z królewskich dostojników, mężczyzna o starej, naznaczonej przez słońce twarzy podszedł do niego i perfekcyjnym velantorskim powiedział:

-Nie bój się mój książe. Ekspresyjność to cecha narodowa Sheedańczyków. Z czasem do tego przywykniesz.

Magnus uśmiechnął się nieśmiale i podążył za królem. W pałacu Olron wypytywał młodzieńca o podróż oraz o bieżące sprawy Velantoru. Magnus nie mógł do końca skupić się na rozmowie ponieważ jego uwagę nieustannie przykuwało coś innego. Pałac królewski w Soris znacznie różnił się od cesarskiego w Callatis. Nie ustępował mu niczym, Sheedański styl miał po prostu kompletnie inną dusze niż ten Velantorski. Wielokolorowe marmurowe kolumny, małe dziedzińce wypełnione egzotycznymi roślinami czy majestatyczne ścienne fontanny były dla Magnusa nowością. Pomimo tego, w całej tej wszechogarniającej obcości była pewna bliskości którą wyczuć dało się jedynie w powietrzu.

Spacer był krótki ale niezwykle intensywny. Na sam jego koniec król Olron wskazał Magnusowi jego komnate i oficjalnie przedstawił starca który od wtrącenia młodzieńcowi uwagi o naturze sheedańczyków nie odstępował go już ani o krok. Na imię miał Aristokles. Był to jeden z najstarszych i najbardziej cenionych doradców króla Olrona. Został desygnowany na opiekuna Magnusa podczas jego pobytu na dworze. Aristokles był człowiekiem poczciwym i bardzo młodym ludziom życzliwym. W całym kraju ludzie znali go jako wielkiego mędrca i nauczyciela. Gdy zostali już sami wyptywał młodzieńca starannie o jego zainteresowania i pasje, tak aby pobyt w Sheedanie był dla niego czasem najbardziej produktywnym. Opowiadał też o kraju i różnicach kulturowych. Później jak to starsi ludzie mają w zwyczaju, począł rozprawiać o czasach swojej młodości i podróżach jakie sam wtedy odbył. Kiedy jednak zauważył że strudzony podróżą Magnus nie jest na siłach by mówić o takich sprawach z największą uprzejmością pożegnał się i wyszedł.

Zostając samemu Magnus odczuł ulgę. Zarówno król Olron jak i Aristokles zrobili na nim dobre wrażenie, jednak ilość wrażeń bardzo go wymęczyła. Nie dawał mu też spokoju upał który z każdą minutą stawał się coraz bardziej doskwierający. Aby uciec od słońca usiadł w najciemniejszym zakamarku komnaty i począł rozmyślać jak opisać swoje wrażenia w pierwszym liście do Adalis.

Następne częściLuteus IV Luteus V Luteus VI

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania