Moje miasto nocą - Nox
I na wieki wieków, cokolwiek może to znaczyć. Rozpościerając skrzydła paradoksu, snuję się nad metropolią martwą, pośród żywych. Z jednej strony, migotliwe błędne płomyki, w oknach, na balkonach, na garażach - na awersie czarne koty, zbłąkani bezdomni w poszukiwaniu uwagi strojnych prostytutek, rozstawionych po kątach ulic, w żółtawym świetle latarni. Zupełnie jak sztampowe i kiczowate, okurzone, stare meble. Niby przedawnione - jednak zawsze w modzie, gotowe, by usłużyć komuś jeszcze, zanim obrócą się w proch. Obrzydliwe, na swój sposób jednak widok ten przyprawia mnie o dreszcze ekscytacji. Napawa dumą - bo miasto, nad którym czuwam, w nocy nie próżnuje, nie drzemie pod osłoną atramentowych chmur, nie blednie przy blasku tarczy Księżyca.
Mam ochotę oddać się w radosne zapomnienie, zanurkować w dół, przyjrzeć się z bliska nocnym ludziom, wypełzającym na przecznice niczym nocne drapieżniki, szukające okazji do upolowania młodej zwierzyny, nieświadomej niczego, pogrążonej we śnie.
A ja, zagubiona dusza, spadam ku ziemi, ze skrzydłami zdruzgotanymi przez niewierność i zdradę. Uderzam w asfalt, ale nie umieram. Bo noc nigdy nie umiera.
Ego sum nocte
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania