Poprzednie częściPrzeszłość przyszłości

Przeszłość zapuka do drzwi [07]

Otworzyłem oczy i zobaczyłem przed sobą dużą oszkloną ścianę, za którą znajdowały się stanowiska do monitorowania stanu ogólnego pacjentów. Chciałem odwrócić na bok głowę, ale poczułem ból. Powoli powracała do mnie świadomość tego, co się stało. Poruszyłem ręką i usłyszałem dźwięk aparatury. Po chwili przy łóżku pojawiła się pielęgniarka wraz z doktorem.

— Panie Kolankowski, nazywam się Adrian Łosiak i jestem lekarzem prowadzącym — rzucił dyplomatycznie. — Czy pamięta pan, jak się tu znalazł?

— Coś sobie przypominam. — Zasyczałem z bólu.

— Spokojnie, jeśli to jest bolesny wysiłek, proszę nic nie mówić. Dwa dni temu karetka przywiozła pana nieprzytomnego z urazem głowy. Obecnie sytuacja jest opanowana, ale musimy jeszcze poobserwować pański stan — oznajmił i zwrócił się do pielęgniarki oddziałowej informując: — Jeżeli wszystko będzie dobrze, to pod koniec tygodnia wypiszemy pacjenta do domu.

— Co z moim psem, doktorze? — zapytałem zatroskany. — Ja mieszkam sam i oprócz siebie nie mamy nikogo. Czy ktoś mnie znalazł? — Nerwowo zacząłem się poruszać, co ponownie sprawiało ból. — Ona, panie doktorze, pewnie nie ma wody.

Dotknął mojego ramienia i odpowiedział:

— Proszę się uspokoić, to właśnie pies powiadomił pańską sąsiadkę szczekaniem i drapaniem w drzwi. Gdyby nie on nie wiadomo, czy ktoś by pana w tych zaroślach znalazł.

— Jakie zarośla, przecież to stało się prawie koło domu, na chodniku — wydusiłem z siebie.

Aparatura, do której byłem podłączony, sygnalizowała jakiś problem. Podano mi dożylnie lek, po którym natychmiast usnąłem. Spałem do następnego dnia, a może dłużej i obudziłem się już w lepszej kondycji niż wcześniej.

— Wreszcie pan wrócił do nas. — Ujrzałem nad sobą młodą dziewczynę w zielonym kitlu. Jej głos działał kojąco pośród tej ciszy, i współgrał z całą atmosferą tego miejsca.

— Musimy wykonać toaletę, pomoże mi pan? — Uśmiechnęła się.

— Ale ja mogę, to uczynić sam — odrzekłem zażenowany propozycją.

— Oczywiście, jednak pozwoli pan, że dopóki tutaj leży, to ja wykonam tę czynność — stwierdziła stanowczo.

Chociaż czułem się całkiem dobrze, zostałem skazany na jej pomoc, ponieważ przywiązano mnie do łóżka różnymi wężykami i cewnikami.

— Przepraszam, a jaki mamy dzisiaj dzień? — zagadnąłem.

— Środa — odpowiedziała.

— To już czwarty dzień – policzyłem szybko w myślach — jestem tutaj siostrzyczko.

Już nie usłyszała, bo oddaliła się za szklaną ścianę. Przymknąłem oczy i powoli zacząłem odtwarzać sobotni wieczór. Wiem, byłem wtedy na rauszu, ale nie na takim, aby nie wiedzieć, kto okazał się sprawcą. Pewnie ten kochaś barmana. Odwróciłem głowę w kierunku szafki, lecz poczułem bolesny ucisk w okolicy potylicy. Pewnie chodziło im o pendriva. Czy oni są tak głupi, czy ja wyglądam na idiotę? Zastanowiłem się nad diagnozą.

Niedługo po wizycie pielęgniarki odłączono mnie od aparatury, po czym uruchomiono i przeniesiono na dwuosobową salę. Miałem rację, wśród moich rzeczy brakowało tego mocnego dowodu. Mogłem zginąć! Zaniepokoiłem się. Więc trzeba, jak najszybciej doprowadzić barmana przed oblicze Temidy. Musi ponieść karę za wszystkie krzywdy, jakie wyrządził ludziom. Ale nim zamknę sprawę, jeszcze trochę zabawię się z nim i dopiero, gdy zacznie się bać, odkryję wszystkie karty.

Po porannym obchodzie mój lekarz prowadzący poinformował, że jak nic się nie zmieni, w piątek opuszczę szpital. Po tej wiadomości usnąłem. Czułem, jak ktoś delikatnie głaszcze mnie po policzku, a kiedy otworzyłem oczy, ujrzałem panią Mariannę.

— Chwała Bogu! Panie kochany, co ja się tamtego wieczoru najadłam strachu — wyrzuciła z siebie. — Kiedy ta biedna psina, a jaka ona mądra, panie Tomaszu, jak ona mnie ciągnęła za szlafrok w ten żywopłot z tego kolczastego ognika, wie pan ten przy Urzędniczej — chwyciła haust powietrza. — Ale, co tam ja pana męczę, mam tutaj dla pana rosołek, sama gotowałam, pyrkał na małym ogniu parę godzin. Proszę, wszystko tu mam i nawet kawałeczek wołowinki mięciutkiej i ciasto drożdżowe…

Złapałem ją za rękę dosyć mocno, bo inaczej nigdy by nie przestała jazgotać.

— Pani Marianno, czy Murka jest u pani i jak ona znosi moją nieobecność? — przerwałem jej.

— Wszystko z nią w porządku, w dzień biega po swojej posesji, bo wie pan, że to srebrne auto dalej krąży koło pańskiego domu — zakomunikowała. — Czy to czasem nie ten typ tak pana załatwił?

W drzwiach ukazali się dwaj funkcjonariusze i pani Marianna musiała wyjść. Podziękowałem jej za odwiedziny i opiekę nad Murką. Powiadomiłem, że pojutrze wychodzę. Na do widzenia poprosiłem o jej numer telefonu.

— Starszy aspirant Maciej Styczeń i aspirant Krzysztof Antonik — przedstawili się. — Jesteśmy tutaj w sprawie pańskiego pobicia. Czy czuje się pan na tyle dobrze, aby odpowiedzieć na parę pytań? — zapytał wyższy rangą.

Przedstawiłem im bardzo ogólnie przebieg tamtego zajścia, powołując się na niepamięć, powiadomiłem, że nie zgłaszam doniesienia, ponieważ i tak po jakimś czasie śledztwo zostanie umorzone z braku dowodów. Na takie oświadczenie bardzo się oburzyli, ale nie chciałem na razie nic zdradzać.

Po ich wyjściu pielęgniarka dokooptowała na puste łóżko nowego pacjenta.

Całkiem fajny gość. Skorzystałem z jego ładowarki, a wieczorem zadzwoniłem do sąsiadki i poprosiłem o baczną uwagę na mój dom. Chociaż wiedziałem, że ciągle obserwuje okolicę. Szybko rozłączyłem się, jej głos dudnił jak młot pneumatyczny, ale jedno trzeba przyznać, że stanęła na wysokości zadania.

Kiedy wróciłem do domu, Murka z radości aż się posikała. Pieszczotom i czułościom nie było końca. Jakby nie patrzeć, to ona uratowała mnie, może nawet od śmierci. Przewietrzyłem dom, włączyłem pranie i trochę ogarnąłem kuchnię i salon.

Oczywiście Marianna przyniosła obiad i wypełniła piątkowe popołudnie ploteczkami z całej Urzędniczej. Kiedy wyszła, odetchnąłem z ulgą.

Zmęczony zasnąłem. Obudziło mnie słońce. Wreszcie kawa i papieros. Uporządkowałem lodówkę i przejrzałem pocztę. Jedna koperta zaciekawiła mnie. List od znanej redakcji. Po otwarciu zdziwiłem się wiadomością; trwa korekta pańskiej powieści – jakiej powieści? Nic nie rozumiałem.

Tydzień minął od mojego wypadku. Nic nie stało na przeszkodzie, aby jeszcze dziś złożyć krótką wizytę Szymonowi i zaskoczyć znienacka. Przebrałem się i zerkając w lustro, stwierdziłem, że nawet mi do twarzy w tym czepcu Hipokratesa.

W barze panowała dosyć głośna atmosfera jak zwykle przy sobocie. Kiedy zacząłem opowieść o prawie własności do lokalu, w którym właśnie się znajdujemy, musiałem podnieść głos. Barman w pewnej chwili zbladł, aż się bałem, że zejdzie na zawał przed pójściem do więzienia.

— Czy znasz, Szymonie, Ewę Prendką? — zapytałem. — Dawną właścicielkę tego lokalu. Wiesz, gdzie ona przebywa teraz, pewnie nie? — Popatrzyłem draniowi w oczy.

— Ile chcesz, skurwielu, za milczenie? — syknął ze złości.

— Chcę widzieć cię za kratami, to jest moja cena — odpowiedziałem. — Ewa znajduje się na oddziale zamkniętym, próbowała popełnić samobójstwo, a ty mi mówisz o milczeniu. Wszystko jej zabrałeś z tym swoim pieprzonym chłoptasiem. Zresztą, co ja ci będę mówić, przecież macie mojego pendriva… — zamilkłem, chciało mi się rzygać na jego widok.

— Nic nie zrobisz, mam wszystko w papierach poukładane, a pamięć dobrze ukryłem — warknął.

— To jednak ty byłeś sprawcą mojego pobicia. — Wstałem i splunąłem mu prosto w twarz.

Zobaczyłem nienawiść w jego oczach i zaciśnięte zęby.

Zacząłem się bać.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Shogun 16.05.2020
    No, akcja trochę przystopowała, ale mam nadzieję, że to przysłowiowa cisza przed burzą :) Tylko jedno mnie zastanawia. Kto wysłał jego powieść do wydawnictwa? No ciekawe, ciekawe. Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam ;)
  • Pasja 16.05.2020
    Witaj
    Dziękuję za zainteresowanie i cierpliwość. Sporo się wyjaśnia, ale sporo też się gmatwa. Sprawa wydawnictwa? Trzeba trochę poczekać.
    Pozdrawiam
  • Bajkopisarz 16.05.2020
    „Niedługo po wizycie odłączono”
    A tu bym dopisał czyjej wizycie – chwilę mi zajęło domyślenie się, że to nawiązanie do dziewczyny w kitlu.
    Uparty Tomasz nie posłuchał ostrzeżenia i prze niczym taran do końcowego etapu swej zemsty. Biada tym, którzy staną mu na drodze. Czy jednak nie jest zbyt ostentacyjny w swych zamierzeniach? Barman już wie, czego się spodziewać i może wyprowadzać kontry. To trochę jak armia, której udało się podsłuchać częściowe plany nieprzyjaciela. Ale skoro Tomasz daje jasno do zrozumienia, do czego dąży, to musi być pewny swego. Inaczej bardziej smakowałaby mu zemsta z ukrycia.
  • Pasja 17.05.2020
    Witaj
    Piękne dzięki za śledzenie moich niespójnych myśli z przymrużeniem oka (pierwszy mój dłuższy tekst, więc proszę o wyrozumiałość)
    Za sugestię dziękuję.
    Pozdrawiam
  • Dzisiaj i jutro zgadujemy. Kto to napisał?
    Zachęcamy do odwiedzenia NSzO i zabawienie się w rosyjską ruletkę
  • Tjeri 17.05.2020
    Nadrobiłam braki i bardzom kontenta. Czytałam z zainteresowaniem i prawdziwą przyjemnością. u
    Umiejętnie prowadzisz czytelnika. Na ile części przewidujesz tekst?
  • Pasja 17.05.2020
    Pięknie dziękuję za cierpliwość. Ile części? Jeszcze tego nie wiem. Jest to mój stary zapał niedokończony i coraz nowe pomysły. Może znowu zaprzestanę.

    Pozdrawiam ciepło
  • Tjeri 17.05.2020
    pasja, to mam nadzieję, że zapał Cię nie opuści. Szkoda by było.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania