Przeszłość zapuka do drzwi [18]
Nazajutrz nikt mnie nie budził. Spojrzałem na zegar, dochodziła dziesiąta. Podniosłem się ociężale z łóżka i niedbale ogoliłem twarz, pozostawiając tu i ówdzie resztki zarostu. Dopiero teraz zauważyłem, że jednak ktoś był i wypuścił wilczycę. Zbiegłem po schodach, w domu panowała grobowa cisza, a na stole w kuchni pod kloszem przygotowane śniadanie. Twaróg z rzodkiewką, szynka i świeże bułki.
Obok kartka z informacją: Pojechałyśmy na Kleparz zrobić zakupy.
Z kubkiem kawy i z gazetą wyszedłem na taras. Murka wylegiwała się pod orzechem. Gdy mnie usłyszała, machnęła leniwie ogonem, nie otwierając nawet oczu. Ogród po nocnej burzy wyglądał cudnie, zwłaszcza zieleń. Rozłożyłem Echo Krakowa i na pierwszej stronie zobaczyłem Szymona w kajdankach, z czarną opaską na oczach. W błysku fleszy aparatu wyprowadzano go z prokuratury.
Krótka wzmianka informowała o dalszych aresztowaniach członków grupy przestępczej. Cała akcja nosiła kryptonim „Barman”.
Fajnie siebie nazwali — pomyślałem.
Zadzwonił telefon.
— Halo, słucham?
— Witam, Lemański z tej strony — usłyszałem. — Tomaszu zapraszam na siedemnastą do nas w celu złożenia wyjaśnień.
— Oczywiście będę — zapewniłem. — Jak mus to mus, panie inspektorze.
Rozłączył się. Za chwilę znowu „Bolero Ravela” wyrwało mnie z zaczytania. Tym razem Antoni.
— Witam bohatera — zabrzmiał donośnym głosem. — Na mieście o niczym się nie mówi, tylko o wieczornej akcji przy Królewskiej — rzucił.
— Ha, ha, ha — roześmiałem się.
— Bądź gotowy na szesnastą. Mój szofer przyjedzie po ciebie i spotkamy się u Krzysztofa. — Westchnął. — Bo ten twój stary rzęch będzie tylko przeszkodą. To czekamy — zakończył.
Murka zerwała się i pobiegła w stronę bramy. Po chwili zza zakrętu wyłonił się czerwony opel Ewy. No muszę przyznać, że siostra dobrze już sobie radziła za kierownicą. Przełamała wreszcie strach i powoli powracała do normalności.
— Tomaszu! — zawołała Marianna. — Czy możesz nam pomóc pownosić zakupy?
Kiedy Ewa otworzyła bagażnik, to złapałem się za głowę.
— O Jezu, a co to wojna będzie? — zapytałem.
Roześmiały się i zniknęły za drzwiami domu. Ja natomiast ogarniałem torby, paczuszki i kartony. Kiedy panie zajęły się przygotowaniem obiadu, poszedłem do siebie. Wyjąłem ze skrzynki pocztę i usiadłem na tarasie, aby przejrzeć. Wśród reklam i kilku mało istotnych listów znajdował się jeden, który zwrócił moją uwagę. Otworzyłem, w środku widniała kopia planu kamienicy przy ulicy Sławkowskiej i parę słów skreślonych piękną kaligrafią. Koperta nie posiadała znaczka i pieczęci poczty. Czyli został wrzucony osobiście.
„Tomaszu Kolankowski, proszę zapoznać się z dokumentami i podjąć decyzję. Sprawa jest przedawniona, ale nie tak do końca. Wiem, że będziesz zainteresowany... Pozdrawiam Melania Hajduk„
Dziwne – pomyślałem. – Kto to jest ta pani i dlaczego ja?
— Tomaszu, obiad! — Usłyszałem wołanie Marianny.
— Zaraz, zaraz… — chyba coś sobie przypomniałem. — Eureka! — wrzasnąłem.
Po obiedzie pojechałem na spotkanie z inspektorem Lemańskim, w celu złożenia zeznań w związku z zatrzymaniem barmana. Na miejscu czekali: Antoni i urocza pani komisarz Lidia Kotela.
— Witaj! — zawołał Karawan. — Pewnie się już znacie z Lidką — dodał.
— Tak — odpowiedziałem. — Chociaż pierwsze spotkanie nie należało do tych najprzyjemniejszych — rzuciłem z uśmiechem w stronę pani komisarz.
Do gabinetu wkroczył inspektor Lemański.
— Witam wszystkich — rzucił oschle. — Najpierw praca, potem przyjemności — zakomunikował i rozsiadł się za biurkiem.
Po wyczerpujących pytaniach i odpowiedziach podpisałem protokół zeznania, i odetchnąłem z ulgą.
— Co tak wzdychasz? — zapytał Krzysztof. — To dopiero początek — dopowiedział sobie sam. — Czeka cię długa droga, Tomaszu — poinformował tajemniczo.
— Ha, ha, ha — zaśmiał się Antoni. — No, a teraz powiedz, co czeka naszego świeżo upieczonego detektywa, szpiega z krainy deszczowców — zażartował.
Lemański wyjął lampki oraz butelkę whisky. Rozlał i wzniósł toast za moją osobę.
— A teraz najmłodsi z tego towarzystwa — zwrócił się do Lidii i mnie. — Chcę was powiadomić o planach, jakie podjęliśmy w stosunku do was. Jedziecie obydwoje na trzymiesięczne szkolenie do naszego ośrodka znajdującego się nad morzem. Sierpień, wrzesień i październik. Lidia jest już wyszkolona, ale żebyś nie czuł się osamotniony, będzie ci towarzyszyć.
— No, to już za niecałe trzy tygodnie wyjazd — odezwał się Antoni.
— Chwileczkę! — krzyknąłem. — Widzę, że ja nie mam nic do powiedzenia w tej całej sprawie.
— Kochany, jesteś już nasz — stwierdził Lemański. — Od tej chwili wszelkie kroki uzgadniasz z nami — zakończył stanowczo.
Nastąpił bezgłos i dopiero odgłos zapalniczki inspektora przerwał ciszę.
— Zapal — zwrócił się w moim kierunku, podając mi papierosy.
Zaciągnąłem się mocno i popatrzyłem po wszystkich. — Co jest grane? — pomyślałem. — Wszyscy wpatrzeni we mnie jak sroka w kość.
— Czy ty nam wreszcie powiesz, czy dalej będziesz robił z nas wałów? — krzyknął Antoni.
— O co wam, kurwa, chodzi? — zapytałem podniesionym głosem.
— Ty nie wiesz? — zagrzmiał Lemański. — To może nas oświeć i powiedz, kto to jest Melania Hajduk?
— No proszę, jestem inwigilowany na każdym kroku — wrzasnąłem. — Jeszcze chwilę to nie będę mógł się wysrać sam! — krzyczałem.
— Nie wrzeszcz jak mały chłopiec — zwrócił mi uwagę Antoni. — Nie jesteś z nami szczery i lojalny. Już ci kiedyś zwracałem na to uwagę — dokończył.
Mój telefon zaczął wibrować, wyjąłem z kieszeni i zobaczyłem na wyświetlaczu napis: numer nieznany. Przeczytałem głośno i popatrzyłem na Lemańskiego.
— Odbierz i włącz na głośno mówiący — rzucił rozkazującym tonem.
— Halo, słucham. — Usłyszałem kobiecy głos, to była Melania.
— Witaj, kochany synu — powiedziała. — Bardzo proszę cię, Tomaszu, o spotkanie i to jak najszybciej. Bo ja nie mam zbyt wiele czasu — stwierdziła. — Czy możesz jutro? Godzina jest do twojej dyspozycji. Czekam. Muszę kończyć.
Nie zdążyłem nic powiedzieć, przerywany sygnał i strach mnie przeszył. Czy jeszcze zdążę ją zobaczyć?
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania