Poprzednie częściNastępczyni - 1. Pochopna decyzja

Następczyni - 4. Wyprawa po lepsze jutro.

Mila i Gavin gotowi byli opuścić Quercie, konie przyszykowane do dalszej wędrówki.

- Żegnajcie, po powrocie z wyprawy na pewno przyjedziemy was odwiedzić. – Mila z uśmiechem na ustach spojrzała na Ofelie i Cenysa którzy odwzajemnili jej uśmiech.

- Bedziemy z niecierpliwością oczekiwać waszego przyjazdu – dodała Ofelia.

- Księżniczko chyba mam pewien pomysł i wydaje mi się bardzo rozsądny. – Cenys oddalił się szybkim krokiem.

Gavin z Milą zdziwieni na jaki pomysł wpadł Cenys czekali już siedząc na koniach. Zaa stodoły słychać było rżenie. Cenys wyszedł prowadząc konia tuż obok niego szedł jakiś mężczyzna, wyższy od Cenysa o głowę, miał czarne włosy do ramion i bardzo dużą posturę ciała o śniadym kolorze.

- Księżniczko, chciałbym żeby Tudan podróżował z wami. Jest to wojownik z pustynnego plemienia, ten lud wyznacza się dużą wdzięcznością i poświęceniem, za ocalenie życia Tudan ofiraował mi swoje życie, że będzie mnie bronił do ostatniego tchu. Teraz ja ofiaruję go Tobie, widziałem jak walczy więc na pewno będzie potporą dla was.

- Witaj księżniczko- Tudan kiwnął głową i lekko się uśmiechnął spoglądając na księżniczkę.

Mila tylko odwzajemniła uśmiech. Gavin również spojrzał na Tudana lecz u niego na twarzy nie pojawił się uśmiech a raczej lekka zazdrość.

- Dziękuję Ci za to, że byłeś mi oddany broń naszej księżniczki i nie pozwól zrobić jej krzywdy- Cenys przytulił się na pożegnanie z Tudanem.

Tud wsiadł na konia, którego wybrał mu Cenys. Razem z Milą i Gavinem wyjechali z miasta. Tud podjechał do Gavina i podał mu rękę Gavin uśmiechnął się i również uścisnął mu dłoń.

- Teraz jesteśmy skazani na siebie.

- Tak, masz rację Gavinie teraz jesteśmy drużyną.

Wyjechali na piaskową drogę która prowadziła już po za obręb Rostarii, wędrowali w szeregu pierwszy jechał Gavin za nim Mila a na końcu Tud. Jechali dosyć szybko nie chcieli tracić czasu na wolną jazdę, konie były wypoczęte więc mogły długo jechać.

- Czy wy wiecie dokładnie gdzie znajduje się jaskinia tej wyroczni? – Tudan z zaciekawieniem zadał pytanie.

Przez chwilę zapanowała cisza, ani Gavin ani Mila nie rwali się do odpowiedzi na pytanie. Gavin lekko zwolnił i odjechał na bok.

- Nie chcemy Cię martwić ale niestety nie mamy pojęcia. Wiemy z opowiadań, że gdy nie ma chmur na niebie a stoisz na przeciwko mozdrzewa w południowej Longilli to po lewej stronie na choryzoncie widać górę bynajmniej tak było napisane w księdze przedwiecza. Teraz ten krajobraz może być całkiem inny.

- Gavinie bardzo się cieszę, że z nami podróżujesz. – Mila uśmiechneła się do niego łapiąc go za rękę.

Gavin odwzajemnił uśmiech, lekko czerwieniąc się przy tym.

- Twoja wiedza będzie nam niezbędna. – dopowiedziała jeszcze Mila.

- Narazie musimy dotrzeć do Longilli a to dość daleko.

Stukneli nogami w boki koni i ruszyli galopem robiąc za sobą tuman kurzu.

Teraz to Tudan jechał na czele za nim Mila i Gavin. Nie pozwalali żeby Mila jechała na końcu albo na początku, byli za nią odpowiedzialni.

- Tudan, gdzie znajduje się Twoje plemie? Czy są to dalekie krainy? – ciekawość zżerała księżniczkę.

Tud obejrzał się i uśmiechnął do księżniczki.

- Mój lud jest bardzo daleko stąd, trzeba przebyć długą podróż żeby móc dotrzeć do mojej ojczyzny. Jest to kawałek za górami silnych wiatrów jeżeli wiecie gdzie one się znajdują.

- Niestety nie mamy pojęcia gdzie one są. – odpowiedziała Mila.

- Nawet w księgach nie było nic wspomniane o tych górach. - wtrącił Gavin.

- Tak to bardzo odległa kraina rzadko kto wędruje w tamtym kierunku.

- Więc jak tu trafiłeś Tudanie? – z zaciekawieniem zapytał Gavin.

- Niestety opuściłem swój lud, mój ojciec wódz plemienia niestety nieakceptował mojego młodzieńczego buntu, sprzeciwiałem się byłem ciekawy jak wygląda świat za tymi górami. Lecz on zakazywał mi gdziekolwiek chodzić. I pewnego poranka gdy wszyscy juz spali wziąłem najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyłem, nie mówiąc o niczym nikomu. Podążył za mną tylko mój wierny kompan Mgai.

- Kim był Mgai? – zapytała Mila

- Mgai to był mój przyjeciel, wilk wielkostopy – większy od kuca ale mniejszy od dorosłego konia, zginął ratując mnie przed atakiem zbirów. Właśnie wtedy uratował mnie Cenys ze swoim wojskiem. Byłem ich niewolnikiem. Cenys ze swoim wojskiem szybko rozprawił się z banda zbirów uwolnił mnie i pozwolił mi odejść. Niestety nie miałem gdzie się udać więc ofiarowałem mu Siebie. Cenys z uśmiechem przyjął moją propozycję i od tamtej pory mieszkalem w Querci.

Mila wymieniła się uśmiechem z Tudanem i spojrzała na Gavina który jechał kawałek przed nimi lecz też uczestniczył w rozmowie.

- Cieszę się, że mam możliwość podróżowania z Wami. Mam nadzieję, że nie będę tylko miłym kompanem ale równiez przysłuże się dla tej wyprawy.

Wyjechali z lasu na wybrukowaną drogę. Utwardzona droga świadczy o tym, że to droga handlowa po której często podróżują kupcy lub przemieszczają się wojska, Mila od razu pomyślała, że nie mogą za długo się poruszać po niej bo wojska z zamku wpadną na ich trop.

- Zjedźmy w najbliższą boczną drogę, nie chce żeby wojska na nas trafiły. Wtedy nasza wyprawa się skończy.

- Mila przecież wiesz, że ta droga jest najkrótsza, a chyba najbardziej zależy nam na tym żeby jak najszybciej dotrzeć do wyroczni.

- Masz rację Gavinie jest to dla nas bardzo ważne ale też musimy być bardzo czujni żeby nie dać się złapać.

Stukot kopyt roznosił się po okolicy, nie był jakoś bardzo słyszalny gdyż uważali żeby konie nie jechały zbyt szybko. Tym razem prowadził Gavin pomiędzy nimi jak zwykle jechała Mila i na końcu Tudan. Rozglądali się dookoła wypatrując wojsko lub kogoś kto mógłby im zagrozić.

Średnia ocena: 3.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania