Opiekun Niewidomej #1

Od samego początku października liście na drzewach zmieniają kolory, na różne, różniste. Od zieleni po czerwień. Jedne spadają z drzew szybciej, inne trochę później, a najwytrwalsze zostają na drzewach do późnej zimy. Słońca też ubywało, na niebie przewagę coraz częściej miały i mają chmury, a dni są wypełnione markotną szarością wpędzającą ludzi w depresyjny nastrój. Jedni radzą sobie z tym lepiej, inni nieco gorzej, ale świat się przez to nie zatrzyma, nawet na chwilę… To najzwyczajniej w świecie kolejna pora roku, ta sama co rok temu, czy dwa lata temu. Ta sama, która będzie za rok i dwa lata. Tego cyklu nikt nie może zatrzymać, tak myślę…

 

- Ethan, idziesz z nami po lekcjach coś zjeść? – przerwała zamyślonemu chłopakowi.

Ethan przestał wpatrywać się w korony drzew, które siłowały się z wiatrem stopniowo uginając się i ustępując mu. Zwrócił swoje brązowe oczy na koleżanki stojące przy jego ławce, sprawiając wrażenie znudzonego ich obecnością pokręcił głową odmawiając bez słowa, po czym wrócił do obserwacji krajobrazu za oknem.

Markotne dziewczyny usłyszały jak wychowawca klasy zwraca im uwagę, iż to jeszcze nie jest koniec, wzdrygnęły się i wróciły na miejsca. Nauczyciel po dziesięciu minutach zakończył lekcje i tak dużo przed czasem a to dlatego, że chciał porozmawiać z jednym z uczniów na osobności. Młody Ethan mozolnie pozbierał swoje rzeczy do torby, którą zawiesił na ramieniu i starał się wmieszać w tłum, tak jakby chciał się przed kimś ukryć.

 

- Czekaj, czekaj. Musimy sobie porozmawiać mój drogi… - młodzieniec poczuł dłoń na swoim lewym ramieniu – Dziś mi nie uciekniesz – dodał z uśmiechem.

Ethan zniżył wzrok pokornie i poszedł razem z nauczycielem z powrotem do sali, koleżanki, które wcześniej próbowały go ze sobą zabrać po lekcjach, uśmiechały się zagadkowo między sobą i obracały wzrok za kolegą, snując przy tym żartobliwie teorie jego zatrzymania przez belfra.

 

- Pewnie się domyślasz o czym chce z Tobą pomówić?

Usiadł na obracanym fotelu i sięgnął ręką po dziennik, przekartkował go pokazując chłopakowi bez słowa palcem rubryki z jego ocenami, od początku roku do chwili obecnej.

 

- Pierwsze półrocze już się powoli kończy, a Twoje oceny proszą się o pomstę do nieba. Nigdy nie byłeś orłem, to fakt.. ale nigdy przez te wszystkie lata tu nie spadałeś po niżej średniej, a i to było tylko Twoje minimum. Jeśli tak dalej pójdzie to wypadniesz słabo na końcowych egzaminach, ocena z połowy semestru ma olbrzymie znaczenie przy wyborze dobrej uczelni. Nawet same szóstki na świadectwie Cię później nie uratują jak zawalisz pierwsze półrocze – mówiąc to wszystko jednym ciągiem wyzbył się całego zapasu tlenu i musiał wziąć dwa głębokie wdechy. Nawiązał kontakt wzrokowy ze swoim uczniem i wtedy zapytał.

 

- Wszystko w porządku? Chcesz o czymś ze mną porozmawiać? Jestem tu po to aby Ci pomagać, chodź Tobie się pewnie wydaje, że tylko narzekam. Nie widziałem Twojej matki na rozpoczęciu roku, na pierwszej wywiadówce zresztą też. Możesz jej przekazać, by się ze mną skontaktowała? – pokręcił głową łapiąc się za czoło – Gadam jak najęty i nie dałem Ci szansy nawet odpowiedzieć na pytanie. Więc, jak? Wszystko dobrze? – powtórzył wcześniej zadane pytanie.

Ciemnowłosy chłopak uśmiechnął się dumnie i poklepał po piersi.

 

- Wszystko w jak najlepszym porządku. Dziękuje za troskę, oczywiście przekaże mamie Pańską prośbę. Przyłożę się też do nauki jeszcze staranniej, a teraz przeproszę Pana. Dziś mam wolontariat, nie chce się znowu spóźnić – ukłonił się z szacunkiem odszedł spokojnie poprawiając torbę na ramieniu.

W drzwiach minął nauczycielkę, która szła akurat, by zamienić słowo z jego wychowawcą. Ukłonił również kobiecie i poszedł szybkim krokiem do szatni.

Kobieta w eleganckim żakiecie weszła do klasy i spojrzała na mężczyznę siedzącego za biurkiem. Oparty łokciami o drewniany blat podpierał swoją głowę, tym samym chowając twarz.

 

- Panie Callahan, czy coś się stało? – zapytała podchodząc do okna przy miejscu gdzie siedział mężczyzna.

Ten z kolei podniósł nieco swoje spojrzenie i przetarł zaspane, zmęczone oczy.

 

- Pani Sasako, witam. Znów przyszła Pani podglądać „jej” zmagania? – przywitał się i zadał pytanie uprzednio wyglądając z zaciekawieniem przez okno – Ciekawe, prawda? – dodał.

Podniósł się z miejsca odsuwając swoje krzesło, obszedł stojącą mu na drodze ławkę i stanął obok nauczycielki, oboje skupili wzrok na uczennicy stojącej zaraz przed bramą wyjściową z terenu szkoły.

 

- Na tym polega praca szkolnego pedagoga, nieprawdaż? Musze dobrze znać swoich uczniów, poznawać w rozmowie i na zajęciach. Potrzeba obserwacji, obserwacji! – powtórzyła ostatnie słowo z niepohamowaną ekscytacją.

Stojący obok niej mężczyzna sprawiał wrażenie nieprzekonanego jej słowami, sam wyraz jego twarzy mówił wszystko.

 

- Sasako… Zacznijmy od tego, że jesteś nauczycielką literatury klasycznej. Po prostu przyszłaś dopingować swoją uczennice na miłosnym froncie, bo jesteś niepoprawną romantyczną. Tym razem też jej się nie uda – skwitował koleżankę z pracy litościwie wzdychając nad jej zachowaniem – Już idzie – dopowiedział gdy ujrzał swojego ucznia wychodzącego ze szkoły, tego samego, z którym przed chwilą rozmawiał.

Oboje obserwowali z zapartym tchem jak Ethan zbliża się do wyjścia z terenu szkoły i długowłosą dziewczynę, która tam na niego czeka. Spotkali się, po krótkiej wymianie zdań chłopak ruszył w swoją stronę a jego rozmówczyni spuściła głowę zostając w miejscu.

 

- Szach, i mat… - powiedział mężczyzna, wracając na swoje miejsce.

Znał swojego ucznia od pierwszej klasy gimnazjum, kiedy tylko się tu przeniósł, znał wynik tego miłosnego starcia. Zawsze jest tak samo, od trzech lat, gdy dziewczyna stojąca przy bramie, i próbująca nawiązać kontakt z Etanem, dołączyła do równoległej klasy liceum. Chłopak wpadł w oko Kannie, bo tak jej było na imię, a ta bez ustanku przez cały ten czas próbuję nawiązać z nim jakąś nić porozumienia. Ten jednak ignoruję ją tak samo jak resztę, bowiem jest on dość popularnym chłopakiem wśród dziewcząt w szkole.

 

- A może jest homo? – pochwyciła się za brodę, złowieszczo snując domysły na temat jego podejścia do adoratorek.

 

- Nie, nie jest, o tym mogę Cię zapewnić – z torpedował jej gotową teorie śmiechem.

 

- Jakby się nad tym chwilę zastanowić.. znasz go od lat, prawda? – zapytała nieśmiało, zaczepnie.

 

- Nie ma mowy, nie wyciągniesz ode mnie nic na temat mojego ucznia – zaczął powoli składać swoje kajety do teczki, szykując się do wyjścia.

Gdy tylko skończył chwycił swoją teczkę za uchwyt i udał się do pokoju nauczycielskiego. Nauczycielka poddała się i towarzyszyła mu. Ona również skończyła na dziś już zajęcia, musiała tylko zabrać swój płaszcz z wieszaka w pokoju nauczycielskim, podobnie jak on.

Naglę, niespodziewanie zza rogu wyłoniła się Kanna, wpadając wprost na belfra. Drobna dziewczyna w starciu z dorosłym facetem odbiła się jak od ściany i upadła na ziemie.

 

- Nic Ci nie jest? – zapytał kucając przed uczennicą.

Długie, ciemne włosy zasłaniały jej twarz, słychać było tylko ciche pociąganie nosem.

 

- Poddaje się… - taka była odpowiedź dziewczyny, po czym wstała i uciekła do klasy gdzie zmierzała, by zabrać coś o czym wcześniej zapomniała.

 

- To chyba jej limit.. – powiedziała kobieta śledząc uczieczkę swojej uczennicy wzrokiem – Pójdę z nią porozmawiać.

 

- Czekaj – zatrzymał słownie swoją koleżankę, głośno i stanowczo – Ja pójdę.

 

- A co Ty możesz wiedzieć? – oburzyła się i zaprotestowała, jakby była znawczynią w tym fachu, sprawach złamanych serc.

 

- Wiem i to dużo, mam w końcu trzy córki, najstarsza jest w jej wieku. Nie mogę zdradzić jej wszystkiego, ale mogę dać kilka wskazówek – powiedział od niechcenia chcąc ukryć troskę.

 

- Też jej kibicujesz, prawda? – zaśmiała się zaczepnie.

Mężczyzna odwrócił się i pokręcił głową na boki.

 

- Bo nie mam czym sobie głowy zawracać!

 

Nauczyciel szedł krętymi korytarzami, wolno i spokojnie, docierało do niego, że właśnie podjął się nie lada wyzwania. Zastanawiał się od jak dawna Kanna dokładnie interesuje się Ethanem, coś musiało zapoczątkować jej sympatie do niego. W swoich zamyśleniach nie zauważył kiedy dotarł do celu swej drogi. Nad drzwiami wisiała tabliczka z wyraźnym napisem „Klasa 3-A”, która przykuła jego uwagę na dłuższą chwile. Wziął głęboki wdech i chwycił za klamkę otwierając drzwi.

 

- Przepraszam za najście – od razu dostrzegł siedzącą w drugiej ławce Kannę, ta szybko się zerwała, prawie, że do kolejnej ucieczki.

 

- Już miałam wychodzić – Spokojnie, usiądź. Właściwie to przyszedłem bo mam zamiar z Tobą porozmawiać – zatrzymał wystraszoną obecnością nauczyciela dziewczynę.

Usiadła spokojnie na swoim miejscu, nauczyciel wziął krzesło z ławki naprzeciwko, ustawił oparciem w stronę blatu, siadając na nim okrakiem oparł się o oparcie.

 

- O czym chciał Pan ze mną rozmawiać? – speszona, nie wiedziała co się dzieje.

 

- Ustalmy na początku, nie przychodzę tu jako nauczyciel. Raczej jako ktoś w rodzaju.. wujka dobrej rady – Kanna nie rozumiała – Nie jest tajemnicą, że lubisz mojego ucznia. Ethan, prawda? – gdy tylko usłyszała imię swojej sympatii, bardzo się zdenerwowała, a jej oczy zaczęły unikać spojrzenia mężczyzny .

 

- Wystarczająca odpowiedź – rzekł w odpowiedzi na reakcje uczennicy – Mam dla Ciebie propozycje, zadam Ci jedno pytanie. Jeśli odpowiedź mnie usatysfakcjonuje, pozwolę Ci zadać trzy pytania, na temat Ethana, a zapewniam Cię.. wiem dużo – w oczach dziewczyny pojawił się błysk determinacji, mimo tego, że przed chwilą była jeszcze pełna rezygnacji.

 

-S..słucham.. – odpowiedziała niepewnie.

 

- Dlaczego on? Czemu tak się zawzięłaś? Próbujesz się do niego zbliżyć, wiele osób próbowało. Szybko się poddawały, dlaczego Ty, dlaczego tak Ci zależy? – zadał pytanie bardzo dokładnie i szczerze, takiej też oczekiwał odpowiedzi.

Dziewczyna siedziała chwilę cicho jak myszka, wstydziła się opowiadać o dniu i kilku innych chwilach kiedy Ethan był dla niej miły. Stawka była jednak zbyt wysoka, dzięki tym trzem pytaniom jakie chciała zadać, mogła zyskać przewagę.

 

- Jak sam Pan wie, w tej szkole uczą się wszyscy aż od pierwszej klasy podstawówki. Przez te wszystkie lata relacje tych wszystkich osób się zacieśniają, powstają przyjaźnie, czasem nawet głębsze uczucia. Ja.. ja pojawiłam się tutaj trzy lata temu, gdy moja rodzina przeprowadziła się do tego miasta, ze względu na pracę mojego ojca. Trudno było mi się tu wpasować, bałam się, że nikt nie będzie chciał się ze mną zaprzyjaźnić, i będę bardzo samotna. Nie myliłam się, pierwszy tydzień taki właśnie był. Któregoś dnia pojawił się on, przysiadł się do mnie na ławce za szkołą, powiedział „Też nie lubię jadać na stołówce”, dotarło do mnie, że od dziesięciu minut siedzę i wpatruję się w drożdżówkę, którą trzymałam w dłoniach. I tak zaczęła się rozmowa, pierwszy raz z kimś w tej szkole normalnie rozmawiałam. Nie chodziłam na stołówkę w przerwach obiadowych, bo czułam się osaczona, słyszałam jak ludzie o mnie rozmawiają. Następnego dnia znowu się do mnie przysiadł, i ni stąd ni z ową, powiedział „Jeśli król nie pójdzie przodem, jego poddani nie obdarują go zaufaniem i nie podążą za nim. Pomyśl o tym”. Nie wiedziałam co, te słowa miały znaczyć, aż mnie oświeciło. W końcu zebrałam się na odwagę i zaczęłam rozmawiać z koleżankami z klasy. To było jak lawina, z dnia na dzień miałam masę nowych znajomych, byłam prze szczęśliwa. Później chciałam go odnaleźć, mam na myśli Ethana oczywiście, ale nigdzie go nie widywałam. Kilka tygodni później spotkałam go w weekend, gdy szedł niedaleko miejskiego parku, byłam wtedy z koleżankami z klasy. Mijaliśmy się i wtedy zatrzymałam go, nie zauważył by nas, bo wzrokiem obserwował niebo. Rzucił na nas okiem i powiedział do mnie „Król ruszył, a jego poddani za nim. Moje gratulacje”. I odszedł nim zdążyłam coś powiedzieć, chciałam iść za nim ale nie mogłam tak po prostu odejść od osób, z którymi się wcześniej umówiłam. Od tamtej chwili, wydaje mi się, że to on jest naprawdę samotny, bardziej niż byłam ja, a mimo to stać go jeszcze było na to, by mi pomóc – dziewczyna ucichła.

Sprawiała wrażenie jakby zrzuciła z ramion olbrzymi ciężar, odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się delikatnie. Nauczyciel nie spodziewał się, że ktoś może tak bardzo troszczyć się o Ethana zza kurtyny. W wielu kwestiach podziela i zgadza się z obserwacjami Kany.

 

- Jestem słownym wujkiem dobrą radą, słucham Twoich pytań. Ale ostrzegam, że moje odpowiedzi mogą nie zawierać pełnych informacji. Potraktuj to jako wskazówki do nawiązania z nim kontaktu. Dobrze? – nauczyciel wprowadził nowy warunek.

 

- Zgoda – odpowiedziała bez wahania.

 

- Więc, słucham.

 

- Dlaczego nie należy do żadnego kółka? Jest przecież to obowiązkowe, a on jest w ostatniej klasie, więc jak to możliwe? – padło pierwsze pytanie, bardzo przemyślane na podstawie jej obserwacji.

Belfer wyprostował się i z założonymi rękoma zastanawiał się w ciszy co odpowiedzieć, by nie naruszyć prywatności swojego ucznia, chodź w zasadzie już to robił… Czuł jednak, że ta dziewczyna może coś zmienić w jego życiu.

 

- Odpowiedź jest prosta, ponieważ żadne kółko nie chciało go przyjąć. Dyrektor i rada pedagogiczna zastosowali wobec Ethana wyjątek, ze względu na te sytuacje i fakt, że bierze on udział w innych zajęciach pozalekcyjnych.

 

- Jakie zajęcia ma Pan dokładnie na myśli? – bez wahania zadała kolejne pytaniae.

 

- Pomaga jako wolontariusz w ośrodku dla niepełnosprawnych niedaleko miejskiego parku. Sama mówiłaś, że kiedyś tam go gdzieś spotkałaś. Czekam na trzecie i ostatnie pytanie, Panno Irishima. – powiedział poważnym tonem.

Kannie zostało jedno, ostatnie pytanie. Dziewczyna pochyliła głowę w zamyśleniu. Profesor Callahan miał nadzieje, że uczennica zada pytanie dotycząca jakiejś drobnostki.

 

- Dlaczego go wszyscy omijają szerokim łukiem? Dlaczego nikt nie chciał go w swoim kółku? – padło pytanie, którego nauczyciel miał nadzieje nie usłyszeć.

Trudne pytanie, najchętniej chciałby przerwać to i wycofać swoją zuchwała propozycje. W domu rozmawiając z córkami, chcąc je zachęcić do rozmowy o swoich problemach, działał podobnie. Oferował coś w zamian za rozmowę, zwykle się udawało, ale teraz nie rozmawiał ze swoim dzieckiem, nie mógł nadużywać swojej pozycji i paplać o życiu innych uczniów w dodatku z innymi uczniami. Nie mniej jednak sam to zaczął, rozmawia z kimś kto z całą pewnością nie chce krzywdy Ethana.

 

- Byłaś kiedyś w cyrku? – odpowiedział pytaniem na pytanie.

 

- Tak, kilka razy z rodzicami.

 

- Co myślisz o clownach? – pytał dalej, Kana pomyślała, że nauczyciel próbuję uniknąć odpowiedzi.

 

- Nie rozumiem, proszę po prostu odpowiedzieć – nalegała.

Nauczyciel przyjrzał się dokładnie dziewczynie, która zacisnęła swoje drobne dłonie na szaliku, który leżał przed nią na ławce. Callahan nie miał wyboru, musiał coś powiedzieć.

 

- Na pewno słyszałaś kiedyś, że ktoś boi się clownów, że czują się niepewnie na ich widok. Wiesz dlaczego? Twarz takiego clowna, wymalowana, zawsze pokazuje i wyraża te same emocje. Wieczny uśmiech na przykład. Ethan jest takim clownem, jego twarz jest zawsze taka sama, nie zmienna jak głaz. Nie umiejętność wyrażania uczuć jest powodem jego samotności, obserwujesz go już długo. Więc sama możesz przyznać mi racje. Jeśli powiesz mi, że widziałaś jak się śmiał, czy płakał, będę wiedział, że kłamiesz. Po za tym, Ethan jest starszy od Ciebie, powtarzał klasę, to też mu nie pomaga, ludzie bywają uprzedzeni – ta odpowiedź nasunęła Kannie kolejne pytanie.

 

- Ale musi być jakiś powód dlaczego tak właśnie jest! Przez co taki się stał? – uniosła głos widząc jak nauczyciel odstawił krzesło, i powoli sięgał po swoją teczkę.

 

- Oczywiście, że jest. Ale limit pytań już Ci się wyczerpał – trzymając teczkę w dłoni dopowiedział – Do widzenia – po czym wyszedł zamykając drzwi, zostawiając dziewczynę samą, bijącą się z myślami.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Lotta 29.01.2017
    Jest sporo drobnych błędów. Ciekawy pomysł, spiskujący nauczyciele, wątek miłosny... 5 z minusem na początek. Zajrzę także do kolejnych części. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania