Poprzednie częściOpiekun Niewidomej #1

Opiekun Niewidomej #4

Weekend minął pracowicie, Ethan powoli przygotowywał swoje nowe mieszkanie do stanu używalności. W między czasie, cały czas służył pomocą swojej podopiecznej Alice. Od piątku i ich dyskusji, którą można nazwać próbą dotarcia się, nie wydarzyło się nic więcej, typowa relacja pracownik/pacjent i gadanie o pogodzie. Ostatecznie Ethan wprowadził się do Gwiazdy Polarnej w niedziele wieczorem, i tam spędził spokojnie noc. Rankiem gdy się obudził była straszna ulewa, poniedziałkowy poranek nie był łaskawy dla osób dojeżdżających do szkoły i pracy komunikacją miejską. Podniósł się z łóżka i przejrzał w lustrze, postarał się szybko doprowadzić do ładu, bo znów mu się za długo przysnęło. Wychodząc mijał pokój numer 27, drzwi się uchyliły a za plecami Ethana rozległ się cichy szept.

 

- Gdzie idziesz tak wcześnie? Strasznie hałasujesz…

 

- Prosiłem byś używała stoperów, które Ci dałem. Nie zapominaj, że masz czuły słuch, dźwięk będzie się tu nosił.

 

- To dokąd idziesz? – ponownie zapytała zaspana kobieta.

 

- Do szkoły, nie myślałaś chyba, że rzucę wszystko i bezgranicznie się Tobie oddam?

 

- Wiesz, kobiety lubią poświęcenie!

 

- Więc poświęć się i idź spać, jestem spóźniony. Do później.

 

Ethan zniknął schodząc po schodach, długo jeszcze słyszany. Stare schody z orzechowego drewna nie mogły cicho skrzypieć. Cały budynek miał już swoje lata, w dużej części wykończenia były z drewna. Schody, boazerie na korytarzach, drzwi i tym podobne. Głównie orzech, dąb i jesion, to ostatnie sprawiało, że wszędzie unosiła się charakterystyczna woń garbnika. Z niewiadomych przyczyn ten zapach uspokajał młodego chłopaka.

 

Wychodząc z budynku wziął głęboki wdech i wypełnił płuca wilgotnym od deszczu powietrzem. Zasłonił głowę parasolem i ruszył na tyły posiadłości gdzie miał już stałe miejsce parkingowe. O czarny, perłowy lakier karoserii jego auta rozbijały się z impetem duże krople deszczu. Jakoś udało mu się wsiąść do środka i wcale tak bardzo nie zmoknąć kiedy musiał złożyć parasol. Ulice były całe skąpane w małych, ale rwistych potokach, które prowadziły do studzienek kanalizacyjnych i zbierały ze sobą liście, które już skończyły swoją zmianę w tym roku. Normalnie Ethan do szkoły jeździł autobusem, zastanawiał się co jest powodem jego późnego wstawania przez ostatnie dni. Na szczęście dziś, dzięki nowemu środkowi transportu te samą drogę pokonał o wiele szybciej i nawet kiedy zaspał, wiedział, że spokojnie zdąży. To go tylko utwierdziło w przekonaniu, że podjął dobrą decyzje o zatrzymaniu tego samochodu. Z daleka przykuwał uwagę uczniów zbliżając się do szkoły, takie auta budzą zainteresowanie nie tylko znawców, ale i przypadkowych laików. Niektórzy żartowali między sobą, że to pewnie dyrektor znowu kupił sobie nowe auto, lecz te słowa ucichły kiedy to pojazd wjechał na parking dla uczniów. Wtedy też wszyscy uczniowie zauważyli, że wysiada z niego, nie kto inny jak Ethan. Wszyscy już słyszeli o tym co się stało, o jego rodzicach, wśród tych wszystkich była Kanna. Ona chyba jedyna o tym nie wiedziała, była cała w skowronkach. Nie mogła się doczekać końca lekcji i spotkania z chłopakiem swoich marzeń. Słyszała o tragedii w sąsiedztwie, ale nie chciała o tym myśleć, uciekała od osób, które o tym rozmawiały, by nie popsuć sobie nastroju przed ważnym dla niej spotkaniem.

 

- Ethan, zaczekaj! – zatrzymał chłopaka znajomy głos jego wychowawcy, zaraz w głównym holu przed wejściem do szatni.

 

- O co chodzi?

 

- Słyszałem co się stało.

 

- Wszyscy słyszeli – rozejrzał się dookoła na uczniów, którzy zerkali na niego kontem oka. Wszędzie tam gdzie spojrzał ciche rozmowy milkły, a spojrzenia głupio lądowały na ziemię bądź sufit – Nie musi się Pan czuć z tego powodu wyjątkowo.

 

- Może powinieneś dziś wrócić do domu? Usprawiedliwię Twoją nieobecność.

 

- Nie ma takiej potrzeby, po za tym, mówił Pan coś ostatnio o moich ocenach. Dziś chcę poprawić historię i biologię.

 

- D.. dobrze. Jeśli czujesz się na siłach, to w porządku. Rozumiem. Zawsze możesz przyjść do mnie i porozmawiać.

 

- Nie ma o czym – Ethan wszedł do szatni znikając z pola widzenia wychowawcy. Oczy wszystkich były skupione na nim, uczniowie cały czas o tym rozmawiali, nawet nauczyciele. Zupełnie jak dziesięć lat temu, gdy wydarzył się pewien incydent z winy młodego Ethana.

 

- Dzień dobry! – przywitała się uprzejmie Kanna – Jak Ci mija dzień? Jak się czujesz? – wypytywała.

 

- Dobrze, dzień, jak każdy inny. Samopoczucie też nie najgorzej. Dziękuje za troskę – odpowiedział wieszając płaszcz w szafce. Kiedy zobaczył dziewczynę przypomniało mu się, że dziś ma z nią umówione spotkanie.

 

- O której dzisiaj kończysz zajęcia? Ja dość wcześnie, zaraz po przerwie obiadowej o 14:00.

 

- Ja chwilę po 13:00, poczekam na Ciebie w bibliotece. I tak miałem tam coś sprawdzić.

 

- Dobrze! To ja przyjdę tam zaraz jak tylko będę wolna. Do później! – była bardzo podekscytowana faktem, że Ethan pamiętał o tym, że są dzisiaj umówieni.

 

Chłopak udał się na lekcje, z łatwością poprawił biologie na pierwszej godzinie, długo się uczył, praktycznie w każdej wolnej chwili między sprzątaniem nowego mieszkania, a pomaganiem Alice. Reszta lekcji minęła spokojnie i powoli, problem tkwił w ostatniej godzinie. Historia, którą Ethan też miał nadzieje poprawić bo miał słabe dwa. Niestety na ten przedmiot miał mniej czasu i nie wy uczył się tak dobrze jak na wcześniej wspomniany przedmiot. Co więcej, nauczycielka prowadząca zajęcia z historii nie przepadała za Ethanem. Z natury nie dawała fory ucznią z dobrych, bogatych domów, odbierała też chłopaka przez pryzmat tego jaki był na pierwszym roku. Lekcja się zaczęła, a Ethan na samym początku został poproszony do odpowiedzi razem z dwoma innymi uczniami, którzy mieli słabe oceny. Wszyscy odpowiadali po kolei przed całą klasą. Szczęście nie było po stronie młodego Ethana, pytania na, które znał odpowiedzi dostawali jego koledzy, mu trafiały się te, na, które nie miał nic do powiedzenia. Nie mniej jednak coś tam starał się dopowiedzieć własnymi słowami, by nie mówić nic. W końcowym rozrachunku na dziesięć zadanych pytań, odpowiedział poprawnie na dwa.

 

- Dobrze już, siadajcie. Stephen piątka, Ethan piątka, Emill piątka. Dziś się postaraliście, na takie oceny zmieniam wam trzy ostatnie testy, spróbujcie na przyszłość uczyć się systematycznie. Ethan? – spojrzała na ucznia – Dlaczego nie wracasz na swoje miejsce? – zapytała zdziwiona kiedy zauważyła, że ten nadal stoi koło tablicy.

 

- Dlaczego dostałem piątkę? – odpowiedział pytaniem na pytanie.

 

- Jak to dlaczego? Uważam, że to adekwatna ocena do Twojej odpowiedzi, w czym widzisz problem?

 

- Normalnie, postawiła, by mi Pani kolejną dwóję, więc pytam. Dlaczego? – zacisnął pięści na swoich spodniach.

 

- Spokojnie Ethan, usiądź proszę. Nie możemy zacząć lekcji – maskowała zakłopotanie uśmiechem.

 

W klasie zaczął się robić chaos, uczniowie zaczęli rozmawiać. Chłopak nie mógł pojąć co się dzieje, skąd pomysł, by dostać tak zawyżoną ocenę. Docierały do niego głosy gadających między sobą uczniów. „Co on odstawia?”, „Przecież dostał pięć, dałby już spokój”, „Same problemy z tym gościem”, „Może się przyzwyczaił do dwój!”, „Wreszcie się nad nim zlitowała, a ten co”. I wtedy coś w nim pękło.

 

- To, że moi rodzice strzelili sobie w łeb, to nie znaczy, że masz się nade mną litować! – wykrzyczał zrzucając dziennik z biurka nauczycielki na ziemie.

 

Cała klasa zamilkła, sama nauczycielka nie wiedziała jak zareagować. Ethan wrócił na miejscie tylko po swoją torbę, a następnie spokojnie opuścił klasę. Chciał najchętniej wracać od razu do domu, nowego domu ale nadal miał się spotkać z Kanną. Po całym tym przedstawieniu poczuł się bardzo senny, cały czas od samego rana padał deszcz. Poszedł do biblioteki o całą godzinę wcześniej niż planował. Usiadł przy stoliku gdzieś pośród literatury klasycznej, tam gdzie najmniej osób się zapuszcza i oparty o ławkę zrobił sobie drzemkę.

 

- Halo, Ethan. Obudź się, wstawaj, już jestem. Rety, jak Cię trudno obudzić – mówiła do zaspanego chłopaka. Ethan otworzył oczy i chwilę nie mógł się odnaleźć w sytuacji.

 

- Kanna? – zapytał niedowierzając – Ahh.. tak, przez chwile nie wiedziałem co się dzieje. Która godzina?

 

- Zaraz będzie trzecia, musiałam jeszcze odnieść dzienniki do pokoju nauczycielskiego. Bardzo żywo tam dzisiaj, dyskutowali o jakimś uczniu, chyba coś z dziennikiem właśnie. Rzucił nim czy coś. Dasz wiarę? Zapytała zakładając brązową kurtkę.

 

- Powiedzmy, że mogę to sobie wyobrazić. Idziemy? – wstał mozolnie od stolika. Dziewczyna skinęła głową i udali się do szatni, Ethan musiał zabrać swoje rzeczy, Kanna w tym czasie czekała przy wyjściu i przypadkiem usłyszała rozmowę dwóch wychodzących dziewczyn, rozmawiały o tym przykrym wydarzeniu z przed kilku dni.

 

- Słyszałaś o tym mężu co zabił swoją żonę?

 

- Tak, tak. Ponoć to rodzice chłopaka z naszej szkoły! Czekaj, jak oni się nazywali..

 

- Przepraszam, że musiałaś czekać – Ethan wytrącił Kannę z wsłuchiwania się w rozmowę dziewczyn, przez co nie usłyszała nazwiska. Chodź wcześniej unikała tego tematu, teraz troszeczkę ją to zaciekawiło.

 

- Nic się nie stało, ale chyba zmokniemy. Nie wzięłam dzisiaj parasola ze sobą, tata mnie podrzucił do szkoły – mówiła prawdę, tylko w jednej kwestii, tej, że przyjechała dziś do szkoły autem razem z ojcem. Parasol celowo zostawiła w samochodzie, mając nadzieje na spacer pod jednym parasolem swojej sympatii.

 

- Nie koniecznie, zaczekaj tu – po czym Ethan gdzieś zniknął w strugach gęstego deszczu.

 

Kanna czekała przed wejściem do szkoły, zastanawiała się gdzie zniknął Ethan, myślała też o słowach dziewczyn, które ją minęły „NIE!” powiedziała w myślach stanowczo do siebie „Muszę się skupić na tym dniu, to moja szansa” próbowała się naprowadzić na właściwy tok myślenia. W tym właśnie momencie pod samo wejście podjechał samochód. Szyba powoli się opuściła i wtedy dziewczyna dojrzała za kierownicą jej sympatie.

 

- Proszę, wsiadaj – powiedział machając ręką. Za plecami Kanny rozległy się ciche szepty koleżanek z młodszych klas, zazdrościły jej, że ktoś łamie dla nie przepisy, ponieważ Ethan wjechał na sam chodnik, byleby Kanna nie zmokła. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, bez dłuższego zastanowienia zajęła miejsce dla pasażera.

 

- Możemy jechać? – zapytali upewniając się czy dziewczyna zabrała ze szkoły wszystkie swoje rzeczy. Przytaknęła gestem i po chwili samochód wyjechał z terenu szkoły, zapanowała cisza, Ethan jechał przed siebie bez słowa, Kanna myślała, że ten gdzieś ją zabiera i wtedy ku jej zdziwieniu padło beztroskie pytanie.

 

- Gdzie mam jechać? To znaczy, gdzie byś chciała spędzić zemną czas?

 

- M.. myślałam, że wiesz gdzie jedziemy. Rety, nigdy nie byłeś na randce? – zapytała pewna siebie, chodź sama nigdy na żadnej nie była.

 

- Nie. Nigdy się nawet nad tym nie zastanawiałem. Po prostu sama wybierz miejsce jakie Ci odpowiada.

 

- Dobrze.. w takim razie może… Na początek do kawiarni? Tam się zastanowisz, dam Ci szanse byś się wykazał – założyła ręce w grymasie niezadowolenia. Oczywiście było to tylko na pokaz, chciała się podroczyć z kierowcą.

 

- W takim razie znam jedno miejsce gdzie możemy pojechać. Pytanie tylko, ile masz dziś czasu?

 

- Muszę wrócić do domu przed 21:00, czemu pytasz? Chcesz mnie porwać? – mocno za cieszyła .

 

- Jest jedno miejsce, które lubię, dawno tam nie byłem. To godzina drogi stąd, może trochę dłużej. Wydaje mi się, że będziesz zadowolona.

 

- Więc w drogę! Nie mogę się doczekać.

 

- Mam tylko jeden warunek.

 

- Na randkach nie ma warunków!

 

- Doprawdy? Rozumiem, spróbuj się odprężyć, obudzę Cię jak już dojedziemy na miejsce.

 

- Nie mam zamiaru spać, musze pilnować czy dobrze jedziesz.

 

Jednak jej słowa na nic się nie zdały, po piętnastu minutach zasnęła. Nie była typem osoby, która podziwiała krajobrazy w czasie podróży. Raczej, typem, który zamyka oczy w punkcie A, i budzi się w punkcie B, prawie jak małe dziecko, które zasypia niemal, że po ruszeniu pojazdu. Sama jazda trochę się przedłużyła i dotarli w planowane miejsce po prawie dwóch godzinach. Ze względu na porę roku, już powoli się ściemniało, byli więc w idealnym miejscu i czasie. Ethan zaparkował samochód na wprost do piaszczystej plaży i bezkresnego horyzontu morza. Przestało padać i lśniący zachód słońca przebijał się przez resztki chmur. Wtedy chłopak postanowił obudzić swoją pasażerkę i właśnie w tym momencie coś go powstrzymało. Nie mógł oderwać od niej wzroku, jej włosy delikatnie otulały jej twarz. Klatka piersiowa delikatnie unosiła się przy każdym wdechu. Chłopak już wcześniej poczuł delikatny zapach perfum Kanny, lecz nie zwrócił na to większej uwagi, teraz słodycz tego aromatu uderzyła ze zdwojoną siłą w nos Ethana. Jego serce przyśpieszyło, uderzało coraz mocniej kiedy myślał o jej ustach, o tym, jakie są w dotyku. I nagle dziewczyna powoli otworzyła oczy głęboko wzdychając.

 

- D.. dlaczego tak się przyglądasz? – zapytała zaskoczona, jego twarzy była zdecydowanie za blisko, co wprowadziło ją w duże zakłopotanie.

 

- Hmm.. – odsunął się siadając wygodnie – Miałem Cie właśnie obudzić. Jesteśmy na miejscu.

 

- Morze? Morze! – wysiadła szybko z auta, by ukryć rumieńce.

 

Ethan chwile siedział w samochodzie, czuł się dziwnie. Jego serce biło wyraźnie szybciej był dziwnie pobudzony, ostatecznie rzucił w myślach „Nie ważne” i sęgnął z tylnej kanapy długi ciemny płaszcz, założył go zaraz po wyjściu i rozejrzał się za swoją towarzyszką. Kanna stała twarzą stronę morza z rozłożonymi rękoma, wiatr wiejący z tej samej strony rozwiewał jej włosy i rozpiętą kurtkę. Pokręcił głową niczym dorosły spoglądający na dziecko widzące coś po raz pierwszy w swoim życiu i ruszył w jej stronę.

 

- Przeziębisz się – powiedział stojąc przed nią. Chwycił dwa końce zamka jej kurtki i zaczął zasuwać zamek, zatrzymując dłoń na chwilę pod jej brodą – Do góry – wtedy Kanna uniosła głowę. Dopiął zamek do końca i wtedy sam obejrzał się w stronę plaży.

 

- Nie traktuj mnie jak małe dziecko..

 

- Jakby nie patrzeć, jestem starszy. Więc jestem za Ciebie odpowiedzialny. Byłaś kiedyś nad morzem?

 

- Nie. To zabawne, wiem. Mieszkać tak blisko i nigdy tu nie być.

 

- Ja sam byłem tu tylko raz, więc to żaden wstyd. Ty z tego co pamiętam od trzech lat, prawda?

 

- Tak! To znaczy.. tak.. – poprawiła cichszym tonem. Nie zapanowała nad emocjami kiedy dotarło do niej, że jej sympatia pamięta kiedy się tu pojawiła.

 

- Dobrze, chodźmy.

 

- Dokąd? Nic tu praktycznie nie ma, prócz tamtej restauracji – rozejrzała się bardzo dokładnie. Miasto było daleko w drugą stronę, zbyt daleko, by iść tam pieszo.

 

- Już prawie pora, więc zabieram Cię na kolacje w tamto miejsce właśnie.

 

- Jesteś pewien? Wygląda dość drogo, nie wiem czy będzie wolny jakiś stolik.

 

- Jestem pewien, że coś się dla nas znajdzie, chodźmy. Chłodno się robi – ruszył przodem, Kanna martwiła się, że może się tam nie odnaleźć, a co gorsza „Jeśli będę musiała zapłacić za siebie?” nawet to jej przeszło przez myśl.

 

Szli spacerem w milczeniu, Kanna chciała jakoś zacząć rozmowę, ale Ethan wpatrywał się przed siebie, był bardzo zamyślony, w dodatku mocne podmuchy wiatru odbierały Kannie pewność siebie, bała się, że jej nie usłyszy, lub co gorsza ona nie usłyszy jego odpowiedzi. Automatyczne, szklane drzwi otworzyły się przed parą, zaraz za wejściem przywitała ich obsługa.

 

- Witam serdecznie, w czym mogę Państwu służyć? – zapytał elegancko ubrany mężczyzna.

 

- Czy stolik dziewiąty jest wolny? – w tym momencie pojawił się starszy mężczyzna, był ubrany inaczej niż inni pracownicy, od razu dostrzegł młodego Ethana.

 

- Panicz Yume, nie spodziewaliśmy się wizyty. Pański stolik jest oczywiście wolny, proszę zostawić odzienie i już prowadzę – mężczyzna klasnął w dłoń, wtedy młodszy kelner, który ich przywitał wziął od Ethana i Kanny płacz i kurtkę. Mężczyzna prowadził dwójkę przez sale pełną gości, którzy powoli zaczęli przyglądać się dwójce, zaczęły się ciche szepty, a wystraszona Kanna zaczęła trochę panikować, miała wrażenie, że to całe dystyngowane towarzystwo przygląda się właśnie jej, czuła, że tu nie pasuje. Nie wiedziała jednak, iż wzrok wszystkich jest zawieszony na Ethanie Yume, na synu tragicznie zmarłych Państwa Yume.

 

- O to Państwa miejsce, proszę wzywać nas w razie potrzeby, osobiście podejdę – ukłonił się po czym odszedł. Para usiadła wygodnie, ich stolik był odsunięty od reszty i odgrodzony egzotyczną roślinnością. Był z tego miejsca widok na morze przez ogromne okna, lecz Kannę zastanawiało co innego.

 

- Na pewno byłeś tu tylko raz? To wygląda jakby Cię tu dobrze znali.. – zaniepokoiła się, że chłopak mógł ją okłamać.

 

- Wybacz. Właściciel tej restauracji ma cała sieć lokali i był przyjacielem mojego ojca. A facet, który nas tu przyprowadził jest menadżerem. Więc zna mnie z widzenia, mój ojciec czasem mnie zmuszał bym z nim jeździł po tych restauracjach i uczył się „robić interesy”.

 

- Ale w tej właśnie restauracji byłeś tylko jeden raz? – dopytywała dla pewności, czy Ethan coś nie kręci.

 

- Tak, miałem wtedy dziesięć lat.

 

- To naprawdę dawno.

 

- Zamów coś sobie, raczej nie zdążysz na kolacje, nie chce byś w domu marudziła na mnie rodzicom, że wróciłaś z randki głodna, źle o mnie pomyślą.

 

- Właściwie to nie jestem głodna.

 

- To może chociaż coś do pica? Albo jakiś deser? – gdy usłyszała słowo deser przypomniała sobie ile poprzedniego dnia pokazał licznik na wadze i zmarszczyła nos.

 

- Czy mogę przyjąć zamówienie? – zapytał mężczyzna, który wrócił po krótkim czasie.

 

- Tak, poproszę numery 11, 14 i 31, 36, to samo dla mojej partnerki – odpowiedział Ethan.

 

- Rozumiem, jeszcze jedno. Szef pytał czy może Państwu przeszkodzić na krótką chwile.

 

- Proszę – wtedy mężczyzna dał znać gestem komuś w oddali. Po chwili zjawił się właściciel, starszy mężczyzna z brodą i siwymi włosami, ubrany w popielaty garnitur, na którego tle wyróżniał się czarny krawat będący symbolem żałoby.

 

- Nie spodziewałem się Twojej wizyty, chciałbym złożyć najszczersze wyrazy współczucia. Jest mi niezmiernie przykro z powodu tego co się wydarzyło. Wszystko co dziś zamówicie jest całkowicie za darmo, na koszt firmy. Proszę przyjąć ten skromny gest – tłumaczył z nostalgicznym wyrazem twarzy.

 

- Dziękuje, ale bez urazy. Pokryję całą należność, proszę nie brać tego do siebie. A teraz chciałbym skupić całą swoją uwagę na moim gościu – dał delikatnie do zrozumienia, że chce zostać z Kanną we dwójkę.

 

- Rozumiem. Proszę wybaczyć – właściciel ukłonił się i odszedł.

 

- O czym on mówił, zachowywał się.. jakby… - Kanna powoli domyśliła się co się dzieje – Kilka dni temu, w naszej okolicy.. wydarzyła się tragedia. Rodzice chłopaka z naszej szkoły… Ty, jesteś tym chłopakiem. Czy on właśnie składał Ci kondolencje z powodu śmierci Twoich rodziców?

 

- Miałem nadzieje, że się nie domyślisz. Chcesz teraz o tym rozmawiać? Zapewniam, że nie ma o czym.

 

- To prawda? Twój ojciec.. czy on..

 

- Tak. Zabił moją matkę, a potem sam się zabił.

 

- I mimo to, zabrałeś mnie na umówione spotkanie? – Kanna próbowała powstrzymać się od płaczu, czuła się okropnie, miała poczucie winy.

 

- Nie powinnaś o tym teraz myśleć, to nie ma sensu.

 

- Proszę, odwieź mnie do domu – dziewczyna czuła ogromne poczucie winy, w myślach miała o sobie zdanie ostatniej egoistki.

 

- Kanna, zostańmy. Powiem Ci dlaczego tu przyjechaliśmy, jeśli nadal będziesz chciała wrócić do domu, to nie ma problemu, odwiozę Cię – Ethan złożył jej propozycje zachęcając, by została. Spojrzał na dziewczynę innym wzrokiem niż zwykle, dziwnie przekonującym. Kanna gotowa już wstać uspokoił się – Dziękuje. Ta restauracja, to miejsce. W niej zmieniło się wszystko, całe moje życie, cała moja rodzina. Odkąd pamiętam nie brakowało w domu niczego, były pieniądze, byliśmy zdrowi. Nikt, by nie czuł się źle w takim domu. Ludzie myślą, że pieniądze są wszystkim czego potrzebują w życiu, ale gdy inne dzieci pisały w liście do mikołaja, że chcą nową zabawkę pod choinkę, ja pisałem, że chce spędzić święta z rodzicami. Nigdy ich nie było, urodziny, święta, cokolwiek, ich nigdy nie było, co zastępowali drogimi prezentami. Jednak był jeden taki dzień, kiedy wszyscy razem pojechaliśmy na wycieczkę nad morze, tata nosił mnie na barana, a mama zrobiła przepyszne kanapki, których smak pamiętam do dzisiaj. Ten jeden raz, też byliśmy tu razem bo zaczął padać deszcz i wieczorem siedzieliśmy przy tym właśnie stole, byłem jeszcze dzieckiem, później wydarzyło się wiele, i moje życie zmieniło się.

 

- Co dokładnie się zmieniło?

 

- Skrzywdziłem bardzo skrzywdziłem, później by nauczyć mnie pokory, moja ciotka wzięła mnie do pomocy w ośrodku gdzie teraz już na stałe pracuje. Chce byś wiedziała, że to miejsce jest dla mnie ważne, przyjechałem tu, by w pewnym sensie pożegnać swoich rodziców, tych, którzy tu ze mną wtedy byli. Nie tych, którzy się mną nie interesowali, sam bym pewnie nie przyjechał więc, dziękuje, że dałaś się wyciągnąć tak daleko. Twoja obecność bardzo mi pomogła – przez chwile wpatrywał się w zielone oczy Kanny, ta z kolei poczuła się doceniona, że Ethan ją tu zabrał, bardzo chciała zostać.

 

- Skąd wiedziałeś, że lubię spaghetti? – zapytała z uśmiechem na twarzy, kiedy obsługa przyniosła ich zamówienie.

 

- Takie miałem przeczucie, bo kto nie lubi prawda? – w myślach jednak – „Przecież jej nie powiem, że widziałem kiedyś na jej policzku ślady po sosie pomidorowym”.

 

- W takim razie smacznego.

 

- Nalać Państwu wina? – zaproponował przechodzący kelner.

 

- Ja nie mogę, jestem dziś kierowcą. Ale jeśli Pani ma ochotę to śmiało – zaproponował Kannie.

 

- P.. poproszę... – odpowiedziała zestresowana, nie wiedziała jak się zachować pod presją stojącego przy stoliku mężczyzny – Wstyd się przyznać ale ja.. ja nigdy nie piłam alkoholu – powiedziała cicho do Ethana kiedy kelner odszedł.

 

- Naprawdę? Ja kilka razy na spotkaniach, o których Ci opowiadałem. Jedną lampką wina się nie upijesz – powiedział uspokajając dziewczynę.

 

Kanna niepewnie chwyciła lampkę czerwonego wina w prawą dłoń i przyłożyła ją pod nos, zapach półwytrawnego wina nasycił zmysł węchu i zachęcił, by z kosztować też jego smaku. Delikatnie dotknęła ustami krawędzi kryształowego naczynia przechylając je. W czasie jedzenia opróżniła zawartość pierwszego kieliszka, poczuła się pewniejsza siebie, spodobało jej się, a na jej policzkach pojawiły się delikatne wypieki.

 

- Mogę zadać Ci pytanie? – zaczęła Kanna – Mogę?

 

- Po to się tu chyba spotkaliśmy, śmiało.

 

- Jest ktoś kto Ci się podoba? – zmrużyła oczy podejrzliwie.

 

- Pytasz czy podoba mi się jakaś dziewczyna, dobrze rozumiem?

 

- Tak! Po co utrudniasz..

 

- Wole się upewnić, ale nie. Nie ma nikogo takiego, czemu pytasz?

 

- Ja?! To znaczy.. po prostu sobie pytam. Co dokładnie robisz w tej pracy? Możesz opowiedzieć? – pytała dalej, szukając jakiegoś punktu zaczepnego.

 

- Do tej pory robiłem wszystko, pomagam ludziom w codziennych czynnościach, coś co dla mnie i dla Ciebie jest naturalne, proste i banalne może komuś sprawiać trudność.

 

- Przepraszam, że przeszkadzam – przerwał kelner – Córka szefa kazała to Panu wręczyć – mężczyzna podał małą karteczkę Ethanowi – Pozwolą Państwo, że zabiorę już talerze.

 

- Kanna, musze Cię na chwilę zostawić. Wrócę za parę minut, dobrze? – nie czekał na odpowiedź, po czym odszedł od stołu. Dziewczyna zastanawiała się co mogło być napisane w tym liściku. Kelner po zniesieniu naczyń zaprowadził Ethana na piętro. Na górze był wąski korytarz, mężczyzna w uniformie zatrzymał się przed ostatnimi drzwiami. Powoli je otworzył i ukłonił się przed chłopakiem. Ten zrozumiał i wszedł do pokoju, w którym panowała ciemność, po chwili drzwi się zamknęły. Chłopak usłyszał jak przekręcono zamek w drzwiach, wziął głęboki wdech „nigdy nie rozumiałem i nie zrozumiem kobiet”. Tajemnicza postać za nim położyła dłonie na jego twarzy zakrywając mu oczy.

 

- Zgadnij kto to? – powiedział cicho kobiecy głos.

 

- Czyżby to była Lukrecja? – odpowiedział po irytowany.

 

- Nie umiesz się bawić! – powiedziała równie cicho jak wcześniej. Cofnęła się zabierając dłonie z jego oczu, w pokoju panował blady blask naściennej lampy, która była zaraz nad dużą, skórzaną, czerwoną sofą. Dziewczyna wyszła zza pleców Ethana, usiadła wygodnie zakładając nogę na nogę, poprawiła blond włosy i zaczęła wpatrywać się w młodego Yume oczami koloru nieba.

 

- Skąd wiedziałeś, że to ja?

 

- Twój biust prawie połamał mi plecy, jestem pełen podziwu, że pomimo tak dużej bariery, udało Ci się dosięgnąć dłońmi mojej twarzy.

 

- Inni mężczyźni mogą tylko o tym pomarzyć, Ty masz je na wyłączność – odpowiedziała na jego zgryźliwy komentarz.

 

- Jeśli będę potrzebował broni masowego rażenia, nie omieszkam zwrócić się do Ciebie o pomoc.

 

- Zimny jak zwykle – pokręciła głową – Co mam zrobić, by roztopić ten lód w Twoim sercu? – zaczęła się bawić ramiączkiem od sukienki.

 

- Twoje libido jak zwykle w formie, po co mnie tu ściągnęłaś? I w dodatku zamknęłaś?

 

- Już chcesz uciec? Myślałam, że jesteś w żałobie, chciałam Cię pocieszyć – poklepała dłonią obok siebie na wolnym miejscu. Ethan zrobił to o co prosiła i usiadł koło dziewczyny, ta cały czas mu się dokładnie przyglądała.

 

- Wracając do mojego libido.. gwałtownie skacze na Twój widok, dawno Cie nie widziałam.

 

- Ja Ciebie też, wszystko u Ciebie dobrze? To świetnie, pójdę już – próbował wstać, ale Lukrecja chwyciła go za nadgarstek.

 

- Jak tak możesz traktować swoją narzeczoną?

 

- Serio, naprawdę chcesz do tego teraz się odwoływać?

 

- To Ty mówiłeś „Kocham Cie Lukrecjo, kiedyś weźmiemy ślub!” Nie było tak? – przypominała czasy ich dzieciństwa, kiedy to wspólnie dorastali i spędzali czas.

 

- Nie neguje tego.. tyle, że gdy się jest dzieckiem, to kocha się wszystko, kocham tego słonika, kocham mój plecaczek, kocham tego kotka i tak dalej.

 

- Jeszcze nie rozumiesz mój drogi, że jesteśmy sobie przeznaczeni? To jest postanowione od dnia naszych narodzin! – powoływała się na kolejną klauzulę z ich dzieciństwa.

 

- To było tylko czcze gadanie naszych ojców, wcale nie musi tak być.

 

- Zostałam Ci obiecana jako żona kiedy byliśmy jeszcze dziećmi, mam zamiar dotrzymać tej obietnicy – odpowiadała pewna swoich racji.

 

- Dziękuje, po stoję…

 

- Świetnie się składa, skoro już „stoi” to zrobimy z tego użytek? – ponownie odbiła piłeczkę tak jak jej wygodnie, by wszystko zapędzić do jednej, możliwej sytuacji.

 

- Dobrze, zróbmy to – Ethan zaczął rozpinać guziki swojej koszuli. Dziewczyna była pewna swojej kobiecości, tak się przynajmniej wydawało do teraz, jej mina trochę straciła na pewności siebie. Wpatrywała się w Ethana kiedy ten rozpinał pasek swoich spodni, zbliżył się do niej tak blisko jak tylko mógł, chwycił jej dłoń i położył na swojej klatce piersiowej. Zbliżył usta do jej prawego ucha – Nie chcesz mnie? – twarz dziewczyny zrobiła się cała czerwona, a jej pewność siebie prysnęła niczym bańka mydlana. Jej serce zaczęło gwałtownie bić, jakby zerwało się do galopu. Nie mogła zebrać myśli, Ethan był zdecydowanie za blisko – Kogo chcesz oszukać, siebie, czy mnie?

 

- Heee? – nie umiała wydusić z siebie słowa, a Ethan doprowadził się do ładu.

 

- Kokietujesz mnie od dłuższej chwili, a kiedy daje Ci przyzwolenie nie wiesz co robić. Nic się nie zmieniłaś, cały czas jesteś taka jaką Cię pamiętam – położył dłoń na jej głowie – I szczerze, wole Ciebie prawdziwą, skromną dziewczynę, wstydliwą, która się rumieni zawsze kiedy mnie spotyka. Ten wyzywający styl do Ciebie nie pasuje. Możesz mnie już wypuścić swoją drogą, ktoś na mnie czeka – udał się w kierunku drzwi.

 

- Ale, jej już tam nie ma – odpowiedziała cicho.

 

- Jak to nie ma, przecież.. – spoważniał – Co zrobiłaś? – podniósł nerwowo głos.

 

- Kiedy zobaczyłam Cię z inną, poczułam się zazdrosna. Wymyśliłam to wszystko i powiedziałam jednemu z pracowników, żeby odwiózł tamtą dziewczynę kiedy tylko tu przyjedziesz.

 

- Co kazałaś jej powiedzieć?!

 

- Że zostajesz ze mną na noc, to aktualne, wiesz? Jeśli tylko chcesz.. – obróciła wstydliwie twarz, przylegając policzkiem do swojego prawego ramienia – Nie chcesz?

 

- Wyrzuć z głowy to swoje chore myślenie! Przyjechałem tu z nią bo nie chciałem być tu być sam, wiesz ile to miejsce znaczy, w ogóle po co tracę czas, jak do Ciebie mówi się jak do ściany. Otwieraj te drzwi, gdzie klucz?

 

- Musisz go sobie zdobyć, jest w moim staniku – założyła nogę na nogę, ponownie pewna siebie, że uda jej się zatrzymać Ethana przy sobie.

 

- Jesteś żałosna… - rozejrzał się dokoła i wziął do ręki wazon – Sam sobie otworzę – rzucił nim w kierunku drzwi, w których był sporych rozmiarów szklany witraż. Rozbił go na kawałki i wyszedł z pokoju, wychodząc mocno skaleczył się w rękę. Przyjrzał się mocno krwawiącej dłoni, Lukrecja nie wiedziała co powiedzieć. Ethan jeszcze przez chwilę spojrzał się w kierunku Lukrecji obojętnym wzrokiem po czym znikł wychodząc z lokalu. Dziewczyna siedziała w pokoju sama, czuła się okropnie „Znowu wszystko zepsułam”, jej myśli błądziły w takim właśnie schemacie.

 

- Wszystko dobrze, nic się Panience nie stało? – zapytał zdezorientowany pracownik, który przyszedł po tym jak usłyszał hałas.

 

- Tak.. mógłbyś odwieść mnie do domu? – zapytała pociągając nosem, powoli skłaniając się do płaczu.

 

- Oczywiście, zawołam tylko kogoś bu tu posprzątał.

 

W tym samym momencie Kanna jechała limuzyną w stronę swojego domu, była otumaniona tym co się stało. Nie mogła uwierzyć, w to, że Ethan ją tak po prostu zostawił, by zostać z inną dziewczyną. Jej poczucie wartości spadło, chłopak, z którym się umówiła odszedł od stolika po czym przysłał kogoś, żeby ją odwieźć do domu. Nie wiedziała co ze sobą począć, siedziała z tyłu i kończyła popijać już kolejną z rzędu lampkę wina, w nadziei, że dzięki temu poczuje się lepiej. W którymś momencie limuzyna zwolniła, aż całkowicie się zatrzymała. Szybka dzieląca miejsce kierowcy i pasażera opuściła się.

 

- Dlaczego stoimy? – Kanna zapytała kierowcę.

 

- Jakiś kretyn mercedesem zajechał nam drogę i wymusił bym się zatrzymał. Proszę zaczekać, idę sprawdzić co się dzieje – szofer wysiadł z pojazdu. Dziewczyna siedziała i cały czas myślała o tym co się stało, alkohol powoli przejmował nad nią kontrolę, w jednej chwili była smutna, za chwilę zła, naglę się śmiała, nie mogła określić swoich emocji teraz. Drzwi z tyłu otworzyły się, ktoś wyciągnął do niej rękę.

 

- Kanna, chodźmy. Odwiozę Cię do domu – powiedział dobrze jej znany głos. Popatrzyła chwilę na twarz Ethana, w jednej chwili wszystkie negatywne emocje wyparowały. Wyciągnęła i podała swoją dłoń chłopakowi, który pomógł jej wysiąść.

 

- Zaczekaj.. kręci mi się w głowie – powiedziała cicho i nie wyraźnie, dopiero po chwili zaczęła iść za Ethanem, otworzył jej drzwi, przesiadła się do jego samochodu.

 

Jak się czujesz? – zapytał gdy tylko usiadł za kierownicą, wychylił się, by zapiąć pasy pasażerce.

 

Śmierdzisz jej perfumami – skomentowała złośliwie kiedy się do niej zbliżył.

 

- Przepraszam, że tak wyszło, cała ta sytuacja to jedna wielka pomyłka.

 

- Pomyłka? Przecież wszystko jest jasne, poszedłeś się zabawić ze swoją narzeczoną”, tak! Dobrze słyszałeś, tamten miły szofer mi wszystko wytłumaczył. Co tu więcej dodawać, ale jak pytałam czy masz kogoś to „nieeeee, ależ skąd!”. Nigdy nie wiedziałam co chodzi kiedy koleżanki mówiły, że wszyscy faceci są tacy sami. Ale już wiem, myślałam, że takie rzeczy tylko w serialach, a tu proszę, taka jest rzecz.. rzecz.. – zacięła się nie mogąc wypowiedzieć słowa.

 

- Rzeczywistość? – wyręczył ją Ethan.

 

- O to, to, to! Właśnie, rzeczymiśtość – i tak przekręciła słowo, którego nie mogła wypowiedzieć, język odmawiał jej współpracy.

 

- Mogę chociaż spróbować się wytłumaczyć? Od Ciebie zależy czy mi uwierzysz.

 

- Śmiało, i tak Ci nie uwierzę.

 

Ethan powoli i dokładnie wytłumaczył Kannie co się wydarzyło w restauracji, na dowód pokazał skaleczoną dłoń. Powiedział również, o tym skąd zna Lukrecje, jakie są ich relacje. Dopiero wtedy ruszyli w dalszą drogę powrotną. Dziewczyna długo milczała, nie odezwała się ani słowem, i oczywiście usnęła w czasie drogi. Kiedy dojechali na miejsce dochodziła prawie godzina 23:00. Alkohol zrobił swoje i ściął ją z nóg, pierwszy raz jest bardzo łatwo przesadzić.

 

- Chodź – przykucnął gotowy ją wziąć na barana, by donieść do domu.

 

- Mój tata nie będzie zadowolony – majaczyła pod nosem.

 

- Dalej, wskakuj – Kanna posłuchała i resztkami sił zrobiła to o co prosił Ethan, kiedy zorientowała się, że będzie miała problemy z wejściem do domu. Będąc pod drzwiami chłopak zapukał do drzwi czołem, nie miał wolnych rąk, było tylko słychać jak, szybko kroki dwojga osób biegnie otworzyć, za drzwiami pojawiły się sylwetki mężczyzny i kobiety, wystraszonych i zmartwionych.

 

- Cześć mamo, cześć tato.. to jest Ethan, Ethan, to mama i tata.

Następne częściOpiekun Niewidomej #5

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • motomrówka 29.01.2017
    Czy Kanna jest dzieckiem specjalnej troski? Wszyscy w szkole wiedzą o rodzicach Ethana, a tylko ona nie? Nie nadrobiłam jeszcze poprzednich części, może tam jest wyjaśnienie jej opóźnienia. Poza tym, czytając #3, sądziłam, że w innym kierunku pójdzie ta historia, a tu, jak dla mnie, za bardzo rozmydliłeś akcję. Druga rzecz, nie ma czegoś takiego "..", co u ciebie nagminnie się zdarza, Jest natomiast "...". Godziny typu 23:00 zapisujesz słownie. Ponieważ nie znam całości, dam dziś 4.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania