Po jakiemu oni mówią? [Artykuł]

Sprawa, którą zajmę się tym razem, sama w sobie nie jest jeszcze błędem. Jeśli jednak autor mający zamiar stworzenia czegoś dłuższego się nad nią nie zastanowi, będzie generowała błędy co krok. Chodzi mianowicie o to, czy wszyscy bohaterowie powieści są poliglotami.

 

* * *

Rzecz zazwyczaj wygląda tak: bohater porusza się po świecie przedstawionym - może to być fantasyland, ale równie dobrze inny kontynent naszych realiów - wędruje od kraju do kraju, od wioski do wioski i wszędzie się z każdym dogaduje; nawet gdy trafi do mitycznego królestwa, które pozostawało na wieki zamknięte, to i tak nie ma żadnego problemu, aby się dogadać i ani razu nie zostaje wspomniane, że musiał rozmawiać z tubylcami w innym języku. Jeśli w tekście nie pojawia się dla tego stanu rzeczy jakieś uzasadnienie, to najprawdopodobniej autorowi nie przyszło do głowy, że coś tu w realiach nie styka. Jest to zresztą nieco ogólniejsza forma innego częstego błędu, mianowicie sytuacji, gdy wszystkie postaci wyrażają się w taki sam sposób, niezależnie czy mówi władca czy prostaczek. Ten drugi błąd może omówię szerzej przy innej okazji, ale teraz opowiem coś o języku.

Sytuacja taka jest zaskakująco częsta. O ile jeszcze można zrozumieć ją w ramach fantasy, bo w końcu wszystkie opisane kraje są wymysłem autora, to zupełnie niedopuszczalny staje się, gdy mowa o innych krajach w ramach świata naszego. Przykładem niech będzie może, już przeze mnie kiedyś okomentowane opowiadanie o Legii Cudzoziemskiej, będące katalogiem wszelkich możliwych błędów. W utworze tym, żołnierze francuskiej Legii o przeszłości kryminalnej spotykają się na jednej ryzykownej misji specjalnej. Jeden z nich jest ponoć Włochem, choć nosi hiszpańskie imię Diego, z pozostałych mamy jeszcze kilku Rosjan, Szweda i dwóch Niemców. [1] No i pierwsze pytanie - po jakiemu gadają między sobą i czy rozumieją francuskich wojskowych, którym podlegają? Szwed i Niemcy mogą znać język angielski, Rosjanie w sumie też, ale po bohaterach którzy wychowali się na ulicy trudno tego oczekiwać. Ponieważ jednak rozumieją rozkazy, wychodziłoby na to, że wszyscy znają francuski choć nie wiadomo czy się specjalnie uczyli (musieliby w mig opanować język na poziomie komunikatywnym) czy już znali. Ale idźmy dalej.

Bohaterowie zostają oblężeni w oddalonym od miasta forcie, naradzając się co też tu robić, postanawiają wysłać jednego z towarzyszy, akurat Niemca, przebranego do obozu wroga aby im nasypał do jedzenia trutki na szczury. Plan się udaje, nikt nie zauważył dywersanta i znów - po jakiemu rozmawiał z obozującymi Talibami, bo jest wspomniane, że zagadywał. Po niemiecku? Po francusku? [2] W kolejnych odcinkach bohaterowie zostają złapani przez Talibów, poddani przesłuchaniom a ci zostawiają ich na pustyni, pozostawiając im karteczkę - w tym momencie dowiadujemy się, że arabski znał trochę tylko Szwed, co generuje kolejne pytanie - jak zatem z nimi rozmawiali? [3]

 

Drugi taki przypadek, który zwrócił moją uwagę na tym portalu, to telenowela o Sułtance. Główna bohaterka zostaje porwana z Rzeczpospolitej Obojga Narodów (chyba) i wywieziona do Turcji. Od razu po przywiezieniu rzuca się do stóp aktualnej sułtance, rozmawiają. [4] Następnego dnia zna już wszystkie tureckie tytuły, wedle jakich się trzeba do każdego zwracać - i znów pytanie: po jakiemu oni mówią? Bo chyba nie po polsku. Skąd przeciętna mieszkanka ówczesnej Polski zna język turecki, którego na statku niewolniczym nikt jej nie uczył?

 

Jak wspomniałem, to co w fabule historycznej czy współczesnej mocno razi, w fantasy czy SF nie jest takie oczywiste. Wydaje się, że autorzy przejmują za klasykami gatunku różne elementy fabuły, biorąc je za kanon domyślny, i wśród nich założenie, że wszyscy mówią w danej krainie tak samo. Sęk w tym, że uznani autorzy często w jakiś sposób tą kwestię tłumaczyli. U Sapkowskiego bohaterowie,w tym ludzie i inne stworzenia posługują się Wspólną Mową, wprowadzoną po podbiciu krainy przez określoną i względnie jednolitą grupę ludzi, z wyjątkiem Nilfgaardczyków używających języka własnego, ale ten wspólny też znający, dzięki czemu mogą rozmawiać bez tłumaczy. Umiejętność posłużenia się wspólną mową praktycznie dzieli magiczne stworzenia na takie, które traktuje się jako humanoidalne "rasy" i takie, z którymi nie da się dogadać bez miecza. Niemniej kwestia tego, że nie ze wszystkimi stworzeniami inteligentnymi da się swobodnie porozmawiać, bo nie bardzo umieją mówić, też pojawia się jako jeden z pobocznych wątków. U Tolkiena było jasno zaznaczone, że różne ludy i stworzenia mają różne języki, zresztą ich przykłady zostały podane, zaś fakt, że wszyscy ludzie i hobbici mieszkający na Śródziemiu posługują się w zasadzie jednym, Westronem nazywanym też Wspólną Mową, w pewnym stopniu jest uzasadniany historią. Różne stworzenia znają ten język z konieczności, bo się ciągle z ludźmi stykają.

Łatwo zrozumieć skąd bierze się pomysł wspólnego języka - założenie, że bohater może się wszędzie dogadać jest wygodne fabularnie, autor nie musi się ciągle posługiwać tłumaczami czy nieporadnym dukaniem. No chyba, że chce. Niekiedy można z kwestii językowych stworzyć ciekawy wątek. George Wells w książce "Ludzie jak Bogowie" opisuje przygody grupki Anglików, którzy trafiają do równoległego wszechświata na planetę podobną do ziemi. Jej mieszkańcy porozumiewają się z nimi przez telepatię, toteż im wydaje się, że tubylcy mówią do nich po angielsku. W pewnym momencie jedna z postaci podnosi to jako dowód, na wyższość cywilizacyjną Brytanii, skoro nawet w innym świecie mówią w wyspiarskim języku.

Pamiętam też polskie opowiadanie SF w którym bohaterowie włamujący się do opuszczonego, wojskowego statku kosmicznego, muszą wydawać komputerowi pokładowemu polecenia w języku Esperanto, który znał tylko jeden z nich, bowiem wojskowi tworzący międzynarodową armię przyjęli ten język jako element łączący rekrutów z różnych planet.

 

Wypominając tą niekonsekwencję nie namawiam nikogo od razu do tego, aby wymyślał sztuczne języki jak to robił Tolkien. Jeśli ktoś chce się bawić w kreację własnego świata, to kwestia tego jak będą się między sobą porozumiewać bohaterowie powinna zostać też uwzględniona. Niech ta sprawa będzie gdzieś wyjaśniona, bo prędzej czy później czytelnik zacznie się zastanawiać, jak to jest, że ludzie, elfy, smoki i gobliny dogadują się bez żadnego problemu i ani razu nie ma wzmianki o tym, że ktoś "przeszedł na elficki" albo "smok zwrócił się do niego w jego języku". Ani chybi albo w tym świecie z jakiegoś powodu istnieje tylko jeden język, taki sam dla wszystkich i niezmienny w czasie, albo wszyscy są poliglotami.

To zresztą może być niezły wątek fabularny, że ktoś słabo zna inny język a akurat musi się dogadać. Czasem w takich sytuacjach pojawia się wątek nauki obcego języka, będący ładną i naturalną okazją do poznania innej kultury. W przypadku opowieści historycznej bądź dziejącej się współcześnie ale w różnych krajach, uwzględnianie takich kwestii jest raczej konieczne.

 

Ale, ale. Nakreśliłem problem i nie podpowiedziałem żadnego możliwego rozwiązania. Bo może jednak ktoś się namyśli i postanowi tą kwestię jakoś w tworzonym dziele uwzględnić, a nie ma tyle zapału co Tolkien aby od podstaw stwarzać nową mowę. Co takiego można zatem zrobić, aby wielojęzyczność pojawiających się postaci jakoś wyeksponować, tym samym zaznaczyć różnice między ludami i krajami, ale zarazem nie wstawiać w tekst fragmentów dialogów w obcym języku (który w niektórych przypadkach należałoby wymyślić)? Często stosowanym chwytem, i to zarówno przez pisarzy jak i tłumaczy dzieł obcych, jest wstawianie w tekst pojedynczych słów z innego języka, najczęściej są to charakterystyczne dla danego kraju zwroty grzecznościowe "sir", "Madame" oraz słowa, dla których trudno znaleźć jednowyrazowy odpowiednik a które też są dla danego języka specyficzne.

Chwyt ten bywa nadużywany; widzę to głównie w opowiadaniach wzorowanych na mandze. Prawdopodobnie twórcy fanfiction czytali przetłumaczone mangi, w których użyto tego sposobu, ale nie zrozumieli na czym polega, dlatego w ich tekstach przypadkowe słowa podane są w wersji japońskiej ("Johnny-San, podaj mi Shōyu, chcę skropić nim twoje risotto")

Stało się to zresztą chyba źródłem stereotypu obcokrajowca, który co i rusz się zapomina i wstawia w wypowiedzi obce słówka. Przykładowo Herkules Poirot z książek Agathy Christie nie tylko wtrąca co chwila swe "la femme" czy "mon Dieu" i dopytuje o słówka, ale też niekiedy używa dosłownego francuskiego szyku zdań (w polskich tłumaczeniach jest to słabo widoczne). Zbliżony pomysł znany jest mam nadzieję wszystkim czytelnikom z klasyki SF - specyficzny język mistrza Yody w filmach z serii Star Wars jest wynikiem tego, że język ludzi nie jest jego naturalnym, a szyk zdania wynika z użycia przy ich tworzeniu szyku z jego własnego języka. Także z tym chwytem można przesadzić.

Można też użyć prostego opisu, jak to jakieś postaci mówią w swoim języku a bohater nie wie o czym mowa, język może być wtedy opisany ogólnie "jak śpiew ptaków", "pełen szeleszczących i świszczących głosek" czy "twardy i podobny do pochrząkiwania zwierzyny". Ewentualnie bohater rozmawia z kimś w innym języku, nie chcąc aby pozostali rozumieli o czym mowa.

 

* * *

Jak wspominałem, nieuwzględnianie różnorodności językowej w świecie, w którym mają z założenia żyć różne ludy i rasy, jest tylko ogólniejszym przypadkiem innej często spotykanej niekonsekwencji, czyli zbyt jednolitego języka wszystkich postaci. Skoro wystarczy pojechać na drugi koniec naszego kraju aby usłyszeć, że tam ludzie mówią inaczej, to czemu przedstawiciel ludu na drugim końcu kontynentu nawet władając tym samym językiem, ma sposobem wyrażania się zupełnie nie różnić się od pozostałych ludzi? Czemu chłopek-roztropek z małej wsi ma używać podobnych, skomplikowanych wyrażeń, co sam król?

Ale o tym napiszę szerzej innym razem.

 

Zamiast pręgierza niesławy tym razem przypisy dolne, aby było wiadomo na jakie się powołuję przykłady

[1] http://www.opowi.pl/legia-cudzoziemska-rozdzial-2-droga-a7466/

[2] http://www.opowi.pl/legia-cudzoziemska-rozdzial-4-talib-a7492/

[3] http://www.opowi.pl/legia-cudzoziemska-rozdzial-8-piaski-a7683/

[4] http://www.opowi.pl/sultanka-faize-roz-4-a18747/

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 13

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Okropny 24.11.2017
    "To zresztą może być niezły wątek fabularny, że ktoś słabo zna inny język a akurat musi się dogadać. "

    Już kiedys o tym myślałem, ale teraz przekonałeś mnie.
  • Joan_ 24.11.2017
    Niestety tutaj Tolkiena czy Sapkowskiego nie znajdziesz więc takie błędy będą się pojawiały i dobrze, że o nich piszesz. Z reguły każdy kto tworzy swoją opowieść powinien na początku wykreować swój świat od "fundamentów" i wziąć pod uwagę klimat czy języki, którymi będą otaczać się bohaterowie. Myślę, że są to błędy "logiczne" opowiadań, gdzie autor nie przemyślał tak oczywistych rzeczy i być może nie zaczął od kreowania świata, a od samych jego bohaterów. Skupia się wyłącznie na nich nie biorąc pod uwagę realiów tj. porozumiewanie się w odpowiednim jezyku czy nie zwracając uwagi na czas (bo też spotkałam się z takim przypadkami gdzie bohaterowie robili czynność, która realnie zajmowała kilka godzin, a w opowiadaniu słońce stało w miejscu) . Najciemniej pod latarnia. Bynajmniej ja sama popełniam takie błędy :) Ale jesteśmy tu po to by sie uczyć. Miłego dnia
  • Karawan 24.11.2017
    To już kolejny Twój artykuł za który dziękuję. Niestety nie mam wpływu na Niewidzialnego Piotra zwanego Adminem by te wszystkie Artykuły; Twoje, Skoi etc( bo trochę ich kiedyś dawniej pisano) wrzucić do czegoś co stworzył Arysto i nazwał "inspiratornia". A szkoda, choć za raz powtórzę to propozycję w Inspiratorni właśnie. Dziękuję!
  • Pan Buczybór 24.11.2017
    Kolejny bardzo fajny artykuł. W sumie każdy jest ciekawy i warty przeczytania. Dobrze, że zwracasz uwagę na detale (heh, znowu to piszę). Pozdro.
  • Pan Buczybór 24.11.2017
    Kolejny bardzo fajny artykuł. W sumie każdy jest ciekawy i warty przeczytania. Dobrze, że zwracasz uwagę na detale (heh, znowu to piszę). Pozdro.
  • Arysto 24.11.2017
    Bardzo fajnie ujął kwestię jezykową - w sumie bardziej lingwistyczną - Peter Watts w Ślepowidzeniu, gdzie język w gruncie rzeczy jest jednym wielkim sprzężeniem zwrotnym prezentującym najbardziej uniwersalną wypadkową gatunku - w tym przypadku człowieka. Dlatego zetknięcie podczas Pierwszego Kontaktu było tak... niezrozumiałe - bo wszystko opierało się na zasadzie chińskiego pokoju, gdzie Obcy znali nasz kod, system znaków i symboli i potrafili je logicznie poukładać, a nawet logicznie odpowiadać, ale kompletnie nie rozumieli tego, co przekazują. Z tego powodu, że ich wypadkowa gatunku była kompletnie inna - np. nie zawierała samoświadomości, którą sami uznali za pasożyta na inteligencji.

    Dobry artykuł - zostawiam 5, kwestie językowe uwielbiam, takie wdrażanie w światy fantastyczne również.
  • Zaciekawiony 24.11.2017
    W sumie najsilniej na tym temacie skupił się Ted Chiang (świetny pisarz) w ostatnio ekranizowanym opowiadaniu "Historia twojego życia", no i oczywiście dużo pisał o tym Lem. Pamiętam jeszcze książkę amerykańskiego autora, w której silnie zaakcentowanym wątkiem, były nieprzetłumaczalne w żaden sposób pojęcia z języka obcych którzy się z nami skontaktowali. Ludzie mogli w rozmowie usłyszeć długi opis na czym to pojęcie polega ale i tak nie rozumieli o co chodzi, bo pojęcie to wynikało z wielowiekowej kultury oraz biologii obcych.
  • Arysto 24.11.2017
    Zaciekawiony Teda mam w planach przeczytać po filmie "Arrival" opartym o jego opowiadanie. I chyba do tego siądę, bo wątek językowy i teoria Saphira-Whorfa mnie po prostu jara.

    Fajnym przypadkiem jest również "Yrr" od Franka Schatzinga.

    Teda muszę dorwać gdzieś.
  • Zaciekawiony 24.11.2017
    Po zastanowieniu, dodałem do artykułu jeszcze akapit o częstych literackich sposobach zaznaczania wielojęzyczności i tego, że bohater mówi w jakimś innym języku, bo nakreślenie problemu było dość ogólnikowe i niekoniecznie musi doprowadzać do jakichś rozwiązań.
  • Roze_i_bratki 26.11.2017
    Złapałeś mnie.

    Chociaż ja bym jeszcze dodał o wspólnej mowie, żeby ją nazwać jakoś inaczej. Niby pozwala to czytelnikowi szybko zorientować się, co to za język, jednak i tak jakoś sztucznie to brzmi. No bo my też coś takiego przecież mamy, tyle że mówimy na to angielski.
    Chyba że w opisywanym świecie wspólna mowa powstała jako "sztuczny" język, nieużywany wcześniej przez nikogo.

    5.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania