Przed zaginięciem
Nie publikuję tego z własnej woli.
już chyba niczyj l.
"Rave" krzyczały dzieciaki, bezmyślnie maszerując do odizolowanej od reszty miasta ruiny starego budynku. Kieszenie strojów, barwnych jak na paradzie równości, wypchane uśmiechem. Część starała się wyrazić zadowolenie, mimo iż szczękościsk dawał o sobie poznać, część emanowała pozytywną energią, przez torby spalonego chwastu. Zebrała się elita, pierwsza liga nastoletnich ćpunów i kurew gotowych się poświęcić w zamian za zaspokojenie ciągu. Między nimi ja, pierdolony desperata szukający swojego Eldorado, krainy rzygowinami i spermą płynącej...
Na miejscu (o ile dali radę dotrzeć), czekało na wędrowców składowisko wódy i dragów. Legiony bezmózgich bachorów, wyjmowało uśmiechy z kieszeni, transportując je przez układ pokarmowy na swoje facjaty. Marsze żywych trupów koordynowane były przez sekwencyjne melodie techniawy. Wszystko miało swój porządek, ład i harmonię, nawet wymioty zdawały się uderzać o buty legionistów do rytmu! Liche już i tak ściany, drgały pod wpływem radosnych tańców, i basowego chłamu z głośników.
Nigdy nie byłem dobrym tancerzem, na pewno nie na trzeźwo. Sama trawa nie wprawi mnie w odpowiedni stan... Impreza miała być katastrofą, w końcu wykorzystałem swój przydział... Podpierałem więc niestabilne ściany nośne, rozmawiając ze znajomymi o poprzednich nocach. Między nas wkradła się zgrabna sylwetka. Podchodzi do mnie, nie przedstawia się, otwiera usta. Piękna. Blado skóra, sprawiała wrażenie wykutej z lodu... Doskonały kontrast dla ciepłych brązowych oczu, inteligentne, lekko przećpane spojrzenie przeszywało na wylot, do tego czerwień jej ust... Na jej języku leżał wdzięcznie okrąg, z wyrytym uśmiechem... MDMA... Tak, tego mi trzeba... Wtuliła się we mnie, spojrzała jeszcze raz głęboko w oczy, po czym przekazuje mi pigułkę, czule całując. Chciałem spędzić z nią więcej czasu... Zanim znikła w tłumie, dała mi jeszcze poczuć jej miękkie i ciepłe usta.
Nie chciałem myśleć, że dla niej jestem tylko jednym z wielu, chociaż to było oczywiste...
Pigułkę zaprawiłem alkoholem, straciłem świadomość... Jakbym przestał istnieć na parę godzin... Może i było by lepiej, niż budzić się rano, mokrym, na środku pola. Głowa ociężała, wydawało mi się że środku czaszki ktoś zaczął bić w kościelne dzwony. Nie, to jeszcze nie pogrzeb. Ale gdzie ja do cholery jestem? Z resztą, nieważne. Po prostu kim była ona?
Komentarze (4)
5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania