Poprzednie częściPrzed zaginięciem

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Przed zaginięciem cz.5

Pustka, tylko czerń wokół mnie. Wnętrze czarnej dziury? Raczej nie stać mnie na eksplorację kosmosu, więc co to za miejsce? Idę w ciemności, a raczej czuję,że w jakiś sposób się przemieszczam. Nie do końca rozumiem co się dzieje, pustka ogarnęła moje zmysły, pięknie pachnie nicość, cisza powoli wbija się w uszy niczym igiełka podczas akupunktury, widzę tylko to co spoczywa w człowieku, dotykam tego, czym jest człowiek. W głowie tkwi jedna sentencja, "vanitas vanitatum et omnia vanitas". Wszystko to nicość, a jednak odczuwam swój byt w nieistnieniu. Zaraz, ja spadam. Może to i dobrze, upadałem wiele razy, więc może nadszedł ten właściwy raz.

-Co jest z Tobą nie tak? - kto to powiedział? Podnoszę powieki, biel tak jasna że razi w oczy. Jestem... w jakimś pokoju. Na ścianach nie ma śladu po oknach, czy chociażby drzwiach. Dziwne miejsce, siedzę w białym fotelu, na przeciwko mnie mężczyzna, około 25 roku życia, ubrany w czarny elegancki garnitur, siedzi na czarnym fotelu, spod rękawa błyska złoty rolex, który podziwiałem na stronach internetowych. "No kurwa. Miałem grać zdechlaka, patrzę na wapniaka" - pomyślałem. Gotowy na śmierć, pogodzony z upadkiem, a tu nagle świat zaczyna płatać Ci figle, stawiając Cię naprzeciw bogacza, pewnie puści mi jakąś mowę, o tym, jakie to życie jest piękne.

-Ha, życie pięknym? Nigdy! Żywię się waszą śmiercią, więc co mi po waszym nędznym życiu. Te wszystkie zabawki założyłem tylko po to, aby ponabijać się trochę z ziemskich marzeń.

-Skąd wiedziałeś o czym myślę?

-Wiem wszystko, jestem tu, jestem tam, nawiedzam was kiedy śnicie, nawiedzam was nie zależnie, od tego czy potem sracie w Calvina Kleina, czy po prostu pod siebie. Jestem koszmarem, jestem mścicielem, jestem rebeliantem dla ojca mego. Jestem...

-Dobra, dobra, możesz być Krzyśkiem Ibiszem czy nawet Marylą Rodowicz, nie obchodzi mnie to. Po prostu, co to za miejsce?

-Jakiś ty niewychowany! - Wykrzyknął zszokowany, jednakże wyraz oburzenia szybko zmienił się w atak euforii. - Lubię Cię dzieciaku! Mój ojczulek, wybrał na robotę na prawdę równego gościa! Żeby tylko reszta jego przydupasów potrafił być choć w jednej dziesiątej tak bezczelni jak ty!

-Ojczulek? Jaka robota? O czym ty pieprzysz?

-Dowiesz się w swoim czasie. W każdym razie, jesteś w stanie OOB. Ta szara powłoka, to tylko twoje ciało astralne, mało komu udaje się pokonać wrażenie upadku. Tobie się udało, przy tym nie czułeś chęci śmierci, raczej akceptację takiej możliwości. Ciekawa zdolność, po prostu popłynąłeś z nurtem. Chociaż, z drugiej strony, jako ćpun ciągle płyniesz z nurtem zdarzeń, odcinając się od potrzeb innych ludzi. Hmmm... Jednak... Marzysz jak każdy inny

-Raczej nie jestem Tamponem, więc pewnie chodzi o "Out of body". Dobra, jestem po prostu gdzieś w przestrzeni, ty powinieneś być jakimś moim alter-ego, drugim wcieleniem, ale nie pasuje mi gadka z ojczulkiem. Więc, musisz być jakąś nad-istotą, astralem, aby się tak ze mną komunikować... - Nawiedza nas? Ojczulek? Ten gość przyprawia mnie o ciarki na plecach.

-Tak młody, to ja Cię nawiedzałem i będę to robił dalej, chyba że za którymś zrozumiesz, jesteś jak ptak bojący się lotu, mój ojciec czymś Cię obdarzył! A ty jeśli zrozumiesz o czym mowa... Będziesz wyzwolony! - Jego skowyt uniósł się pod sufit i zmiótł całe pomieszczenie, dźwięk wrzynał się w czaszkę, coś na wzór ostatniego tchu demona, pełnego goryczy. Znowu otchłań, dryfuję, już dobrze. Ten głos. To głos z moich afektów.

-Wstawaj. - powiedział dotykając dłonią moją pierś, w tym samym momencie wybudziłem się.

Usiadłem gwałtownie na łóżku, która to może być godzina, jest ciemno... Jak na naszą rzeczywistość. Punkt trzecia w nocy, Majka leży spokojnie obok. Nie ma sensu leżeć skoro i tak już nie zasnę, ucałowałem Maję, miałem zamiar wstać, jednak szybko chwyciła moją dłoń, otwierając zaspane oczka, spytała uroczym, stłumionym przez senność, głosem "Czy coś się stało? Gdzie idziesz?". Wyglądała jak śpiąca królewna, za dużo pytań odnośnie dziwnego snu, panoszyło mi się w głowie. Nie chcę żeby się martwiła.

-Spokojnie Majciu, idę do toalety, śpij spokojnie.

-Dobrze Maciuś, dobranoc.

-Dobranoc Maju.

Wszedłem do łazienki, wymacałem włącznik światła na ścianie. Lustro. Nie, Maciek, to zły pomysł, żeby teraz sprawdzać jak wygląda twoja fryzura, po takim śnie jedyne co zobaczysz to przyczynę zawału serca. Zdjąłem wszystkie ubrania, wszedłem pod prysznic. Włączyłem wodę i usiadłem w kabinie. Cholera, ten gość, wie o mnie wszystko, potrafi kontaktować się z moją duszą. I te teksty o ojczulku... Chyba muszę przestać wrzucać wszystko co popadnie, z niewiadomych źródeł... Ale jeśli to nie efekt nierówności pod sufitem, to...

"Szatan", rzuciłem półżartem.

-Zgadłeś- cichy szept gdzieś zza pleców, dobrze że leciała ciepła woda, takie odczucie zimna jak w tamtym momencie może przyprawić człowieka o korzonki... Nadal, wydaje mi się że za dużo biorę, albo mam rozdwojenie jaźni. Jaki interes, szatan ze swoim ojczulkiem, mógłby mieć do mnie. To wszystko jest nierealne. Obym był po prostu popierdolony, jak to zawsze bywało!

Nie spałem do rana, myśli kłębiły się jak para wodna w kabinie prysznicowej. Poza tym, wszystko zgodne z moją codzienną rutyną, jedynym odchyleniem od normy ,była ilość zaparzanych filiżanek kawy. Uwielbiam kawę, gorzkie orzeźwienie na początek przesłodzonych dni. Położyłem tackę ze śniadaniem na werandzie, słońce wschodziło, resztki nocnego chłodu odchodziły w zapomnienie. Z kawy, unosiła się stróżka aromatycznego dymu, takich perfum nie powstydziła by się Afrodyta. Gdyby rozpylić ten zapach nad Akropolem, Helios, rozświetlony, z zapałem przyśpieszyłby kres ciemnoty! Parę papierosów zostało, płomień zapałki zdawał się tańczyć flamenco, próbując rozpalić obiekt pożądań moich płuc! Wszystko było zbyt proste, nigdy nie odważyłbym się powiedzieć, że noc z ledwo poznaną kobietą, może tak namieszać człowiekowi w głowie. Słyszę skrzypienie podłogi, drzwi otworzyły się, to ona. Zmierzwione włosy żyły w symbiozie z jej szerokim uśmiechem.

-Mat - rzuciła beztrosko - miałbyś coś przeciwko, jeśli zostanę z Tobą do jutra? Moich rodziców też nie ma w domu, nie chcę jeszcze wracać... Oczywiście jeśli to nie problem.

Objąłem ją. Pierwszy raz... Odkąd pamiętam, łzy naszły mi do oczu, to dziwne uczucie, coś jakby każda kropla składała się z drobinki twoich uczuć. Cieszyłem się, na prawdę, w tamtym momencie żyłem.

-Oczywiście, zostań tak długo jak chcesz.

-Mat, ty pła...

-Cicho - szepnąłem, - głupiutka, to z radości. Chyba chcę, żebyś została... Po prostu... Bądź... Ja też będę...- Nie powiedziała nic, po chwili czule mnie pocałowała. Usiedliśmy jedząc razem śniadanie. Chciałbym żyć tą chwilą.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania