Rosja – część 2 – Moskwa część 1 - Chińskie bliny na Placu Czerwonym

Nie jeżdżę taksówkami

Ani specjalnymi pociągami z lotniska. Znam już z Londynu ten ‘legalny’ przekręt jakimi są specjalne pociągi ‘Heathrow Express’ dowożące pasażerów. Drogie to i mało kto tym jeździ, również w UK. Zamiast tego tańsza opcja - metro Piccadilly Line jest zawsze zawalone walichami. Te śmiesznie małe wagoniki jadące z portu lotniczego Heathrow ledwo są w stanie pomieścić objuczonych turystów z USA, Chin, Indii, Niemiec itd. Nie idzie znaleźć miejsca, nawet poza szczytem. I czasem odnoszę wrażenie, że Amerykanów i wszystkich wyglądających na zamożnych powinni przymusowo wysyłać do tych uroczo drogich ‘Heathrow Expressów’ i innych takich. Oni lubią płacić, więc niech płacą więcej. A ja wolę płacić mniej niż miałbym płacić więcej. A mniej wydając, krócej będę zmuszony na to pracować bez sensu.

 

Tak więc i w Moskwie nie decyduję się na podobny co w Londynie serwis o nazwie ‘Aeroexpress’. Kosztuje on olbrzymie pieniądze, bo aż 500 rubli (30 zł) w jedną stronę. Przy wejściu na stacje stoją nie konduktorki, ale stewardessy. Wszystko na czerwono, pełen wypas. W tej cenie masz zapewne dywan pod nogami, darmowe Wi-Fi, szybką jazdę bez postojów na małych stacyjkach i pewno jeszcze opiekę psychologa w czasie podroży oraz masaż. Dam radę bez tych udogodnień. Wedle planu kieruję się na marszrutkę 441. Nie jest to byle jaki 441, bo można płacić kartą u kierowcy. Na trasę dali już całkiem sporego busa, w którym co prawda ledwo można się upchnąć z bagażem, no ale mogli podstawić małego busika w stylu ukraińskim. Na dachu nie jadę, mam nawet miejsce siedzące, bo udało mi się dopchnąć na tył. Jest dobrze, bo spodziewałem się czegoś o wiele gorszego. A jeśli się tu przyjedzie za parę lat to będzie jeszcze lepiej.

 

Mimo że nie udaję nie wiadomo jakiego moskwianina, to po drodze jestem rozpytywany przez jakąś panią z dawnych azjatyckich republik radzieckich jak dojechać do metra Kotelniki. To akurat wiem, bo 441 ma tam właśnie ‘pętlę’. No, ale skąd u licha będąc po raz pierwszy w życiu w Moskwie mam niby wiedzieć, którym metrem szybciej się dojedzie na to i na to osiedle?!

 

Jadąc w stronę Moskwy zwraca uwagę duża ilość kwiaciarni. Wiele z nich jest całodobowych. I to nawet gdzieś w małych skupiskach ludzi, podmiejskich miasteczkach. Czytałem w internetach, że przemysł kwiaciarski jest tu bardzo mocny.

 

‘Właściwa’ Moskwa wita monstrualnymi blokowiskami. To nie takie bloki jakie są w Warszawie gdzieś na Bródnie czy Bemowie. Te moskiewskie są o wiele większe, na parę tysięcy osób.

 

Kotelniki - VDNH - w drodze do hotelu

Kotelniki są tuż przy granicy administracyjnej miasta, więc robię sobie zdjęcie przy tablicy z nazwą ‘Moskwa’ i idę do położonej obok stacji metra. Płacąc 50 rubli (zwrotnego depozytu) kupuję kartę miejską ’Troika’ i ładuję jak na razie sumą 200 rubli. Później się zorientuję czy mi się opłaci kupować bilety jednodniowe, kilkudniowe czy jeździć na ‘jednorazówkach’. Teraz przede wszystkim chcę dojechać do mojego miejsca do spania.

 

Jeśli chodzi o tabor metra moskiewskiego to po torach jeżdżą zarówno wagony ‘ziemniaczane’, jak i nowoczesne, ‘na wypasie’. Te pierwsze nazywam tak, bo i w Warszawie jeździł ten sam typ – kupiony od Rosjan za polskie ziemniaki. Miały one wiele ukrytych tajemnic jak np. dziwne ‘gniazdka’ z jeszcze dziwniejszymi skrótami jak ‘LH’. Podobno oznacza to ‘Laser Holocaust’. Wciśniesz i wtedy lasery z tego wychodzą i porażają wszystkich w wagonie. Tyle teorii spiskowych.

 

Co do wagonów ‘na wypasie’ to są one naprawdę piękne, diody świecą się zarówno przy otwieraniu i zamykaniu drzwi. W ten sam sposób ozdobiony jest też przód wagonu. Nie ma, że biednie i praktycznie. Tu jest Rosja, a nie jakaś tam Szwajcaria.

 

Bezproblemowo docieram do stacji VDNH obok której jest mój hotel. Niby miałem sfotografowane mapki, ale lekko się pogubiłem. Na szczęście wystarczyło zapytać pierwszą napotkaną kobietę i poszła ze mną, aż pod samo wejście do mojej ‘gostnicy’. Z tego, co się dowiedziałem o niej mówiąc koślawym rosyjsko-polskim konglomeratem to w młodości była ona sportsmenką, więc do dziś lubi sobie ‘guliac’ (czyli chodzić, włóczyć się) a jej mąż służył kiedyś w Czechosłowacji.

 

Hotel ‘Katiusza’

Z tego, co widziałem na ‘Bookingu’ hotel stylizowany jest na ‘stare, dobre czasy’ Związku Radzieckiego. Ale przynajmniej na recepcji nie jest aż tak skansenowato. Zwraca uwagę obecny już w wejściu detektor metali, a na korytarze prowadzące na pokoje wchodzi się trochę jak do jakiegoś biurowca przybliżając otrzymaną kartę gościa hotelu.

 

Co do formalności można bezproblemowo płacić kartą (co nie zawsze jest takie oczywiste), a także bez proszenia się sami z siebie wypisują ci papier meldunkowy. Wedle prawa cudzoziemiec przyjeżdżający turystycznie do Rosji i będący tu dłużej, niż 7 dni musi mieć zameldowanie.

 

Śniadanie jest obowiązkowe, znaczy nie, że przychodzą strażnicy i każą ci na siłę jeść. Nie, po prostu jak zapłacisz za pobyt to je masz już zapewnione. O moich przeżyciach związanych z jedzeniem tu dowiecie się w dalszej części tego artykułu.

 

I na początek Plac Czerwony

O dziwo po takiej ciężkiej nocy jaką było czuwanie na strefie tranzytowej w Mińsku, śpię tylko ze dwie godziny i chcę już pierwszego dnia coś zobaczyć. Adrenalina mnie budzi.

 

Kieruję się do metra i prostą trasą, linią M6 docieram do stacji Kitaj Gorod. Nie ma co jednak liczyć tu na chińską dzielnicę, czerwone lampiony albo chociaż chińską bramę wjazdową. Nazwa jest myląca, bo w nowoczesnym rosyjskim ‘kitaj’, ‘kitajec’ to Chińczyk. Ale jak pisze Wikipedia to słowo oznaczało też kiedyś ’miasto środkowe’, czyli mówiąc po ludzku Śródmieście albo nawet ‘miasto koszyków’, czy zbudowane z drewnianych belek.

 

Od stacji idę piechotą, tak ze 20 minut do Placu Czerwonego. Przechodzę obok pętli autobusowej, co mnie bardzo cieszy, bo nienawidzę marszrutek i nie uważam ich jak co poniektórzy jako ‘urokliwy’ środek transportu. Autobusy w Moskwie to wszystko nowe sztuki. Więcej o tym później w rozdziale ‘Transport publiczny’.

 

Po drodze mijam cerkiew obok cerkwi. Raczej małe świątynie. Trochę jest zastanawiające dla mnie ich nagromadzenie obok siebie. Przecież mogli upchnąć wiernych w jednej ‘bazylice’, ‘soborze’ i po problemie. Na mojej trasie znajduje się też tzw. ‘Angielski Dom’, który został ‘pobłogosławiony’ przez Królową Elżbietę II podczas jej jedynej wizyty w Rosji w 1994 roku.

 

Gdy w końcu docieram na Plac Czerwony okazuje się, że jest on częściowo zamknięty. A to z powodu przygotowań do corocznego festiwalu międzynarodowych występów orkiestr wojskowych ‘Spaskają Basznia’. Oczywiście są kapele z dawnych republik radzieckich, tych nadal zaprzyjaźnionych z Rosją. Z gości spoza terenu dawnego ZSRR są orkiestry z Japonii, Korei a nawet z Norwegii czy Włoch. Nawet Egipt. Może być wesoło. Miejmy nadzieję, że tym razem nie zmasakrują repertuaru w stylu ich słynnego wykonania Hymnu Rosji podczas wizyty Władimira Putina w Egipcie.

 

Nie ma co się spodziewać republik bałtyckich, Gruzji czy Ukrainy. Nie ma też Polaków. Polityka polityką, ale mogliśmy sobie wspólnie pomuzykować. Jakaś krzywda by się chyba od tego nie stała. W 2012 roku Wojsko Polskie brało udział w tych uroczystościach. Teraz za rządów Prawa i Sprawiedliwości jest ‘kosa’ między Rosją a Polską. Jeśli w imię obrony naszych interesów narodowych, a nie w ramach źle pojętej lojalności wobec Zachodu to można to zrozumieć. Warto jednak być świadomym tego, że Turcja czy Węgrzy dogadują się i z Rosją i Amerykanami.

 

Najsłynniejsza cerkiew świata i pomnik ku ‘czci’ Polaków

Będąc na Placu Czerwonym oczywiście nie mogłem przegapić Cerkwi Wasyla Błogosławionego, chyba najsłynniejszej cerkwi na świecie. Car Iwan Groźny kazał ją postawić, potem oślepił architekta. Choć podobno ‘oślepiony’ Postnik Jakowlew jeszcze zbudował dla Caratu m.in. Kreml kazański.

 

Pod cerkwią znajduje się pomnik, z którego paradoksalnie Polacy powinni być na swój przewrotny sposób dumni. Upamiętnia on wypędzenie Polaków z Moskwy. A czemu powinniśmy być z tego dumni? A to dlatego, że Hitler zdobył w Moskwie jedynie pętlę autobusową – Chimki, skąd żołnierze niemieccy mogli sobie pooglądać Kreml przez lunety. Wojska napoleońskie posiedziały w stolicy Rosji jedynie około miesiąca. Natomiast Polacy okupowali Moskwę przez ponad 2 lata. Gdybyśmy byli lepsi w manipulacjach politycznych to byśmy mieli ‘polskiego’ cara. No, ale wyszło jak wyszło, nic się nie stało. Pamiętać jednak trzeba, że w naszej historii był nie tylko słynny Hołd Pruski, ale i Hołd Ruski z roku 1611.

 

Mauzoleum Lenina. Z racji przygotowań do festiwalu orkiestr nie ma szans nie tylko, żeby wejść zobaczyć zgniłka, ale nawet nie można dotrzeć do nagrobków około-kremlowskich między innymi Stalina. Do mauzoleum i tak nie planowałem się wybierać, choć temat ciekawy i wstęp darmowy. Ale gdy grobowiec jest otwarty to kolejki olbrzymie i nie ma szans na fotografowanie czy filmowanie. Podobno ochrona stoi co parę metrów i jest bardzo skrupulatna. Tak więc szkoda cennego czasu.

 

Kieruję się na drugi koniec Placu. Wychodzę bramą i mijam pomnik Marszałka Żukowa na chudym koniu. A po prawej widzę ociężały gmach Dumy Państwowej, czyli rosyjskiego parlamentu. Sporo jest tu też efektownych fontann ze strugami wody przelatującymi nad głowami przechodniów.

 

Po obejściu murów kremlowskich i spacerze wzdłuż rzeki Moskwy idę na kebaba. Za 185 rubli (11.23 zł) kupuje całkiem sporego. Nie za tanio, ale idzie wytrzymać. Można płacić kartą, co w Londynie w takich miejscach jest praktycznie niemożliwe. Tylko gotówką w ‘halal shopach’.

 

Przy okazji gdy chciałem sprawdzić na ‘biletomacie’ ile mam pieniędzy na mojej karcie ‘Troika’, znalazłem pozostawiony przez kogoś bilet tego typu. Zarobiłem na tym później 50 rubli z depozytu.

 

Śniadanie - najważniejszy posiłek dnia

Następny dzień w Moskwie zaczynam pobudką o 8 mej rano. No, ale jak jesteś w podroży to się zwiedza, a nie śpi do 12tej. Po raz pierwszy schodzę na hotelowe śniadanie. Przy wejściu na stołówkę wita ostrzeżenie, że nie wolno wchodzić w gumiakach i odzieży roboczej. Na szczęście gumiaków dziś na sobie nie mam, a kombinezonu roboczego też już od dawna nie używam.

 

Wbrew temu czego się spodziewałem nie ma tu czegoś takiego jak ‘szwedzki stół’. Będąc w lepszych i gorszych hotelach w Europie mając opcję ‘jedz ile chcesz’ trzeba jeść na ‘sportowo’, bo dopóki nie wyjdziesz z sali to można jeść śniadanie do oporu. Tu nie ma tak dobrze. Racja ‘wliczona’ to maksimum 300 rubli. Każdy komponent 50 rubli, nawet napoje jak kawa, herbata. W menu mają m.in. omleta, jakąś ‘kryzysową’ kaszę, udko kurczaka czy niedogotowanego kotleta.

 

Kucharka jest najwyższym autorytetem przy wydzielaniu jedzenia. Niczym druga osoba w państwie. A potem jeszcze jest druga kontrola, kasjerka która liczy ile ma się na tacy i jeśli uda się zmieścić w limicie 300 rubli to puszcza wolno. Jeśli nie, trzeba płacić dodatkowo albo odkładać. Czyli socjalizm w starym stylu. Brakuje jeszcze łańcuchów i przykręcanych talerzy co by nie kradli zastawy stołowej.

 

Z tego, co czytałem w internetach ludzie i tak są zachwyceni hotelowym cateringiem. Jeśli ktoś przyjechał za przeproszeniem z zadupia i nie ma porównania to będzie się cieszyć. Mnie się nie podoba. Gorzej było tylko gdy byłem w Pradze czeskiej, w nomen-omen rosyjskim (!) hotelu.

 

Stres i nie za dobre jedzenie sprawił, że po wyjściu na dwór dopadły mnie ‘medyczne problemy’ i musiałem się cofać do toalety. Szczęśliwie nie odszedłem za daleko w miasto. W następnych dniach więc schodziłem do stołówki już tylko na jakąś przekąskę lub wcale. I szczerze mówiąc, nienawidzę śniadań, nienawidzę jeść wśród ludzi. Przyjemniej jest rano wstać, napić się kawy, zjeść coś słodkiego, jakąś lekką przekąskę i w ten sposób zacząć swój dzień.

 

Rosja się zmienia, ale zmienia się powoli. I w wielu aspektach nadal idzie odczuć ponad 70-letnią sowietyzację tego narodu. W Polsce socjalizm zniszczył ekonomicznie i mentalnie nasze społeczeństwo, ale my mieliśmy to tylko przez 45 lat. Oni prawie drugie tyle. Socjalizm jest fajny na starych zdjęciach z pochodów, w filmach komediowych. Śmieszny w formie dobrej zabawy, w skansenach, dla ludzi którzy już zapomnieli o tym jak poniżająca była gospodarka ciągłego niedoboru, jak np. stanie w kolejkach po byle papier toaletowy. À propos.

 

Rozmawiam ze sprzątaczką. Papieru toaletowego mi żałuje. A rolki cienkie, papier nie jakiś topowy. Pewno sobie kobieta myśli: ‘jeszcze chce papieru? Pewnie jakiś pisarz, opozycjonista może.’.

 

GUM, czyli moskiewski Harrods

Drugi dzień w stolicy Rosji ponownie zaczynam od Placu Czerwonego. Idę do GUM-u. To taki rosyjski ‘Harrods’. Dawniej zwyczajny ‘uniwersam’, centrum handlowe, supermarket który nie jest blaszakiem pod miastem. Dziś podobno ekskluzywny, drogi sklep który gdy jest się turystą budżetowym zwiedza się jak muzeum. Oczywiście jest tu wiele sklepów drogich marek. Można tu znaleźć też historyczną toaletę, gdzie poza zaspokojeniem potrzeb fizjologicznych dostępna jest mini wystawa. Wstęp, aż 200 rubli (12.15 zł). Pani Azjatka, chyba Chinka pilnuje, żeby płacili. Sfotografowałem co się dało przy wejściu.

 

Jednak pierwsze wrażenie, że GUM to jedynie miejsce dla bogaczy jest mylące. Znajduje się tu też bar mleczny ‘Stolovaya 57’ z tanim jedzeniem. O tym, że lokal ten jest tu od wielu lat jak w Warszawie Blikle czy Wedel i że musi dobrze i tanio karmić świadczy bardzo długa kolejka. Odpuszczam i idę na truskawkowe bliny do Chińczyków. Za blina, czyli takiego naleśnika z wypełnieniem plus słodkie ciasto na deser i mały kwas chlebowy do popicia, żebym się nie zapchał zapłaciłem łącznie, aż 500 rubli (30 złotych).

 

Co do samego GUM-u. Jest to dość spory budynek z podobnymi do siebie równoległymi korytarzami gdzie gra muzyka trochę jak z dawnych kronik filmowych.

 

Osiągnięcia Rosjan na Krymie

Ciekawą i co by nie powiedzieć, miłą dla oka jest mini-wystawka prezentująca osiągnięcia Rosjan po przejęciu Krymu. Szczególny nacisk położono na Most Krymski, prawie 19 kilometrową przeprawę kolejowo-drogową łącząca Krym z ‘główną’ Rosją. Dzieci i nie tylko mogą sobie zrobić zdjęcia na stylizowanych torach, a ci piśmienni poczytać sobie co nieco o całej budowie i pooglądać zdjęcia.

 

Handel i przebierańcy

Na Placu Czerwonym jest sporo budek z handlem wszelakim, między innymi z pamiątkami. Ceny jednej i tej samej rzeczy są tu bardzo zróżnicowane, więc warto trochę pochodzić i zorientować się gdzie można kupić jak najtaniej się da. Kupiłem tu dla mojej Babci nakręcaną pozytywkę z motywem ‘Kalinka maja’. Bliżej pomnika Żukowa za dokładnie tą samą zabawkę chcieli nawet 2000 rubli. Jednak bliżej wieczoru sprzedawcy robią się zmęczeni i obniżają ceny. Ostatecznie udało mi się natrafić na przyzwoicie wyglądającego handlarza, etnicznego Rosjanina który bez zachęcania i ściemniania obniżył mi cenę z wywoławczych 1200 rubli na 850.

 

Oprócz handlarzy, w okolicach ulicy Nikolskiej można spotkać różnorakich przebierańców, którzy za wspólne zdjęcie z nieostrożnym turystą pobierają srogie opłaty. Ale niektórzy ludzie lubią takie atrakcje. Widzę, że wielu podchodzi, bez nagabywania i grzecznie płacą. Można tu spotkać między innymi typów caro-podobnych i znudzonego Stalina i Putina. Jak przechodziłem to Putin właśnie pił herbatę z termosu i obierał mandarynkę. Potem gadał ze Stalinem. I chyba nie były to rozmowy o nowym porządku świata, ale kto ich tam wie.

 

‘Grób Nieznanego Żołnierza’ z wiecznym ogniem

Zawsze gdy jestem w stolicy kraju nie mogę pominąć tradycji zmiany warty przy tutejszym ‘Grobie Nieznanego Żołnierza’ i porównać ten zwyczaj z innymi krajami. Zaraz koło murów Kremla, pali się wieczny ogień, obok którego znajduje się coś, co wygląda jak duża płyta nagrobna, na której leży stylizowany żołnierski płaszcz i hełm. Co godzinę odbywa się ceremonia zmiany warty. Rosyjscy żołnierze w porównaniu do ceremonii greckiej nie mają tak skomplikowanego rytuału zmiany kroków. Po prostu podnoszą nogi jak najwyżej się da. Można odnieść wrażenie, że im większy ‘zuch’ to podnosi nogę wyżej od kolegi. Co ciekawe, zmiana warty ma miejsce jedynie w dzień. Po 8mej wieczór nie tylko nie zobaczy się ceremonii, ale w ogóle żołnierze schodzą z posterunków. Nie to co w Warszawie, gdzie warta jest całodobowa.

 

Gdy oglądałem relację z tego rytuału w internecie zastanawiało mnie częste gwizdanie, pewno na nieroztropnych turystów. Aż mnie paranoja łapała. O co chodzi? Okazuje się, że oficer nadzorujący dwóch wartowników gwiżdże gwizdkiem na ludzi, którzy siadają na takim murku (bardzo dogodnym do siedzenia), gdzie wypisane są nazwy radzieckich ‘miast-bohaterów’. Miast utytułowanych za to, że dzięki swoim mieszkańcom nie ‘wymiękły’ w walce z Niemcami.

 

Kreml - wejście za mury

Wejściówka za mury Kremla nie jest tania, bo aż 700 rubli (42.55 zł), ale nie mogę sobie odpuścić tej atrakcji. Niestety nie ma zniżki studenckiej dla cudzoziemców. Gdzie indziej dałem radę, ale nie tu. Na terenie Kremla niezbyt wiele udostępniono dla zwiedzających. Nie chodzi o to, żeby turyści mieli dostęp do wszystkich sekretów i pomieszczeń, ale chociaż część apartamentów prezydenckich, dawniej carskich mogliby otworzyć.

 

Gdy się wchodzi na teren za murami, jednym z pierwszych widoków jest zbudowany za rządów Chruszczowa Pałac Zjazdów – miejsce gdzie kiedyś odbywały się zjazdy KPZR. Bardziej współcześnie występowali tu między innymi Leonard Cohen czy Mariah Carey. Poza sezonem koncertowym ten bardzo ciekawy z punktu historii i polityki obiekt jest niestety niedostępny dla ludzi. Mogliby tu chociaż zrobić małą wystawę, pokazać aparat tlenowy Breżniewa, cokolwiek.

 

Tak więc po wydaniu ponad 40 złotych zwiedzam to co można. Dla turystów udostępniono kilka cerkwi oraz zbrojownię. Po drodze do nich można sobie obejrzeć małe armatki. Jest też jedna olbrzymia armata, słynna Car-Puszka – druga na świecie pod względem kalibru. Ustępuje tylko amerykańskiemu moździerzowi ‘Little David’. Car-Puszka była w stanie strzelać jedynie kamieniami o masie 800 kg każdy. I oddała w swojej historii prawdopodobnie tylko jeden strzał, ceremonialny.

 

Armata znajduje się koło drugiej nieudanej inwestycji jaką jest ‘Car-Kolokol’, czyli największy na świecie dzwon. Zanim ukończono jego konstrukcję wybuchł pożar na Kremlu, rozżarzony dzwon zalany przez strażaków wodą pękł. Odłamał się ‘mały’ 11-tonowy jego kawałek. I od tej pory dzwon wraz z odłamaną jego częścią jest atrakcją turystyczną, dobrą do robienia sobie z nim zdjęć.

 

Do zbrojowni nie idę, bo bardziej interesuje mnie współczesna polityka i historia XX wieku niż jakieś starocie z czasów carskich. Poza tym wstęp tam jest płatny oddzielnie. Nie można też oficjalnie robić zdjęć. Co do cerkwi, to prawie do każdej z nich jest długa kolejka. Wchodzę tylko do jednej. Też jest zakaz fotografowania, ale robię konspiracyjnie parę fotek.

 

To w sumie taki absurd z tym zakazem robienia zdjęć w cerkwiach. Rozumiem gdy tłumy turystów włażą do świątyni w czasie nabożeństwa, żeby rozpraszać modlących się. Logiczny jest też zakaz fotografii z fleszem w muzeach, gdzie składuje się eksponaty wrażliwe na światło. A tu? Może chodzi o ikony? Ale nie ubolewam nad tym za bardzo. Wnętrza cerkwi jak dla mnie są podobne do siebie.

 

Gdy się co nieco dociekliwiej pochodzi po terenach kremlowskich można też odkryć całkiem ładne ogrody, jakieś mało ciekawe muzeum archeologiczne i wykopaliska, ale też prezydenckie lądowisko dla helikopterów.

 

Chińska plaga

Chińskich wycieczek zorganizowanych jest w Moskwie od liku. Widać wyraźnie, że Rosjanie stawiają na chińskich turystów i płynące z tego profity. A że Chińczycy najczęściej nie mówią w żadnym innym języku poza chińskim, to ułatwia im się życie jak tylko można umieszczając wszędzie chińskie tłumaczenia rożnych napisów informacyjnych. Nawet WC jest przetłumaczone po chińsku. Mieszkańcy Kraju Środka nie chodzą indywidualnie po Moskwie. Nie ma wśród nich samodzielnych turystów. To takie społeczeństwo gdzie indywidualizm to jak zboczenie. Strasznie smutne życie wg mnie.

 

Zresztą sami, bez mówiących po rosyjsku chińskich przewodników by tu zginęli. A dzięki temu, że te wycieczki z Chin muszą być po przystępnych cenach to ludzie jeżdżą, chociaż do Rosji, żeby zobaczyć Europę. Chińczycy, których się tu widzi nie wyglądają na zamożnych. No i przywlekają od siebie swoje nie za ładne obyczaje. Rzucają gluty na ziemię bez krępacji, charchają, plują i przepychają się. No cóż. Ważne, żeby płacili.

 

I tak w ogóle w Moskwie nie widać turystów spoza Rosji albo Chin. Nie słychać angielskiego, francuskiego, niemieckiego czy hiszpańskiego. Nawet Polaków ciężko jest tu spotkać. Gdy poszedłem do budki z pamiątkami i po angielsku coś się pytałem, to sprzedawczynie były zdziwione jakby UFO przyleciało. Nie chodzi, że nie szło się z nimi porozumieć, ale po prostu widać po nich, że są zszokowane spotkaniem anglojęzycznego turysty. Podobnie było w moim hotelu.

 

Ulica Nikolskaja

Po zwiedzeniu na Kremlu wszystkiego co się dało idę teraz na ulicę Nikolskają. Wystroili ją z rozmachem jak z kreskówki Disneya. Nad całą ulicą wisi coś w rodzaju koralików, świecidełek, które na wieczór są podświetlane. Ładne. Ta ulica to taki handlowy pasaż, a niedaleko są 2 ulice arbackie, które nie zrobiły na mnie jakiegoś strasznie oszałamiającego wrażenia. Ot kupa sklepów, co by ogołocić ludzi z pieniędzy. Na ulicy Nowy Arbat znajduje się dość niepozorny dziś budynek, dawna siedziba RWPG – sowieckiej wersji Unii Europejskiej.

 

Ważne jednak, że w tutejszych pamiątkarskich mają lepsze i tańsze kubki i magnesy lodówkowe niż w budach na Placu Czerwonym. Kupuje magnesy, a przede wszystkim kubek z Putinem jak piję wódkę z prezydentem Chin. Niech żyje przyjaźń między narodami! A jakby przyjaźń im nie wyszła to liczba głowic jądrowych po obu stronach jest porównywalna.

 

Mijam aktora-deklamatora reklamującego okoliczną restaurację i atrakcje w rodzaju puzzlowej mapy Rosji. Te puzzle to taki odlot dla maniaków geografii politycznej. Wkłada się poszczególne gubernie we właściwe miejsca i…ma się z tego satysfakcję. Pieniędzy żadnych za to niestety nie można wygrać.

 

Wychodząc z Nikolskiej docieram na plac. Na nim znajduje się wielki sklep z zabawkami ‘Detsky Mir’. Taki warszawski ‘Smyk’, tyle że z 10 razy większy, gdzie niektóre zabawki są nawet po kilkadziesiąt tysięcy złotych. Przede wszystkim jednak znajduje się tu słynna na cały świat siedziba FSB, dawniej KGB, a jeszcze dawniej NKWD, czyli Łubianka. To tu najprawdopodobniej zginął m.in. ostatni komendant Armii Krajowej Leopold Okulicki. Co ciekawe przed budynkiem nie ma już pomnika ‘krwawego Felka’, naszego rodaka, który był bardzo zdziwiony ‘czemu Polacy go tak nienawidzą jak on głównie Rosjan morduje’.

 

W miejsce postumentu Feliksa Dzierżyńskiego postawiono pomnik ku czci ofiar totalitaryzmu. Tak, Rosja się zmienia. Ale powoli. Nie dochodziłem do monumentu, bo przejścia dla pieszych nie dostrzegłem, a droga bardzo ruchliwa. Poza tym o wiele bardziej interesuje mnie dziś inne miejsce.

 

Bar ‘Rozwedka’, czyli zdjęcie ze złotymi kałachami

Na placu Łubianka, prawie że naprzeciwko niesławnego budynku znajduje się miejsce pozornie jakich wiele. Ale nie dla mnie. Widziałem zdjęcia w internecie. I wiedziałem, że nie wyjadę z Moskwy, zanim tu nie przyjdę. Dwa stylizowane, złote kałachy w roli klamek do drzwi. Jedni określają to jako kicz, ja określam jako ‘rosyjski styl’. Wejście do lokalu gastronomicznego albo jak kto woli baru ‘Rozwedka’, czyli ‘Tajne służby’.

 

Uprzejma pani z obsługi zrobiła mi bardzo ładne zdjęcia, a potem zszedłem na dół zwiedzać tą miejscówkę. Tematyka lokalu – rosyjskie tajne służby przedstawione jako tajemniczy, cisi bohaterowie w walce o ojczyznę. No cóż, temat dyskusyjny.

 

W ‘Rozwedce’ znajduje się tam też swego rodzaju ‘sekretny pokój’ z wielkim czerwonym fotelem. Można się poczuć jak szef KGB albo nawet jak ‘Gensec’ (Sekretarz Generalny) Partii Komunistycznej.

 

‘Rozwedka’ odwiedzona i znów wychodzę na świeże powietrze. Idę co nieco szeroką promenadą. Stąd już widać jeden z ‘pałaców kultury’. Ale to jeszcze nie teraz. Wracam się na stacje metra Łubianka.

 

Biblioteka Lenina i ściano-rzeźba Kopernika

Metrem dojeżdżam do Biblioteki Imienia Lenina. Miejsce to jest rosyjskim odpowiednikiem polskiej Biblioteki Narodowej albo amerykańskiej Biblioteki Kongresu. Mają tu więc wszystkie możliwe książki, ale ja nie w tym celu. Bardziej mnie ciekawią bardzo charakterystyczne płaskorzeźby na budynku. Jedna z nich dedykowana jest polskiemu astronomowi Mikołajowi Kopernikowi. Wszyscy tu przychodzą, robić tego zdjęcia. Raz będę jak wszyscy.

 

Bar mleczny ‘Mu Mu’

Zawijam po raz trzeci w stronę Kremla. Żeby do niego dotrzeć muszę przejść przejściem podziemnym i wychodzę już na ogrody koło murów. Nie najadłem się tymi blinami w GUM-ie, więc muszę zjeść kolejny posiłek za dany dzień. Szukam miejscowego odpowiednika ukraińskiej ‘Puzatej Chaty’ i znajduje. Bar ‘Mu Mu’ położony jest w takich jakby arkadach. Wewnątrz panuje piwniczny półmrok, więc pracownicy po całym dniu tutaj wychodzą jak z kopalni. Miejsce to to bar mleczny. Nie najtańszy, ale sensowny cenowo. Można zjeść smacznie i nie wybulić nie wiadomo ile. Na pewno więcej zjem tu za 30 zł niż u Chińczyków w GUM-ie. Symbolem lokalu jest krowa co mleko daje, a do każdego posiłku dodają w gratisie jeden cukierek ‘krówkę’. Po jedzeniu zawijam do hotelu przez Plac Czerwony wieczorową porą. A obok rozświetlony niczym w bajce GUM.

 

Ciąg dalszy nastąpi...

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Tjeri 19.02.2020
    Nadrabiam braki... Bardzo mi się podoba.
    Smutne, że nie ma tu komentarzy.
    To wartościowy, dobrze napisany tekst. Masz dar obserwacji i ich przekazywania. Styl nieco gawędziarski (w sensie, że nie jest bezduszny), ale jecnocześnie... (szukam słowa)... obiektywny? Nie wiem czy to właściwe określenie, ale pozwalasz czytelnikowi na własną ocenę obrazów i informacji, które przekazujesz, na wnioski. Jesteś rasowym reportażystą!
    Jako że to portal literacki, wspomnę o zapisywaniu liczb słowami, jednocześnie zdaję sobie sprawę, że jest to rzecz drugorzędna...
  • MarkD 20.02.2020
    Właśnie chodziło mi, żeby trochę było gawędzenia nawet o rzeczach luźnych, nawet nie zawsze związanych z miejscem. Sam oglądam i czytam vlogi/blogi, które trochę luźniej podchodzą do tematu. Podróże to też własne odczucia, a nie tylko zimne opisy kolejnych atrakcji.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania