Smocze łzy Dolina Mgieł Rozdział I cz. 9
Jak za dotknięciem czarnoksięskiej różdżki z mojej twarzy wyparowała cała maź. Wyprostowałam się, opierając plecy o ścianę. Podniosłam głowę odrywając dłonie, czułam śluz spływający po moim ubraniu. Musiałam w końcu otworzyć oczy, czułam że twarz mam całkowicie wolną od tego paskudztwa. Jednak, kiedy tylko je otworzyłam, natychmiast zamknęłam z powrotem.
Szlak by to trafił – Pomyślałam wściekła i jeszcze raz otworzyłam oczy.
Przede mną stał młody mężczyzna, sporo o de mnie wyższy.
O bajecznie zielonych oczach. Życie nie jest w porządku nawet jak już
nie żyjesz.
- Co ci jest, wszystko w porządku?
Jak do cholery ma być w porządku, jestem opluta przez robala, którego zabiłam. Nigdy w życiu nikogo nie zabiłam, kilka much i zdeptanych pająków nie można nazywać zabójstwem. Co on sobie do cholery myśli.
- Nie nie jest w porządku!
Warknęłam, wściekle. Bez zastanowienia.
- Mało nie zeżarł mnie robal. Co z Anną? Coś ją ugryzło. Boże widziałeś kiedyś taką długą glizdę?
Miałam słowotok z nerwów nie zastanawiałam się co mówię. A zielonooki zamiast wczuć się w moje położenie, najnormalniej w świecie wyglądał na rozbawionego. Hamował śmiech.
- Z czego się śmiejesz kretynie! - Wrzasnęłam wściekła nie na żarty.
- Ta poczwara chciała mnie zeżreć! Co z Anną?
- Przepraszam Aleksandro – Usłyszałam spokojny, znajomy głos Gabriela. - Annie nic nie jest, zaraz się ocknie. To tylko jad paraliżujący. Zabierzemy ja teraz do sali chorych i pozwolimy dojść do siebie.
- Przepraszam - wyszeptałam cicho – Strasznie się zdenerwowałam,nie chciałam nikogo obrazić.
Mówiąc to spojrzałam na zielonookiego .
- Oto się nie martw Marcinowi nic nie będzie, jak od czasu do czasu ktoś mu powie po imieniu.
- No dzięki bardzo przyjacielu, nie wiem czym sobie zasłużyłem na tyle uznania – Strzelił minę obrażonego dzieciaka.
Trzeba było przyznać, że dzieciak był w moim typie i zamiast przejmować się sytuacją zaczęłam przyglądać się
zielonookiemu Marcinowi. Wysoki, postawny, jasnowłosy, prawie idealny. Zaczęłam czuć dziwne wibracje w okolicach żołądka. O ja cię pierniczę. Opamiętaj się babo jedna. Co ci się w tym łepku majaczy. Obruszyłam się na siebie.
- Aleksandro jesteś cała?- Zapytał zaniepokojony Gabriel.
- Chyba tak, jestem cała, nic mi nie jest dzięki Annie.
- Dzięki Annie? - Zdziwił się Gabriel – to raczej nie możliwe!
Anna jest całkiem sparaliżowana jadem złonietki. I niestety nie mogła ci w niczym pomóc.
- Niemożliwe, Anna może nie mogła się ruszać, jednak pomogła mi czarami. Wyczarowała dla mnie floret, a na dodatek oczyściła mi twarz z tej mazi. Gdyby nie jej magia nie pokonała bym tej larwy czy jak to się nazywa.
- Mylisz się – Spokojnie stwierdził zielonooki. Anna nie mogła nic dla Ciebie zrobić, jad paraliżuje w pierwszej kolejności mózg
inaczej ciało nie było by odrętwiałe.
- Więc jakim cudem miałam broń o którą poprosiłam?no jakim?-wypaliłam.
- Mnie nie pytaj, ja jestem tylko kretynem – Odparował.
- Może mam ci dać przeprosiny na pismie, niedoczekanie. A Anna mi musiała jakoś pomóc, może nie całkiem zdrętwiała. Cholera no przecież tu czary to norma. Tak?
- Tylko że oprócz ciebie i Anny nikogo tu nie było.
Byłam tak zajęta wykłócaniem się z zielonookim, że nie zauważyłam jak Gabriel przeniósł Annę do pierwszego pokoju jaki był koło nas. A teraz stał i przysłuchiwał się naszej rozmowie.
- Aleksandro nie denerwuj się, posłuchaj Marcin ma rację byłyście tu całkiem same, nie miał kto ci pomóc. Wniosek nasuwa się sam. Może to ty spowodowałaś te małe cuda.
- O w mordę - Dotarło w końcu do mnie jaki był sens tego co mówili.
- To by znaczyło że ja czarowałam? Ale to nie możliwe! Przecież gdybym to była ja, to przede wszystkim zażyczyła bym sobie bycia czystą i pachnącą. A nie wyglądać tak jak teraz.
W tym momencie poczułam coś dziwnego. Stałam jak skamieniał.
Byłam czysta, pachnąca, uczesana jak by się nic nie stało.
- No nie jasna cholera jestem wiedźmą!
- Zdecydowanie muszę zaprzeczyć – wciął się zielonooki – Czarodziejką nie wiedźmą, znam parę one tak nie wyglądają.
Szlak no chyba się jednak rumienię, Zielonooki jest miły. Nie ma co
Chyba zgłupiałam. Właśnie objawiają się moje nowe moce a ja się ekscytuje komplementem. Juz miałam odpowiedzieć coś błyskotliwego,kiedy spojrzałam na Gabriela. Miał niewyraźną minę, jak by się nad czymś zastanawiał . Marcin podążył za moim wzrokiem.
- Tak ja tez się zastanawiam jakim cudem udało się pełzakowi dostać na teren koszar – Odezwał się do Gabriela – I to właśnie wtedy gdy pojawiła się u nas Aleksandra.
Kiedy wypowiadał moje imię po plecach przeszedł mi dreszcz.
- Tak, właśnie o tym myślę, Ciekawy zbieg okoliczności. Pełzak to demon transportujący. Aleksandro on nie chciał cie zabić. Chciał cię porwać.
- Chciał mnie porwać – powtórzyłam automatycznie, bo dotarła do mnie groza sytuacji.
Komentarze (1)
Jest naprawdę super i robi się coraz ciekawiej. Oprócz wrażeń związanych z opisami szykuje się nam jeszcze miłostka, fajnie 5 :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania