Poprzednie częściŚNIĘTY MARIAN

ŚNIĘTY MARIAN IV

Rozdział IV

 

Czarnoksiężnik

 

 

W Wolinie mieszkała moja siostra. Ta sama która w dzieciństwie razem ze mną, porwana została przez obcych na drodze do Wiejkowa. Była ona gorliwym świadkiem Jehowy. W przeciwieństwie do swojego męża Zbyszka. Postanowiłem od niej zaczerpnąć trochę wiedzy w interesującym mnie temacie. Odwiedzałem więc często swoją siostrę, rozmawiając na temat wiary, boga, wszechświata i życia poza grobowego. Trudno było mi dojść z nią do wspólnego zdania. Ponieważ zawsze zastawiała się Jehową. Przykładowo brzmiało to tak: Bo Jehowa tak powiedział albo, Jehowa tak chce. Lecz moje spotkania z siostrą nie poszły na marne. Siostra oprócz wiary w Jehowę interesowała się życiem poza grobowym. Sama też miała przeżycia związane z tamtym światem. Opowiedziała mi któregoś razu taką oto historię: Twierdziła że któregoś wieczora położyła się spać w kuchni na wersalce.

Nie mogła jednak zasnąć, przeszkadzała jej głośna praca lodówki. W którymś momencie lodówka wyłączyła się a siostra dostała zapaści. Zbyszek był przy niej i natychmiast zaczął ją reanimować, zadzwonił też po karetkę pogotowia. Przyjechali lekarze i zabrali siostrę do szpitala , tam porobili badania stwierdzili też, że była o krok od śmierci. Gdy siostra wróciła do domu mąż Zbyszek zapytał ją o wrażenia i co czuła gdy była w stanie śmierci klinicznej. Opowiadała że gdy leżała na łóżku szpitalnym parząc w okno, zobaczyła stojącego na parapecie małego białego człowieczka. Patrzył się na nią i przekazał jej w myślach taką oto wiadomość:

- Żegnam cię udało mi się w końcu opuścić twoje ciało.

Zsunął się na dół i zniknął. Siostra w tym momencie wróciła do zdrowia.

Bardzo dobrze rozumiałem ją, lecz nie mogłem opowiedzieć jej o diablicy.

43

Była ona osobą bardzo wierzącą w Jehowę i nie chciała poruszać takich tematów. Któregoś dnia ponownie odwiedziłem Czesławę i Zbyszka. Trafiłem akurat na moment gdy szwagier zlewał wino. Popiliśmy wtedy ostro więc siostra zaproponowała że mnie przenocuje. Ja jednak chciałem jechać do domu. Opuściłem dom Czesławy i Zbyszka udając się na stację PKP w Wolinie. Gdy zbliżałem się do stacji, zaczepiła mnie piękna kobieta. Spytała czy mógłbym towarzyszyć jej dzisiejszego wieczoru. Byłem nawalony co mi tam zależało, więc zgodziłem się. Poszliśmy razem do restauracji Vineta, ona wszystko fundowała. Była tak urzekająca że po prostu jadłem jej z ręki. W restauracji piliśmy najlepsze trunki. W końcu kelnerzy wnieśli ogromny tort, a jeden z nich zapalił świeczkę. W tym momencie usłyszałem pisk i blask który mnie oślepił. Ktoś z peronu doskoczył do mnie i przycisnął do siatki rozdzielającej torowiska. Pociąg zatrzymał się około metra od miejsca na którym siedziałem. Maszynista wyskoczył z lokomotywy krzyczał w moim kierunku:

- Co ty kurwa chcesz mnie do kryminału doprowadzić? Wypierdalaj do domu.

Nie miałem innego wyjścia więc zeszedłem z torowiska. A ponieważ mieszkałem stację dalej, wsiadłem do pociągu i tak dotarłem do domu. Na drugi dzień w kościele ksiądz na kazaniu stwierdził , że młodzi ludzie żyją bez boga co popycha ich do aktów samobójczych. Zapewne mówił wtedy o mnie. A ja sądziłem że byłem w restauracji. Atmosfera stawała się coraz gęściejsza, a to z powodu alkoholizmu mojego ojca Tadeusza. Twierdził on że pije dla tego aby wysuszyć i podgrzać organizm. Bo jak twierdził jest to sposób na ischias, czyli chorobę na którą on cierpiał. Widocznie nasiliła się, bo zaczął jeszcze więcej pić.

44

Gdy tylko trochę otrzeźwiał to chodząc po pokoju i narzekając na ból oraz łamanie w kościach mówił:

- Boże gdzie jesteś , jak cię potrzeba to cię nie ma.

To co on myślał że ma boga na swoje zawołanie? Czy co. A poza tym to jakiego boga on wzywał? Czy mógłby to być bóg alkoholików Delir. Był tak nieznośny że matka zostawiła go i zamieszkała z rolnikiem z tej samej wsi. Nie pasowało jemu to, że ja nie chlam razem z nim. Próbował na wszystkie sposoby uprzykrzyć mi życie. Któregoś dnia gdy przyszedłem z pracy, zrobił w domu awanturę o kradzież pieniędzy. Według niego ukradłem 20 tysięcy złotych. Mówił do wszystkich domowników:

- Było w kopercie w lewej kieszeni. Muszą się znaleźć, nie wypuszczę nikogo z domu dopóki się nie znajdą.

- Może gdzieś przełożyłeś?

Zasugerowała Gabrysia

- Nie pierdol Marian jest od tego. To on wziął.

- Na pewno nie wziął, może gdzieś ci wypadły.

Odparła Gabrysia.

- Co? ty jemu wierzysz?

- Tak wierzę, Marian na pewno by ci nie wziął.

- On cię zgnoi.

Odparł ojciec.

Dalsza dyskusja nie miała najmniejszego sensu. Właśnie tego dnia postanowiliśmy razem z Gabi poszukać pracy z mieszkaniem.

45

Był rok 1988 i było bardzo trudno znaleźć taką pracę. Ale o dziwo, udało mi się znaleźć pracę w spółdzielni rolniczej w Maszewie koło Nowogardu. Zostałem mechanikiem na warsztacie. Dostałem też mieszkanie. Było to dwupokojowe mieszkanie w starym budownictwie. Teraz sytuacja stała się klarowna, mogłem więc spokojnie zająć się swoimi sprawami, Któregoś dnia chodził ksiądz po kolędzie i gdy był w moim mieszkaniu zainteresował się anteną pokojową do odbioru TV. Wymieniłem ją na biblię tysiąclecia i jak się później okazało zrobiłem bardzo dobry interes życia. Od tej pory nieustannie studiowałem ją. Mój umysł chłonął jak gąbka wodę. Po 3 latach wiedza zawarta w biblii była dla mnie niewystarczająca. W tym czasie pojawiły się w sprzedaży miesięczniki „Nieznany Świat” i „Nie z tej Ziemi” kupowałem je co miesiąc i to z nich czerpałem całą potrzebną dla mnie wiedzę. Informacje z nich płynące całkowicie mnie pochłonęły. Postanowiłem sobie wtedy że wykorzystam maksymalnie wszystko, co może przydać mi się czytając je. Postępowałem racjonalnie i systemowo. Gdy tylko w gazetce opisany był sposób na osiągnięcie czegokolwiek z dziedziny paranormalnej, podejmowałem temat. Drążyłem go a jak było to możliwe, sprawdzałem na sobie jego efekty. Na pierwszy ogień poszło leczenie metodą Uchnasta, później znane pod nazwą BSM. Pracując w zakładzie byłem zobowiązany, raz na rok robić badanie krwi. Wyniki z badań nie odbiegały od normy, nie oznaczały też choroby. Zacząłem stosować metodę BSM, która z grubsza polegała na trzymaniu ręki na głowie. Przykładałem sobie rękę z tyłu głowy i tak trzymałem ją pół godziny dziennie. Zaleceniem autora artykułu było aby postępować w ten sposób około 3 miesięcy. W moim przypadku po tym okresie nie było żadnych efektów.

46

Postanowiłem trzymać rękę na głowie aż do skutku. Trzymałem ją w rezultacie 9 miesięcy. Trzymałbym ją jeszcze dłużej, ale ostatniego dnia gdy położyłem dłoń na głowie poczułem ogromny ból. Wyglądało to tak jakby piorun uderzył mnie w głowę. Po dwóch tygodniach poszedłem na badanie krwi, zlecone przez zakład pracy. Lekarz który sprawdzał wyniki zapytał mnie:

- Co pan zrobił, że tak radykalnie poprawiły się wyniki?

- Stosowałem metodę BSM.

- Tak, znam tę metodę.

Lekarz ten był masażystą , uczestniczył w różnych kursach i szkoleniach. W ten sposób poznał tę metodę.

- Jak długo trzymał pan rękę na głowie.

- 9 miesięcy .

Odpowiedziałem.

- Trochę długo, ale skoro panu to pomogło to dobrze.

Wychodząc od lekarza byłem zadowolony, lecz nie tego oczekiwałem. Oczywiście , byłem zbudowany faktem że to co robię zaczęło przynosić efekty. Szukałem dalej w swoich gazetach, licząc na to że w końcu znajdę to czego szukam. Wyczytałem w „Nieznanym Świecie” jak w szybki sposób, otworzyć tak zwane trzecie oko. Wziąłem w tym celu zużyty akumulatorek telefonu stacjonarnego. Namoczyłem wodą czoło po między brwiami i przyłożyłem sobie w to miejsce ogniwa akumulatorka. Odczułem potężne uderzenie, równocześnie ujrzałem przed sobą biały okrąg o średnicy mniej więcej pół metra.

47

 

Myślałem że zobaczę tamten świat, albo jakieś istoty. Ale oprócz silnego bólu głowy niczego więcej nie doznałem. Poszukiwałem więc dalej, przeczytałem kilka artykułów na temat tajemnej wiedzy kahunów. Stosowali oni pewne praktyki podobne do „voo doo.” Ta metoda bardzo mi się spodobała, była ona jednocześnie łatwa do wykonania. Od tej pory zacząłem posługiwać się nią, w celu rozwiązywania wszelkich moich problemów związanych z ludźmi. Miałem w tym czasie na klatce schodowej na której mieszkałem, uciążliwego i wrednego sąsiada. Nie dało się z nim w żaden sposób porozumieć. Postanowiłem więc że się go pozbędę. W tym celu metoda kahunów świetnie się nadawała. Według mnie metoda była prosta , ale nie zdawałem sobie sprawy z tego, że to we mnie tkwiła moc. Byłem wtedy dopiero na początku pogłębiania swojej samo świadomości.

Gdy już dobrze poznałem tę metodę,przyszła pora aby ją zastosować. W tym celu wziąłem dużą kromkę chleba , namoczyłem w wodzie i ulepiłem figurkę człowieka. Następnie figurce tej nadałem imię wrednego sąsiada z klatki schodowej. Po czym wyjąłem z pudełka dwie szpilki, zapaliłem świeczkę i rozgrzałem je do czerwoności. Jedną wbiłem w klatkę piersiową a drugą w głowę. Tak spreparowaną lalkę położyłem w ciemnym kącie na szafie. Nie cały miesiąc po tym, dowiedziałem się że znienawidzony przeze mnie sąsiad choruje na płuca. Po następnym miesiącu okazało się, że to rak płuc. Byłem zadowolony ale, równie dobrze mógł być to zwykły przypadek. Po kolejnym miesiącu zobaczyłem nieszczęśnika ogolonego na łyso.

I okazało się że rak przerzucił się na głowę. Teraz wszystko zgadzało mi się, lecz musiałem jeszcze trochę poczekać. W czwartym miesiącu wredny i uciążliwy sąsiad w końcu umarł.

48

Ja przekonałem o skuteczności tego sposobu. Stwierdziłem jednocześnie że posiadam moc. Nie mogłem pochwalić się tym innym ludziom. Prawdopodobnie nie miałbym życia w śrut sąsiadów. Cieszyłem się w duchu, a tego nikt mi nie mógł zabronić.

W tym też czasie zaczęła przyjeżdżać do Gabrysi koleżanka Lidka. Zauważyłem

że zrobiła się z niej jeszcze piękniejsza dziewczyna. Osobiście byłem nią oczarowany, lecz nie mogłem tego głośno mówić. Ale też nie mogłem zapomnieć tego co między nami się wydarzyło. Wtedy właśnie pojawiły się takie motylki w brzuchu, zrozumiałem że zakochałem się w niej aż po same uszy. Lidzia nie miała prostego życia. Miała męża, a on ją bił i poniewierał, aż w końcu zostawił ją na dodatek z dzieckiem. Gdy była w naszym domu poprosiła mnie, żebym powróżył jej z kart. Umiałem to robić w dziwny sposób wiedziałem i wiem co czeka ludzi. Karty były tylko dodatkiem, takim rekwizytem. Wywróżyłem jej że wyjdzie za mąż za starego kawalera. Będzie dla niej niedobry i chociaż będą mieli ze sobą dziecko, to i tak ona go zostawi. Szczęśliwa będzie z żonatym mężczyzną.

Nie powiedziałem jej jedynie że myślałem wtedy o sobie. Po tym Lidzia znikła z mojego życia na kilkanaście lat. Po prostu bardzo rzadko przyjeżdżała. Ja w tym czasie nie zaniedbywałem swojej żony. Oczywiście podczas stosunku gdy się mocno podnieciłem, nie była to już Gabrysia tylko diablica. Jakoś przywykłem do odoru siarki i wyglądu. Po pewnym czasie diablica zaczęła mnie nawet podniecać.

Wtedy zadawałem sobie takie pytanie:

- Jak można pieprzyć diabła i jeszcze podniecać się tym?

Jednak można skoro to robiłem.

49

Dużo w tym czasie czytałem na ten temat, wyczytałem że może być to schizofrenia. Żona Gabrysia namawiała mnie abym w końcu udał się do lekarza specjalisty. Opierałem się ponieważ byłem pewny, że jestem całkowicie normalny. Nie chciałem też aby ktoś mi mówił czy dobrze postępuje czy źle.

Dla świętego czyli mojego spokoju, poszedłem w końcu do tego lekarza. Lekarz psychiatra porozmawiał sobie ze mną, i stwierdził że on nie rozpoznaje żadnej choroby. A uprawianie seksu z owłosioną istotą uznał za sprawę jak najbardziej normalną. Sam też - jak twierdził odbywał stosunki z takimi istotami. Dał mi jednak skierowanie do lekarza seksuologa. Przyjmował on w gabinecie obok, więc już po chwili byłem u niego. Seksuologowi powtórzyłem to samo co psychiatrze. Byłem bardzo zdziwiony że on ma takie samo zdanie jak psychiatra. Dodatkowo twierdził że pisze pracę naukową, dotyczącą wpływu owłosienia na stosunek płciowy. Narzekał też na brak owłosionych osobników żeńskich do badań. Zwierzył mi się w tajemnicy, że zmuszony jest wykorzystywać nawet małpy do swoich badań. Nie pytałem go o to, ale co? …. to on je pieprzył. Zresztą co mnie to wtedy obchodziło. Dla mnie najważniejsze było zaświadczenie

o stanie mojej psychiki. Dostałem je a gdy pokazałem żonie, ta dała mi w końcu spokój. Lecz w pożyciu moim z żoną jedno się zmieniło. Podczas stosunku diablica dodatkowo, zaczęła dymić z nozdrzy i ryczeć jak tur podczas orgazmu. Doszedłem do wniosku że skoro lekarze specjaliści uznali mnie za normalnego to, albo jestem opętany albo ktoś we mnie siedzi. Nie miałem pojęcia jak to zmienić.

Bo przecież chciałem uprawiać seks z normalną kobietą. Nie mogłem nic wymyślić, poszukiwałem więc dalej rozwikłania problemu w moich gazetkach.

50

W którymś z kolei numerze „Nie z tej Ziemi”, przeczytałem o księdzu z Chwarstnicy, który uzdrawia i zaprasza innych chętnych do pomocy.

Wybrałem się więc do tego kościoła. Wszedłem do poczekalni zakrystii. Usiadłem

na ławce razem z innymi. Gdy przyszła moja kolej wszedłem do środka i zapytałem księdza:

- Czy ja również mógłbym uzdrawiać ludzi?

Ksiądz kazał usiąść mi na krześle. Położył swoją rękę na mojej głowie i po 15 minutach powiedział:

- Możesz uzdrawiać. Usiądź sobie na krześle, zaraz przyjdą potrzebujący.

I uzdrawiałem nieuleczalnie chorych przez 7 godzin bez przerwy. Gdy już skończyłem ksiądz powiedział:

- Zapraszam pana na kolejny raz.

Podziękowałem i pożegnałem się, wiedziałem też że, więcej tutaj moja noga nie postanie. Wyszedłem z kościoła i rowerem składakiem wracałem z powrotem do domu. Jechałem główną drogą w kierunku Gardna. Z naprzeciwka na sygnale minęła mnie karetka pogotowia. Jechałem dalej nie przypuszczając co się wydarzyło. Jak się później dowiedziałem pogotowie spieszyło się do kościoła w Chwarstnicy. Gdy lekarze dotarli już na miejsce, ujrzeli makabryczny widok. W pomieszczeniu przykościelnym na podłodze leżał ksiądz i czterech mężczyzn. Wszyscy mieli pęknięte czaszki a wokół nich było pełno krwi. Przyjechała też Milicja wypytując świadków zdarzenia, o to jak do tego doszło. Jeden z chorych którego w tym czasie uzdrawiał ksiądz powiedział milicjantowi :

- Siedziałem sobie spokojnie na krześle, aż tu zobaczyłem przed sobą gęsty czarny dym.

 

51

- Obróciłem głowę aby zobaczyć skąd dym ten się ulatnia i oniemiałem. Wydostawał się on głów uzdrawiających, spojrzałem na księdza i w tym momencie pękła jego czaszka. Krew z czaszki księdza zalała całe moje ciało.

Ponownie spojrzałem w stronę uzdrawiających zobaczyłem ich leżących w kałużach krwi z pękniętymi czaszkami. Będąc w szoku wybiegłem na zewnątrz.

- Czy zauważył pan narzędzie zbrodni?

Spytał Milicjant.

- O jakie narzędzie panu chodzi?

- Siekiera, tasak, nóż i czy widział pan coś z wymienionych rzeczy?

- Nie, tylko gęsty czarny dym.

Milicjanci nie mogąc znaleźć zewnętrznych przyczyn śmierci, uznali że przyczyną śmierci było przepracowanie. Gdy o tym wszystkim się dowiedziałem zrozumiałem że nie ma żadnego uzdrawiania. No bo jak może uzdrawiać człowiek który ma w sobie diabła. Są tylko cwaniacy którzy wykorzystują naiwność i głupotę ludzką. Pojąłem też to że, ja zwyczajny człowiek dysponuje dosyć dużą mocą. Było to kolejne doświadczenie, które przybliżyło mnie do rozwiązania tajemnicy bytu.

Moje zdolności bioenergetyczne ciągle się rozwijały. Zawsze tego chciałem

i marzyłem o tym. Lecz bardziej zależało mi na poznaniu prawdy o sobie, o życiu i o otaczającym mnie wszechświecie.

 

52

 

Pytałem siebie: Skoro nie ma boga, to jakie mam możliwości istnienia po śmierci ciała fizycznego? No i czy w ogóle mam takie możliwości?

I właściwie to na te pytania szukałem odpowiedzi. Rozmyślałem i czytałem wszystko co tylko wpadło mi do rąk. Z gazetki „Nieznany Świat” zdobyłem adres Jana Piecyka z osiedla Bukowego w Szczecinie.

Twierdził że jest bioenergoterapeutą i posiada białą energię uzdrawiającą. Mało tego twierdził również że, może przekazać ją innemu człowiekowi. Udałem się więc do niego na osiedle Bukowe, w tym celu aby mi ją przekazał. Bez trudu go odnalazłem, gdy siedziałem u niego w mieszkaniu zapytałem:

- W jakich okolicznościach stał się pan posiadaczem białej energii?

- Wie pan to długa historia.

- Ja mam dużo czasu.

- No dobrze skoro tak, to opowiem ją panu.

Wysłuchałem do końca tej jego opowieści, ale nie po to do niego przyszedłem. Przyszedłem po przekaz białej energii. Gdy skończył zapytałem: - Czy mógłby pan panie Janie przekazać mi tą energię?

- Ależ oczywiście.

Zdziwiłem się że nic ode mnie nie chciał. Bo zazwyczaj trzeba spełnić jakieś warunki. Lub też wpłacić jakąś kwotę , na jakiś wymyślony cel.

- Proszę usiąść na krześle naprzeciwko mnie.

Usiadłem tak jak powiedział, a on rozłożył przede mną dużą białą kartkę papieru.

53

Położył na nią swoje obydwie dłonie, a następnie zdjął je mówiąc:

- Proszę położyć swoje dłonie na kartce.

Zrobiłem tak jak powiedział i położyłem dłonie na kartce. W tym samym momencie bioenergoterapeuta dostał bardzo silnych drgawek całego ciała. Zerwałem się z krzesła i w pierwszej chwili nie wiedziałem co mam zrobić.

Wiedziałem jedynie że nie mogę go dotknąć. A on tym czasem będąc w silnych konwulsjach, modlił się chyba do boga, albo do Maryi, bo wypowiadał takie słowa:

- Boże wybacz….panie Mar…tylko ty Mar…jesteś prawdziwym bogiem. Mar…Mar…

W tym momencie padł na kolana, oddając pokłon chciał uchwycić mnie za nogi. Pomyślałem czyżby modlił się do mnie , lecz odrzuciłem taką myśl. Jak okazało się w późniejszym czasie myliłem się, on naprawdę modlił się do mnie.

Lecz w tym czasie nie miałem pojęcia kim tak naprawdę jestem. Odskoczyłem

i pobiegłem do telefonu, wezwałem karetkę pogotowia która bardzo szybko przyjechała. Uratowali mu życie jednak został sparaliżowany obustronnie. Stwierdzili udar i podobne objawy jakie występują przy porażeniu prądem. Dowiedziałem się po trzech miesiącach że Jan Piecyk zmarł. Wiedziałem dobrze że to z mojego powodu. Stwierdziłem że w taki sposób nie mogę sprawdzać swoich możliwości.

Oczywiście w domu nic o tym nie mówiłem, Gabrysia mogła by mnie zdemaskować. A nawet doprowadzić do skazania przez sąd. Wiedziałem że energia moja stale wzrasta.

 

54

Równocześnie też wzrastała we mnie potencja seksualna. Pewnego dnia 1989 roku gościliśmy w naszym domu moją teściową Kazię. Zaproponowała mi wtedy pracę w DDR przy dojeniu krów. A ponieważ moje zarobki drastycznie obniżyły, z tego powodu zgodziłem się. Musiałem jedynie poprosić zakład o 6 tygodni urlopu bezpłatnego. Dostałem urlop i w lutym 1990 roku byłem już

w DDR. Zamieszkałem na stancji razem z Wojtkiem, starszym ode mnie o 15 lat. Na drugi dzień po przyjeździe poszedłem do obory aby doić krowy.

Nigdy w życiu tego nie robiłem, dla tego nie wiedziałem jak mi pójdzie. Po niemiecku mówiłem słabo i to była dodatkowa trudność. Zostałem przydzielony do Karla Hermana, który był moim brygadzistą. Okazał się w porządku gościem, przy którym szybko nauczyłem się pracy. Na wieczór gdy razem z Wojtkiem siedzieliśmy w pokoju, odwiedziła nas sąsiadka z naprzeciwka. Zapukała do drzwi, a my zaprosiliśmy ją do środka:

- Dobry wieczór, mam na imię Kornelia. Jestem sąsiadką pani Ladwish i mieszkam

na przeciwko.

- Ja jestem Marian.

- A ja Wojtek.

- Na długo przyjechaliście?

- Na sześć tygodni.

Odpowiedział Wojtek.

- Widzę że chyba się nudzicie.

 

55

- Trochę.

- A ty Marian?

- Ja bardzo się nudzę.

- W takim razie zapraszam was do siebie. Co wy na to?

- Zgadzam się.

Odpowiedział mój kolega.

- Ja też chętnie cię odwiedzę.

Poszliśmy więc razem do domu Kornelii.

Pierwsze o co zapytałem to to, gdzie tak dobrze nauczyła się mówić po polsku. Powiedziała że pracuje w sklepie i obsługując prawie samych Polaków, nauczyła się języka. Okazało się również że, jest rozwiedziona.

Ma też dwoje dzieci Fryca i Hermana. Ugościła nas bardzo dobrze, najedliśmy się

i napiliśmy. Kornelia wpadła mi w oko i ja jej też. Zauważył to Wojtek stwierdził więc że jest zmęczony i idzie do domu. Gdy zostaliśmy we dwoje wszystko potoczyło się bardzo szybko. Kornelia położyła spać Fryca i Hermana, a następnie przygotowała mi kąpiel. Po kąpieli zaprosiła mnie do swojej sypialni. Tam czekała ma mnie naga w łóżku. A ja nie posiadałem się ze szczęścia, ponieważ była ona zgrabną i piękną kobietą. Kiedy podczas stosunku rozpaliłem się do czerwoności, ponownie ujrzałem zamiast Kornelii diablicę. Której z nozdrzy buchał dym. Rżała jak koń a na owłosionej klatce piersiowej miała wyciętą pięcioramienną gwiazdę. Poganiała mnie też słowami aj, cwaj, aj, cwaj. Po skończeniu nie powiedziałem jej co widziałem. Po tej nocy zamieszkałem u niej do końca swojej pracy w oborze.

 

56

Po tym niesamowitym seksie, w pracy podczas dojenia również nastąpiła zmiana. Normalnie odbywało się to w następujący sposób: Zakładałem dojarkę na wymię krowy a mleko doiło się do bańki. Tym razem było inaczej. W momencie gdy założyłem dojarkę i pogładziłem krowę po wymieniu, dojarka zaczęła doić krew z krowy. Natychmiast chciałem wyłączyć dojarkę.

Ale nie mogłem bo dostałem kopytem w czoło. Gdy się ocknąłem nadoiło całą bańkę krwi, a wymię krowy było całe w strzępach. Oczywiście krowa zdechła, a ja nie wiedziałem co się stało. Nie ukarano mnie za to, ale krów już nie doiłem.

Wykonywałem inne prace, między innymi wyrzucałem obornik. Sześć tygodni minęło więc wróciłem do domu. Nie byłem zadowolony z tego co się wydarzyło. Myślałem nawet że dostałem jakiegoś pomieszania zmysłów. Postanowiłem w dalszym ciągu poszukiwać prawdy o sobie. Jednocześnie rozważałem w jaki sposób pozbyć się diablicy. Próbowałem dogadać się z nią, stwierdziłem iż dobrowolnie nie wyjdzie

ze mnie. Ujawniała się tylko podczas silnego podniecenia. I Dotyczyło to tylko podniecenia seksualnego. W innych przypadkach była wredna i robiła cały czas na złość. To co zarobiłem w DDR na długo mi nie starczyło. A zarobki w zakładzie

w którym pracowałem były bardzo niskie. Postanowiłem że poszukam sobie innej pracy. Tak jak pomyślałem tak zrobiłem. Zatrudniłem się w zakładzie produkującym węgiel drzewny. Na początku pakowałem go w woreczki. Któregoś dnia kierownik zmianowy poszukiwał kogoś kto ma ważny paszport. Okazało się że nikt nie miał, oprócz mnie. I tak razem z dwoma kolegami miałem popłynąć promem do Szwecji. Pociągiem dotarliśmy do Świnoujścia, po chwili staliśmy już przed promem Jan Heweliusz.

57

Gdy wchodziliśmy na pokład zatrzymał nas kapitan, twierdził że, nastąpiła pomyłka

z miejscami na promie. Oznaczało to nie mniej nie więcej, że nie mogliśmy w tym dniu popłynąć tym promem. Wszyscy byliśmy bardzo wściekli, a ja nawet rzuciłem takie zdanie:

- Aby cię szlak trafił razem z tym promem.

Wróciliśmy w takim układzie do swoich domów. Następnego dnia z samego rana, dowiedziałem się z wiadomości że prom Jan Heweliusz zatonął. Wszyscy zginęli razem z kapitanem.

Owszem popłynęliśmy w innym terminie i wykonaliśmy pracę którą nam zlecono.

Ja natomiast zacząłem bardziej poważnie , zastanawiać się nad swoimi możliwościami. Skoro na skutek moich wypowiedzianych słów, zatonął prom

i zginęło tak dużo ludzi , to jakich czynów mogę jeszcze dokonać. Owszem nie miałem zamiaru nikogo uśmiercać. Lecz w głębi duszy cieszyłem się z tego faktu.

Nie miałem też wyrzutów sumienia jeśli chodziło o sny, jakie miałem po tym fakcie. Było wręcz przeciwnie, bo po mimo tego co się stało byłem zadowolony.

Nie miałem też wyrzutów sumienia. Zamiast oglądać przerażające obrazy, miałem wzniosłe i radosne sny.

Na przykład zaraz po tym tragicznym wydarzeniu miałem sen. Był on o tym jak trzy ogniste postacie stanęły naprzeciwko mnie, a ja bez żadnego lęku wstąpiłem w nie. Poczułem się ogromnie silny, a gdy się obudziłem rozpierała mnie duma.

Zwierzałem się z moich przeżyć żonie Gabrysi, lecz nie do końca i nie ze wszystkiego. A po mimo tego miała ona bardzo dziwny sen.

Opowiadała ona że śniło się jak biegnie do domu, obawiając się że porwał mnie wiatr. Gdy znalazła się w środku domu, zastała wszystkie pokoje puste i pootwierane okna.

58

Wybiegła na zewnątrz i była bardzo przerażona bo mnie nigdzie nie było. Spojrzała w górę i jakie było jej zdziwienie, gdy ujrzała tam trzy złote trony. A na każdym z nich siedziałem ja. Według mnie ujrzała ona po prostu Trójcę Przenajświętszą. Którą to byłem ja sam. Takich podobnych snów było bardzo dużo.

Zrozumiałem że muszę coś ze sobą zrobić. Pracowałem dalej w tym zakładzie aż któregoś lutego 1995 roku nastąpiła lekka zmiana.

Zaproponowano mi nowe stanowisko na innym dziale z wyższym wynagrodzeniem. Bez zbytniego wahania zgodziłem się. Pracowałem na tym dziale z prowadzącym proces Rafałem. Początkowo trudno było mi się z nim zgrać.

Ustępowałem jemu we wszystkim, bo chciałem tam pracować. Rafał na początku był spoko gościem. Zwierzaliśmy się ze swoich problemów, spędzaliśmy razem czas po pracy. W tym właśnie czasie czytałem dużo ezoterycznych książek. W wyniku wiedzy z nich uzyskanej, zadawałem bardzo dużo pytań swojemu koledze. Wszystko było dobrze do momentu, w którym zacząłem jawnie atakować kościół i wiarę katolicką. Wtedy kolega zrobił się dla mnie bardzo przykry. Taka sytuacja trwała i nic nie wskazywało na to aby to miało się zmienić. Lecz w roku 1998 nastąpiła nowa jakość, w poznawanej przeze mnie rzeczywistości. Przeczytałem już tyle książek, że moje przemyślenia wystarczyły by na co najmniej kilka żyć. Dochodziłem już prawie do sedna moich dociekań. I stwierdziłem że wyjściem z tego całego bagna, w jakim siedziałem będzie mantra. Mantra istnieje już od wieków, lecz ja sam ją utworzyłem i ułożyłem. Moja mantra nakierowana jest na mnie i jest jednocześnie stwierdzeniem.

 

59

Od czerwca 1998 roku przez 4 miesiące, dzień w dzień po 2 godziny dziennie powtarzałem słowa mantry przez siebie ułożoną. Przez 8 miesięcy nic się nie działo,więc doszedłem do wniosku że mantra jest za słaba. To według mnie oznaczało że była za długa mało intensywna i nieskuteczna.

Skróciłem ją zwielokrotniając jej intensywność. Od czerwca 1999 zacząłem wypowiadać słowa, które stały się jednocześnie moim nowym imieniem. I jakie było moje zdziwienie, gdy Rafał oznajmił mnie że żona jego Iwona jest w ciąży

z trzecim dzieckiem.

Nie było by w tym nic dziwnego, ale on pod żadnym pozorem nie chciał mieć więcej dzieci. Trochę później dowiedziałem się od niego, że dziecko jest poważnie chore.

A na dodatek żona Iwona zaczęła się puszczać. W rezultacie rozwiódł się z nią

i wyjechał za granicę. Później nie miałem z Rafałem tak bliskiego kontaktu. Po jakimś czasie dowiedziałem się od wspólnych znajomych że Rafał ma przepuklinę jąder. Jego jądra w tym czasie ważyły około 6,5 kilograma. A wystarczyło żeby nie obrażał mnie i nie dokuczał. Żadnej sprawy z tych które jemu się przytrafiły nie było by, gdyby wiedział że ja wypowiadam mantrę i to z powodzeniem. Nie wiedział on też

o tym, że wszystkie jego myśli skierowane do mnie, dobre czy złe wracają z powrotem do niego. Z tego mogę wnioskować, że były to w większości złe myśli.

Nowo ułożoną mantrę wypowiadałem tylko od 2 do 16 czerwca i na tym poprzestałem. Byłem ostrożny bo do końca nie byłem pewien jak na mnie zadziała. Do listopada 1999 roku nic szczególnego się nie działo. 17 listopada zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Wieczorem po raz pierwszy usłyszałem głos w swojej głowie który mówił:

60

- Nabierz kredytów w bankach, zakup cyjanek i wyjedź do Afryki. Gdy stracisz wszystkie pieniądze, wejdź na drzewo i zażyj cyjanek.

Byłem zdziwiony tym co usłyszałem i tym że, słyszę głos w głowie. Doszedłem do wniosku że jest to działanie mantry.

Odrzuciłem tą sugestię mówiąc na głos:

- Dziękuję bardzo za radę, ale ja nie mam zamiaru kończyć życia. Bo ja jestem Krzysztof czyli Chrystus, Pan życia i śmierci, którego wy powinniście się mocno bać. A wy tu wyjeżdżacie mi z jakimiś pierdołami. Powiedzcie swoim mocodawcom, że wasz i ich czas dobiega końca. Powiedzcie im że ja Krzysztof Jestem Panem i

Władcą nowego świata. A ich w tym świecie nie będzie. Usłyszałem tylko świst i w tym momencie głos w mojej głowie ucichł. Zdawałem sobie z tego sprawę, że teraz czeka mnie ostra walka z moim niewidzialnym przeciwnikiem. Odtąd musiałem mieć się na baczności i uważać na siebie. W dzień wszystko było w miarę normalnie.

A wszystko co się dziwnego działo, odbywało się w nocy.

Którejś kolejnej nocy leżałem na tapczanie w pozycji na wznak. Obudziłem się próbując usiąść, podniosłem się ale głowa i tułów nadal leżały na tapczanie. Próbowałem obrócić głowę żeby zobaczyć siebie leżącego, lecz nie mogłem tego zrobić. Coś mnie blokowało, byłem w jakiejś dziwnej niemocy. Zrozumiałem wtedy że w końcu coś zaczęło się dziać. W stu procentach byłem przekonany, że to dzięki słowom które wypowiadałem. Obawiałem się jedynie czy aby nie za dużo. Następnego wieczoru siedziałem w fotelu oglądając telewizję, Żona Gabrysia położyła się spać a ja postanowiłem coś sprawdzić. Miał to być taki kawał.

Kładła się ona zawsze z brzegu tapczanu.

61

Bo jak twierdziła, że od ściany to ona się dusi. Poczekałem aż porządnie zaśnie i gdy tak się stało położyłem się obok niej, powolnymi ruchami przesunąłem ją do samej ściany. Upewniając się czy aby na pewno śpi, położyłem się na jej ulubionym miejscu.

Zasnąłem a gdy się przebudziłem, leżałem na wznak z zamkniętymi oczami. Wtedy usłyszałem jak rozsuwają się drzwi harmonijkowe do pokoju. Potem ktoś wziął gazetę z programem TV przewracając kartki. W końcu rzucił ją na ławę, po czym nastąpiła chwila ciszy. Po chwili poczułem jak ktoś próbuje rozsunąć moje nogi. Trochę się tym faktem zdziwiłem. Odruchowo wyciągnąłem swoją lewą rękę w kierunku swoich stóp.

Złapałem za coś zimnego a zarazem lekkiego. Prawie natychmiast przerzuciłem to coś na Gabi, która w tym momencie przebudziła się mówiąc:

- Co się dzieje dlaczego nie śpisz?

Zaraz prawie natychmiast zasnęła. Po przebudzeniu miała do mnie pretensję o to,

dla czego spała od ściany. I jak w ogóle tam się znalazła. Wszystko jej opowiedziałem i doszliśmy do wspólnego wniosku, że ona zachowuje się tak samo jak duch którego złapałem za rękę. Wychodziło na to że to co złapałem nad ranem pochodziło z Gabi. Przekonałem się również, że to co wychodzi i wchodzi w człowieka robi to poprzez krocze. Znałem gdzie są umiejscowione główne czakry w człowieku.

Stwierdziłem że po przez wypowiadania mantry, zablokowałem najniżej umiejscowioną czakrę znajdującą się blisko krocza. Postanowiłem jak najszybciej to sprawdzić. W nocy podczas uprawiania seksu z Gabi, stwierdziłem że nareszcie zniknęła diablica.

62

Nareszcie mogłem uprawiać normalny seks z żoną. Gabi też wyczuła różnicę, twierdziła że tak jak bym był innym człowiekiem. Na nowo zachwycała się moim ciałem. Zachowywała się tak jakby dopiero mnie poznała.

Bardzo mnie to ucieszyło, a seks z Gabi okazał się dużą przyjemnością. Zaprzestałem z tego powodu na okres 4 lat wypowiadania mantry. W tym też czasie życie rodzinne ustabilizowało się. W pracy też wszystko było w porządku, jak również w życiu prywatnym. A jednak byłem niespokojny, no bo przecież nie osiągnąłem tego czego chciałem. Niby wszystko było w porządku, ale przecież chciałem być jasnowidzem, wychodzić z ciała i czytać w ludzkich myślach.

Niczego takiego nie osiągnąłem, postanowiłem więc że będę w dalszym ciągu wypowiadał słowa mantry. Zacząłem w maju 2003 roku i od tej pory w miarę regularnie to robiłem. Czekałem na jakiś rezultat i nie wiedziałem co to będzie. Nie spodziewałem się że wraz z mantrowaniem nasilą się kłopoty. Nasiliły się i to na wszystkich frontach. Wszystkie te sprawy takie jak: święcona woda, energia która niszczyła, diablica zniknęły

- nie było ich. Za to nastąpił 5 letni okres ogromnych kłopotów. Były to kłopoty finansowe, w pracy, w rodzinie, związane z własnym ciałem z wymiarem sprawiedliwości oraz z własną psychiką. Nie mogłem tego wszystkiego dłużej znieść, czułem się bardzo źle. Na początku czerwca 2008 roku porzuciłem pracę, po 15 letnim stażu. Po prostu uciekłem od tego wszystkiego.

Gdybym tego nie zrobił, prawdopodobnie dostał bym pomieszania zmysłów

 

63

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania