Poprzednie częściSzumiące opowieści: Amelia

Szumiące opowieści: Otylia i Drzewo Samobójców

Nie wszystkie drzewa mają szczęście wzrastać pod czujnym okiem starszyzny w lesie. Nie wszystkie mogą się schronić przed piekącym słońcem czy porywistym wiatrem i nie wszystkie mają nieograniczony dostęp do wody czy żyznej gleby. Są drzewa, którym życie przyszło spędzić samotnie na skałach targanych wiatrem. Muszą one walczyć o każdą witalną krople, a ich korzenie wykazują się ogromną siłą i zwinnością opatulając skały. Korony mają przeważnie ubogie, a gałęzie powykrzywiane jakby toczyła je reumatyczna choroba. Trzeba jednak przyznać, że zahartowane w ten sposób drzewa, są o wiele bardziej odporne na zmieniające się warunki i w obliczu klęski żywiołowej to właśnie one mają największą szansę na przetrwanie.

Sosna rosnąca nad Urwiskiem Utraconej Nadziei właśnie taka była – nieugięta. Los chciał, że ludzie z pobliskich wiosek ujrzeli w niej powierniczkę. Drzewa przywykły do zwierzeń, jednak ta sytuacja była wyjątkowa. Spowiednicy przybywali, aby dokonać ostatniego wyznania, po czym przewieszali linę przez konar szybujący nad przepaścią i odbierali sobie życie. Po kilku dniach ktoś nieboszczyka odcinał, jednak na konarze pozostawał supeł. Nikt nie próbował tych lin zrywać, gdyż stanowiły świadectwo ludzkich dramatów.

Z tą wyjątkową sosną wiąże się pewna równie wyjątkowa historia, która wydarzyła się za czasów, kiedy stukot kopyt odbijał się echem po lesie. Pewna dziewczyna o imieniu Otylia właśnie w ten sposób spędzała, każdą wolną chwilę. Jazda konna była jej ucieczką od codzienności. Często w trakcie swych wycieczek przysiadała w cieniu Sosny i opowiadała jej o swoim życiu. Drzewo bardzo lubiło te odwiedziny, bo dziewczyna jako jedyna z jej gości była zawsze radosna. Opowiadała o różnych codziennych sprawach z wielka dozą humoru. Gdyby tylko drzewa potrafiły się śmiać to Sosna Samobójców z całą pewnością nie raz wybuchnęłaby śmiechem. Kiedy dziewczyna zaczęła wkraczać w wiek dojrzały, jej rodzice zmęczeni walką z biedą, postanowili wydać córkę za mąż, za syna bogatego kupca. Otylia nie znając jeszcze swojego przyszłego małżonka opowiadała Sośnie o nadchodzącym wydarzeniu z ogromnym przejęciem. Jej marzeniem i ogromną wartością była rodzina, dlatego myśl, że w najbliższym czasie będzie zakładała własną, napawała ją niebywałym szczęściem.

W czasie uroczystej kolacji Otylia poznała w końcu swojego przyszłego męża. Była nim zauroczona. Wydawał się być dobrym, ciepłym i zrównoważonym człowiekiem. Przyszli teściowie natomiast robili wrażenie ludzi oschłych i szorstkich, a nawet gwałtownych. Bez powodu przy stole podnieśli kilka razy głos na siebie, a szczęściem syna nie byli jakby zgoła zainteresowani. Otylia jednak nie przejęła się tym, bo życie miała spędzić nie z nimi lecz z tym uroczym człowiekiem, który nieśmiało uśmiechał się jakby do niej, nie podnosząc wzroku. Nadszedł dzień ślubu, ten też okazał się dniem wyśnionym dla Otylii. Było wszystko o czym może marzyć panna młoda. Biała koronkowa suknia po babci, przystojny pan młody i skromne przyjęcie wyprawione na dworze pod kwitnącymi jabłoniami. Niestety już w noc poślubną Otylię spotkało pierwsze rozczarowanie. Jej mąż okazał się mało delikatnym kochankiem, sprawiając jej dużo bólu. Nie zwracał uwagi na łzy, ani prośby. Kiedy skończył położył się obok i przeprosił swoją małżonkę. Otylia wybaczyła mu ten akt brutalności, zwalając winę na nadmiar wrażeń związanych ze ślubem. Kolejnych nocy jednak sytuacja się powtarzała, z tym że mąż przestał przepraszać, a Otylia przywykła, myśląc, że tak widocznie ma być. Mijały lata, a ona nie wydawała wymarzonego potomstwa. Mąż miał do niej żal, mówił, że nie jest prawdziwą kobietą, groził że znajdzie sobie inną. Otylia zawsze wtedy błagała go, by został. Z czasem brutalność z łóżka zaczęła rozprzestrzeniać się na całe ich życie. Dziewczyna nie chodziła już od dawna do swojej powierniczki Sosny. Mijała ją ze spuszczoną głową zasłaniając włosami podbite oczy. Bicie stało się jej smutną codziennością. Rodzice i teściowie udawali, że niczego nie widzą pozostawiając ją samą z tyranem.

Pewnego dnia mąż Otyli wybrał się do sąsiedniej wioski po mąkę. Otylia niczego nie przeczuwała, gdy przygotowywała prowiant dla niego na drogę. Pojechał, a ona odetchnęła głęboko na myśl, że cały dzień i całą noc spędzi w samotności. Rano obudziło ją walenie do drzwi. Przestraszyła się i szybko pobiegła otworzyć, aby sprawdzić kto o tak wczesnej porze przybył ją niepokoić. Nie zdążyła zaczesać włosów, aby ukryć rozbite czoło. W drzwiach ujrzała sąsiada, który widząc okropną ranę wyraźnie zaniemówił. Otylia speszona poprawiła włosy i zapytała co się stało. „Twój mąż spadł z konia” usłyszała, a jej serce zabiło mocniej. „Skręcił kark” usłyszała, a przed oczami jej pociemniało. Potem był pogrzeb, na którym nie uroniła łzy. Ludzie się od niej odsunęli. „Cóż to za żona, potomstwa nie wydała, a na pogrzebie męża, nawet nie płacze” mówili. Otylia pogrążyła się w gniewie, złości, żalu, pretensji do świata. Jej niegdyś niewinne serce teraz poranione kipiało nienawiścią do świata. Popadała w różne stany, od bezgranicznej żałości po gniew przelewający się niczym wezbrana rzeka po ulewnym dniu. Z nikim nie rozmawiała, na nikogo nawet nie spoglądała będąc we wsi. Ludzie mówili, że zwariowała z żalu za mężem. Czy tęskniła? Tęskniła, za nielicznymi dobrymi chwilami jakie razem spędzili. Czy nienawidziła? Nienawidziła, siebie za słabość, jego za siłę. Na wybaczenie nie było w jej duszy miejsca. W końcu nie mając już siły walczyć z rozszalałymi emocjami postanowiła, po raz ostatni porozmawiać ze swoim drzewem. Z okazji tej rozmowy założyła najładniejszą sukienkę, upięła włosy srebrną spinką po babci, a do torby schowała linę. Był wieczór, gdy usiadła pod Sosną i zaczęła swą opowieść. A ta słuchała, szumiąc nieśmiało pełna żalu, wspominała uśmiech dziewczyny sprzed lat. Postanowiła, wtrącić się tym razem. Zesłała Otylii sen w nadziei, że dzięki niemu zmieni swe zamiary.

Dziewczyna zapadła się w głąb jakby samej siebie. Stanęła w nieokreśloności, bo ani na ziemi, ani w powietrzu, a wokół niej nie było ani jasno ani ciemno. Spojrzała przed siebie i ujrzała jakąś figurę. Mrużyła oczy, aby zobaczyć dokładnie, cóż takiego przed nią stoi. Po chwili jakby mgła się rozstąpiła, a Otylia ujrzała przed sobą ogromny, kamienny pomnik przedstawiający potwora. Miał wykrzywioną gniewem twarz, z jego głowy wyrastały cztery pokrzywione rogi, a nienaturalnie długie ręce zakończone były wykrzywionymi palcami jakby chciały kogoś pochwycić. Cała postać robiła wrażenie zatrzymanej w ruchu. Zupełnie jakby to monstrum gdzieś szło w złych zamiarach, a jakaś tajemnicza siła zamieniła je w kamień. Ten widok wzbudził początkowo w dziewczynie lęk, który szybko przeistoczył się w szaleńczy gniew. Otylia chciała ruszyć i wydrapać mu te kamienne oczy, jednak spostrzegła, że nogi ma spętane grubym łańcuchem, na którego końcu znajdowała się ołowiana kula. Zaczęła się szarpać, ciągnąć za ogniwa, a nawet je gryźć. Wszystko na marne. Usiadła na moment zrezygnowana, jednak coś nie pozwalało się jej poddać. Jeszcze raz podjęła się wysiłku zerwania łańcuchów. Kiedy wzięła je do ręki, te w niewytłumaczalny sposób zamieniły się w młot. Otylia nie czekała dłużej i ruszyła na spotkanie z kamiennym potworem. Gniew niczym lawa rozpalał jej krew dodając sił. Uderzała ołowianym młotem w monstrum, które zdawało się na nią patrzyć zaskakująco łagodnie. W końcu skorupa zaczynała pękać i kruszyć się. Dziewczyna nie odpuszczała, uderzała wzburzona do granic. W końcu zabrakło jej sił. Upadła na kolana, a jej zmęczone ręce osunęły się bezwładnie na ziemię. Wzrok wbiła w pustkę pod sobą. Nagle potworny hałas wyciągnął ją z letargu. Spojrzała przed siebie i zauważyła, że posąg zawalił się, a na jego miejscu stoi mały chłopiec o smutnych, ale spokojnych oczach. Jego serce znajdowało się na zewnątrz klatki piersiowej. Biło mimo wielu widocznych ran. Jedna z nich wciąż krwawiła. Otylia nie wiedziała co zrobić. Przez dłuższą chwilę tylko przyglądała się chłopcu i czuła jak rośnie w niej współczucie. Krew, która kapała wprost na podłoże zaczynała tworzyć kałużę, z której jakby na nowo powstawał kamienny pomnik. Otylia widząc to zerwała się i szybko przytuliła chłopca, mając świadomość uciekającego czasu. On odwzajemnił uścisk i wtulił się w nią. Pustkę wypełniło światło, a ciszę szum drzew… Trwali tak przez moment, oboje czując nieopisaną ulgę.

Z tym uczuciem Otylia przebudziła się nad ranem pod Sosną Samobójców. Wstała i odeszła rzucając linę w przepaść. Po drodze nazbierała kwiatów i po raz pierwszy poszła na grób męża, aby zapłakać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (26)

  • Pasja 15.03.2018
    Bardzo ciekawe i emocjonalne są twoje opowieści. Trzeba wybaczać i podnosić się po upadku. Lecz trzeba też umieć zawalczyć o siebie, a nie trwać w ciągłej mieliźnie życia. Może gdyby wcześniej zrobiła ten pierwszy krok, pewnie życie by się potoczyło inaczej. Płacz też bywa rozgrzeszeniem, ale nie do końca.
    Pozdrawiam serdecznie
  • Justyska 15.03.2018
    Dzięki za uwagę. Cieszę się gdy to co pisze skłania do myślenia ☺
  • Canulas 15.03.2018
    " Pewna dziewczyna o imieniu Otylia właśnie w ten sposób spędzała, każdą wolną chwilę. Jazda konna była jej ucieczką od codzienności." - jak Kim.

    A pierwszy fragment i pozostawianie lin - bajka. Widzę to, mam słabość do wisielców.
    Generalnie wisuelca zwykło się nazywać: balonik, żyrandol albo latawiec.

    OK. Oniryczne, tłuste, mroczne. Jak dla mnie skrojone.
    - o burzy
    - o drzewach
    - o samobójcach (ale ciekawe, nie dziecinne)
    - o kartach

    O tym uwielbiam.
    Tutaj bardzo wiele dostałem.
    Pozdrawiam. Bardzo mięsisty tekst.
    Tekst - stek
  • Justyska 15.03.2018
    Mówisz, jak Kim? Bardzo podoba mi sie seria o Clarise, może podświadomie coś ukradłam. Jeśli tak to sorki. Fajnie że się tekst spodobał. Pozdrawiam????
  • Justyska 15.03.2018
    Ups. . Pytajniki to psikus telefonu
  • Canulas 15.03.2018
    Justyska - nieeeee. Kim na kuniu hasa.
  • Canulas 15.03.2018
    Justyska - hahaha - nie no, dobrze wyszło.
  • Canulas 15.03.2018
    Justyska - hahaha - nie no, dobrze wyszło.
  • Justyska 15.03.2018
    Canulas haha dobre. Haha
  • Nachszon 15.03.2018
    Hmmm szkoda że nie rozbiła tego potwora wtedy gdy żył człowiek w nim uwięziony. Widziała jego rodziców więc mogła się domyśleć. Przecież są fachowcy od leczenia takich rzeczy. Tak naprawdę to tekst o przegranej nie o wygranej. Ale tak to jest jak człowiek bardziej wierzy w magię drzew niż w solidną fachowość ludzi. Tekst bardzo klimatyczny. BTW podobno w Japonii jest las samobójców. Ludzie idą i się wieszają i co tydzień służby zbierają zwłoki i uwalniają drzewa dla następnych:)
  • Justyska 15.03.2018
    Tak jest tam taki las, chyba kiedyś jakiś film o tym oglądałam. Chciałam w tym tekście pokazać trudną drogę do przebaczenia i zrozumienia drugiej osoby. Nie wiem czy się udało...
    Myślę, że w czasach kiedy rodzice wybierali mężów dla swych córek nikt terapiami głowy sobie nie zawracał... Dzięki za odwiedziny :)
  • Nachszon 15.03.2018
    A to ciekawe zagadnienie, od kiedy takie terapie istnieją, można czasem się zdziwić, grzebiąc w historii. A tak humorystycznie akurat dzisiaj w pracy słyszałem historię o wyborze żony w dawnych czasach.
    Nadszedł czas, kiedy Książę postanowił się ożenić. Ojciec, mądry Król, przyprowadził do syna trzy kandydatki. Przedstawia się pierwsza:
    - Umiem czytać, pisać poezje, recytować wiersze.
    - No pięknie, wspaniale - ucieszył się Książę.
    Przedstawia się druga:
    - Umiem grać na lirze, śpiewać, tańczyć.
    - Cudownie! - znowu ucieszył się Książę.
    Przedstawia się trzecia.
    - Umiem jeździć konno, strzelać z łuku, władać mieczem.
    - Rewelacyjnie! - Książę po raz trzeci okazał radość.
    Książę długo zastanawiał się nad zaletami trzech księżniczek i po długim namyśle wybrał tę, która miała największe cycki.
    :)
  • Justyska 15.03.2018
    Nachszon dobre, dobre hehe. A co do drzew to ostatnio czytam książkę napisaną przez leśnika. Niesamowita sprawa jak drzewa komunikują się między sobą i ostrzegają wzajemnie np.przed szkodnikami... wiem wiem czytam dziwne rzeczy ;p
  • Dekaos Dondi 15.03.2018
    Kolejny Twój tekst, który mi podszedł. A szczególnie ta część o potworze. Ale całość też. Następny na pewno przeczytam.
    P.S. Sekretne życie drzew - czytałem. Jeżeli chodzi o autorki zagraniczne, to najbardziej lubię czytać→ Daphne du Maurier → dawne dzieje. Pozdrawiam→ 5 szyszek w kształcie gwiazdek.
  • Justyska 16.03.2018
    Cieszę się, że zyskałam czytelnika :) dla zakompleksionego autora to naprawdę coś wyjątkowego :) sekretne życie drzew jeszcze czytam, książka to miłe zaskoczenie :) pozdrawiam
  • marok 11.06.2018
    Tekst podszedł mi bardzo. Mroczny ale i emocji dużo. Mam ja nosa do perełek. 5 ;)
  • Justyska 11.06.2018
    Marok a Ty dziś dzień niespodzianek robisz. Dziękuję pięknie:)
  • marok 11.06.2018
    Justyska, można to tak ująć ;)
  • Tjeri 11.06.2018
    To i ja za Marokiem.. :)
    Dużą przyjemność sprawiło mi przeczytanie tego tekstu. Coś w jego konstrukcji i obrazowaniu przypomniało mi radiowe słuchowiska jakie uwielbiałam w dzieciństwie. Do tego stopnia, że złapałam się na tym, że czytam jednocześnie wyobrażając sobie, że słucham (z efektami dźwiękowymi!). :D
    Świetna mroczna baśń.
  • Justyska 11.06.2018
    Dziękuję Ci bardzo Tjeri. To wyjątkowy komentarz, aż mi sie buzia cieszy!
    Pozdrawiam
    Ps. Dzięki Marok!
  • Blanka 05.07.2018
    "Nie wszystkie drzewa mają szczęście wzrastać pod czujnym okiem starszyzny w lesie." - troche się boje czytać dalej.
    Przez cały tekst wydawało mi się, że to znam. I na koniec opowi poinformowało mnie, że"Twoja ocena 5", więc słusznie mi się wydawało, byłam już tutaj, ale komentarza nie zostawiłam. Naprawiam więc:)
    Chyba najlepsza "bajka" z tych, które dziś przeczytałam. Może dlatego, że jak znajduje się w tekście coś"znajomego", uderza najbardziej. Nie wiem. Cała ta historia świetna, wciągająca. Moment i wisielcach- mroczny, wspaniały. Pomysł na końcówkę, na ten moment rozbijania- świetny.Bardzo mi się podobało.
  • Justyska 05.07.2018
    Dodajesz skrzydeł swoją wizytą Blanko. Dziękuję i tu!
  • Margerita 07.07.2018
    Piszesz bardzo ciekawe teksty powinnaś je wydawać w postaci książek pięć
  • Justyska 07.07.2018
    Margerito dzięki wielkie za miłe słowo:)
  • Karawan 07.07.2018
    Nie napiszę; "lepiej późno niż później", bo treść czytelna. Kolejna piękna bajka. I po raz kolejny zachęcam; poważnie pomyśl o zebraniu i wydaniu Twoich perełek. Dziękuję za baję ;)) 5! (zaledwie, bo więcej nie ma).
  • Justyska 07.07.2018
    Karawanie dziękuję za docenienie i wsparcie.
    Kto wie, może kiedyś się coś wykluje.
    Bardzo doceniam, to że czytasz i pozostawiasz słowo.
    Pozdrawiam serdecznie!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania