Poprzednie częściUkojenie – Prolog

Ukojenie cz. 31

Chyba sam już nie wiedział, co mówi. Trevor nie zwracał uwagi na jego słowa, siedział i spokojnie popijał z butelki, mając wielką radochę z faktu, że już dobrze dał się bydlakowi we znaki. Patrzył na niego i milczał, uśmiechał się tylko cynicznie.

– Muszę się odlać – powiedział nagle Scott.

Trevor go rozkuł.

– Lej tam, gdzie wcześniej. Musisz dojść sam, ja nie zamierzam cię prowadzić. Chyba za szybko połamałem ci tę nogę – Zaśmiał się.

Pobity zaczął się czołgać. Miał złamaną lewą rękę i prawą nogę, więc jego wędrówka wyglądała dość komicznie. Trevor stał i rżał jak opętany.

– I po co ci to było? – zapytał wesoło.

Nie dostał odpowiedzi. Jeniec doczłapał się do kratki ściekowej dopiero po dwóch, może trzech minutach i na leżąco załatwił sprawę. Trevor w tym czasie znalazł drugi, trochę dłuższy łańcuch, założył go w miejsce wcześniejszego i przykuł do niego jedną stronę kajdanek. Scott nie kwapił się z powrotem, więc chłopak zaraz do niego podszedł.

– Na co czekasz? Wracamy – burknął.

Koleś ruszył bardzo wolno, stękając z bólu.

– Szybciej, ofermo! – wrzasnął Trevor, kopiąc go w plecy.

Scott jęknął cicho, lecz tempo się nie zmieniło. Chłopak już go nie bił, tylko pozwolił doleźć na miejsce.

– Dam ci trochę luzu – oznajmił, przykuwając jego dłoń do dłuższego łańcucha.

Blondyn położył się na ziemi, zwinięty w kłębek. Stręczyciel sprawdził godzinę – dochodziła szesnasta.

– Trevor! – Usłyszał nagle z oddali. Momentalnie struchlał, przerażony.

– Po...! – Chciał krzyknąć uwięziony, lecz szatyn natychmiast zatkał mu usta.

– Siedź, kurwa, cicho, bo zatłukę ją, a potem ciebie! – nakazał spanikowany, chwytając Scotta za włosy i wykręcając w bok jego głowę.

– Trevor! – krzyknęła po raz drugi Emma, lecz głos był już o wiele bliżej.

Chłopak nie wiedząc, co robić, z całej siły uderzył więźnia kilka razy z pieści w twarz i ten stracił przytomność. Biegiem udał się na górę i wszedł do salonu. Z nerwów był już cały mokry.

– Jutro mamy remanent i skończyłam wcześniej. Nie odbierasz telefonu, więc przyjechałam. Mam nadzieję, że się nie gniewasz? – rzekła z uśmiechem stojąca koło kanapy dziewczyna.

– Żartujesz? – wystękał fałszywie gospodarz, który z tego wszystkiego aż otrzeźwiał.

Spojrzał na komórkę – leżała wyłączona. Przez ten amok nie słyszał nawet pikania rozładowującej się baterii.

– Coś się stało? – zapytała Emma, spoglądając na jego bardzo bladą twarz.

– Nie. Byłem na strychu, wystraszyłaś mnie trochę – odparł Trevor, usiłując się wyluzować.

Czuł, że dłonie już mu drżą, ale za cholerę nie mógł opanować zdenerwowania. Chciał jak najszybciej opuścić z ukochaną swój dom.

– Co tam robiłeś?

– Dawno tam nie zaglądałem i chciałem sprawdzić, czy wszystko ok. To stary budynek, trzeba go pilnować – wydusił chłopak.

– Trevor, wszystko gra? – dopytywała ukochana, zauważywszy jego dziwne zachowanie.

– Jasne, po prostu trochę się wystraszyłem. Zaskoczyłaś mnie – plątał się szatyn, będąc myślami w piwnicy i błagając losu, żeby Scott nie odzyskał przytomności. Przez to rozgorączkowanie zapomniał go zakneblować.

– Jedźmy do mnie. Tommy pewnie nic nie jadł, bo to leń i sam nie zrobi. Poza tym marny z niego kucharz. – Zaśmiała się Emma.

– Pewnie, już się zbieram – rzekł uszczęśliwiony do granic Trevor.

Gdy Emma wyszła na werandę, chłopak poprosił:

– Poczekaj chwilę, nie zamknąłem strychu.

Migiem znalazł się z powrotem w piwnicy, uśpił Scotta, zatkał mu usta i zamknąwszy drzwi, szybko udał się na zewnątrz.

– Prowadź – rzekł, wręczając dziewczynie kluczyki.

 

– Kupię jakieś mięso na kolację, zaraz wracam – powiedziała Emma, zatrzymując się pod dużym marketem.

– Pójdę z tobą – odparł Trevor.

Dziewczyna naprędce wzięła, co trzeba i podeszli do kasy.

– Jeszcze butelkę Walkera – mruknął do sprzedawcy szatyn.

Doskonale widział kwaśną minę swojej kobiety, mimo to bardzo chciał się napić.

– I butelkę czerwonego Martini – dodała dziewczyna.

Facet zapakował żywność i podał sumę do zapłaty. Trevor trzymał już banknoty w ręku i chciał położyć je na ladzie, ale Emma zatrzymała jego rękę.

– Miśku, znowu chcesz płacić? Nie zgadzam się.

– Przestań, przecież to grosze.

– Nie.

– Kotku, ostatni raz, obiecuję.

– Trevor, nie! I zdania nie zmienię.

Ustąpił. Dziewczyna uregulowała rachunek i po kilku minutach byli w mieszkaniu. Na na stole stało pudełko z niedojedzoną pizzą i dwie butelki po piwie, a Tommy drzemał w objęciach Jessicy.

– Jak on grzecznie wygląda, jak śpi. – Emma się uśmiechnęła.

Trevor milczał, nie miał chęci na pogawędki. Jedna myśl ciągle chodziła mu po głowie: płyn nie będzie długo działał. Cały czas kombinował, jak wyrwać się w międzyczasie i „nakarmić” jeszcze Scotta, żeby spokojnie spał. Dręczyło go to, więc cały czas był bardzo niespokojny.

– Miśku, co się dzieje? – zapytała blondynka, dotykając jego ramienia.

– Nic, marnie się czuję – skłamał.

– Ćpałeś coś, tak?

– To już nie ma znaczenia.

– Trevor, co jest grane? Ostatnio dziwnie się zachowujesz.

– Nic, wszystko ok.

Dziewczyna już nie pytała, tylko przyprawiła mięso i wstawiła do lodówki. Chłopak nalał sobie całą szklankę alkoholu, którą opróżnił w okamgnieniu. Po chwili napełnił drugą.

– O której chcesz kolację? – zapytała markotnie gospodyni, widząc, jak łapczywie wypija trunek.

– Nie jestem głodny, zjadłem całe pudło pizzy.

– To było po południu.

– Wszystko jedno – bąknął beznamiętnie Trevor, cały czas będąc myślami w tej przeklętej piwnicy. – Zapaliłbym skręta, nie masz nic przeciwko? – Pocałował sympatię w szyję.

– Nie.

Odwrócił ukochaną, ucałował w usta, po czym ruszył przed siebie i szedł do czasu, aż oparł ją o lodówkę. Z każdą sekundą całował dziewczynę coraz bardziej zmysłowo.

– Miśku, woda się gotuje – wydusiła w końcu.

– To nic. – mruknął, klejąc się do niej, po kilku chwilach jednak dał jej spokój i poszedł zrobić skręta, którego natychmiast odpalił. – Trzymaj – podał Emmie narkotyk, przytulając się do jej szczupłych pleców.

Wzięła go, ku jego niemałemu zaskoczeniu.

– Widzisz? Na mnie wrzeszczy, a sama popala. – Wystraszył ich nagle Tommy, pojawiając się w kuchni.

Para się roześmiała.

– Co to za gówno? Ja mam to jeść? – Wzburzył się młodzik, spoglądając w garnek, w którym gotowały się brokuły, szparagi i inne jarzyny.

– Nie musisz – odparł Trevor, klejąc się do Emmy.

– Kiedyś jadł takie zapiekane z serem i mówił, że mu smakują, do tego wziął dokładkę. Ale przecież przed kumplem trzeba zgrywać prawdziwego mężczyznę, który warzyw nie tyka. – Żachnęła się dziewczyna.

Trevor się roześmiał.

– Ale cię podsumowała!

– Musiałem być pijany albo bardzo głodny – wykręcał się speszony Tommy.

– Dobra dobra – rzucił Trevor.

Pokonany chłopak już nie pyskował, tylko wyszedł z kuchni. Trevor klapnął na stołku i posadził dziewczynę na kolanach.

– Kupiłaś wino. Czemu nie pijesz?

– Później. Gdzie jest mój obrazek? – zapytała znienacka Emma.

– Tommy! Gdzie jest obrazek damy?! – zarechotał i zaraz oberwał łokciem w bok.

Blondynka po chwili otrzymała dwa szkice.

– Przywiozłeś go dawno temu, a ja widzę go pierwszy raz – oznajmiła, patrząc na brata z wściekłą pretensją.

– Zapomniałem o nim – tłumaczył się Tommy.

– Jest przepiękny – pochwaliła dziewczyna. – Oba są – sprostowała, podziwiając również portret Jessicy.

– Oprawmy je! – wyjechał nagle młodzik, wrzeszcząc na całe mieszkanie. – Chodź – pociągnął Trevora za koszulkę.

Chłopak delikatnie zsunął Emmę z kolan.

– Nie! Znowu przyjedziecie najarani! – sprzeciwiła się dziewczyna.

– Nie przyjedziemy, szybko to załatwimy – zadeklarował szatyn, głaszcząc jej policzek.

– Dobra, chodź już. – Zniecierpliwił się Tommy.

– Za chwilę – burknął Trevor. – Kotku, on ma rację, gniotą się w tej książce. No... chyba, że nie chcesz, żebym go oprawił – przekonywał ukochaną.

– Dobrze, jedźcie, ale nie palcie – poprosiła Emma.

– W porządku – rzekł Trevor, ucałował ją gorąco i poszedł do salonu, gdzie już czekał ubrany w buty przyjaciel.

– Kupić wam coś?! – krzyknął do siostry Tommy.

– Nie!

– Zajmij się Jess i powiedz, gdzie pojechałem! Zaraz wracamy!

Gdy tylko zeszli na dół, Trevor wykonał skręta, którego w okamgnieniu wykorzystali. Dał kluczyki Tommy'emu.

Młodzik przejechał tylko kilkaset metrów minut i zaparkował pod dużym budynkiem.

– Moglibyśmy kupić ramki, ale pomyślałem, że oprawimy na zamówienie. Koleś ma duży wybór, w sklepie takich nie dostaniemy – wyjaśnił.

– Dobra, chodź, zobaczymy.

Weszli do niewielkiego zakładem i przywitali się z brodatym mężczyzną po pięćdziesiątce.

– Chciałbym to oprawić – oświadczył Tommy, pokazując mu obrazki.

– Piękne szkice – pochwalił facet i dał młodzikowi niewielki katalog. – Tu ma pan wzory, proszę wybierać. Format A4 będzie na jutro po południu.

– Na jutro? Nie da się na dziś? Dopłacę sto procent – oznajmił Trevor.

– Dochodzi osiemnasta, zaraz zamykam. Gdyby przyszli panowie rano, zrobiłbym na wieczór, chyba, że... – rzekł koleś, poszedł na zaplecze i przyniósł dwie drewniane ramki.

Miały gładkie brzegi, w środku natomiast wyrzeźbione były przeplatające się, kolczaste łodygi, z malutkimi różyczkami w każdym rogu. Ramki pomalowane były błyszczącą, złotą farbą i wyglądały jak metalowe. Trevor wziął jedną w rękę.

– Zrobiłem je miesiąc temu. Bardzo rzadko zdarza się mi się oprawiać tak małe formaty, więc leżą i czekają na kupca. Wszystkich mam cztery sztuki. Jakby się panowie zdecydowali, to zamknę później i za godzinę będą gotowe – oświadczył mężczyzna.

– Co robimy? – zapytał szatyn, patrząc na małolata.

– Nie wiem. W sumie są bardzo ładne, powinny im się spodobać. No i będą za godzinę.

– Ile? – zapytał Trevor faceta.

– Sto dwadzieścia dolarów za sztukę, razem z robocizną.

– Trochę drogo.

– Ręczna robota i dębowe drewno, stąd ta cena.

– Dobrze, ale na dziś.

– Tak jak powiedziałem, za godzinę.

– Zapłacę od razu, wierzę, że zrobi pan to perfekcyjnie – powiedział Trevor i położył na ladzie trzysta dolarów.

– Dziękuję i zapraszam za godzinę. – Uśmiechnął się mężczyzna, dał szatynowi resztę i przyjaciele opuścili lokal.

– Stary, ja miałem zapłacić za Jessicę – wyskoczył wzburzony małolat.

– Postawisz piwko – odparł luźno Trevor.

– I co teraz? Nie ma sensu wracać do domu i za chwilę znowu jechać – powiedział Tommy.

– Nie mam telefonu. Dama będzie dzwonić i znowu się wkurzać, chociaż widziała, że padła mi bateria – zaśmiał się Trevor, wsiadając do auta. – Jedź prosto – nakazał młodemu, który zaraz ruszył.

Podjechali po do Mike'a. Otworzył bardzo szybko, operując nadzwyczaj zadowoloną miną.

– Właźcie. – Odsunął się. – Piwo?

– Jasne – odparł Trevor i zaraz dostali z Tommym po butelce. Mike zrobił sobie czerwonego drinka i zaraz usadowił się w fotelu, naprzeciw gości.

– Mike, to jest Tommy, o którym ci mówiłem. Teraz już nie będziesz miał wątpliwości co do wyglądu, jakbyście się umówili. – Trevor przedstawił przyjaciela.

– My się znamy – rzekł Mike i młodzik się uśmiechnął.

Trevor osłupiał.

– On już ode mnie kupował – sprostował gospodarz, ale zakręcony Trevor nadal nie wiedział, o co chodzi. – Poznaliśmy się na imprezie u Davida, dobrze go znam. To brat twojej pani? Jaki ten świat mały, w życiu bym nie pomyślał… No dobra, ale dość tych pogaduszek, zapalmy. – Zaśmiał się Mike i zniknął w kuchni.

Przyniósł wielką wodną lufę, do której władował całą garść marihuany i odpalił. Pociągnął tak potężnie, że oczy momentalnie zaszły mu łzami, zaczął kaszlać i śmiać się donośnie, wypuszczając dym. Trevor nie protestował i powtórzył czynność kumpla w parze z młodzikiem. Patrzyli na siebie, wciągając narkotyk, ale zaraz też parsknęli śmiechem.

– Emma nas zatłucze. I jeszcze z takiego kalibru... Jak ja będę prowadził? – Chichotał młodzik.

– Damy radę… – wystękał Trevor.

– Dobra, gotowi? Jeszcze raz – wtrącił Mike, trzymając już rurkę w dłoni.

– Jedziemy! – rzucił entuzjastycznie Tommy i już cała trójka ponownie wciągała dym do płuc, uśmiechając się pod nosami.

– Czemu zawdzięczam tę wizytę? – zapytał Mike.

– Musimy godzinę czekać na usługę, nie chciało nam się jeździć w kółko – oznajmił Trevor.

– Kończcie piwo, pójdę po następne. Mam w lodówce sto pięćdziesiąt sztuk – zarechotał gospodarz, widząc, że bardzo szybko uporali się z trunkami.

– Tak... – nie dowierzał Tommy.

– Chodź. – brunet skinął głową i chłopak poszedł z nim do kuchni.

Trevor też się ruszył. Właściciel domu otworzył niewielką chłodziarkę, calutką zawaloną brązowymi butelkami.

– O ja pierdolę. Po co ci tyle piwska? – zapytał zdumiony Trevor.

– O ósmej będę miał gości. Też mieli swój wkład w zapełnienie tej lodówki. – Cieszył się Mike. – Dobra, my tu gadu gadu, a ziółko czeka! – przypomniał i zaraz jarali po raz trzeci, a po nim czwarty.

Pociągnięcia były kolosalne, faceci byli już kompletnie naćpani. Gadali coraz większe bzdury, śmiejąc się jeden do drugiego. Trevor z pełną powagą zaczął rozprawiać o tym, że nie podoba mu się niebieska tapeta na ścianach u Mike'a i stwierdził, że on położyłby sobie fioletową. Tommy natomiast siedział i głupkowato mu tłumaczył, że niebieska jest lepsza, bo to niby delikatniejsza, rozjaśnia pokój i inne, tego typu pierdoły. Mike słuchał tej zażartej konwersacji i rechotał, lecz w końcu orzekł, że obie są do dupy i kładł taką, jaką miał.

Problem dotyczący wystroju wnętrz u chłopaka urósł do takich rozmiarów, że dyskutowali o tym ponad kwadrans, kłócąc się zawzięcie, który kolor jest ładniejszy. W konsekwencji skończyło się na fioletowym, bo Trevor nie dawał za wygraną i zaczął już zabawnie się unosić, czepiając się młodego, że niby taki przyjaciel, a się z nim nie zgadza.

Gdy w rezultacie wszyscy wzięli po sześć dymów, Mike schował lufę. Godzina zleciała im zdecydowanie za szybko. Gdy minęła dziewiętnasta, Trevor ruszył się z miejsca.

– Tommy, chyba spadamy, nie?

– Jasne. – Dwudziestolatek się podniósł.

– Dzięki za ziółko i browarki. – Trevor uściskał Mike'a, który ponownie trochę zgłupiał, widząc jego zachowanie.

Młodzik również podziękował, podał rękę starszemu znajomemu i wyszli z Trevorem z domu, rechocząc jak nienormalni na całą ulicę.

– Kurwa, Trevor, jak ja pojadę? To zielsko jest rozbrajające, nie mam siły. Ty prowadź – wypaplał niewyraźnie Tommy.

– Chyba żartujesz. – Zaśmiał się szatyn.

– Ja nie poprowadzę. – zadecydował młodzik.

– Idźcie piechotą! – rzucił stojący w progu Mike, widząc kolegów, którzy utkwili przy bramce

Jego słowa wystarczyły, żeby obaj znowu zawyli bardzo głośno.

– Za daleko! – odkrzyknął małolat. – Dobra, dawaj. Najwyżej wjadę na chodnik, do sklepu, w drzewo... gdzie pan sobie życzy. Ty się będziesz tłumaczył przed psami. – Spojrzał na Trevora.

Tego aż zgięło się wpół ze śmiechu, wszystko go teraz bawiło. Obaj panowie uśmiechnęli się jeszcze do Mike’a i Trevor machnął ręką na przejeżdżającą akurat taksówkę.

– Nie ryzykujmy.

– Ja nie pójdę, idź sam. Jak będziesz sam, może nie będziesz się tak śmiał – poprosił Tommy, gdy dojechali na miejsce.

Trevor uszanował jego prośbę i udał się po zamówienie. Zajęło mu to chwilę.

– Nic z tego. Facet chyba pomyślał, że mam coś nie tak z głową. – Zarechotał szatyn, podając Tommy’emu oprawione szkice.

– Super, bardzo ładne. Może nie będą tak krzyczeć, jak je zobaczą. Kurczę, stary, ale masz nawalone gały. Ja pewnie też. Oj... będzie się działo! – Ucieszył się młodzik, zupełnie nie patrząc na to, iż siedzi w taksówce z obcym mężczyzną.

Ten zdawał się nie zwracać na nich uwagi, choć Trevor czuł, że jest inaczej i dlatego chciał jak najszybciej opuścić pojazd. Niedługo potem stali już pod drzwiami i młodzik przyłożył doń ucho.

– Nic nie słychać, to cisza przed burzą. – Zachichotał, zmuszając przyjaciela do tego samego.

Stali tam jak durnie i radowali się do siebie, w końcu jednak weszli do środka. Dziewczyny siedziały z winem w dłoniach i oglądały album, który Tommy kiedyś pokazywał Trevorowi. Panowie zdjęli buty i szybko przemknęli przez salon, położywszy po drodze obrazki koło młodych kobiet. Od razu stanęli przy oknie, odpalając papierosy. Spalili już pół, a Emmy z pretensjami nie widać. Tommy wyjrzał zza ściany kuchni – dziewczyny dalej wertowały zdjęcia.

– Co się dzieje? Obraziły się na amen? – szepnął.

– Możliwe, nie było nas około półtorej godziny – odparł Trevor.

– TYLKO PÓŁTOREJ GODZINY – sprostował żartobliwie Tommy, wywołując kolejną lawinę głupiego rechotu.

– Ciszej tam! – huknęła w końcu Emma.

– O, a jednak irytacja. Zaraz tu przybiegnie i zacznie szumieć. – Zachichotał Tommy.

Nie mylił się, dziewczyna zaraz weszła do kuchni. Nie zaczepiała ich jednak, tylko wyłączyła piekarnik, wsypała lodu w dwie szklanki, nalała Martini i wyszła. Trevor spojrzał na przyjaciela pytająco.

– No nie żartuj... Chyba nie walą fochów, bo nie było nas godzinę w domu. Nie jesteśmy, do cholery, małymi dziećmi? – Wkurzył się Tommy.

– Wydaje mi się, że ona boi się o nasze niespodziewane spotkanie ze Scottem – wyjaśnił Trevor.

– A co nam Scott? Gorzej byłoby dla niego, gdyby spotkał nas teraz obu na swojej drodze! – Wygrażał młodzik.

Zamilkli, bo Emma znowu pojawiła się w pomieszczeniu. Otworzyła piekarnik i wyjęła kolację. Tommy poszedł do Jessicy, a Trevor przytulił sympatię.

– Kotku, obraziłaś się? Przepraszam, musieliśmy poczekać godzinę na te szkice, więc zajechaliśmy do Mike'a. Fakt, zapaliliśmy, ale to przecież nie zbrodnia – wymruczał.

– A czy ja coś mówię? – odparła Emma, ale głos miała jakiś niecodzienny.

– Przecież widzę, że jesteś zła.

– Nie jestem – bąknęła dziewczyna i dopiero teraz Trevor wyłapał, że chichocze.

Odwrócił jej twarz w swoją stronę – miała czerwone oczy.

– Tommy, one są nawalone! – Roześmiał się na całe gardło, odsuwając lekko od ukochanej.

– Zauważyłem! – odkrzyknął wesoło chłopak.

– Skąd wzięłyście zielsko? – zapytał Trevor, klejąc się do blondynki.

– Wszystko musisz wiedzieć?

– Nie, ale bardzo mnie to ciekawi.

– Trudno, tajemnica. Podaj mi cztery talerze znad zlewu – poprosiła dziewczyna i Trevor zaraz to zrobił.

– Kotku, nie kładź mi dużo, szczerze mówiąc to w ogóle nie jestem głodny – przyznał.

Młoda kobieta nałożyła jedzenie zaniósł talerze do pokoju. Zaraz wrócił, nalał całą szklankę Walkera i po chwili wszyscy siedzieli przy stole.

Obie panie raz po raz spoglądały po siebie z cynicznymi uśmieszkami, jakby były bardzo usatysfakcjonowane tym, że zrobiły facetów w balona. W końcu Tommy zareagował:

– No patrz... śmieją się z nas w żywe oczy. – Wyszczerzył zęby.

– No i dobrze. Fajnie, że też są czasem niegrzeczne – odparł Trevor, ciepło spojrzawszy na Jessicę.

 

– Dzięki, kotku. Pycha. – Trevor ucałował Emmę.

Znowu przypomniał mu się Scott. Spojrzał na zegarek – dwudziesta trzydzieści sześć. Znowu się zdenerwował, ale starał się tego nie okazywać. Kurwa, na pewno już się obudził – myślał i kombinował, jak wyjść na pół godziny, nie wzbudzając podejrzeń. W końcu postanowił, że nie będzie się na razie tym gryzł, pomyśli, jak nadejdzie czas.

– Miśku, obudź się! – wrzasnęła nagle radośnie Emma.

Chłopak spojrzał na przyjaciół – patrzyli na niego, śmiejąc się w najlepsze.

– Wiesz, jaką masz minę, jak się zamyślasz? Powinnam zrobić zdjęcie. Czemu o tym nie pomyślałam! – Chichotała rozanielona blondynka i chłopak natychmiast się rozchmurzył.

Dziewczyna zawsze działała na niego pozytywnie, zwłaszcza, jak widział, że jest jej wesoło.

– Piękne są te obrazki. – Gospodyni wzięła szkice i postawiła jeden obok drugiego na regale.

Jessica znowu się zawstydziła. Emma na powrót usiadła przy szatynie.

– Cieszę się, że mnie narysowałeś, ale szczerze mówiąc, wolałabym twój portret – przyznała, patrząc mu wymownie w oczy.

– Kotku... Jakoś głupio mi rysować samego siebie – odparł Trevor.

– Zapalmy jeszcze! Po tym żarciu zanika mi faza! – rozkrzyczał się znienacka młodzik i zaraz przyniósł lufkę.

– My na pewno nie będziemy z tego palić, prawda? – Oburzyła się Emma, konspiracyjnie patrząc na młodszą koleżankę.

– Pewnie, że nie – potwierdziła Jessica.

Starsza dziewczyna wstała i poszła do pokoju. Zaraz wróciła, usiadła koło małolaty i podała jej skręta, którego ta natychmiast rozżarzyła. Miny, jakie zrobili w tej chwili faceci, były niepojęte. Kompletnie zgłupieli.

– Skąd masz blanta? – zapytał Tommy.

– A co cię obchodzi? Czy ja pytam, skąd ty masz? – odpysknęła Emma, uśmiechając się zaczepnie.

– Daj mi bucha – poprosił młodzik Jessicę.

– Nie! – wyjechała Emma, wciskając rękę między brata a dziewczynę.

To totalnie rozwaliło dwudziestolatka. Trevor siedział i śmiał się w najlepsze.

– No, nieźle. Co tu się dzieje? – spytał rozradowany, przytulił Emmę i mocno ucałował.

Trwało to króciutką chwilę, bo dziewczyna zaraz dostała skręta, do którego namiętnie się przyssała.

– Daj mi spróbować – poprosił szatyn.

– Nie.

– Ty… one dobrze się czują? – zapytał Tommy.

– Sam już nie wiem – odparł starszy facet, śmiejąc się wesoło.

Emma pociągnęła jeszcze kilka razy i oddała używkę Trevorowi. Ten wziął tylko jednego bucha i dał peta Tommy'emu.

– To nie jest towar, który ja mam – oznajmił.

Tommy się zaciągnął.

– Trawa jak trawa – odparł skonsternowany i zgasił niedopałek, gdyż Emma zostawiła im śmieszną ilość, chyba tylko na spróbowanie.

Dziewczyny siedziały i śmiały się z chłopaków, bardzo z siebie zadowolone. Nagle starsza z nich wstała i udała się do regału. Wyjęła mały, cyfrowy aparat i podała bratu.

– Zrób nam zdjęcie – rozkazała, władowała się Trevorowi na kolana i objęła go za szyję.

Ten nadal nie mógł opanować radości, więc zdjęcie wyszło w pełnym uśmiechu, co bardzo rozradowało Emmę. Zabrała aparat, pstryknęła fotkę młodszej parze i schowała sprzęt.

– Dobra, młody, czas zapalić. Nie możemy być gorsi – powiedział Trevor i w mig skręcił dużego blanta.

Znów zerknął na godzinę – zbliżała się dziewiąta wieczorem. Starał się nie myśleć o Scottcie, jednak ten mimo wszystko chodził mu po głowie. Chcąc oderwać się od niewdzięcznego tematu, wstał i napełnił puste szklanki. Po powrocie jeszcze mocniej przytulił blondynkę, nie mógł się od niej odkleić.

– Skąd miałaś skręta? – zapytał, ale ona tylko wygięła usta w uśmiechu. – Gadaj, bo pożałujesz! – zagroził chłopak.

Emma zaśmiała się serdecznie do spółki z Jessicą. Trevor dostał pół używki i zaraz się zaciągał.

– Chcesz? To jest prawdziwa marycha, nie jakieś chwasty – przechwalał się.

– Jeśli chwasty, to dlaczego moje oczy są takie, jakie są? Musicie pogodzić się z tym, że też mamy bardzo dobrą trawę – odparowała Emma.

– Jak nie lepszą – dodała kąśliwie Jessica i obie panie ponownie się rozchichotały.

– Lepszą? Nie ma takiej możliwości! – wzburzył się Tommy.

Trevor tylko parsknął śmiechem.

Następne częściUkojenie cz. 32 Ukojenie – Epilog

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Grafomanka 5 miesięcy temu
    Wyjęła mały, cyfrowy aparat i podała dla brata. - podała bratu.

    To ostatni komentarz. Od tej tej pory będę tylko oceny wstawiać, żebyś wiedziała że czytam, ale nie miała u siebie takiej obory jak ja. Nikt na to nie zasługuje, a już na pewno nie z mojego powodu.
    Tylko nie zapominaj wstawiać i to jak najszybciej się da.

    Powodzenia!
  • ZielonoMi 5 miesięcy temu
    Dwie części zostały. Chyba obie formy są poprawne, ale masz rację - "bratu" lepiej brzmi. Chciałam tak napisać, nie wiem, dlaczego nie napisałam. Jak to, w ostatniej się nie odezwiesz? Tak nie może być. Jestem ciekawa Twojej reakcji na zakończenie. Xd Olej zjebów, olej trolli, niech się każdy z nich pierdoli. :D
  • Łukaszenkow 5 miesięcy temu
    Wiernie na stanowisku i komentarz nienachalny. Och, och, och z wrażenie xD
  • Łukaszenkow 5 miesięcy temu
    ZielonoMi Może ty potrzebujesz to sobie zaproś do domu na ostre "pierdolenie"
  • ZielonoMi 5 miesięcy temu
    Łukaszenkow Poinformuję Cię tylko, żebyś wiedział i nie czekał z jęzorem na wierzchu - nie zamierzam Ci odpisywać i nakręcać tę farsę, za duża na to jestem. Żegnam!
  • Łukaszenkow 5 miesięcy temu
    ZielonoMi Gratuluję dorosłości, nie spodziewałem się że tak szybko to w twoim przypadku nastąpi xD
  • Joan Tiger 5 miesięcy temu
    Gdyby nie zawołała Trevora i zeszła do piwnicy - szok gwarantowany. Niezłą imprezkę sobie urządzili. Trevor powinien dostać Oscara, za grane przez siebie role. :) Szybko przechodzi ze wściekłości do potulności.
  • ZielonoMi 5 miesięcy temu
    Ten typ tak ma.😁
  • Margerita 4 miesiące temu
    Emma daj spokój i nie draż tematu bo w piwnicy jest Scott
  • ZielonoMi 4 miesiące temu
    🤣

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania