Poprzednie częściUratuję Twoją duszę - Prolog

Uratuję Twoją duszę - Rozdział I - 01. Mayday! Mayday! The ship is slowly sinking

Podniosła się z materaca przed świtem. Rozmasowała bolący kark i lewe ramię, które pociemniało od wczorajszego uderzenia butelką. Przesunęła palcami po opuchliźnie. Na szczęście siniak nie był rozległy i rękaw koszulki w całości go zakryje.

Przeszła do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Stanęła przed umywalką, odkręciła kurki od wody i przemyła twarz. Chciała zmyć z siebie zmęczenie. Ale udało się jej to tylko w połowie. Sińce pod oczami mocno odznaczały się w kaskadzie czarnych, skołtunionych włosów. Odwróciła wzrok widząc pobłażliwe spojrzenie swojego lustrzanego odbicia.

Ściągnęła z siebie wczorajsze ubranie i wchodząc pod prysznic, odchyliła głowę. Gorąca woda strumieniami spływała po jej nagim ciele pieszcząc napięte ramiona. Kilka świeżych blizn zabłyszczało w świetle gołej jarzeniówki przyozdobione niewyraźnymi kropelkami wody. Jej klatka piersiowa podnosiła się i miarowo opadała. I w tej chwili - oprócz spokojnego rytmu bicia jej serca i przepływającej w żyłach krwi - wszystko straciło swoją prawdziwość.

Owinięta szorstkim ręcznikiem patrzyła na szkolny mundurek starannie ułożony w kostkę na jednej z wielu półek starej, dwudrzwiowej szafy. Zatęskniła za indywidualnością, którą propagowała jej poprzednia szkoła. Ubierając - uprzednio bieliznę - czarną spódnicę do kolan, białą koszulę i marynarkę, poświęciła kilka cennych sekund by dopasować czerwoną kokardę pod kołnierzyki.

Chwytając torbę i odtwarzacz mp3, opuściła pośpiesznie pokój. Zbiegła po schodach, zręcznie omijając bardziej skrzypiące i wytarte stopnie. Zajrzała do kuchni. Poczuła woń spalonych jajek. Przy kuchence stała jej matka - Kaoru - i mocząc wargi w cieczy, najprawdopodobniej w tanim alkoholu kupionym wczoraj w pobliskim sklepie, leniwie przełożyła jajecznicę na talerz. Wzięła głębszy łyk, odgarniając z twarzy kosmyki jasnych tłustych włosów.

Chciała zawrócić. Uciec od pijanej matki, zapachu spalenizny. Cofnęła się o krok, patrząc jak kobieta odwraca się. Na jej popękanych wargach pojawił się swawolny uśmiech.

-Siouxsie, już wstałaś? Zrobiłam śniadanie.

Spojrzała na talerz przykro wyglądających, spalonych jajek.

-Nie jestem głodna.

-Ostatnio mało jesz - mruknęła. - Powinnaś bardziej o siebie zadbać.

Zacisnęła wargi w wąską linię. Nie chciała wytknąć matce braku umiejętności kulinarnych. Ani oskarżyć ją o nadużywanie alkoholu. Walczyła już z dość poważną depresją po stracie dziecka, które rozwijało się pod jej sercem zaledwie cztery miesiące. Wiedziała, że nie może odepchnąć matki nieudolnie próbującej nawiązać bliższy kontakt.

Otworzyła lodówkę. Zabrała butelkę wody mineralnej.

-Oh, Siouxsie.

Uniosła wzrok na twarz kobiety. Niegdyś jasna cera, pokryta była teraz paskudnymi plamami. W szarych oczach nie było już życia. W zapadniętych policzkach pojawiły się niezgrabne zmarszczki.

Odwróciła wzrok. Dłuższe patrzenie na nędzną karykaturę matki sprawiało, że czuła - pogłębiającą się od jakiegoś czasu - odrazę.

-Muszę iść.

-Wracaj szybko.

Kiwnęła głową idąc na korytarz. W małym, kwadratowym przedsionku ubrała stare trampki pamiętające dwie poprzednie wiosny. Przetarła kciukiem szarawe czubki butów i z westchnięciem sięgnęła po skórzaną kurtkę. Schowała do kieszeni odtwarzacz mp3, wcześniej włączając urządzenie. Usadowiła słuchawki w uszach. Poprawiła torbę na ramieniu, opuszczając dom.

Mieszkała na obrzeżach miasta. W prostokątnym budynku, który przypominał opuszczoną twierdzę. Brak remontu doprowadzał do osuwania się ścian, łuszczenia farby i zaniedbania drewnianego płotku, który spróchniał. W zapuszczonym ogródku - gdzieś między kępą traw i chwastów - znalazła swój stary rower. Prowadząc pojazd wyszła na chodnik.

Czuła na twarzy przyjemny podmuch wiatru - rozwiewający jej włosy - i promienie słońca wychodzące zza okrągłych obłoczków sunących leniwie po niebie. Głośna muzyka raniła jej uszy ale nie zamierzała tłamsić głosu Marilyna Mansona w swojej ulubionej piosence, Running to the Edge of the World. Żaden inny utwór nie był jej bliższy.

Zeszła z roweru przed murami szkoły. Przeszła przez żeliwną bramę patrząc na wszechobecny chaos panujący na głównym placu. Chciała jak najszybciej przedostać się przez tłum ludzi, jednak nie mogła swobodnie manewrować rowerem. Prowadziła więc pojazd powoli.

Zatrzymała się raptownie widząc kolorową ulotkę, która - z mocniejszym podmuchem wiatru - przykleiła się do przedniego koła. Złapała kawałek papieru w palce.

"Klub koszykówki szuka kandydatów! Zapisz się!"

Przesunęła wzrokiem po ulotce leniwie zawijając kosmyk włosów za ucho. Wybierając uczelnię szukała najmniej znanej szkoły w okręgu. Mała ku temu swoje powody, o których wolała nie mówić, a o które nikt nie pytał.

Liceum Seirin było nową placówką, jeszcze nie w pełni ukształtowaną więc nie wahała się długo ze złożeniem swojej kandydatury. Nie musiała nawet zdawać wstępnych egzaminów, co zaoszczędziło jej czas. Teraz jednak, widząc zaangażowanie szkoły w rozgrywkach sportowych bała się, że - ukryta gębko - trauma powróci. A wraz z nią bolesna przeszłość, z którą jeszcze nie zdążyła się uporać.

Minęła stoisko Klubu koszykówki napastowane przez podekscytowanych pierwszoroczniaków. Wśród tłumu wyróżniała się niedźwiedzia sylwetka i czerwona szpiczasta czupryna. Chłopak wyglądał niemal majestatycznie otoczony przez o wiele niższych od siebie rówieśników. Poczuła jego silną aurę, która przebiła się przez jej ignorancję. Bezszelestnie wyciągnęła jedną ze słuchawek.

-Chcę grać - wyłapała głos należący do chłopaka w czerwonych włosach. - Taiga Kagami!

-Musisz wypełnić formularz - odpowiedział drugi, spokojny głos.

Wyprostowała się. Spojrzała przelotnie na ulotkę. Przecież mogłaby spróbować. Dać sobie jeszcze jedną szansę.

Przymknęła na chwilę powieki. Uczucie tęsknoty wypełniło jej puste serce. Nie mogła powstrzymać drżenia dolnej wargi. Potrząsnęła gwałtownie głową wciskając brutalnie ulotkę w dłonie przechodnia. Przyśpieszyła kroku zostawiając za sobą stoisko i zdziwioną dziewczynę trzymającą świstek kolorowego papieru.

 

~*~

 

Chowała kilka książek i zeszyt do torby. Pierwszy dzień szkoły szybko się skończył. Za szybko.

W domu chciała być dopiero po osiemnastej. Szybszy powrót gwarantował spotkanie z ojcem, czego chciała uniknąć. Siniak na ramieniu powinien wystarczyć. Ale ojciec zawsze czymś ją zaskakiwał, czymś niekoniecznie dobrym.

Nigdy nie umiała przeciwstawić się potężnej sylwetce byłego boksera. Mężczyzna często mówił o swojej karierze. Mówił o sobie z rumieńcami na twarzy i błyskiem w oku. Kreował się na herosa, który nagle stracił wszystko i musi żyć w biedzie. Domagał się współczucia. A każde swoje niepowodzenie eliminował nieuzasadnioną przemocą. Więc unikała ojca jak tylko się dało.

Złapała torbę i opuściła leniwie salę. Szkoła nie była duża. Siouxsie szybko odnalazła się w mało skomplikowanej sieci korytarzy. A w niedługim czasie stała się przewodnikiem klasy. Czuła się jak pasterz prowadzący swoje owce. Ale jej owce umiały mówić.

Przebrała buty kiedy przez korytarz przewinęła się grupka hałaśliwych dziewczyn. Nie zwróciła uwagi na wyuzdany język i przekleństwa. W ogóle przestała zwracać uwagę na ludzi. Bo Siouxsie zgubiła się w swoim małym wyimaginowanym światku.

-Klub koszykówki ma teraz trening. Idziemy? - słodki głos przepadł w głośnym przytakiwaniu.

Spojrzała za grupką. Zawiązała mocno sznurówki, włączyła odtwarzacz mp3 i wyszła na zewnątrz. Odetchnęła głęboko. Słońce chyliło się ku zachodowi barwiąc niebo czerwono-pomarańczowymi smugami. Mocniejsze promienie słoneczne przebijały się przez natłok chmur chcąc czule pożegnać się ze światem. Pojedyncze drzewa rzucały niewyraźne cienie na chodnik zakrywając liczne pęknięcia. Kilka zawieruszonych papierków tańczyło na wietrze.

Znalazła swój rower wśród innych. Pojazd wyróżniał się porysowanym lakierem, wytartym siedzeniem i brakiem hamulców. Słabo wyglądał stojąc obok nowych, lśniących rowerów. Ale Siouxsie nie przeszkadzał wygląd dwukołowca. Bynajmniej miała pewność, że nikt nie pokusi się o kradzież.

Usłyszała gorący wiwat męcząc się z kłódką przy rowerze. Okrzyki - z pewnością - związane były z treningiem Klubu koszykówki odbywającym się na sali gimnastycznej. Mosiężne drzwi hali były szeroko otwarte. Kusiły Siouxsie, przyciągały niczym światło ćmę. W końcu Siouxsie była trochę jak ćma. Szukała światła, szukała ciepła, bezpieczeństwa. By w końcu eksplodować zostawiając po sobie iskrzący pył.

Nie chciała wtargnąć bezpośrednio na salę gimnastyczną. Przeszła na tyły budowli raniąc gołe nogi krzewami dzikich róż. Wspięła się po kształtnych głazach ułożonych profesjonalnie w krąg. W środku kwitła nieznana Siouxsie roślina z białymi pąkami. Stanęła na palcach, wyciągnęła szczupłą szyję i zajrzała przez okno. Przetarła szybę rękawem marynarki ścierając warstwę kurzu.

Zobaczyła zwinne, wysportowane męskie ciała. Pracę mięśni, plątaninę nóg. Grę zespołową, pot na czole i karku. Jej serce przyśpieszyło. Ciało uwolniło endorfiny. Poczuła mrowienie na wewnętrznej części dłoni - w palcach - która domagała się dotyku chropowatej piłki.

Zacisnęła pięści odsuwając się od okna. Wróciła na parking z beznamiętną miną.

Pedałowała coraz szybciej i szybciej. Zjeżdżając z górki czuła agresję wiatru i opór powietrza. Ale Siouxsie wyłączyła się na wszelkie bodźce z zewnątrz. Adrenalina. Chciała ją poczuć całą sobą. Pozbyć się bezsilności, strachu.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Amy 03.01.2015
    Zmieniam zdanie - będę czytać :) Masz fajny styl i wgl zaciekawiło mnie twoje opowiadanie. Nie jestem tylko pewna czy można usadowić słuchawki w uszach. Włożyć słuchawki w uszy albo coś w tym rodzaju, ale usadowić...
  • Alex Vicious 03.01.2015
    Faktycznie, słowo "usadowić" jest trochę nieodpowiednie :) W następnym rozdziale zwrócę większą uwagę na używane słownictwo. I cieszę się, że opowiadanie Cię zainteresowało :)
  • NataliaO 03.01.2015
    Ciesze się, że było długie, wciągnęło mnie. Masz fajny talent do przedstawienia postaci, mają w sobie taki urok ; 5:)
  • Hannah 03.01.2015
    Uwielbiam Twoje opowiadanie! Pierwsze, które naprawdę mnie wkręciło. Jest takie jakie lubie: czyli o "zwykłym" życiu, przepełnionym trudnościami i problemami, brakiem akceptacji. Widać, że masz na nie pomysł. Oby tak dalej, dałam 5 ;)
    Mam pytanie, czy przypadkiem interesujesz się Sex Pistols? ;)
  • Alex Vicious 03.01.2015
    Hannah, oj tak, słucham, oglądam, czytam o Sex Pistols od kilku dobrych lat. Lubię ten stary punk, tak bardzo inny od dzisiejszego. Choć samo Sex Pistols jest wspaniałe, najbardziej pokochałam Sida :)
    A co do opowiadania, bardzo się cieszę, że Cię zaciekawiłam :)
  • Prue 03.01.2015
    Mi nie które słowne błędy nie przeszkadzają. Ciekawe imiona od razu skojarzenie z manga. Zaciekawiłaś i świetnie wciągnęłaś w opowiadanie. Zapowiada się dobrze. Ode mnie 4

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania