Poprzednie częściUratuję Twoją duszę - Prolog

Uratuję Twoją duszę - Rozdział III - 03. What if I give it up?

Kise wyrzucił pusty kartonik po zielonej herbacie do kosza.

-Więc? - spojrzał na beznamiętną minę Siouxsie. - Ozakicchi?

-Nie zrozumiesz.

-Dlaczego tak myślisz? - zmarszczył brwi.

Na ustach chłopaka pojawiał się smutny uśmiech. Kise zaczął już wszystko rozumieć. Usłyszał to, co nie zostało powiedziane na głos. Wystarczyło dobrze się przyjrzeć. A im dłużej patrzył, tym więcej rozumiał. Przetarł wierzchem dłoni mokre powieki.

-Przykro mi, Ozakicchi.

-Nie przejmuj się - pokręciła głową. - To nie twoja wina, Kise - podniosła się z miejsca, upiła łyk kawy i ścisnęła puszkę w dłoniach. - Właściwie to... Czego szukałeś w Seirin?

-Za kilka dni mamy rozegrać mecz towarzyski - wzruszył ramionami. - Chciałem sprawdzić, czy jest się czego obawiać. No i, stęskniłem się za Kurokocchi'm.

Ściągnęła brwi.

-Tetsu jest...?

-Też byłem zaskoczony. Mógł wybrać lepszą szkołę - westchnął. - Zaproponowałem mu, żeby przeniósł się do Kaijo ale zignorował mnie.

Siouxsie nie mogła zrozumieć ironii, jaką przesiąknięte było jej życie. Uciekała przed przeszłością, przed którą - tak właściwie - nie mogła uciec.

-Spotkasz się z nim? - zapytał.

-Myślisz, że mam inny wybór? - wrzuciła puszkę do kosza. - Chodzimy do tej samej szkoły. Prędzej czy później wpadniemy na siebie.

-Chyba, że uciekniesz - mruknął.

-Jestem dobra w uciekaniu, więc...

-Przestań!

Jasne kosmyki włosów chłopaka zatańczyły na wietrze. Pasma zasłoniły część twarzy. Kise czuł drżenie swojej dolnej wargi. Spróbował się uśmiechnąć ale usta wykrzywiły się tylko w brzydkim grymasie.

-Ile jeszcze będziesz uciekała?

Siouxsie zmrużyła oczy.

-Wiem, że jest ci ciężko. Wiem, że jesteś samotna... ale, nic się nie zmieni dopóki będziesz wszystkich od siebie odtrącać.

Przez kręgosłup Siouxsie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Jej żołądek gwałtownie się skurczył. Zaczęła żałować, że nie zgubiła Kise w krzyżówce szkolnych korytarzy.

-Zagrajmy kiedyś razem, - dodał. - Siouxsie.

 

~*~

 

Otworzyła szerzej oczy.

-Mamo?

Siouxsie rzuciła torbę w bok i zbliżyła się do nieprzytomnej kobiety na kolanach. Brodziła rękoma w jasnej krwi, pokrywającej wytarte panele. Spojrzała na trupio bladą twarz matki. Dotykając jej policzka, rozejrzała się po salonie.

Telewizor był włączony. W odbiorniku pojawił się prezenter wiadomości, Ken Matsumoto. Jej matka go uwielbiała.

Za kanapą nie zauważyła ani jednej butelki po wódce. Spojrzała po podciągniętych żaluzjach, czystym parapecie i dzbanku z kwiatami, których Siouxsie nie rozpoznawała. Zapach krwi mieszał się z aromatem smażonego mięsa i przypraw. Czyżby na stole, w kuchni czekał obiad?

Przygarnęła kobietę do siebie. Tuliła jej zwiotczałe ciało, gładziła jasne włosy. Zawyła cicho z bezsilności. Gdyby tylko wcześniej wróciła do domu...

Zanurkowała dłonią w kieszeni kurtki. Wyciągnęła telefon komórkowy, wybrała numer alarmowy i czekała. Spuściła głowę.

Czuła, że gwałtownie spada. Spada w odmęty swoich najgorszych koszmarów. Wiedziała, że nic, ani nikt nie może jej teraz uratować. Dławiła się swoim dotychczasowym życiem. Była rozbita, rozbita na milion kawałeczków.

Potrzebowała znowu swojego światła, drogowskazu.

 

Wrzuciła kilka monet do automatu z kawą. Wcisnęła guzik, patrząc jak plastikowy kubeczek napełnia się gorącym napojem. Schwyciła krawędzie naczynia. Oparła się o ścianę i przymknęła powieki. Zapach kawy uspokajał ją. Wzięła głęboki oddech.

Jej matka leżała w szpitalnym łóżku. Była podłączona do aparatury i kroplówki, która - jak mówił lekarz - była niezbędna w uzupełnieniu płynów. Na szczęście obrażenia nie były poważne.

Sala, w której leżała kobieta była niewielka i surowa. Wszechobecna biel zabijała kiełkujący dobry nastrój Siouxsie.

Przyciągnęła szare, plastikowe krzesło do łóżka i usiadła. Spojrzała na okrągłą twarz matki. Rozczochrane, jasne włosy opadały nieznacznie na podkrążone oczy i zapadnięte policzki.

Siouxsie pragnęła żeby kobieta otworzyła oczy. Chciała w końcu poważnie porozmawiać, coś zmienić. Była już zmęczona uciekaniem, udawaniem, że wszystko jest w porządku. Wiedziała, że musi opuścić swój wyimaginowany światek i zmierzyć się z rzeczywistością. Szczególnie po spotkaniu z Kise.

Kaoru podniosła z trudem ciężkie powieki. Poruszyła się niespokojnie na łóżku i czując tępy ból rozsadzający jej czaszkę, jęknęła cicho. Oblizała spierzchnięte wargi językiem.

-Gdzie ja...? - wymruczała.

-Mamo? - Siouxsie odłożyła kubek kawy na stoliczek obok łóżka. A po chwili zamknęła w swoich dłoniach zimną rękę kobiety. - Jak się czujesz?

-Nie najgorzej - odparła powoli. Na jej popękanych ustach zagościł delikatny uśmiech.

-Przepraszam - pociągnęła nosem. Siouxsie czuła jak do jej oczu napływają łzy. - że nie zdążyłam na obiad.

-W porządku. Nie przejmuj się - spojrzała na zalaną łzami twarz córki. Widok zapłakanej Siouxsie owinął boleśnie jej serce. - Następnym razem... - przerwała. - następnym razem, zjemy razem. Dobrze?

Nastolatka kiwnęła głową. Schowała twarz w białą pościel łóżka, próbując powstrzymać szloch. Ale nie umiała opanować łez, całkowicie się rozkleiła. Strach przed utratą matki skumulował się i mocno wstrząsnął podświadomością Siouxsie. Bo co by było gdyby...?

Poczuła szczupłe palce matki na swoich włosach. Gest był nad wyraz czuły i Siouxsie rozpłakała się jeszcze bardziej.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania