Poprzednie częściUratuję Twoją duszę - Prolog

Uratuję Twoją duszę - Rozdział IV - 04. I'm living for my sake, not for their sake.

-Pani Ozaki, dlaczego nie chce pani ze mną współpracować?

Funkcjonariusz Yano siedzący przy łóżku kobiety uśmiechał się przyjaźnie. Chciał zachęcić Kaoru do złożenia doniesienia. Wiedział jednak, że ofiary przemocy domowej często instynktownie chronią swoich oprawców. I, że nie przekona - tak łatwo - panią Ozaki do zeznań.

-To był wypadek. Spadłam ze schodów - powiedziała.

-Pani Ozaki - westchnął. - nie musi pani kłamać.

-Nie kłamię.

-Ordynator zaalarmował opiekę społeczną, podobno to nie pierwszy taki wypadek - podniósł się z krzesła. - Opieka społeczna zrobi dokładny wywiad środowiskowy. Z akt wynika, że pani córka nie ma ukończonych osiemnastu lat.

-Mój wypadek...

-Najprawdopodobniej pani córka zostanie umieszczona w rodzinie zastępczej do osiągnięcia pełnoletności - kontynuował. - Ale jeśli wyda pani męża i pozbędzie się zagrożenia, gwarantuję, że nic nie zagrozi pani prawom rodzicielskim.

-Chcecie odebrać mi córkę? - zmrużyła oczy. - Nie pozwolę na to.

-Chcę tylko pani pomóc - zapewnił. - Ale musi pani ze mną współpracować.

Kaoru zacisnęła palce na pościeli, do tego stopnia, że ich koniuszki strasznie pobladły. Kobieta wiedziała, że chroniąc męża, może stracić - jedyną - córkę, a mimo to wahała się.

-Nie mogę pani do niczego zmuszać - usłyszała. - Ale proszę to przemyśleć. Będę czekał trzy dni na pani zeznania, potem sprawa ucichnie, ale kłopot opieki społecznej sam się nie rozwiąże.

Odprowadziła mężczyznę wzrokiem do drzwi.

 

~*~

 

Musiała zmusić się żeby przyjść dzisiaj do szkoły. Ale wiedziała, że siedzenie z matką w szpitalu i trzymanie jej zimnej dłoni, nie pomoże. Nigdy nie pomagało.

Bazgrała po marginesie zeszytu. Zgarnęła z czoła kilka kosmyków włosów. Wczoraj wróciła do domu po kilka ubrań matki, po jej bieliznę i szczoteczkę do zębów. Spakowała również część swoich rzeczy. Dopóki jej matka nie wyjdzie ze szpitala, Siouxsie nie zamierzała wracać do domu.

Ale zostawiła ojcu krótką wiadomość. Choć była pewna, że mężczyzna przewróci tylko oczami i - tak jak zawsze - usiądzie w bokserkach przed telewizorem i drapiąc się po dużym brzuchu, będzie opróżniał puszkę swojego ulubionego piwa. Przecież nie mogło być inaczej.

Podniosła się z krzesła, słysząc dobiegający z korytarza dzwonek. Schwyciła kilka książek i naprawdę mocno wypchany plecak. W środku były jej ubrania, sprzęt elektroniczny i szkicownik. Nie mogła przecież zostawić swojego podręcznego bagażu w klasie, za bardzo się bała, że ktoś może zauważyć wystający z plecaka skrawek materiału. Nie chciała wzbudzać sobą zainteresowania. A ciekawość była pierwszą - wkurzającą - ludzką przywarą.

Przymknęła powieki czując na twarzy promienie słońca. Słoneczna kąpiel sprawiła, że kąciki jej warg zadrżały i nieśmiały uśmiech pojawił się na jej ustach.

W zarośniętym ogrodzie, na tyłach szkoły było cicho. Słyszała jedynie pobrzękujące owady i szelest traw. W powietrzu unosił się zapach kwiatów, wiatr niósł ze sobą błyszczące pyłki. Siouxsie była pewna, że znalazła miejsce wyrwane z rzeczywistości. Czuła pod plecami małe, ostre kamyczki. Jej palce bawiły się fioletowymi pąkami kwitnącej rośliny.

Starła z policzków pierwsze krople jesiennego deszczu. Otworzyła powoli oczy. Nie wiedziała, czy to możliwe ale pragnęła żeby deszcz - który moczył jej ubrania - zmył z niej strach i wszelką niepewność.

Ale potem, susząc się w damskiej toalecie, stwierdziła, że deszcz to tylko deszcz. Bo strach został, niepewność także. Mokre włosy kleiły się do jej twarzy. Ubrania pociemniały wchłaniając wodę. Nie mogła iść na lekcję, nauczycielka od razu by ją wyprosiła.

Nie zajrzała do plecaka. Wiedziała, że ubrania w środku także są przemoczone. Poza tym wolała nie sprawdzać stanu szkicownika i laptopa, którego wzięła wczoraj z domu. Stanęła na korytarzu, męcząc się z czerwoną kokardą przy szyi.

Odwróciła się przez ramię. Przed Siouxsie stał niewysoki chłopak o jasnoniebieskich włosach. Patrzyły na nią spokojne - tego samego koloru co włosy - oczy. Ich głębia przypominała Siouxsie bezchmurne niebo. Subtelna uroda Kuroko zawsze onieśmielała Siouxsie. Chłopak był jednocześnie rzeczywisty i jak najbardziej nierzeczywisty. Nierzeczywisty był idealny podbródek, zgrabny nos i czysta cera, bez skazy. Nie spodziewała się, że jej serce zabije szybciej, że poczuje na czole kropelki potu. I musiała jak najszybciej usiąść, bo nogi miała jak z waty.

-Ozaki-chan?

-Tetsu...

Kuroko posłał jej swój pospolity półuśmiech. Chłopak nigdy nie uśmiechał się do końca, Siouxsie zdążyła się przyzwyczaić.

-Przeziębisz się.

-Nic mi nie będzie - odgarnęła z czoła kilka kosmyków włosów.

-Powinnaś iść do domu - przerwał. - chyba, że...

-Tetsu, ja...

-Chyba, że chcesz pójść na shake'a - kontynuował.

Siouxsie usiadła ciężko na plastikowym krześle. Ściągnęła z siebie marynarkę, podwinęła rękawy koszuli i z pobłażaniem spojrzała na gęsią skórkę na swoim ciele. Pociągnęła nosem.

-Proszę.

Kuroko postawił przed nią czekoladowego shake'a. Objęła plastikowy kubek dłońmi.

-Nie wiedziałem, że będziesz uczęszczać do Seirin - powiedział powoli. - Ale cieszę się, że mogliśmy ponownie się spotkać.

-Ja też się cieszę - uniosła wzrok na twarz chłopaka. Przyjrzała się jego spokojnym oczom.

Kuroko siorbnął trochę - waniliowego - mrożonego napoju. Na delikatnym zarysie górnej wargi pojawił się biały meszek, który chłopak starł wierzchem dłoni.

-A co z - zamilkł na chwilę. - co z twoją mamą? Ojcem?

Zacisnęła wargi w wąską linię.

-Mama trafiła wczoraj do szpitala - z trudem wyrzuciła z siebie.

Zamrugał niezrozumiale i odchylił nieznacznie na krześle.

-Co się stało?

-To nic poważnego - wzruszyła beztrosko ramionami, ale czuła, że jej oczy robią się mokre. - Zwykły wypadek.

-Wypadek? Siouxsie, nie musisz kłamać - odparował. - Ale jeśli nie chcesz o tym mówić, to...

-Nie chce o tym mówić - spojrzała twardo w jego twarz.

-W porządku, rozumiem.

Kuroko odwrócił wzrok, przystawiając krawędzie plastikowego kubka do warg.

-Przepraszam, Tetsu.

Spojrzał kątem oka na twarz dziewczyny. Westchnął bezdźwięcznie. I pokręcił głową.

-Skoro twoja mama jest w szpitalu, gdzie zamierzasz się zatrzymać? - spytał.

-Nie myślałam o tym - posmakowała swojego shake'a. - aż do teraz.

-Nic się nie zmieniłaś - mruknął spokojnie.

Siouxsie przyglądała się chwilę chłopakowi. Wyglądał na skupionego, a ściągając brwi, zauważyła wyraźne zmarszczki na jego czole. Mina myśliciela postarzała go.

Szybko dopiła mrożony napój, podniosła się i schwyciła swoją marynarkę, zawieszoną na oparciu krzesła.

-Muszę już iść... - urwała, czując na swoim ramieniu ciepłą dłoń Kuroko.

-Idziesz do szpitala? - przyglądał się jej twarzy.

-Tak. Obiecałam mamie, że ją odwiedzę.

-Odprowadzę cię - zaproponował.

-Nie musisz - schwyciła plecak. Westchnęła bezdźwięcznie, patrząc na przemoczony materiał. Wcisnęła marynarkę pod pachę i opuściła knajpkę z fast-food'em.

Kuroko wyszedł za nią z bluzą.

-Załóż.

Średnia ocena: 3.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Prue 06.01.2015
    Nadal zaciekawia. Ale w tej części jakoś duża ilość dialogów była taka na zasadzie ,są bo są,. Są działy, które powstają, bo musi być zachowana normalność za to dam 4.
  • NataliaO 07.01.2015
    Dialogi są dobre. Prue trochę bredzi hihi. Czekam na dalszą część :)
  • T.I. 07.01.2015
    Nie zgadzam się z Prue. Moim zdaniem te dialogi są jak najbardziej potrzebne :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania