Poprzednie częściUratuję Twoją duszę - Prolog

Uratuję Twoją duszę - Rozdział II - 02. The possibilities

W swoich snach była nieustraszonym wojownikiem. Miała piękną, lśniącą zbroję i szkarłatną pelerynę, powiewającą na wietrze. A przy boku zawsze nosiła miecz.

Broniła słabszych, pomagała starcom. Bawiła dzieci. Wszyscy ją uwielbiali. Czuła się potrzebna.

Ale w rzeczywistości była tylko niewyróżniającą się Siouxsie. Niezauważalną, nie pragnącą uwagi Siouxsie. Często traktowana jak cień, jak błąkający się - nikomu niepotrzebny - duch.

Wyciągnęła słuchawki z uszu, wyłączyła odtwarzacz mp3 i schowała urządzenie do torby. Spojrzała po szkolnym przedsionku, który opustoszał po dzwonku. Przebrała buty i zawijając kosmyk włosów za ucho, ruszyła wąskim korytarzem.

Dzisiejszej nocy nie mogła spać. Męczyły ją koszmary; lęki z przeszłości. Obrazy pojawiały się w jej głowie, wspomnienia wracały z podwójną siłą. Przetarła powieki wierzchem dłoni. Była zmęczona. Coraz bardziej i bardziej zmęczona.

-Idź na boisko. Zaczyna się apel.

Usłyszała chrypliwy głos. Podniosła wzrok na pomarszczoną twarz nauczyciela. Na ciemnej skórze dostrzegła liczne blizny, które niczym potok płynęły wzdłuż szyi, pod wygnieciony kołnierz białej koszuli. Dwudniowy zarost zdobił ostre rysy szczęk. Kiwnęła głową.

Stanęła na końcu czwartego rzędu. Nie chciała zniknąć pośród - prawie sześciuset - tak samo ubranych osób. Szkolne mundurki odbierały uczniom tożsamość. Rozejrzała się.

Przy mównicy stanął dyrektor szkoły. Był niskim, grubym mężczyzną z widoczną łysiną. Uśmiechał się nerwowo, poprawiając okulary na haczykowatym nosie. Trącił palcem mikrofon, odchrząknął, wziął głęboki oddech i...

-Klasa 1b, numer 5, Kagami Taiga!

Siouxsie spojrzała w stronę czerwonowłosego chłopaka, stojącego na dachu szkoły. Wychylał się niebezpiecznie przez - połyskujące w promieniach słonecznych - barierki. Zmrużyła oczy.

-Pokonam Pokolenie Cudów i zostanę numerem 1 w Japonii!

Na boisku szkolnym zapanował chaos. Podniecone szepty uczniów zagłuszały słaby głos dyrektora. Wszystkie oczy zwrócone były ku barierką, przy których pojawiali się kolejni krzykacze. Przedstawiali się, zdradzali swoje ambicje, plany.

Siouxsie odwróciła wzrok i cofnęła się kilka kroków. Widziała jak jeden z nauczycieli podnosi się ze stołka i rusza w kierunku szkoły.

 

 

Siouxsie rzuciła się biegiem w głąb korytarza.

Rzemyk, który trzymał jej włosy pękł i kurtyna ciemnych pasm spadła na jej drżące ramiona i chaotycznie unoszącą się i opadającą klatkę piersiową. Przerażenie widoczne na jej twarzy nieładnie wykrzywiało usta. Sprawiało, że oczy nachodziły mgłą.

-Ozakicchi!

Odwróciła się gwałtownie. Wstrzymała oddech, czując łzy na swoich policzkach. Słone krople błyszczały w promieniach słonecznych, niezgrabnie wpadających przez olbrzymie okno szkolnego korytarza. Jej cień pojawiający się na linoleum drżał.

-Ozakicchi?

Uniosła wzrok na rozpromienioną twarz chłopaka. Jedne z dłuższych kosmyków złotych włosów spadało na leniwie przymrużone oczy koloru bursztynu. Na idealnie wykrojonych ustach pojawił się łagodny uśmiech. W policzkach odznaczyły się dołeczki.

Na szerokich ramionach Kise wisiała za duża, beżowa marynarka. Krawat niechlujnie zwisał, obnażając kilka odpiętych guzików koszuli.

-Nie płacz, głuptasie.

-Ja...

-W porządku.

Wyciągnął niepewnie dłoń do policzka Siouxsie. Starł kilka zawieruszonych na jej policzkach łez, odgarnął kurtynę włosów. Patrzył jak napięte mięśnie dziewczyny rozluźniają się powoli.

-Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś - szepnął.

Dotknęła ciepłej dłoni chłopaka, wtulając w jej wewnętrzną część swoją twarz. Bała poczuć się coś więcej od mrowienia na skórze.

Usiadła ciężko na ławce, obejmując dłońmi puszkę kawy. Rozejrzała się po opustoszałym parku. Korony drzew szeleściły na wietrze, słabsze liście spadały i ginęły za żywopłotem bez śladu. Ostatnie promienia słońca padały na pobliski plac zabaw. Postawiony w piaskownicy zamek został rozdeptany przez siedmioletnie dziecko.

-Dlaczego wybrałaś Seirin? - Kise upił łyk zielonej herbaty zamkniętej w małym kartoniku. - Miałaś do wyboru wiele innych, lepszych szkół. Marnujesz swój talent.

-Talent? To nie talent - przerwała. - to przekleństwo.

-Głuptas z ciebie - westchnął.

Upiła łyk napoju.

-Siouxsie?

Przetarła wargi wierzchem dłoni. Spojrzała wyczekująco w stronę Kise.

-Dołącz się do mnie. Grajmy znowu razem.

Uśmiech, który pojawił się na wargach chłopaka był oślepiający. Otworzyła szerzej oczy. Czuła jak spada, jak obija się o ostre krawędzie swojej duszy. Spuściła głowę.

-Nie mogę.

-Dlaczego?! - nadął policzki.

Wiedziała, że nie uda się jej zbyć Kise grą słów. Było już na to za późno.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Prue 04.01.2015
    Potrafisz zaciekawić czytelnika. Ode mnie 4
  • Amy 04.01.2015
    Ciekawe, większych błędów nie zauważyłam. Czekam na więcej :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania