Poprzednie częściW cieniu Rachel

W cieniu Rachel 2

Bus przyjeżdża, w końcu. Zerkam na Rachel, która cały czas mówi jak najęta. Nareszcie przestaje i kieruje się do drzwi pojazdu. Tuż za nią idzie Jason, a na końcu ja. Przegrzebuje kieszenie kurtki, szukając pieniędzy na bilet. Jestem pewna, że je wzięłam. Trudno jest je znaleźć przez klucze, chusteczki i inne drobiazgi. Na szczęście nie muszę się już tym przejmować, bo gdy tylko staje na przeciwko wszystkich siedzeń, Rachel macha do mnie ręką i oznajmia, że już kupiła mi bilet. To miłe, naprawdę się cieszę, jednak serce wciąż bije szybciej niż zazwyczaj. Oddycham głęboko i zajmuje miejsce obok. Ukradkiem zerkam na bruneta, który wciąż patrzy na moją siostrę. Pewnie już się zakochał lub coś w tym stylu. Żałosne.

- Nie mogę się doczekać - rzuca blondyna. Przeczesuje palcami odstające kosmyki, zerkając przy tym na ekran telefonu, w którym się odbija. Nowy smartfon, myślę.

- Mówiłaś, że jesteś biedna - mówię kąśliwie.

- Daj spokój, dostałam go od znajomego na osiemnastkę. - Też chciałabym dostawać takie prezenty od znajomych na urodziny. W sumie moja osiemnastka odbędzie się dopiero za kilka miesięcy...

- Kto był tak głupi, by wywalić tyle kasy? - pytam, wciąż brzmiąc nieprzyjemnie. Wiem, że muszę się opanować, bo wyrozumiałość Rachel kiedyś się skończy, a kiedy już się to stanie, zrobi się koszmarnie.

- Raczej tak kochany - odpowiada, uśmiechając się szeroko.

- Jedno nie musi wykluczać drugiego - stwierdzam, gryząc się po tym w język. Chyba już wystarczy.

- W zasadzie masz racje, to idiota. - Jej odpowiedź zwala mnie z nóg, nie dosłownie, choć kto wie, co by się stało, gdybym nie siedziała.

- A twój kolega, jak tam? Zamożny jest? - pyta, zerkając na Jasona.

- Myślałam, że już zapytałaś go o stan konta. - Ugryzłabym się w język, ale wciąż boli, na szczęście Rachel wydaje się być oazą spokoju.

- Daj spokój Miriam, daj spokój - mówi i odwraca głowę w stronę okna. Robię to samo. Milczymy przez kilkanaście minut, które obejmują większość podróży. Nie wiem dokładnie gdzie jesteśmy, bo szyba zaparowała, ale czuję że zaraz dotrzemy do szkoły. Szczerze wolałabym jechać dłużej, nie mam ochoty wyjaśniać kuzynce co i jak, bo po prostu nie mam na to siły. Już i tak kiepsko rozpoczęłam dzień, ponieważ nie napiłam się kawy. Jak ja to przetrwam? Prostuje się i rozglądam, w busie prawie nikogo nie ma, nie dziwi mnie to, większość osób w tę porę roku zostaje w domu, bo ich drogi są zasypane, albo po prostu są chorzy. Szkoda, że mi nie udało się zachorować, mogłabym wtedy posiedzieć i poczytać jakąś książkę albo pograć na konsoli. Nie ważne z resztą, wszystko tylko się nie uczyć.

Jesteśmy na miejscu, Rachel patrzy z zachwytem na budynek. Wiecznie zadowolona, nie to co ja, ale już pewnie zauważyliście, że do optymistki to mi daleko. Biorę głęboki oddech (znowu) i idę pewnym krokiem.

- Chodź szybko, bo się spóźnimy. Pokażę ci, gdzie jest sekretariat, a potem radź sobie sama.

- Nie pokażesz mi nawet biblioteki? - Przewracam teatralnie oczami, zamiast odpowiedzieć jak człowiek. Wchodzimy do środka. Pokazuje palcem szyld z ogromnym napisem BIBLIOTEKA.

- Wszystko jest oznaczone. Myślę, że sobie poradzisz, w razie czego pytaj woźnego, o co biega - mówię, po czym szybko kieruję się do piętra z szafkami. Może zachowałam się nie najlepiej, ale uwierzcie mi, że to pikuś, w porównaniu do tego, co zrobi mi nauczycielka fizyki, gdy wejdę tę parę minut po dzwonku. Wbiegam na piętro i podchodzę do klasy. Może to głupie, może to zwykła pierdoła, ale i tak czuję ciarki. Naciskam klamkę.

- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - mówię szybko, mając nadzieję, że mnie oleje i nawet nie spojrzy.

Udało się, nie spojrzała, bo nie ma jej w klasie. Stykam się za to z panem od angielskiego.

- Siadaj, Miriam - mówi przyjaźnie. Jedyne wolne miejsce jest z przodu, tuż obok bladego chudzielca o imieniu Freddie. Jest mi kompletnie obojętny, dlatego tylko patrzę przelotnie, uśmiechając się lekko. Otwieram zeszyt i przez resztę lekcji bazgrze po jego stronach. Dopiero pod koniec myślę, jak moja siostra odnajduje się w kompletnie nieznanym jej budynku.

Spotykam Rachel na korytarzu, dzierży w ręku plan rozmieszczenia szkoły oraz kilka książek.

- Widzę, że sobie poradziłaś - stwierdzam, uśmiechając się przy tym.

- Owszem, pomogły mi dwie miłe dziewczyny. - Kiedy to mówi, zerka w stronę identycznych rudzielców. Sióstr bliźniaczek z wyższej klasy. Widzę, że nie próżnuje z zaczepianiem ludzi.

- To się cieszę, że sobie poradziłaś.

- Ale teraz chcę żebyś ty mi pomogła - mówi, ściskając moje ramię. Nie zdenerwowałabym się o to, ale te paskudne szpony. Wyrywam się i cofam lekko w tył.

- Dobrze, dobrze. Słuchaj, zaraz mam chemię, więc idę na górę. Poczekaj na mnie gdzieś, a potem pójdziemy na stołówkę - proponuję. Nie widzę lepszej opcji, przecież nie będzie za mnie czekać, jak pies pod klasą.

- Mam lepszy pomysł. - Żołądek mi się przewraca, nie znoszę jej zachowania. - Pójdę z tobą na zajęcia.

Kiedy wchodzimy do sali chemicznej, od razu kieruję się do nauczycielki, wyjaśniając jak się sprawy mają. Oczywiście nastawiam się na odmowę i opierdol. Pani Cunt marszczy brwi, już ma mi wygarnąć, jednak Rachel podchodzi obok i zabiera głos. Co ja mówię, nie podchodzi obok, wypycha mnie w kąt i staje przed chemiczką. W innych okolicznościach narzekałabym na to, teraz jednak mogę zostać wypieprzona chociażby w kosmos. Zakładam ręce na siebie i przyglądam początkowi konwersacji. Poza tym widzę zaciekawione twarze uczniów, zbierających się do sali.

- Nie chcę się narzucać, jednak przyszłam tu na zajęcia dodatkowe z angielskiego, które są dopiero po lekcjach. Nie ma się gdzie podziać - mówi spokojnie i taktowanie.

- W takim razie trzeba było przyjść później. Proszę wyjść i wrócić o wyznaczonej porze.

- W zasadzie mogłabym to zrobić, ale naprawdę chciałbym wziąć udział w tych zajęciach. Moja siostra Miriam mówiła mi, że mają tu świetną nauczycielkę chemii, pewnie chodziło o panią. - Nie zmienia tonu, mimo, że rysy nauczycielki są ostre. Zaczynają jednak powoli łagodnieć. Cholera, co tu się dzieje? Już nawet nie rusza mnie to, że Rachel wmieszała mnie w tę sprawę, tak bardzo zdziwiona jestem.

- Miriam tak mówiła? Dziwne, przecież ma zagrożenie z mojego przedmiotu - mówi, a ja strzelam buraka.

- To może nie mówiła tak ze względu na nauczanie, a raczej na Pani stanowczą osobowość. Pewnie budzi Pani szacunek - stwierdza moja kochana, przewrotna siostra. Nie trawię jej do reszty, zwłaszcza, że zdobyła uwagę całej klasy.

Nauczycielka z grymasu zrodziła promienny uśmiech. A więc wystarczyło jej trochę posłodzić? To aż takie łatwe?

- Możesz zostać, ale pierwszy i ostatni raz.

Nie wiem jak to się stało, ale siedzę na zajęciach z moją o rok starszą siostrą, która przyjechała prosto z Miami do niewielkiej wioski, tylko dlatego, że chłopak wykopał ją z mieszkania. Siedzimy teraz nad probówką, wypełnioną kwasem siarkowym. Nie wiem dlaczego, ale po głowie chodzą mi myśli, w których wylewam go na jej twarz. Ale to tylko myśli, prawda?

 

Przepraszam za błędy, ale jestem ślepa ;)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • persse 31.10.2016
    Dzięki za 5 ;)
  • Dimitria 06.11.2016
    Kolejna świetna część, zostawiam 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania