Poprzednie częściWymiar Beta - Prolog

Wymiar Beta - Rozdział I: Trudne łatwego początki cz. 2

Skoro Perzigon chciała nowych części postanowiłem dokończyć drugą część zalegającą na dysku mojego telefonu ;) Milej lektury!

 

--------------------------

 

- Chodź za mną - rzekł Marcus, po czym wszedł do środka swojego domu. Było to mała chatka z jednym pomieszczeniem. W powietrzu unosił się delikatny zapach, jaki wydziela mokre drewno. Ściany zostały obwieszone różnorakimi broniami, jak sztylety, łuki, czy miecze, zaś w rogu izby stało łóżko. To, co najbardziej przykuło uwagę Ezekjela, to szafa, która stała w drugim rogu, obok posłania. Była duża, drewniana i bogato zdobiona. Oprócz małego piecyka nie znajdowało się tu prawie nic ( nie licząc jeszcze wielkiego kufra pod łóżkiem, który skrywał garderobę gospodarza). Młody elf pomyślał, że inaczej wyobrażał sobie mieszkanie mistrza zakonu asasynów. W międzyczasie Mistrz podszedł do szafy, wyciągnął z niego jakieś ubranie, potem wręczył je Ezekjelowi mówiąc:

- To jest twoja szata. Ma kolor biały, symbolizujący mały stopień zaawansowania w zakonie. Mamy cztery kolory szat: wspomniany wcześniej biały - rekrut, zielony - weteran, czarny - doświadczony, no i czerwona, należąca do Mistrza Zakonu.

- Czemu aktualnie swojej nie nosisz? - spytał elf, kierowany ciekawością.

- Bo ja noszę szate tylko wtedy, gdy muszę. A, zanim zapomnę. Możesz wybrać dwa rodzaje broni ze ściany.

" Miecz długi, oburęczny, krótki, sztylety, zatrute ostrze, łuk, kilka rodzai strzał, toporek. Trudny wybór".

- Biorę krótki miecz i sztylety. - rzekł po dłuższym zastanowieniu.

- Świetnie! Dobry wybór - pochwalił go Marcus, umieszczając miecz w kaburze na plecach, a sztylety w kieszonkach, pare centymetrów nad kolanami. - Jesteś gotów, by spotkać swoich nowych towarzyszy. Ubierz szaty i ruszaj za mną.

Elf pospiesznie nałożył szaty na ubranie. Zaskoczyło go, że pomimo upału, oraz dwóch warstw ubioru było mu chłodno, nawet, gdy biegł w pełnym słońcu, chcąc dogonić Marcusa. Szli nierówną drogą, która po krótkim czasie zamieniła się w stromą, kamienistą ścieżkę pod górę, a gdy dotarli na sam szczyt, ujrzeli cel swojej podróży. Stał tam niski, zbudowany z kamienia domek. Widać, że mimo, iż był ubogi, był jednak zadbany. Ezekjela najbardziej zdziwił zaś fakt, że budynek nie posiadał okien.

- Stoisz przed siedzibą asasynów. Twoim nowym domem. Powinieneś uklęknąć na jedno kolano. - Elf zrobił tak, jak mu kazano.

Gdy weszedł do środka ujrzał około dwudziestu ludzi. Sama zaś komnata była jedyną, a więc była sporych rozmiarów. Wśród okolicznej ludności panowało przekonanie, że skoro budynek jest kamienny, we wnętrzu powinno być zimno, w siedzibie Zakonu jednak było przytulnie i ciepło. Podłoga wykonana była z drewna, ściany zaś były obwieszone tarczami herbowymi, oraz portretami poprzednich mistrzów.

- Panowie - zaczął Marcus - Oto wasz nowy towarzysz, Ezekjel.

Dwadzieścia par rąk poczęło klepać go po ramionach, a z imion, które wykrzykiwali jego nowi towarzysze broni zrozumiał tylko "Frey" oraz "Grant". Marcus zarządził ciszę.

- Ezekjelu, w naszym Zakonie panuje zwyczaj, że co jakiś czas ktoś rusza na polowanie, aby zdobyć mięso. Reszte składników do posiłków pozyskujemy z darów, a więc żyjemy dobrze, ale bez przesady.

Podczas gdy Marcus mówił coś o kartkach i o sztylecie, Ezekjela zastanowiło jedno. Gdy przeliczył łóżka, które stały przy ścianach, było ich dokładnie dwadzieścia jeden. Jak to możliwe, że posłanie dla niego pojawiło się tu odrazu?

- A więc - ciągnął mistrz - wszystkie kartki są odwrócone, a ja mam przewiązane oczy. Przebijam sztyletem jedną kartkę - sztylet opadł, rozrywając papier - i osobą, która rusza na polowanie jest - odwrócił kartkę, uśmiechnął się szeroko i... - Ezekjel! - oznajmił, przy akompaniamencie śmiechu.

- Masz - powiedział jeden z zabójców, wręczając mu łuk i kołczan strzał. Jest ich dwadzieścia jeden. Radzę zostawić miecz.

Elf zostawił swój miecz, zamiast niego założył kołczan, oraz łuk niczym Robin Hood. Wyszedł z budynku za Marcusem:

- To - powiedział, wskazując spory las - jest nasz podmiejski las. Właśnie do niego musisz udać się na swoje pierwsze polowanie. Rozumiesz? A więc ruszaj.

Ezekjel postanowił nie tracić czasu. Zbiegł czym prędzej z góry (nie tracąc przy tym równowagi, mimo zawrotnej prędkości), i już po chwili zaszył się w lesie, ściągając łuk z pleców. Siedział, nasłuchując tak długo, aż nie usłyszał trzasku łamanych gałęzi. W błyskawicznym tempie nałożył strzałę na cięciwe, wymierzył w stronę odgłosów, wstzrymał oddech, napinając cięciwe, po czym ją puścił. Przeraźliwe kwiczenie zbudziło połowe lasu. Pobiegł w kierunku kwiczenia rannego dzika, którego znalazł parę metrów od siebie. Leżał na boku, a spod jego żeber ciekła krew. Ezekjel wyciągnął swój sztylet.

- Wybacz - szepnął do ucha zwierzęcia wbijając ostrze po samą rękojeść. Dzik znieruchomiał, ale jednak wciąż tłukł kopytami w ziemię. Po chwili jednak młody elf zobaczył, że to nie jego ofiara ryje ziemie, lecz bracia tegoż zwierza. Dwa dziki szarżowały na niego z zawrotną prędkością. W ostatniej chwili Ezekjel przeturlał się przed siebie, unikając pewnej śmierci. Postanowił wykorzystać swój spryt i uzbrojenie, aby zabić napastników, nie męcząc ich jednocześnie. Gdy po raz kolejny dzik znalazł się pół metra od jego biodra złapał jego łeb, odsuwając się na bok, jednocześnie wbijając sztylet w jego gardło. W następnej chwili ostatni napastnik zaatakował go, tracąc przy tym życie w wyniku ciosu w głowę. Gdy zapadał zmrok, Ezekjel ledwo idąc, pod ciężarem trzech dzików wracał do swojego nowego domu.

Gdy tylko przekroczył próg powitały go okrzyki: "A niech cie, myśleliśmy, że jesteś martwy" oraz "Nie wierzę. Mamy mięcha na pare dni!".

Wojownicy długo jeszcze świętowali, ciesząc się z wzbogacenia zapasów. Po raz setny Ezekjel, ku uciesze reszty towarzystwa opowiadał:

- I jak ten drugi na mnie biegł, wjebałem mu sztylet w gardło, i patrze, a tu jeszcze jeden rzuca się na mnie jak dziki osioł na kasztany!

Tłum ryknął śmiechem. Około godziny piątej nad ranem pojawił się Marcus, i oznajmił, że Generał Wojsk Elfickich go szuka. Elf z niedowierzaniem spojrzał w oczy kapitana. Po co tak ważna osoba miała go szukać? Z oczu swojego mistrza wyczytał tyle samo, ile wiedział, czyli nic.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Perzigon69 15.10.2016
    Dziękuję :) Miło, że ktoś wstawił dla mnie nexta :) Pomijając imię Ezekjel, czyta się łatwo i przyjemnie, liczę na ciąg dalszy.
  • Grubas 15.10.2016
    Hah nie ma za co ;) Imię chciałem poprostu jakieś niespotykane, idealne dla mistycznych krain itp. itd. Dzięki wielkie.
  • Grubas 15.10.2016
    A na temat trzeciej części, to już powoli, powoli powstaje, aczkolwiek nic nie obiecuję.
  • Perzigon69 16.10.2016
    Grubas Jasne, lepiej wolno niż na chama bo lepiej poczekać niż żeby gówno czytać :)
  • Grubas 16.10.2016
    Perzigon69 Oczywiście :) Ale obiecuję, że akcja zacznie się rozkręcać ;)
  • Perzigon69 16.10.2016
    Grubas To dobrze :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania