Poprzednie częściWojna cyfrowa 1

Wojna cyfrowa 2

Jechałem do szkoły jak co dzień. Wszystko zapowiadało się normalnie. Jednak gdzieś w połowie lekcji przyszedł urzędnik podający się za Rosjanina i zaczął nas egzaminować z wiedzy o Rosji i języku. Znałem odpowiedzi ale przez wrodzoną złośliwość ich nie podawałem. Na część pytań z przekory odpowiadałem po niemiecku, albo podawałem pierwsze co mi ślina na język przyniosła. Z testu nie dostałem ani jednego punktu.

Na odchodnym egzaminator powiedział, że przyśle do nas kogoś z centrum rekrutacyjnego byśmy walczyli za Wieczną i Wielką Rosję. Brzmiało to tak górnolotnie i jednocześnie tak śmiesznie, że nie wiedziałem, czy chylić głowę przed wielkim majestatem, czy płakać ze śmiechu. Byłem pewien, że do wojska mnie nie wezmą. Po prostu czułem to.

Lekcje wyglądały w miarę normalnie z paroma zastrzeżeniami. Na wszystkich był obecny rosyjski urzędnik kontrolujący przebieg zajęć. Oczywiście wykorzystywałem każdą okazję, by go wyprowadzić z równowagi. Gdy mnie zapytał jakie książki lubię czytać odpaliłem, że te MacLeana, bo w nich obrywa Związek Radziecki. Gdy pytano o największego bohatera odpaliłem że Kościuszko, pospołu z Piłsudskim i Wałęsą. Wszyscy zasłynęli tym, że sprali komunistów. Za największego pisarza uznałem tępionego przez Rosjan Mickiewicza. Robiłem wszystko na złość władzą. To była pierwsza próba oporu.

Po paru dniach plan lekcji się zmienił. Doszły nam język rosyjski, geografia i historia, oczywiście rosyjska. Zmniejszono za to ilość godzin innych języków, polskiego i obcych. Na informatyce pani zadała do napisania program komputerowy. Zawsze odrabiałem zadania domowe dając je później spisywać innym, ale tym razem mi się nie chciało. Poszedłem do Maciusia, genialnego informatyka. Byłem pewien, że pomoże mi z robotą.

Znalazłem go w bibliotece. Razem z drugim chłopakiem – Wojtkiem siedział przed laptopem nerwowo uderzając w klawiaturę.

– Cześć, co robicie – zapytałem tak nagle, że podskoczyli z zaskoczenia. Na monitorze przesuwał się niebieski pasek postępu. Chłopacy szybko wygasili ekran.

– Umiesz dochować tajemnicy? – zagadnął Maciuś patrząc na mnie nieufnie.

– Jasne, słowo harcerza – bo kogo by obchodziło, że nigdy nie miałem nic wspólnego z harcerstwem. Chłopacy wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

– Walczymy – szepnął Wojtek konspiracyjnie. Jakoś nie mogłem sobie tego wyobrazić. Jak można walczyć, gapiąc się w przesuwający się pasek postępu?

– Paskiem postępu? – spytałem trochę zbyt głośno. Napotkałem obrażone spojrzenie bibliotekarki. Wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się krzywo.

– Tak – odparł Maciuś zniżając głos. Włączył monitor i otworzył jedno z okienek. Pole edytora wypełniały linijki kodu. Zacząłem go analizować. – To prosty program, ale z pewnością wkurzy Ruskich. Wyślemy go do komputerów nauczycieli. Na pewno się uda.

– A jak działa? – z kodu nie mogłem nic wywnioskować. Za dużo funkcji, zmiennych.

– To zobaczysz wkrótce – na twarzy chłopaka zagościł złośliwy uśmiech.

O działaniu wirusa miałem się przekonać już na następnej lekcji. Pani od rosyjskiego weszła, a raczej dostojnie wmaszerowała do klasy i przemaszerowawszy przez cały pokój zajęła miejsce za biurkiem.

– Dobroye dzeń* – Nikt jej nie odpowiedział. W klasie, jak to się bardzo rzadko zdarza, panowała idealna cisza. Po prostu wszyscy usiedliśmy na swoich miejscach. A ona zaczęła wykład o tym, jaka wielka i wszechpotężna jest Rosja. Tyle przynajmniej zrozumiałem. W pewnym momencie Maciuś podniósł rękę.

– Proszę Pani, coś tam miga na komputerze.

Na obrazie wyświetlonym przez rzutnik, na górze migał czerwony przycisk. Kobieta podeszła do komputera. Widocznie rozumiała po polsku.

– Ktoś z was wie co z tym zrobić?

– Niech pani naciśnie – wypaliłem.

Kobieta kliknęła w przycisk, który zniknął. Przez chwilę nic się nie działo. Potem jednak ekran zamigotał, zrobił się czarny, a na nim pojawił się wielki, biało-czerwony napis: „Śmierć wrogom narodu Polskiego i zakłamanym sługom Rosji”. Wszyscy patrzyli na to osłupieni. Ekran zagasł całkowicie, komputer zaszumiał i się wyłączył. Spojrzałem na Maciusia. Chłopak delikatnie skinął głową. A więc tak działa wirus! Zaczynamy także wojnę cyfrową!

***

Od tego czasu zacząłem bardziej przykładać się do nauki programowania. W domu przerabiałem wszystkie książki, które kupił mi tata. Uczyłem się wielu języków, nie wiedząc, który będzie bardziej przydatny. Zacząłem się też zastanawiać, gdzie można dowiedzieć się czegoś o działaniu harcerstwa. W pierwszej chwili przyszła mi na myśl Zosia, koleżanka z podstawówki, którą darzyłem wielką sympatią. Była harcerką i na pewno miałaby jakieś wiadomości. Jednak od jakiegoś czasu z nieznanych przyczyn przestała odpowiadać na moje wiadomości.

Zadzwoniłem więc do mojej kuzynki Basi. Miała ona jakiś tam stopień harcerski, drużynowego chyba. Na pewno będzie wiedziała jak się rzeczy mają.

– Basia? – Odezwałem się, gdy usłyszałem jej głos w słuchawce. – Wiesz, czy harcerze organizują coś na kształt Szarych Szeregów?

– Tak, organizują – jej głos był niepewny. – Ale wolę nie rozmawiać o tym przez telefon. Możesz na przykład wpaść do mnie?

– Kiedy? – zerknąłem na wiszący na ścianie kalendarz.

– Możesz nawet teraz, ja mam wolne.

– Ok. Będę za pół godziny. Do zobaczenia!

Wziąłem rower i ruszyłem. Miałem jednak pecha. W połowie drogi zatrzymał mnie rosyjski patrol.

– Stop! Dokumienty parzalsta!**

Udałem, że nie zrozumiałem, jednak zatrzymałem się na znak Rosjanina.

– Dokumienty!

– Przepraszam nie mówię po rosyjsku. – Było to oczywiście kłamstwo. Potrafiłem się dogadać po rosyjsku, ale miałem ochotę podroczyć się z żołnierzami. Rosjanie przez chwilę naradzali się szeptem. Drugi z mężczyzn podszedł do mnie.

– Daj dokumenty! – powiedział bardzo łamaną polszczyzną.

– Proszę – podałem mu portfel. Mężczyzna przejrzał dokumenty, znalazł kartę rowerową i legitymację szkolną, a następnie porównał zdjęcie ze mną. Po chwili oddał portfel.

– Parzalsta. Szastliwogo puti.*** – skinął mi głową i odszedł z towarzyszami. Wskoczyłem na rower i odjeżdżając rzuciłem przez ramię:

– Spasiba, tawarisch!**** – Rosjanie odwrócili się w moim kierunku i patrzyli na mnie jak na idiotę. A ja udowodniłem, że potrafię wystrychnąć wroga na dudka i zmusić go do mówienia po polsku. Kolejna akcja wkurzania Ruskich się udała.

***

W domu Basi byłem chwilę później. Dziewczyna wyglądała na wystraszoną i niewyspaną. Otworzyła mi drzwi i zaprowadziła do kuchni. Było tam już kilka osób. Dwie dziewczyny siedziały przy stole zajęte plotkowaniem. W rogu stał chłopak ze źdźbłem trawy w ustach. Spoglądał na mnie bardzo nieufnie.

– Coś za jeden? – spytał bardzo opryskliwie, gdy tylko wszedłem.

– Jestem Andrzej, kuzyn Basi. – Starałem się zachować spokój.

– Jaką mamy gwarancję, że możemy mu zaufać? – zapytała dziewczyna o długich rudych włosach.

– Ja świadczę za niego – odparła Basia wchodząc do kuchni. – Andrzej, poznaj nasz zarząd: to są Ola, Ania i Marek drużynowi w poszczególnych dzielnicach. Razem tworzymy Szare Szeregi w Poznaniu.

Spojrzałem pełen podziwu na zgromadzonych. Licealiści zarządzający harcerzami w całym Poznaniu. Byłem pod wrażeniem.

– Po co przyjechałeś? – Ton głosu Marka zelżał nieco, ale nadal wyczuwałem niechęć.

– Chciałem dołączyć i zaangażować się w walkę.

Chłopak gwizdnął przeciągle i uśmiechnął się złośliwie.

– Chętnych mamy sporo. Masz coś do zaoferowania?

Popatrzyłem po wszystkich. Czekali co im powiem.

– Szczerze mówiąc nic nie mam – spodziewałem się, że od razu wylecę. Ale zdarzyło się coś niespodziewanego. Marek podszedł do mnie i poklepał mnie po plecach.

– Właśnie takich potrzebujemy. Szczerych i gotowych do pracy. Przyjmujemy cię!

Nie wierzyłem w to co się zdarzyło. Zostałem przyjęty do Szarych Szeregów bez żadnego przesłuchania ani niczego. Basia podeszła do jednej z szuflad i wyjęła z niej foliowy woreczek. Wewnątrz znajdowały się srebrne lilijki harcerskie. Podała mi odznakę.

– Od teraz oficjalnie należysz do Szarych Szeregów.

– Dziękuję. Co mam robić?

– Zgłosisz się do drużynowego w twojej dzielnicy. Od niego otrzymasz instrukcje.

Popatrzyłem po zabranych.

– Który to z was?

Ania, ta z rudymi włosami podeszła do mnie i położyła mi ręce na ramionach. Poczułem się bardzo nieswojo.

– Zasady bezpieczeństwa mówią, że nie powinniśmy spotykać się wszyscy razem. Nie ma z nami wszystkich drużynowych. Ja odpowiadam za Nowe Miasto, Marek za Jeżyce, Basia za Wildę. Ola ma drużynę w Suchym Lesie i we wszystkich wsiach na północ od Poznania. Jest nas tylko połowa – dziewczyna uśmiechała się słodko. Popatrzyła na mnie bardzo przenikliwie. Po chwili odwróciła się do Basi.

– Proponowała bym umieścić go na stanowisku łącznika. Zna ciebie i łatwo będzie mu się kontaktować.

– Nie zgadzam się. Wiem, że robisz to tylko dla własnego upodobania. Tak jak powiedziałam zgłosi się do drużynowego na Starym Mieście. Zadzwonisz do niej – spojrzała w moim kierunku – i podasz hasło: „złota róża”. To jej numer.

Zapisała go na stronie notesika i wyrwała ją. Podała mi kartkę. Wydawał mi się znajomy. Wyciągnąłem telefon i wpisałem numer. Wyświetlił mi się kontakt Zosi. Czy ona była drużynową?

– Drużynową jest Zosia Kasprzak? – zapytałem spoglądając po zebranych. Wszyscy spojrzeli na mnie z podziwem.

– Mówiłam, że dużo wie – wtrąciła Ania szturchając Basię. – Może jednak dasz mu tego łącznika?

– Nie i powtarzam to ostatni raz – Dziewczyna zaczynała tracić już cierpliwość. – On idzie do Zosi. Jedź już – skinęła na mnie głową – i zadzwoń gdzieś z miasta.

Pożegnałem się i wyszedłem. Usłyszałem jeszcze głos Ani:

– No, co? A nie jest słodki?

Uśmiechnąłem się pod nosem i pojechałem.

***

__________________

 

*Ros. "Dzień dobry". Będę używał zapisu fonetycznego, żeby nie klepać cyrylicą.

**„Stój! Dokumenty poproszę!”

***„Proszę. Miłej podróży.”

****„Dziękuję towarzyszu.” Rosjanie do przełożonych zwracają się per Towarzyszu.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania