Poprzednie częściWojna cyfrowa 1

Wojna cyfrowa 5

Z ciekawości poszedłem zobaczyć, jak będzie wyglądać ulica wypełniona flagami. Muszę przyznać, że efekt był uderzający. Biało-czerwone chorągwie wisiały na każdej latarni. Przypominały mieszkańcom, że jest kto ma odwagę walczyć za ojczyznę. Za wolność. Za nich.

Przechadzałem się ulicą pełną zwykłych ludzi. Niektórzy gonili za zwykłą codziennością. Szli do pracy, biegali za interesami, coś załatwiali. Inni, zakochani, chodzili za rękę ze swoimi najbliższymi. Szeptali, uśmiechali się. Kilka taszczyło siatki pełne zwyczajnych zakupów. Dzieci biegały po chodniku z piłką. W oddali przechadzał się patrol w mundurach. Jakiś pijak spał na murku. Nad nimi latały wróble, gołębie, motyle. Flagi delikatnie powiewały na wietrze.

Ktoś mnie zawołał. Odwróciłem się. Za mną stała Ania. Z burzą lśniący, płomiennych włosów wyglądała niesamowicie. Powoli zbliżała się do mnie. Serce zabiło mi szybciej. Ruszyłem w jej kierunku. Spotkaliśmy się pod jednym z drzew. Wyciągnęła ręce. Delikatnie dotknęła moich dłoni. Patrzałem prosto w jej oczy. Staliśmy w ciszy odcięci od świata. Wkoło toczyło się normalne życie.

Nagle rozległy się strzały. Otrząsnąłem się z zamyślenia. Ania pociągnęła mnie w stronę Warty. Od przeciwnej strony nadjeżdżał transporter wojskowy. Kolejna salwa wycelowana w ziemię. Widać Rosjanie zdenerwowali się widokiem flag i postanowili spacyfikować lud. Ruszyliśmy razem z tłumem. Gdzieś po drodze tłum nas rozdzielił. Jej dłoń wyślizgnęła się z mojego uścisku. Krzyk zaginął w chaosie. Zniknęła mi sprzed oczu. Zostałem sam wśród tłumu.

***

Od jakiegoś tygodnia wojna pokazywała nam się w pełnej okazałości. Wojsko na ulicach, czołgi, pociągi wojskowe. Zatrzymany ruch kolejowy i lotniczy. Radzieckie samoloty dążące na zachód. Widocznie gdzieś tam, na zachodzie, ktoś się ruszył i zaczął walczyć. Do tego sprawy bardziej cywilne, takie jak aresztowania, przesłuchiwanie przypadkowych osób, przeszukiwanie domów.

Szkołę zamknięto, więc większość czasu spędzałem w domu. Akcje harcerskie organizowano rzadko. Jednak zbiórki co jakiś czas były. Chodziliśmy do piwnicy, tam gdzie zawsze.

Właśnie w trakcie jednej z nich, gdy Zosia tłumaczyła nam plan na jakąś przyszłą akcję, do pokoju wpadł zdyszany harcerz. Wszyscy zwrócili się w jego stronę. Chłopak stał chwilę próbując złapać oddech, a potem powiedział:

– Zamknęli Olę i połowę jej drużyny.

Ta krótka informacja wstrząsnęła nami. A więc zaczęły się aresztowania harcerzy. Jeśli złapali tamtych, to mogą przyskrzynić i nas. Posłaniec podał Zosi kopertę z rozkazami. Dziewczyna szybko przebiegła wzrokiem po linijkach tekstu i pokiwała głową.

– Mateusz i Andrzej przeniesieni do korpusu łączności. Działalność reszty zawieszona do odwołania. Odpowiedzialni za dokumentację: spakujcie wszystko. Dokumenty zabezpieczyć. Rozejść się.

Po tych słowach podeszła do mnie i Mateusza wręczają nam pisemne nadanie poselskie.

– Macie się zgłosić do Basi. Tam dostaniecie dalsze instrukcje. Możecie iść.

Zebraliśmy wszystko co nasze. Wyszliśmy na zewnątrz po rowery. Z harcówki wyszła Zosia. Przez chwilę patrzała na nas i odchodzących harcerzy smutnym wzrokiem. Wiedziałem jak wiele znaczyła dla niej to praca. Po chwili podeszła do mnie.

– Pilnuj się – szepnęła – Nie chcę, żeby ci się coś stało. – Delikatnie przytuliła się do mnie. Lekko odwzajemniłem uścisk. Podniosła głowę i spojrzała na mnie mokrymi od łez oczami. Lekko pocałowała mnie w policzek i odeszła z powrotem do pokoju. To pożegnanie było jakieś takie dziwne, jakby niedokończone. Coś pomiędzy nami zostało niewypowiedziane. Czegoś w tym pożegnaniu brakowało. Tylko czego?

Wsiadłem na rower i pojechałem za zniecierpliwionym Mateuszem. Dogoniłem go i chwilę jechaliśmy obok siebie.

– Lepiej, żebyśmy się rozdzielili – powiedział chłopak znudzonym głosem. – Wtedy będzie mniejsze prawdopodobieństwo, że nas złapią.

– Jak chcesz – odparłem. Odbiłem w pierwszą uliczkę. Gdy zacząłem się oddalać usłyszałem jeszcze jego głos:

– Coś go do niej ciągnie. Trzeba to wybadać…

Więc było to aż tak widoczne?

Po jakimś czasie dotarłem do wyznaczonego miejsca. Czekała tam Basia i kilku innych harcerzy. Stali w milczeniu. Podszedłem do nich.

– Jakie rozkazy?

– Cicho! – syknęła Basia. Trwożnie rozejrzała się po okolicy. Z torebki wyciągnęła złożoną na cztery kartkę i wręczyła mi ją. Przejrzałem tekst. Instrukcja operacji. Jutro, dworzec główny. Wszystkie potrzebne informacje. Spalić po przeczytaniu. Skinąłem głową i odszedłem jak gdyby nigdy nic.

***

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania