Wszystko kończy się jednym - rozdział 1.6

Iwan, ilekroć zerkał na Magdalenę, czuł w przełyku nieprzyjemne ciepło poczucia winy. Że też zapomniał jej zapowiedzieć! Teraz,milcząc zacięcie, powstrzymywała drżenie. Przez to, że była przemoczona da suchej nitki, zdawał się być jeszcze szczuplejsza, niż była w rzeczywistości. A może schudła? Nie wiadomo. Nic przecież o sobie nie mówiła.

-Pani Magdaleno, jeszcze raz przepraszam- zaczął tonem winnego -wszystko przez to, że musiałem zapisać temat muzyczny, na śmierć zapomniałem o całym świecie...

-Ależ ja nie chowam urazy do pana, pan jest prawdziwym artystą. Nie będę od artysty wymagała twardego stąpania po ziemi i pamiętania o wszystkich drobnostkach.

Iwan nie wiedział jak interpretować te słowa. Ironia? Nie, nie słyszał w jej głosie ironii. Ale aż tak lekkie podejście do sprawy? Poczuł się od tego jeszcze gorzej.

-Nie, proszę nie trakotwać mne jakoś specjalnie, przecież jestem pani zwykłym klientem.

-Zwykłym klientem? Na głowę pan upadł? Proszę przestać gadać głupoty.- odparła Magdalena szorstko, ale bez złośliwości, jak to ona -każdy muzyk ma u mnie specjalne traktowanie, nie zmieni pan tego. Lepiej niech mi pan powie, czy coś się zmieniło u pana w związku z pana problemem.

-No, głosy jakby trochę przycichły- odpowiedział posłusznie Iwan i zauważył na twarzy rozmówczyni ponury uśmieszek satysfakcji. Zapytał ją, o co chodzi.

-Poczuły swój kres. Bardzo dobrze.

Doszli do saloniku udekorowanego wystawnie - na środku, stolik, którego blat wykonany był z jakiegoś szlachetnego, białego, poprzecinanego szarymi żyłkami kamienia, wokół niego krzesła z rzeźbionymi oparciami i poduszkami obleczonymi gładkim, delikatnym materiałem. Zasłony w oknach wyszywane srebrzystą nicią, a podłoga wyłożona ciemnym drewnem. W rogu, oczywiście, fortepian, piękny i w idealnym stanie, symbolizujący wysoki poziom kultury mieszkańców.

-Przyjemnie pan mieszka- stwierdziła beznamiętnie Magdalena, a Iwan poczuł się zobowiązany do udzielenia wyjaśnień:

-Wie pani, to nie jest mój dwór. Ja jestem tutaj tylko nadwornym kompozytorem.

-,,Tylko''? Wielu muzyków chciałoby zapewne być w pana sytuacji.

-Chce pani może herbaty? Chyba pani zmarzła- sam usłyszał idiotyczne brzmienie ostatniego przypuszczenia, i przyznał w duchu rozmówczyni pełne prawo do jego przedrzeźnienia. Nie wykorzystała tego jednak - jedynie kiwnęła głową i zaczęła grzebać w swojej torbie. Iwan wstał, odnalazł służkę, przechodzącą korytarzem i poprosił o herbatę. Nie była zdziwiona, wieści wśród służby rozchodziły się prędko.

Odwrócił się i zdziwił lekko, widząc, co robiła Magdalena. Mianowicie, na klęczkach zaglądała ona pod zabytkową, zdobioną malowidłami szafę. Potem wstała i zajrzała za nią.

-Pani Magdaleno?

Zagadnięta odwróciła się i wzdrygnęła wyraźnie. Na jej twarzy odmalowała się mieszanina zaskoczenia i strachu. Szybko zerwała coś z dłoni. (Pierścień?) Po chwili wróciła jej normalna mina.

-Tylko sprawdzam, czy nie ma tu jakichś klątw, duchów albo innych sił, lubią cień- wyjaśniła tonem skrywającym uprzednie emocje.

-I co... nie ma?

-Jak dotąd, nie zauważyłam niczego wyraźnego. Oczywiście, jest coś w tym dworku, jak w każdym innym miejscu, które ma trochę lat, ale jest słabe. Nie powinno przeszkadzać. Tylko zastanawiam się, skąd pan wziął pańskie licho, skoro nie stąd.

-N-nie wiem.

Weszła służka z tacą na której stały dwie herbaty i cukiernica. Dziewczyna wyglądała na zaintrygowaną, najwyraźniej podsłuchiwała. Ale nic nie powiedziała na temat tych rewelacji, tylko obrzuciła gościa ciekawskim spojrzeniem. Postawiła to, co przyniosła i wyszła z ociąganiem.

-Dobrze, proszę się teraz skupić- Magdalena miała nieodparte wrażenie, że zaraz jej audytorium poszerzy się z jednej służącej, do całego ich stadka -zakładam, że potrafi pan się ''otworzyć''. Robi to pan zapewne, gdy wymyśla nową melodię, ale nie inspirowaną zewnętrznie, ale pochodzącą z pana wnętrza. Zależy mi na tym, ponieważ tylko wtedy będę miała dostęp do siły zaciemniającej pański umysł. No chyba że użyję radykalnych metod, ale niewiele wtedy z pana zostanie.

Iwan przełknął, jego jabłko adama podskoczyło. Mgliście pojmował o co jej chodzi, a raczej nie obejmował tego myślą, tylko czuł.

Tak, wiedział o czym mówiła, w związku z melodiami, dobrze to znał.

-Może więc pan to zrobić?

-A co to są: r-radykalne metody?

-Nie chcę dawać panu Mieszanki, na dłuższą metę źle ona działa na zdrowie, więc chciałabym, żeby najpierw sam pan spróbował. A co do radykalnych, to niech pan teraz się tym nie interesuje, nie musi pan ich poznawać. Wolałabym nawet, żeby do tego nie doszło.

-Dob-brze. Czy j-już?

-Tak. Tylko jest jeden warunek: muszę mieć z panem kontakt wzrokowy.

Kiwnął głową i spróbował przywołać stan, w którym przychodziły do niego tematy muzyczne. Nie było to jednak proste, ze względu na to, że wpatrywał się w czyjeś oczy. Bezwiednie jego myśli skierowały się na jej wzrok, który był, mówiąc zwięźle, powalający. Ale nie ze względu, na na przykład, że był mądry albo tęczówki miały ładny kolor, to swoją drogą. Istotą była raczej jego siła, zasysająca wszystko wokół, a także... jakby miał on wiele, wiele kondygnacji, a z każdej z nich spoglądało jeszcze coś. Coś niepokojącego. Coś...

Spojrzała w bok. Iwan poczuł się, jakby zerwała coś więcej niż kontakt wzrokowy. To było coś w rodzaju zniewalającej więzi, która go unieruchomiła, przyszpiliła i powaliła na kolana. Aż się zdziwił, że jeszcze nie upadł lub nie zrobił niczego innego, nie kontrolowanego.

-Tak, mogłam się tego spodziewać. Zamiast na sobie, skupił się pan na mnie. Ostatnio, za każdym razem tak to się kończy.- stwierdziła Magdalena z uśmiechem raczej ponurym. (Dlaczego przeważnie, gdy rozciągała wargi robiła to nie z wesołości, a raczej ironicznie lub smutno?) Wsadziła rękę do torby i po chwili wyciągnęła buteleczkę z płynną zawartością w kolorze mleczno-szarym. Przyjrzała się nalepce, a następnie wyciągnęła zatyczkę. Spytała, czy można, i dolała mu tej substancji do herbaty, odmierzając w skupieniu. Zaraz po tym Iwan sięgnął po filiżankę, z lekkim zdenerwowaniem.

A co jeśli kobieta się pomyliła i dolała mu trucizny? A co jeśli to zrobiła, ale z premedytacją? Czy miałaby powód, dla którego mogła postanowić odebrać mu życie? To byłoby sprytne, pod samym nosem.

Uchwycił jej wzrok, był smutny. Na twarzy malowało jej się zrozumienie, jakby wiedziała, o czym on myśli. Ale nic nie powiedziała. To on miał zadecydować, czy jej zaufa.

Nikt oprócz niej mu nie pomoże.

Wychylił. W jego głowie rozbłysła cudowna jasność, a oszalałe myśli poczęły krążyć w koło.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania