Z magią po sąsiedzku – rozdział 2

Lea

 

Nie informując nikogo poza Dominikiem zeszłam na dół i otwarłam drzwi na taras. Z niego przeszłam na trawę, a później już ostrożnie siadałam na starej huśtawce powieszonej na drzewie. Zaskrzypiała delikatnie, ale nie ugięła się pod moim ciężarem. Drewno nie było spróchniałe, tak jak się tego spodzie-wałam. Chwyciłam za dwie liny umieszczone po obu stronach i zaczęłam wolno się bujać.

Miałam stąd dobry widok na ogród sąsiadów. Ten sam, który widziałam z mojego nowego pokoju. Ale gdy się dobrze przyjrzało, można było dostrzec w nim rośliny, których nie omawialiśmy na biologii. Drzewa upstrzone poma-rańczowymi liśćmi, chociaż był dopiero czerwiec. Kwiaty w kolorach, których nie potrafiłam nazwać. Krzewy z przeróżnymi owocami.

– W końcu ktoś się tutaj wprowadził – usłyszałam głos. Rozejrzałam się zdezorientowana i dostrzegłam kogoś po drugiej stronie płotu. Tym kimś był chłopak, na oko w moim wieku, ze rdzawymi włosami i niezliczoną ilością piegów. Stał oparty o drzewo ze złotozielonymi liśćmi.

– Cześć – przywitałam się i zeskoczyłam z huśtawki.

– Cześć, jestem Remik – powiedział, ale nie ruszył się ani o milimetr.

– Lea. Mieszkasz tutaj? – Spojrzałam na ogromny dom z czerwonej cegły.

– Tak. A ty mieszkasz tutaj, mam rację? – Skinął głową na mój nowy dom. – Dawno nikogo tu nie widziałem. No, nie wliczając robotników. Od dobrych pięciu lat ten dom stoi niezamieszkany. Dawny mieszkaniec chyba przeniósł się do Szwecji.

– Skąd wiesz?

– Znałem go. Mieszkam tutaj od urodzenia – mówiąc to odepchnął się od drzewa i podszedł do ogrodzenia.

– Lea! – doszedł mnie krzyk Dominiki. Chwilę później usłyszałam kroki więcej niż jednej osoby.

No świetnie, ich mi brakowało.

Westchnęłam i przymknęłam oczy. Remik widząc moją reakcje zmrużył własne, ale nie dał rady ukryć uśmiechu.

Obok stanęło moje rodzeństwo.

– Remik, to moje starsze rodzeństwo. Dominik i Dominika. To Remik, nasz sąsiad – przedstawiłam ich sobie.

– Hej. Bliźnięta, fajnie. O ile jesteście starsi?

– Dominika o minutę trzydzieści dwa, a Dominik o pięć minut i siedemnaście sekund – odpowiedziałam za nich.

– Trojaczki? Nie wy…

– Wiem, nie wyglądamy w ogóle jak rodzeństwo – przerwałam mu, bo nie chciałam znowu zaczynać tego samego tematu, który maglowałam z nieznajo-mymi od lat.

– Lea, za niedługo będzie pizza. Nie ma czasu na obiad, zjemy i będziemy wypakowywać rzeczy z kartonów. Wracaj za chwilę – powiedział szybko Dominik, chwycił naszą siostrę za łokieć i odciągnął w stronę domu. Po chwili już ich nie było.

Patrzyłam za nimi zdziwiona. Remik też wydał się zaskoczony.

Co to była za akcja? Tylko po to przyszli? Na pewno nie…

– Powiedziałem coś nie tak…? – spytał ostrożnie Remik.

– Raczej nie… A może tak. Sama nie wiem, co to miało niby być.

– A gdzie mieszkaliście wcześniej? I czemu się przeprowadziliście?

Zrozumiałam aluzję. Chciał skończyć temat i udawać, że nic się nie stało. Ale czy to faktycznie się wydarzyło, czy może tylko mi wydało się dziwne, że tak szybko się ulotnili i może tylko mnie było niezręcznie?

– Tata dostał tutaj pracę w kancelarii, a wcześniej mieszkaliśmy w Kato-wicach, w bloku. Jak na pięć osób było strasznie mało miejsca… – wytłuma-czyłam. – Ile masz lat, Remik? – dodałam po chwili.

– Trzynaście.

– Chodzisz tu do szkoły?

Zawahał się, jakby nie był pewien, czy chce odpowiedzieć.

– To… Jestem na nauczaniu domowym. Mieszkam z babcią i dużo jej pomagam, więc ta opcja jest… Wygodniejsza – powiedział w końcu. Pomiędzy nami zaległa cisza. Staliśmy tak, gdy milczenie przerwało wołanie.

– Remigiusz!

Remik jak z transu oderwał wzrok od płotu i spojrzał za siebie.

– Sorry, to mój starszy brat. Muszę iść. Miło było cię poznać, Lea. – Odwrócił się i pobiegł.

– Pa…? – odpowiedziałam, chociaż nie mógł mnie już usłyszeć. Nie mając nic lepszego do robienia też odwróciłam się i poszłam do domu.

Tego dziwnego spotkania na pewno nigdy nie zapomnę.

 

* * *

 

Siedzieliśmy na podłodze w salonie, bo jeszcze nie dowiedziono sofy, i jedliśmy pizzę. Nie przepadałam za nią, ale nic lepszego do jedzenia na chwilę obecną nie mieliśmy. I doskonale zdawałam sobie sprawę, że przez następne parę dni tak właśnie będziemy się odżywiać. W kuchni nie było jeszcze ani jednej szklanki. Nawet sztućce leżały gdzieś głęboko w kartonach, które zajmowały cały przedpokój, przyszły gabinet i nasze pokoje.

Ciszę przerwał Dominik:

– Lea poznała dzisiaj naszego sąsiada – wypalił. Na jego słowa aż zatrzymałam rękę z kawałkiem pizzy w połowie drogi do buzi.

Słucham? A od kiedy to cię interesuje, z kim ja rozmawiam?

– Tak? – Tata podjął temat z zaciekawieniem.

– Yhm. – Dominika potwierdziła skinieniem głowy. – Jak mu było, temu rudemu, Lusia?

„Lusia”? Brr… Doskonale zdawała sobie sprawę, jak bardzo nienawidzę tego zdrobnienia. To brzmi jak imię dla królika, albo psa.

– Remik – warknęłam. Powinnam być miła, starać się o jej szacunek, ale wtedy było mi za dużo. Dlaczego podjęli temat? Czy miało to coś wspólnego z ich dzisiejszą „ucieczką” z ogrodu? – Ma na imię Remik.

Szczerze mówiąc, to się pogubiłam. Dlaczego uciekli, dlaczego teraz poru-szali właśnie ten temat… I dlaczego byłam na nich taka wściekła? Dlaczego tak bardzo mnie zdenerwowali mówiąc rodzicom o mojej rozmowie z Remikiem?

– Wygląda na to, że pójdzie z nami do klasy we wrześniu – podsuwa Do-minika.

– Wcale nie – protestuję. – Mówił, że jest na nauczaniu domowym. Poza tym jest rok starszy.

– Dużo wiesz, jak na tak krótką rozmowę – podpuszcza mnie siostra. Myśli, że nie widzę, jak bardzo chce mnie… W sumie nie wiem, co ma na celu, upokorzyć mnie, czy może wkurzyć.

– Nika, nie chcę mi się grać w tę twoją… Grę. Jakkolwiek to nazwiesz. Średnio ci idzie udawanie, że serio ciekawi cię to, co robię i z kim rozmawiam. Z tego co widzę, wyciągasz pochopne wnioski bez niczyjej pomocy, więc jeśli sobie pójdę, to nic nie zauważysz. Mam rację? – Nie czekając odpowiedź dodaję – W takim razie dobranoc, rozpakuję swoje ubrania i pójdę spać.

Nie zważając na protesty rodziców idę na górę. Nie chcę takich wieczorów z rodziną. Mam wrażenie, jakbym do nich nie należała, jakbym była tylko rzepem, który przyczepił się do nich na siłę.

Ale w sumie… Dlaczego tak mnie zdenerwowali? To tylko rozmowa… Co się ze mną stało?

Dochodzę do swojego pokoju, ale nie jestem w nastroju do rozpakowywania rzeczy. Biorę więc tylko książkę z pierwszego lepszego pudła i siadam na siedzisku pod oknem. Otwieram ją i zaczynam czytać, ale za żadne skarby nie potrafię się skoncentrować. Dręczą mnie myśli.

Dlaczego się zdenerwowałam? Dlaczego kpiny Dominiki tak bardzo mnie zabolały, skoro przetrwałam już dwanaście lat takich sytuacji?

Patrzę przez okno na dom z czerwonej cegły. Mimo, że dopiero zaczęły się wakacje, mam wrażenie, jakby była jesień. To pewnie przez ogród za domem. Drzewa z czerwonopomarańczowymi liśćmi… Nie mogę pojąć, co to za okaz.

Zauważyłam ruch. Spojrzałam w tamtą stronę i w oknie, które umieszczone jest mniej więcej na wysokości mojego, dostrzegłam Remika. Machał do mnie. Odwzajemniłam ten gest. Jego usta ułożyły się w słowo „hej”. Odpowiedział tym samym. Pokazał do mnie palcem, żeby chwilę zaczekała, po czym pokazał w oknie dziewięć liczb nabazgranych na kartce. Zrozumiałam od razu – jego numer komórki. Uniosłam kciuk do góry i sięgnęłam po swój telefon. Wpisałam numer i utworzyłam nowy kontakt. Od razu napisałam SMS-a.

 

Lea: Cześć, co tam?

 

Wiadomość otrzymałam niemal natychmiast:

 

Remik: Mnie pytasz? To Ty wyglądasz na smutną.

 

Lea: Ja?

 

Remik: Tak. Masz smutne oczy i smutno się uśmiechasz. Wyglądasz inaczej niż wcześniej.

 

Zdziwiło mnie to, co napisał. Nikt nigdy nie powiedział mi, że wyglądam na smutną. Przed rodziną zawsze dobrze skrywałam prawdziwe emocje i udawa-łam, że wcale nie czuję się zraniona albo zła.

 

Remik: Naprawdę?

 

Lea: Co „naprawdę”?

 

Remik: Naprawdę zawsze udawałaś przed rodziną, że nie jesteś zła lub smutna, nawet jeśli byłaś? Czemu? Przecież prawdziwa rodzina akceptuje takim, jakim się jest.

 

Co proszę? Czytam wiadomość raz za razem, ale dalej nie umiem pojąć… Przecież tylko to pomyślałam.

Tylko. To. Pomyślałam.

Nie napisałam mu tego, ani nie wypowiedziałam. Może z kimś mnie pomylił? Albo zgadł? Albo…

 

Remik: Z nikim Cię nie pomyliłem.

 

Wybałuszam oczy i czytam słowa po raz kolejny. Później patrzę na Remika w oknie naprzeciwko. Obserwuje mnie z rozbawieniem i zainteresowaniem. Wygląda, jakby czytał jakąś dobrą książkę. Przychodzi kolejna wiadomość:

 

Remik: Odpowiesz na moje pytanie?

 

Lea: Coś przegapiłam?

 

Remik: Co? Co miałaś przegapić?

 

Lea: Nie wiem… Ale coś przegapiłam. Ewidentnie coś mi umknęło. Skąd wiesz, co myślę?

 

Remik: Wiem co myślisz? Wolę określenie „czytasz w moich myślach”.

 

Teraz to już nie wiedziałam, co powiedzieć i jak to skomentować. Otwarłam usta ze zdziwienia i tylko wpatrywałam się w ekran telefonu. Robi sobie ze mnie jaja? „Czytasz w moich myślach”? Czytanie w myślach nie istnieje…

 

Remik: Teraz to ja coś przegapiłem, od kiedy to nie wierzysz w magię?

 

Lea: Przestań.

 

Remik: Ale co takiego mam przestać?

 

Lea: Żartować sobie ze mnie! Przestań udawać, że czytasz w moich myślach i wytłumacz, jak to się dzieje, że wiesz, co w danym momencie myślę!

 

Remik: Tak jak myślałem, nie wierzysz mi.

 

Lea: Tak, bo gdybyś naprawdę czytał w myślach, nie powiedziałbyś mi tego za pierwszym razem. Musiałbyś bardziej mi ufać, a teraz nie masz pewności kim jestem. Nie wiesz, skąd pochodzę i kiedy się urodziłam. Nie wiesz przecież, czy możesz mi zaufać.

 

Remik: Urodziłaś się w Katowicach, dwunastego maja dwa tysiące ósmego roku, ale nie jesteś do końca Polką, bo masz Włoskie korzenie. Mama Twojej mamy jest z Rzymu. Jeśli jakaś osoba umie czytać w myślach, czyta w nich i wie, kim jesteś. Dlatego może zdradzić Ci swoją tajemnice już za drugim spotkaniem, bez obaw, że Ty zdradzisz ją komuś innemu. Taka osoba wie przecież, że zatrzymasz tą wiadomość dla siebie.

 

Lea: Ale dlaczego ta osoba chce mi zdradzić swój sekret?

 

Remik: Bo nie ma nikogo, kto nie uczy go magii, albo kto go wysłucha. Nie ma prawdziwego przyjaciela i osoby, z którą mógłby normalnie porozmawiać. Ale on nienawidzi kłamać i żeby zdobyć przyjaciela czuje, że musi najpierw zdradzić mu swój sekret.

 

Lea: Ja też potrzebuję przyjaciela, mimo że nie czytam w myślach i nie wiem, czy mogę Ci zaufać.

 

Patrzę na niego jeszcze raz. Siedzi na fotelu i pisze kolejną wiadomość. Rude włosy opadają mu do oczu. Naprawdę właśnie z nim rozmawiam o tym, że potrzebuję przyjaciela, a on zresztą też, tylko że czyta w myślach?

I wierzę mu?

Wychodzi na to, że tak. Że właśnie uwierzyłam nowo poznanemu sąsiadowi, że czyta w myślach. Wzdycham i czytam kolejną wiadomość.

 

Remik: Świetnie. Zostańmy przyjaciółmi.

 

Lea: Tak po prostu?

 

Remik: Ale jak to „tak po prostu”?

 

Lea: No wiesz, w książkach i filmach nikt nikomu nie proponuje tak prosto z mostu „zostańmy przyjaciółmi”. Szczególnie, gdy prawie nie znasz tej drugiej osoby.

 

Remik: Ale ja znam cię bardzo dobrze, z Twojej głowy czyta się jak z księgi. A poza tym, nie żyjemy w książce lub filmie. To prawdziwy świat.

 

Lea: Ale ja wiem tylko jak masz na imię, i że czytasz w myślach, Remik. Nie znam Cię.

 

Remik: Mam na imię Remigiusz Szczygiełko, urodziłem się ósmego stycznia dwa tysiące siódmego roku. Jestem na nauczaniu domowym. Nienawidzę kłamstwa.

 

Uśmiecham się i znowu na niego spoglądam. Patrzy na mnie w oczekiwaniu na odpowiedź.

 

Lea: To tak nie działa…

 

Remik: A jak? Zamiast marudzić, po prostu się zgódź. Nie jesteś postacią z książki, nie wszystko musi być tak, jak wydaje się, że jest.

 

Chwilę zastanawiam się nad jego słowami. I zgadzam się: nie jestem postacią z książki. A Remik wydawał się jednak osobą, która myśli nietuzinkowo i chaotycznie, ale w tym wszystkim wie, czego chce. Tą rzeczą jest prawdziwy, szczery przyjaciel.

Czuję na sobie jego wzrok. Czytał moje myśli, byłam tego pewna, ale nic nie pisał. Siedział cicho. Odpowiedziałam więc na jego prośbę:

 

Lea: Ok, bądźmy przyjaciółmi.

 

Usłyszałam pukanie do drzwi.

 

Lea: Muszę kończyć

 

I wyłączyłam telefon. Nie miałam ochoty na jakąkolwiek rozmowę. O tym, dlaczego się zezłościłam i wyszłam, o tym, dlaczego tak mnie wkurzyli mówiąc o mojej rozmowie i o wszystkim innym; choćby o tym, dlaczego właściwie jeszcze należę do tej rodziny, skoro nie czuję się w ogóle jak jej część.

Doskonale wiedziałam, że Remik nie ruszył się z fotela i dalej się mi przypatruje. Być może właśnie czytał moje myśli jak książkę.

– Lea? – usłyszałam głos mamy zza drzwi.

Westchnęłam, ale odpowiedziałam:

– Tak, wejdź.

Mama otwarła drzwi i weszła do pokoju. Zarzuciła długie włosy na plecy i rozejrzała się po moim nowym najważniejszym miejscu we wszechświecie.

– Ładnie tutaj masz. Inaczej – powiedziała.

– Yhm – przytaknęłam bez entuzjazmu.

Mama wygląda przez chwilę, jakby już chciała coś mi powiedzieć, ale w końcu zmieniła zdanie i spytała tylko:

– Najadłaś się?

Z rozczarowaniem pokiwałam głową.

– Okej… Śpij dobrze.

I z tymi słowami zostawił mnie samą, utwierdzoną w teorii, że coraz mniej należę do mojej rodziny. Ostatni raz spojrzałam za okno, na Remika, który dalej nie ruszył się z miejsca. Minę miał nieokreśloną, nie wiedziałam, co czuł.

W oczach poczułam łzy, więc pomachałam mu tylko na pożegnanie, wstałam z siedziska pod oknem i wyszłam do łazienki, bo tylko tam mogłam sobie popłakać. W samotności, bez świadków, bez współczujących spojrzeń.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Biała Skała aka Yooniś 7 miesięcy temu
    Ale fajneeee!!!❤️:)
  • Sandra 7 miesięcy temu
    Dziękuju 🤗
  • zsrrknight 7 miesięcy temu
    "tak jak się tego spodzie-wałam" - a ten dywiz po co?
    "Ale gdy się dobrze przyjrzało, można było dostrzec w nim rośliny, których nie omawialiśmy na biologii." - a nie lepiej napisać prościej, że "egzotyczne" albo coś podobnego?
    "Tego dziwnego spotkania na pewno nigdy nie zapomnę." - no nie wiem czy to było aż tak dziwne i godne zapamiętania jak sugeruje bohaterka... Normalna interakcja jak dla mnie. No chyba że bohaterka ma trochę inną perspektywę na takie rzeczy...
    "Siedzieliśmy na podłodze w salonie, bo jeszcze nie dowiedziono sofy, i jedliśmy pizzę." - dowieziono i drugi przecinek zbędny
    "„Lusia”? Brr… Doskonale zdawała sobie sprawę, jak bardzo nienawidzę tego zdrobnienia. To brzmi jak imię dla królika, albo psa." - potwierdzam, pies mojego sąsiada tak się bawi. No i w sumie "Lusia" to fonetycznie od "Lucy", więc do Leokadii trochę daleko, więc nieco naciągana tak ksywa, ale chodzi o to by była uszczypliwa, więc może być
    "– Wygląda na to, że pójdzie z nami do klasy we wrześniu – podsuwa Do-minika." - od tego momentu z jakiegoś powodu zmieniasz czas z przeszłego na teraźniejszy. Rzuca się w oczy.
    "Dlatego może zdradzić Ci swoją tajemnice już za drugim spotkaniem" - tajemnicę
    "Mam na imię Remigiusz Szczygiełko, urodziłem się ósmego stycznia dwa tysiące dziesiątego roku." - najpierw piszesz, że Remik jest starszy, a po ujawnieniu dat urodzenia wychodzi na to, że jest... dwa lata młodszy od bohaterki? Chyba coś namieszałaś.
    "I z tymi słowami zostawił mnie samą, utwierdzoną w teorii, że coraz mniej należę do mojej rodziny." - zostawiła

    Czy mi się wydaje, czy czytanie w myślach jest nieco nietaktowne? Jeśli mają się przyjaźnić, to bohaterka nie powinna się na nie zgadzać, bo jednak naruszenie prywatności i prawdę powiedziawszy, znając jej myśli Remik może ją skutecznie szantażować albo gorzej, więc... Ale to nie ten rodzaj historii, więc to tylko takie gdybanie xd
    I niby rodzeństwo ma być złośliwe i w ogóle, ale szczerze powiedziawszy nie odczułem, by zachowywali się jakoś bardzo niemile. W sumie to wydaje mi się, że bohaterka trochę wyolbrzymia, szczególnie, że w relacjach rodzinnych można być znacznie bardziej nieznośnym i złym niż to, co póki zostało tu pokazane...
    No i jest magia.
    Zastanowiłbym się jeszcze nad zapisem sms-ów - może kursywa albo coś innego, by nieco mocniej się odcinały od reszty tekstu. Obecnie nie jest źle, ale zawsze można się starać uzyskać większą czytelność dla dobra czytelników.
    Pozdrawiam
  • Sandra 7 miesięcy temu
    A, te myślniki to długa historia, bo jak w Wordzie w jednej linijce jest za mało słów, to je rozdzielasz na dwie linijki

    Pozdrów psa sąsiada

    Przepraszam za daty poprawię po prostu miałam miliony zmian w fabule. Tak, ewidentnie namieszałam, ale to moja specjalność akurat.

    Również pozdrawiam, myślę, że będę jeszcze sto razy zmieniać te rozdziały i te wszystkie literówki w najbliższym czasie :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania