Z magią po sąsiedzku – rozdział 4

Remik

 

Siedziałem w swoim pokoju, w zielonym fotelu pod oknem i robiłem to, co stało się ostatnio moim rytuałem – próbowałem uciszyć głos. Bo on mówił, codziennie stawał się głośniejszy, wyraźniejszy.

„On patrzy. Zobacz, jakie ma dziwne spojrzenie. Ciekawe co myśli, prawda? Przecież potrafisz to zrobić. A może nie potrafisz? Może oni wszyscy będą myśleć coś złego o tobie, a ty jak głupi nic się o tym nie dowiesz. O! Zobacz ją, cóż za krytyczne spojrzenie. To te twoje rude włosy, na stówę, mówię ci. Ludzie nie lubią rudych.”

On mówi od mniej więcej dwóch, może trzech miesięcy. Obraz dokoła się rozmazuje, skupia na jednym punkcie, a ten zachrypnięty głos mówi. Nie tylko to, że ludzie się na mnie patrzą i oceniają. Często wychodzi z założenia, że jest ze mną coś nie tak.

– Remigiusz? – słyszę zza drzwi głos Artura naśladującego babcię. Trochę jestem zły, że przerwał mi tak ważny „rytuał” ale nie mogę się na niego naprawdę złościć.

– Wejdź.

A gdy widzę go z książką i komórką w ręce od razu domyślam się, o co chodzi.

– Marianna?

– Yhm. Proooszę, nie będę przeszkadzać.

Wzdycham krótko. Czasem to ja czuje się jak „ten starszy”.

– Dobra, ale gdy tylko ona skończy, to wracasz do siebie.

– Świetnie.

Kładzie się na łóżko i rozgląda dookoła.

Marianna była naszą gosposią. Nietypową, widzieli ją bowiem tylko magicznie uzdolnieni. Standardowo nie była kolorowa, szary przeplatał się w niej z czarnym i tworzył sylwetkę pulchnej kobiety. Czasem dostawała jakiegoś ataku. Wparowywała wtedy do losowego pokoju i sprzątała wszystko na błysk. Minus był taki, że często zdarzało jej się stłuc z dwa, trzy wazony lub porcelanowe figurki babci. Była jednak bardzo wrażliwa jak na ducha, więc nikt nie miał serca powiedzieć jej, że sprawia kłopot. Nawet Artur, który uchodził tutaj za chodzący odłamek szczerości.

W oknie naprzeciwko dostrzegam Leę. Znowu siedzi z nosem w książce. Czytam urywek z jej myśli.

 

…Stojąca w rogu szafa wyglądała bardzo tajemniczo. Elli nie mogła oczywiście wiedzieć, że jej sekrety nie zostały jeszcze nigdy odkryte, a w środku kryje się tyle różnych czasoprzestrzeni, miała jednak wrażenie, iż mebel świecił. dziwną aurą. Promieniował światłem żółtym, ocieplał, sprawiał, że zapominało się o smutkach. Na przykład o śmierci bliskich osób…

 

Nawet ładnie. To tylko krótki opis, ale dostrzegam w nim tyle z życia codziennego. Jestem z rodziny bardzo magicznej, mama i tata bardzo angażują się w sprawy Londynu. Pod magicznym względem oczywiście. Te wszystkie książki fantasy… Jest w nich tyle niedostrzegalnej prawdy.

Macha do mnie. Jak wyrwany z transu odpowiadam tym samym gestem.

Uśmiecham się łagodnie, a Lea powraca do lektury. Gdy odwracam głowę w stronę Artura, dostrzegam, z jaką ciekawością się mi przypatruje.

– No co?

Nie udziela mi odpowiedz, tylko wstaje i podchodzi. Opiera się o oparcie fotela i spogląda na Leę.

– Ładna. Z profilu przypomina tą wróżkę, która była u babci w tamtym roku. Jak ma na imię?

Rzucam mu proszące spojrzenie. Z doświadczenia wiem jednak, że nie ma sensu się kłócić. On po prostu mówi co myśli i jakkolwiek bym chciał, nie zmienię tego.

– Tamta wróżka była wredna. Lea jest miła.

– Lea?

– Yhm.

– Jak uroczo…

– Odwal się, bo będziesz musiał znaleźć inne schronienie przed Marianną.

Łapie się za serce i z udawaną zgrozą na twarzy grzecznie wraca na swoje miejsce.

– No. A teraz siedź cicho.

W tej kwestii już mnie nie słucha. Siada po turecku i poważnieje.

– Jeśli potrzebujesz człowieka do porozmawiania…

– Kretynie! – przerywam mu rzucając w niego poduszką. – Przestań się wydurniać i wracaj do swojej książki.

– Naprawdę…

– Nie – znowu wcinam mu się w środek wypowiedzi, tym razem ostrzej. Nie mam najmniejszej nawet ochoty na psychologiczne rozmowy ze starszym bratem. Nie, dziękuję. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, dlaczego nie mogę przyjaźnić się z dziewczyną?

– Okej, przepraszam. – Wstaje z łóżka i podchodzi do drzwi. Chyba znajdzie sobie inne ciche miejsce bez ducha sprzątaczki. – Ale… Zaproś ją do nas. Ma intensywny kolor oczu, nie sadzisz? – mówi jeszcze na odchodne.

– Niech cię szlag – szepczę pod nosem, chociaż on nie może tego usłyszeć.

Ma rację. Intensywnie zielone oczy nie dają się łatwo pominąć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Joan Tiger 7 miesięcy temu
    Ładnie malujesz otoczenie. Wielki plus za narrację pierwszoosobową, bo wtedy lepiej wczuć się w bohatera, chociaż w fantastyce to nadal rzadkość. Dobrze się czyta. :)
  • Sandra 7 miesięcy temu
    Dziękuję bardzo :)
  • zsrrknight 7 miesięcy temu
    "Czasem to ja czuje się jak „ten starszy”." - czuję
    "W oknie naprzeciwko dostrzegam Leę. Znowu siedzi z nosem w książce. Czytam urywek z jej myśli." - i znowu pomieszanie czasów...
    "Jestem z rodziny bardzo magicznej, mama i tata bardzo angażują się w sprawy Londynu." - no oczywiście jak magia to Londyn. Pomijam już kwestię tego, że bohater chwali fragment innego opowiadania twojego autorstwa...
    "Nie udziela mi odpowiedz, tylko wstaje i podchodzi." - odpowiedzi
    "Ma intensywny kolor oczu, nie sadzisz? " - sądzisz
    "Intensywnie zielone oczy nie dają się łatwo pominąć." - koślawo. Lepiej zapisać to inaczej

    A myślałem, że Remik ma dobrą relację z bratem, a wychodzi na to, że chyba nie do końca i to w dodatku on jest tym wrednym, przynajmniej w tej sytuacji...
  • Sandra 7 miesięcy temu
    Dzięki, za wyłapane literówki – jak czyta się tan sam tekst po raz piąty trudno jest je zobaczyć.

    Londyn to Londyn, a i tak planuję jeszcze przenieść akcję gdzie indziej.

    Co do tamtego fragmentu, najprawdopodobniej go zmienię, nie pytaj dlaczego dałam z tym tekstem, po prostu ostatnio Word ma zwyczaj usuwanie mi zapisanego teksu (nikt kogo poprosiłam nie potrafił mi naprawić straconych siedmiu rozdziałów 🥲 ) i po prostu już nie ufam mojemu komputerowi na tyle, żeby mieć tylko jedną wersje tekstu. Wstawiam tutaj, myślę, że prędzej czy później czymś zastąpię

    Co do relacji Remika z Arturem – myślę, że to się zmieni, że wydarzenia w przyszłości zupełnie pokręcą relacje bohaterów. Ktoś kogoś pewnie znienawidzi, a ktoś kogoś polubi....
  • PriceB 7 miesięcy temu
    "…To był jeden z tych smutnych czwartkowych ranków. Mgła opatulała małą chatkę w lesie, a ocean niedaleko niej szumiał w rytm płaczu zabłąkanych dusz poukrywanych w czasie. Z fal rozbijających się o brzeg wstawały białe postacie. Piana powoli zamieniała się w sylwetki ludzi – pechowców zatopionych przez toń. Margaret tylko obserwowała całe wydarzenie z okien swojego domu. Z małego piecyka wydobywało się ciepło, herbata w dzbanku pachniała malinami, a fotele czekały na przyjęcie gości…" - ten opis jest super
  • Sandra 7 miesięcy temu
    Zastąpię go pewnie czymś innym, jest tam "żeby było"

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania