Poprzednie częściZakład. Cz.1

Zakład cz.2

Wracaliśmy do domu w ciszy. Już od samego rana postanowiliśmy, że wrócimy. Nie wiem, czy za sprawą poprzedniej wspólnie spędzonej nocy? czy po prostu wolał odwieźć mnie, by uniknąć tego, co przecież było oczywiste. Kochaliśmy się i już teraz nie mieliśmy co do tego wątpliwości. Chociaż każde z nas udawało przed sobą, że to tylko przyjaźń a poprzednia noc była pomyłką, w głębi serca wiedzieliśmy. Jechaliśmy w ciszy, bojąc się cokolwiek odezwać. Zupełnie tak, jakby każde wypowiedziane słowo, miało być dla nas niebezpieczne i w pewnym stopniu tak było. Było niebezpiecznie, a ja nie wiedziałam już co mam teraz zrobić. Miałam mętlik w głowie i to nie za sprawą tego, że muszę zmierzyć się z matką. Za sprawą wszystkich dotąd wydarzeń. To już tam nad wodą, coś się w moim życiu zmieniło, podświadomie zorientowałam się, że zaczynam czuć coś do Łukasza, jednak wciąż walczyłam z tą myślą. I to nie dlatego, że się bałam, chociaż może w gruncie rzeczy to był jeden z wielu powodów. Bałam się, owszem, ale bardziej nie chciałam komplikować nam życie, tym bardziej, że nasi dotychczasowi partnerzy nie zasługiwali na to. Magda z Damianem byli dobrymi ludźmi a my robiliśmy im świństwo.

- Co my teraz zrobimy? - zapytał Łukasz

- Nic. Zapomnimy o tej nocy - szepnęłam patrząc na krajobraz za oknem

Łukasz spojrzał w moją stronę, ale nie odezwałam się. W bocznym lustrze zobaczyłam jego smutną twarz i tak bardzo chciałam być już na miejscu. Pół godziny później zatrzymaliśmy się przed moim domem. Miałam cichą nadzieje, że mama jest w pracy i nie będę musiała z nią rozmawiać, jednak myliłam się. Już po chwili z mieszkania wybiegli przerażeni mama z ojcem i spojrzeli na mnie gniewnie.

- Gdzieś ty się podziewałaś całą noc? czemu nie odbierałaś telefonu? czemu miałaś wyłączony? wiesz jak się o Ciebie baliśmy? - zapytała

- Baliście? pff akurat! - rzuciłam bez słowa ich mijając

- Saro wracaj! jeszcze nie skończyliśmy! - krzyknęła

Jednak ja złapałam Łukasza za rękę i bez słowa poszliśmy się przejść. Nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłam, ale tak bardzo chciałam uniknąć rozmowy z rodzicami. Tym bardziej teraz, gdy byłam na matkę taka zła. Bałam się, że w złości walnę coś przy ojcu a nie byłam pewna, czy on wie o tym, że nie jestem jego córką. Nie chciałam by dowiedział się tego ode mnie. I tu nie chodziło o to, że chciałam w ten sposób ukarać mamę. Nie! po prostu nie chciałam go zranić.

- Nie powinnaś przed nimi uciekać, przecież wcześniej, czy później będziesz musiała z nimi porozmawiać - powiedział spokojnym głosem Luk

- Nie muszę. Mamy wolny kraj. Ja nic nie muszę - powiedziałam rozgniewanym głosem

- Saro! Nie zachowuj się tak - szepnął Luk łapiąc mnie w tali

Zatrzymaliśmy się nad małym jeziorem w parku. Usiedliśmy na ławce i położyłam głowę na jego ramieniu. Teraz nie liczyło się już dla mnie nic. Było mi wszystko jedno, nie chciałam myśleć o Damianie, o nas, o moich rodzicach. Liczyło się to co jest tu i teraz a teraz, siedziałam opierając głowę o Łukasza i starałam się uspokoić. Było mi tak dobrze, czułam się tak bezpiecznie, jak jeszcze nigdy przy nikim.

- Kocham Cię - usłyszałam jego głos

Wstrzymałam oddech i zamknęłam oczy. Miałam mieszane uczucia, tak bardzo bałam się tego.co słyszę a jednocześnie pragnęłam by nie przestawał mówić. Bałam się zranienia innych, a jednocześnie pragnęłam jego ust. Bałam się miłości, a jednocześnie jej pragnęłam. Bałam się mu zaufać a jednak go kochałam. To wszystko zaczynało robić się bez sensu.Ja nie wiedziałam, czy powinniśmy, chociaż chciałam tego równie mocno jak on. Dość! Dość! powiedziałam Doość!! Krzyczałam! W środku cała krzyczałam, bojąc się samej siebie. Nie wiedziałam co teraz powinniśmy zrobić. Nagle Łukasz mnie pocałował, a ja nie wiedziałam co mam teraz zrobić, wiedziałam, że to czyste szaleństwo, tym bardziej dlatego, że byliśmy w parku i w każdej chwili ktoś mógł nas zobaczyć.

- Kocham cię Saro. Nie umiem już z tym walczyć - powiedział przerażonym głosem

- A Magda? przecież ona urodzi twoje dziecko - powiedziałam wystraszona

- Będę na nie płacił, ale nie chce z nią być. Zrozum to ciebie kocham - powiedział

- Nie możemy Luk. Dziecko nie jest winne, nie powinno cierpieć za nasze winy - szepnęłam

- A czy powinno wychowywać się w domu bez miłości? czy powinno być jedynym powodem który trzyma przy sobie dwojga ludzi?- zapytał patrząc mi prosto w oczy

Chciałam mu odpowiedzieć, ale zabrakło mi argumentów.Miał rację, nie powinno, ale nie chciałam być tą, która rozbija mu rodzinę, nie potrafiłam. Nagle za nami usłyszeliśmy znajomy głos, odwróciliśmy się i spojrzeliśmy na Damiana.

- Co wy tu robicie? - zapytał przerażony

- To nie tak - szepnęłam nie spuszczając wzroku z Łukasza

- Wy się spotykacie? coś was łączy? - zapytał zaskoczony

Chciałam zaprzeczyć, skłamać, ale nie miałam już na to siły. Nie odpowiedziałam. Spojrzałam na Łukasza i czekałam na jego jakiekolwiek słowa, na coś, co mogło by spowodować, że Damian by nam uwierzył, ale nic takiego się nie stało. Ba Łukasz nawet nie próbował zaprzeczać, zupełnie jakby fakt, że Damian się o nas dowie, był mu na rękę. O nas? przecież tak naprawdę nas nie było. Była tyko jedna wspólnie spędzona noc, nic więcej. Jednak, czy naprawdę nie łączyło nas nic więcej? czy nasze relację nadal są czysto przyjacielskie? nie, z całą pewnością nie.

- Damian daj sobie to wytłumaczyć - szepnęłam próbując jeszcze raz z nim na spokojnie porozmawiać

- Co chcesz mi tłumaczyć? - zapytał

- Daj spokój. Oni mają prawo wiedzieć - odezwał się Łukasz

Damian spojrzał na mnie smutnym wzrokiem i nie czekając za moimi słowami, pobiegł do domu. Chciałam go zatrzymać, porozmawiać z nim, ale nie biegałam tak szybko jak on. Postanowiłam iść do niego i z nim szczerze porozmawiać. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć i jak porozmawiać z nim, by go nie zranić, ale przecież zasługiwał na szczerą rozmowę. Nie odezwałam się do Łukasza nawet słowem, chłopak postanowił mnie odprowadzić do Damiana, bo nie chciał bym szła po mieście sama. Jednak coraz bardziej byłam na niego złą, tego się po nim nie spodziewałam.

 

Miałam mętlik w głowie. Nie chciałam go zranić a tym bardziej zdradzić a jednak to zrobiłam. Teraz natomiast stałam skulona przed drzwiami jego domu i traciłam całą pewność siebie. Ja, ta która zawsze lubiła być w centrum uwagi, zawsze miała ostatnie słowo i nigdy niczego się nie bała, teraz nie wiedziałam jakimi słowami miałabym go przeprosić no i jeszcze ten Łukasz, który dzisiaj stracił całe moje zaufanie.Zadzwoniłam kolejny raz, czekając aż ktoś mi otworzy. Po chwili usłyszałam zbliżające się kroki i drzwi otworzyły się.

- Czego chcesz? - usłyszałam głos Damiana

- Pogadać - odpowiedziałam

Chłopak przyjrzał się mojej przerażonej twarzy i nieśmiało się uśmiechnął.

- Okej, ale w cztery oczy - powiedział patrząc na Łukasza

Luk zrobił wyraz twarzy pełnej bólu i odszedł, a ja weszłam do byłego mieszkania a może nadal obecnego chłopaka? Miałam cichą nadzieje, że tak.

- Luk ja nie wiem jak do tego doszło, serio. Po prostu tyle się dzieje w moim życiu, że czuje się skołowana. Po tym jak dowiedziałam się od matki, że nie jestem prawdziwą córką ojca, po prostu się załamałam. Z Łukaszem pojechaliśmy do chatki w lesie, w nasze ulubione miejsce i tam próbowałam dojść do siebie. Niestety była burza, której się przeraziłam i postanowiliśmy przeczekać w pensjonacie.Wypiliśmy za dużo i stało się - powiedziałam skruszona

- Kobieto pomyślałaś o mnie? o Magdzie i jej dziecku? - zapytał rozzłoszczony

- To jest ich sprawa nie sądzisz? - szepnęłam próbując się bronić

- Nie moja Droga, moja również, bo to moja kuzynka - powiedział

Usiadł na tapczanie, a ja usiadłam obok niego.Spuściłam wzrok i nie wiedziałam już co powinnam zrobić.

- Zależy Ci na mnie? - zapytał nagle

Spojrzałam mu głęboko w oczy i zawahałam się. Szczerze, to ja już sama nie wiedziałam co do niego czuje, czy go kocham? czy chcę z nim być? czy jestem przy nim jeszcze szczęśliwa. No i szkoła. Co powiedzą na niego moi przyjaciele? przyjaciele? ha! Banda rozpuszczonych gówniarzy, którzy uważają się za dorosłych.

- Nie odpowiedziałaś - jego smutny głos sprowadził mnie na ziemię

- Tak - powiedziałam niepewnym głosem

- A kochasz Łukasza? - znów usłyszałam pytanie

Chociaż moje serce chciało krzyczeć tak, chciało się wyrwać i biec za nim, chciało jak najszybciej opuścić to mieszkanie, nie zrobiłam tego.Spokojnym głosem odpowiedziałam krótkie nie, doskonale zdając sobie sprawę, ze kłamię.

- W takim razie zapomnijmy o tym co się stało. Tylko pod jednym warunkiem, zerwiesz kontakt z Łukaszem, albo przynajmniej ograniczysz go do minimum, gdy będziemy spotykać się z całą czwórką - powiedział

Na ton jego głosu zadrżałam, a właściwie przez to, co mi powiedział. Jak? jak miałam zerwać znajomość z kimś, kogo tak bardzo lubiłam, z kimś, przy kim czułam się wyjątkowa, kogo znałam tak dobrze? jak miałam wytrzymać, chociaż dobę bez jego uśmiechu, spojrzenia? to było przecież nierealne. Tak bardzo nierealne, że na samą myśl o tym, moje ciało wyło z bólu.

- chyba zwariowałeś? - wybuchłam złością

Damian spojrzał a mnie zaskoczony, a ja gwałtownie podniosłam się z tapczana.

- Nie zerwę z nim kontaktu! jak w ogóle możesz mi to robić? jak możesz mi kazać wybierać? pogięło cię? on jest dla mnie bardzo ważny! nie zerwę nim! - wrzasnęłam na całe gardło

Nie czekając na jego słowa, po prostu przerażona wizją życia bez Łukasza wybiegłam z mieszkania i skierowałam się prosto do domu jego domu, z nadzieją, że tam go zastanę.

Biegłam ile sił w nogach, byłam przerażona i roztrzęsiona jednocześnie. Bałam się, tak bardzo się bałam a wizja życia bez Łukasza nie chciała dać mi spokoju, prześladowała mnie, zupełnie tak, jakby chciała dać mi do zrozumienia, że powinnam się z nią oswoić. Bzdura! to mój strach płata mi figla i tyle, wmawiałam sobie. Gdy już stałam pod drzwiami przyjaciela, zapukałam, ale nikt nie otworzył. Pociągnęłam za klamkę a drzwi, okazały się być otwarte, bez namysłu weszłam do domu i zaczęłam biegać po jego mieszkaniu, gorączkowo poszukując go. Wbiegłam do jego sypialni i zamarłam. Łukasz leżał w łóżku z Magdą, bez ubrań i z początku nie zauważyli mojej obecności. Stałam tak chwilkę, nie mogąc się nawet poruszyć, widok ich szczęśliwych, nagich w znaczącej pozycji sprawił mi tyle bólu, że nie miałam siły oddychać, poczułam jak kuję mnie serce, a po chwili na mojej twarzy znów poczułam uderzenie gorąca.

- Łukasz - odezwałam się słabym głosem

- Sara! Co ty tu robisz? - usłyszałam jego przerażony głos

Po chwili upadłam na podłogę, tracąc przy tym przytomność.

 

Otwierałam oczy bardzo powoli, wszystko wydawało mi się takie białe i obce. Nade mną stała pielęgniarka a na małym stojaku wisiała kroplówka. Dopiero teraz zrozumiałam, że jestem w szpitalu. Chociaż próbowałam przypomnieć sobie, co się stało, obraz

wydawał mi się taki mglisty i nie wyraźny. Pękała głowa, utrudniając mi myślenie. Na końcu sali, obok lekarza stali przerażeni moi rodzice, a ja nagle zrobiłam się tak bardzo senna, że z trudem powstrzymywałam się, by nie zamknąć oczu, nagle ponownie odpłynęłam w sen.

 

Po jakimś czasie ponownie otworzyłam oczy. Sala była pusta, cicha i ciemna. Na półce leżała moja komórka, a ja z trudem miałam siłę by ją sięgnąć. Bolało mnie całe ciało, a ja nie rozumiałam dlaczego. Obraz Łukasza przeleciał przez moją głowę i nagle wszystko sobie przypomniałam. To jak ich zobaczyłam, to jak upadłam i jego ostatnie słowa. - Wezwij Karetkę- Jego głos wydawał się taki przerażony, taki wystraszony, taki odległy. Chociaż tak bardzo chciałam się wtedy odezwać, tak bardzo chciałam z nim porozmawiać, nie mogłam. Teraz natomiast leżałam w białej sali, czując w głowie ogromny mętlik. Nie chciałam tu być. Najchętniej wyszłabym nawet teraz w środku nocy, byle opuścić to ponure miejsce. Jak on mógł mi to zrobić? jak mógł mnie tak potraktować? teraz interesowało mnie tylko to, co wtedy wydarzyło się między nami. Przypominałam sobie jego czułe pocałunki, delikatny głos i wszystkie wspólnie spędzone chwili. Straciłam go. Od dawana a właściwie od zawsze nie miałam u niego szans. On z Magdą tworzyli szczęśliwą rodzinę, która niedługo miała się powiększyć, a ja z całą odpowiedzialnością, próbowałam ją rozwalić. Po co? by pozostać na lodzie? by poczuć się jak zwykła, tania dziwka? tak właśnie takie miałem teraz o sobie zdanie. Nagle uderzyło we mnie jedne wspomnienie. Moi rodzice, oni byli tu razem. Rodzice? czyżby ojciec o niczym nie wiedział? nagle drzwi otworzyły się, a ja zobaczyłam w nich zatroskaną twarz ojca.

- Jesteś tu? - zapytałam słabym głosem

- Córeczko my z mamą byliśmy tu cały czas. Z trudem wygoniłem ją do domu. Tak bardzo nas przestraszyłaś - powiedział siadając na łóżku obok mnie

- Co się właściwie stało? - zapytałam oszołomiona wszystkimi wydarzeniami

- Podobno zemdlałaś u Łukasza. To on wezwał karetkę, on zadzwonił do nas i do Damiana - wytłumaczył ojciec

- Damian też tu był? - zapytałam

- Jest, Jesteś zbyt słaba by nas do Ciebie wszystkich wpuszczono. Jutro rano będzie coś więcej wiadomo. Teraz śpij. Wrócimy rano - powiedział tata, całując mnie w czoło

Gdy byłam mała uwielbiałam gdy to robił. Zawsze to on, całował mnie na dobranoc, zawsze to on, spędzał ze mną więcej czasu. Drzwi od sali zamknęły się, a ja znów zostałam sama. Przypomniałam sobie słowa ojca i poczułam na policzku zagubioną łzę. Oni wszyscy tam byli, a ja nie mogłam się z nimi zobaczyć. Nie byłam pewna tylko, co do jednej osoby. Owszem zawiadomił karetkę, ale nie wiedziałam, czy nadal tam był. O Damianie powiedział mi ojciec, ale czy Łukasz też się o mnie martwił? tego nie byłam już pewna. Drzwi ponowie otworzyły się i zobaczyłam w nich, uśmiechnięta twarz pielęgniarki, zmieniła mi kroplówkę i ponownie zostałam sama. Nie lubiłam szpitali bo zawsze strasznie mi się w nich nudziło, nigdy nie miałam co robić a w dzieciństwie przebywałam w nich bardzo często.Spojrzałam na kroplówkę i dla zabicia czasu postanowiłam liczyć spływające krople. Jeden, dwa, trzy na czwartej oczy już zrobiły się mniejsze i popadłam w błogi sen.

Obudziło mnie jakieś szuranie, otworzyłam oczy i zobaczyłam starszą kobietę z pistoletem w dłoni.

- Dzień dobry- szepnęłam zaspanym głosem

- Dzień dobry - uśmiechnęła się i po chwili opuściła salę

Leżałam na sali sama, co nie bardzo mi się podobało. Nie miałam szans na jakąkolwiek rozmowę a leżenie i gapienie w sufit, średnio mi się podobało. Miałam nadzieje, że dziś zostanę wypuszczona do domu, albo chociaż przydzielą mi jakąś lokatorkę. Pomału wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę korytarza. Chciałam się uczesać i jakoś

doprowadzić do porządku. Na środku korytarza stał młody chłopak, a ja doskonale wiedziałam, czyj to był głos.

- Jak to nie mogę do niej wejść? - kłócił się z pielęgniarką

- Proszę poczekać do obchodu. Na razie nie można. Proszę zrozumieć- z daleka usłyszałam głos kobiety

- Łukasz! - krzyknęłam słabym głosem

Chłopak spojrzał w moją stronę, a ja do niego się uśmiechnęłam. Powolnym krokiem, chwiejąc się na nogach ruszyłam w jego kierunku. Nie miałam pojęcia dlaczego do niego idę, ale nie potrafiłam inaczej. Skoro od samego rana był w szpitalu, to chyba znaczyło, że mu na mnie zależy? miałam przynajmniej taką nadzieje. Po dobrych pięciu minutach byłam już przy nim, chociaż nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, czułam, że dzieje się ze mną coś dziwnego.

- Co ty tu robisz? - szepnęłam z trudem wypowiadając te słowa

- Martwiłem się. Nie wiedziałem co się z Tobą stało, jak się czujesz? - zapytał z troską w głosie

- A interesuje cię to? - zaatakowałam go, czując narastający ból

- Inaczej by mnie tu nie było - odpowiedział spokojnym głosem

- Myślałam, że ci na mnie zależy - szepnęłam zrezygnowana

Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale nie miałam jak. Znów poczułam jak pocą mi się dłonie i ponownie zakołowało mi się w głowie. Chłopak to chyba zauważył, bo zdołał mnie w ostatniej chwili złapać.

 

Zerkałam raz na rodziców, raz na lekarza i czułam strach. W mojej głowie pojawiły się najgorsze myśli, a serce nie potrafiło się uspokoić.

- Panie doktorze co z naszą córką? co jej dolega? - pierwsza odezwała się mama

Lekarz spojrzał na nas poważnym wzrokiem, a ja domyślałam się najgorszego. Znów to samo, przeszło przez moją myśl. Jeżeli cała historia z dzieciństwa miała się

powtarzać, nie chciałam już żyć. Nie zniosłabym tych wszystkich szpitali i tego czekania.

- Państwa córka już kiedyś miała problemy z sercem, prawda? - zapytał lekarz

- Tak, gdy miała pięć lat. Panie doktorze to coś z sercem? - zapytał ojciec wstrzymując oddech

- Przepadaliśmy serce i wszystko jest dobrze. Sądzę, że to po prost stres i przemęczenie, ale chciałbym jeszcze poobserwować ją z pół dnia. Jeżeli po południu jej stan będzie dobry, wypiszemy ją - powiedział uśmiechając się do mnie

Odwzajemniłam uśmiech, uradowana tą wiadomością. Stres- było to bardzo realne, szczególnie teraz, gdy tyle było na mojej głowie. Tylko jak miałam się nie stresować? czy było to w ogóle możliwe w moim przypadku? z całą pewnością nie. Lekarz opuścił salę, a ja zostałam sama z rodzicami. Chociaż nie mogłam patrzeć na matkę, cieszyłam się, że jest przy mnie. Nagle do sali wszedł jakiś obcy mężczyzna a tata wyszedł za nim.

- Mamo czy to jest? - ne dokończyłam

- Nie myśl o tym teraz. Musisz odpoczywać, mniej się stresować - powiedziała głaszcząc mnie po policzku

- Słyszałam twoją rozmowę mamo. Czy to prawda? czy on nie jest moim ojcem? - zapytałam, ledwo przepuszczając to słowo przez gardło

Matka spojrzała na mnie wystraszona i spuściła wzrok. Chyba nie bardzo wiedziała co ma teraz powiedzieć, albo zwyczajnie nie chciała mnie denerwować.

- Słyszałaś lekarza? nie wolno ci się stresować - powiedziała podenerwowanym głosem - To dlatego uciekłaś? - zapytała po chwili

- Tak mamo - odpowiedziałam - Czy on wie? czy wie, że nie jest moim ojcem?- spytałam

- Tak córeczko wiem o tym i nie ma to dla mnie znaczenia - odpowiedział tata, wchodząc do sali - Owszem rozstaliśmy się. Twoja mama ma prawo do układania sobie życia, ja jestem szczęśliwy z Patrykiem, ale zawsze to Ty będziesz dla nas najważniejsza. Cokolwiek się stanie, cokolwiek się wydarzy, to Ty będziesz dla nas na pierwszym miejscu. Kochamy cię - skończył ojciec, uśmiechając się

- Ja was tez kocham. Tylko, że teraz to wszystko jest takie skomplikowane - powiedziałam zamyślona - Zdradziłam Damiana - szepnęłam cicho

Oboje spojrzeli na mnie zaskoczonym wzrokiem, a ja nie wiedziałam co mam im powiedzieć. Nie wiedziałam jak mam wytłumaczyć to Damianowi, nie wiedziałam nawet, czy mi wybaczy. Nie wiedziałam już nic

- Chyba już ci wybaczył, skoro cały czas przebywa w szpitalu- zaśmiała się mama, wpuszczając go do sali,

Rodzice wyszli, zostawiając nas samych. Damian podszedł do mnie i pocałował w policzek na przywitanie, usiadł na krzesełku i złapał moją dłoń.

- Kochanie Przepraszam cię. Masz rację, nie powinienem tak reagować. Nie powinienem dawać ci ultimatum. Po prostu mnie zraniłaś. Ale kochanie chcę byśmy dali sobie kolejną szansę. Czy to prawda, że to tylko stres? - zapytał nie spuszczając ze mnie wzroku

Kiwnęłam głową i wypuściłam powietrze z płuc. Tak bardzo się bałam tego, co mi powie, ale teraz czułam już tylko ulgę.

- Nie strasz mnie tak więcej, proszę - szepnął ze złami w oczach

Pocałował mnie a następnie wyszedł, twierdząc, że potrzebuje odpoczynku. Długo leżałam, gapiąc się w sufit. Nie wiedziałam, czy Damian wybaczył mi bo naprawdę tego chciał, czy dlatego, bym się nie denerwowała. No i nie wiedziałam, czy ja także tego chcę, już niczego nie wiedziałam.

 

Około godziny piętnastej do sali weszli rodzice z wypisem w ręku. Nie miałam zbyt dużo pakowania, bo nie miałam przy sobie prawie nic.Pożegnałam się z lekarzem i pielęgniarkami i wyszliśmy ze szpitala. Na dworze padał delikatnie deszcz, a ja miałam ochotę skakać i tańczyć, tak bardzo brakowało mi świeżego powietrza a nie tylko zapachu szpitala i lekarstw. Uśmiechając się do rodziców, weszłam do auta taty i pojechaliśmy do domu.

- Kochanie mamy dla ciebie niespodziankę - zaśmiała się mama

Kilka minut później podjechaliśmy pod dom, który wydawał się niemal wymarły. Wyszłam z auta i weszłam do mieszkania a tam

- Niespodzianka! - usłyszałam głos przyjaciół

W mieszkaniu znajdowali się:Damian, Łukasz, Magda, moje koleżanki z klasy i kilku innych znajomych.

- Tak się o Ciebie martwiliśmy! - dopadła mnie Magda, mocno ściskając

Chociaż czułam się strasznie zmęczona, nie chciałam dać tego po sobie poznać. Przygotowali to wszystko, ucieszyli się, więc nie chciałam popsuć im wszystkiego. Chociaż mama nie była tym zachwycona, włączono muzykę i zrobiła się z tego, całkiem fajna imprezka. Wszystkie laski z mojej klasy świrowały do Łukasza a on wpatrzony był tylko w Magdę. Z jakąś godzinę później wyszłam na dwór, odetchnąć świeżym powietrzem.

- Co tu robisz sama?- zapytał ojciec podchodząc do mnie

- Chciałam pobyć trochę na dworze. strasznie tam tłoczno - zaśmiałam się.

- Słuchaj. A może zechciałabyś poznać Patryka? to dla mnie bardzo ważne. Nie mówię, że teraz. Po prostu jak się lepiej poczujesz - powiedział cichym głosem

- Owszem z miłą chęcią. Dla Ciebie wszystko tato - szepnęłam mocno się do niego przytulając

Po chwili tata odszedł, a ja znów zostałam sama. Odprowadziłam go wzrokiem i pomachałam mu, gdy wsiadał do samochodu.

- Pojechał już? - usłyszałam cichy głos Łukasza

- Tak pojechał - odezwałam się, patrząc mu prosto w oczy

- Jak się czujesz. Jak znosisz ich rozstanie? - dopytywał się

Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Nie chciałam mu na to odpowiadać, bo tylko on mógłby poznać prawdę. Chociaż cały czas udawałam, że się pogodziłam z ich rozstaniem, tak naprawdę chciało mi się wyć.

- Przepraszam cię. Przepraszam, jeżeli dałem ci jakieś nadzieje. Przepraszam jeżeli cię zraniłem. Magda urodzi moje dziecko, nie potrafię ich zostawić - powiedział unikając mojego wzroku - Saro, czy jest szansa byśmy się nadal przyjaźnili? by było jak zawsze?- zapytał, a w jego oczach ujrzałam łzy

Spojrzałam mu głęboko w oczy i wzięłam głęboki wdech, za wszelką cenę chciałam się uspokoić, by nie zdradzić mu swoich emocji..

- Nie, przykro mi, ale nie - szepnęłam wchodząc do środka.

 

Do mieszkania weszłam pewnym krokiem, nawet na chwile się nie odwracając. Nie chciałam dać po sobie poznać tego, jak bardzo dużo kosztowała mnie ta decyzja, jak bardzo trudno było mi przekreślić naszą przyjaźń. Nie, to przecież nie ja ją przekreśliłam a on, on a właściwie my oboje, tamtej nocy w pensjonacie. Chwilę po mnie, do mieszkania wszedł Łukasz, miał czerwone oczy, które zdradzały fakt, że płakał. Wszedł tylko na krótki moment, by zabrać z mieszkania Magdę. Chociaż dziewczyna podejrzewała, że coś między nami zaszło, nie zadawał pytań, zapewne unikając kłopotliwej sytuacji. Chwilę później podeszli do mnie Magda z Damianem, informując mnie, że muszą iść. Pożegnaliśmy się tradycyjnie buziakiem w policzek a ja zobaczyłam w jego oczach ból.

- Przepraszam - szepnął mi na ucho

Kiwnęłam głową, nie odpowiadając. Zabrakło mi słów, nie chciałam, nie potrafiłam w tej sytuacji z nim rozmawiać. Kilka chwil później wyszli, zamykając za sobą drzwi. Damian zorientował się chyba co się stało, bo poprosił zebrane towarzystwo o opuszczenie mojego mieszkania, pod pretekstu mojego odpoczynku. Chociaż nie było im to na rękę, nikt nie protestował. Jakieś nie całe pół godziny później z mieszkania wyszła ostatnia osoba, a ja zostałam tam tylko z mamą i Damianem.

- Tata już pojechał? - zapytała wchodząc do salonu

- Już dawno. Spieszyło mu się - powiedziałam nie spuszczając z niej wzroku

- Saro wiem, że to nie jest najlepszy moment, ale ktoś chciałby się z Tobą spotkać - powiedziała

Przyjrzałam się uważnie jej zatroskanym oczom i poczułam dziwny strach. W głębi serca wiedziałam, kto tam na mnie czeka. Złapałam Damiana mocno za rękę i powolnym krokiem, poszłam z mamą do jej pokoju. W pokoju stał znajomy mi już facet, chociaż nie wiedziałam jak ma nawet na imię, widziałam go już drugi raz i zdawałam sobie sprawę z tego, że ten pan jest moim ojcem.

- Saro to twój ojciec- powiedziała mama, nie spuszczając ze mnie wzroku

Zapewne bała się, że to mi znowu zaszkodzi. Bała się, że stres spowoduje moje kolejne osłabnięcie. Skoro tak było, to dlaczego nie zaczekali? dlaczego przysparzali mi kolejny stres? no dlaczego?

- Córeczko nic nie powiesz? nie przywitasz się? - zapytał, a w jego głosie panował strach

- Mam już ojca. Nie potrzebnie pan przyszedł. Mama panu nie powiedziała, że powinnam unikać stresu? - zapytałam, patrząc na matkę

- Powiedziałam kochanie. Nawet prosiłam by zaczekał, ale nie chciał słuchać- zwróciła się do mnie - Idź już, wyjdź! - krzyknęła otwierając mu drzwi

Mężczyzna niemal spiorunował ją wzrokiem a jego rozszerzone oczy, nie kryły zaskoczenia.

- Kochanie! Kochanie proszę uspokój się! - powiedział podchodząc do matki.Wydawało mi się, że tylko na niej mu zależy a nie na mnie. Tylko jej dobro go obchodziło a nie moje.

- Saro chodźmy już - odezwał się nagle Damian

Nie czekając na moją reakcję, złapał mnie za rękę i niemal siłą wyprowadził z mamy pokoju. Zamiast skierować się do mojego pokoju, poszliśmy na dwór. Jedyne czego teraz potrzebowałam to ciszy i świeżego powietrza. Usiedliśmy na ławce w ogrodzie i mocno się wtuliłam w ramiona Damiana.

- Miałeś rację, nie mogę się z nim przyjaźnić. Powiedziałam mu o tym - szepnęłam patrząc w dal

- Nie rozmawiajmy o tym teraz. Nie powinnaś się stresować, nie powinnaś denerwować- powiedział zamykając oczy - Wyjedźmy. Wyjedźmy stąd. Możemy jechać nad morze, tam gdzie nie dawno byliśmy - powiedział z nadzieją w głosie

Chociaż propozycja wydawała się bardzo kusząca, nie mogłam. Nie mogłam? czy raczej nie chciałam? Chyba jednak nie chciałam. To miejsce przypominałoby mi o Łukaszu i wspólnie spędzonym z nim chwilami. Jeżeli miałam się nie stresować, nie denerwować to musiałam unikać takich miejsc, złych emocji.

- Nie mogę - powiedziałam - Może jak nabiorę siły, na razie nie mam ochoty - dodałam przepraszającym głosem.Damian nic nie odpowiedział. Odprowadził mnie do mieszkania, po drodze minęliśmy tego pana

- Kiepsko zaczęliśmy. Przepraszam - zwrócił się do mnie

- Dobranoc - szepnęłam mijając go na schodach

Damian odprowadził mnie do drzwi i pożegnaliśmy się. Byłam tak bardzo zmęczona, że marzyłam tylko o głębokim śnie. Odprowadziłam go wzrokiem i gdy zniknął mi w ciemności, zamknęłam za nim drzwi. Z pokoju mamy usłyszałam jej cichy płacz.Nie wiedziałam co się stało, zaniepokoiło mnie to.

- Mamo w porządku? - zapytałam, wchodząc do środka

Mama zerwała się na równe nogi i w pośpiechu otarła łzy, nie zdążyła i tak już wiedziałam, że płakała.

- Dlaczego płaczesz? - zapytałam, głaszcząc ją po plecach

- Rozstaliśmy się. Dopiero dziś zobaczyłam jakim jest egoistą - powiedziała ledwo powstrzymując łzy

Spojrzałam na zdjęcie Oskara, które stało na półce i zamknęłam oczy, tak bardzo tęskniłam za bratem.

- Tęsknie za nim - szepnęłam patrząc na fotografię

- My z tatą też. Jednak mamy Ciebie i jesteś jedynym powodem dla którego musimy żyć dalej - powiedziała - Kochanie powinniśmy chyba wyjechać. Dostałam pracę - szepnęła ściszonym głosem

 

- Chyba oszalałaś! - krzyknęłam piorunując ją wzrokiem - Ja nigdzie nie jadę! - oznajmiłam mojej matuli, nie dopuszczając jej do słowa.

Matka przez kilka minut nie spuszczała ze mnie wzroku, zapewne oceniając sytuację. Nie wiedziałam dlaczego tak się zachowuje, dlaczego wciąż przysparza mi coraz to więcej stresu, chociaż lekarz uprzejmie poinformował nas, bym żyła spokojniej. Tylko jak? no jak mam się nie denerwować, skoro wiecznie jest coś nie tak? w mojej głowie panował chaos a krew w żyłach zaczęła niebezpiecznie pulsować. Za nic w świecie się stąd nie ruszę, jak chcę jechać niech jedzie sama, pomyślałam.

- Chyba się nie zrozumieliśmy moja panno - powiedziała rozzłoszczona matka - Ja się Ciebie o zdanie nie pytałam, to była raczej informacja, W przyszłym tygodniu wyjeżdżamy - oznajmiła wychodząc z pokoju.Jeszcze czego - pomyślałam.

- Jesteś Egoistką! Cholerną egoistką, która myśli tylko o sobie! Ciągle przysparzacie mi nowe zmartwienia i nigdy się mnie o zdanie nie pytacie! - krzyknęłam rzucając w drzwi książką.Na nic zdał się mój protest bo mama już od kilku chwil była za drzwiami.Nie, nie, nie! nigdzie nie wyjadę, nawet jeżeli miałabym zostać tu sama, ja nigdzie nie wyjadę i koniec. Przecież mam tu szkołę, przyjaciół, chłopaka. Dlaczego mama chciała mi to wszystko odebrać? czy przeżyty zawód miłosny to powód, by unieszczęśliwić córkę? upadłam na łóżko i chociaż próbowałam z tym walczyć, przegrałam. Złe emocje okazały się silniejsze i rozpłakałam się.Po kilku minutach, gdy już chyba wylałam wszystkie łzy, zawstydzona swoją słabością, wstałam i pozbierałam się z podłogi. Postanowiłam działać i miałam już pewien plan. Była późna godzina, więc postanowiłam dzisiaj sobie darować i udałam się do swojego pokoju. Gdy otworzyłam drzwi, na moim łóżku siedziała mama.

- Co tu robisz? - zapytałam trochę łagodniej

- Nie widać? patrzę na waszą fotografię - odpowiedziała - A tak w ogóle jak się czujesz? - zapytała, nie spuszczając ze mnie wzroku

- Nic mi nie jest - szepnęłam - Powiedz mi, dlaczego nigdy nie liczycie się z moim zdaniem? - spytałam

Mama nie spuszczała ze mnie wzroku, a w jej oczach zobaczyłam zdziwienie i strach.

- Rozwód z Tatą, poznanie mojego ojca a teraz ta cholerna wyprowadzka! Czy ktoś w tym całym zamieszaniu, chociaż raz zapytał się mnie o zdanie? nie. Tylko Wy, Wy, Wy. Tęsknie za bratem, przynajmniej jemu na mnie zależało - powiedziałam, gdy matka

opuszczała mój pokój

- Porozmawiamy jutro. Dobranoc- szepnęła wychodząc

Upadłam na wielkie łóżko, wzięłam fotografię brata do ręki i mocno przytuliłam ją do piersi. Tak bardzo za nim tęskniłam a najgorsze było to, że obraz jego twarzy z każdym kolejnym dniem, rozmazywał się coraz bardziej. Bałam się, że pewnego dnia obudzę się z świadomością, że nie pamiętam własnego brata. Zamknęłam oczy i próbowałam przypomnieć sobie chociaż jeden fragment z naszych wspomnień, nadaremnie. Nagle, zupełnie niespodziewanie przypomniała mi się rozmowa z Jolką i znów mimowolnie

zastanowiłam się, gdzie jest ich dziecko? co się z nim stało? czy to prawda? czy obraz idealnego brata mógł być tak bardzo mylny? tak bardzo różniący się od obrazu idealnego ojca? partnera? czy to on, czy narkotyki, które zażywał, uczyniły z niego potwora? nie wiedziałam. Nie wiedziałam też, czy kiedykolwiek uda mi się dowiedzieć co z dzieckiem? przebaczyć dawnej przyjaciółce i się z nią pogodzić, nie wiedziałam też, czy kiedykolwiek zmienię nastawienie do brata, bo przecież w stosunku do mnie był najlepszy ma całym świecie, troskliwy, czuły. Nie pamiętam, czy chociaż raz podniósł na mnie głos. Zawsze starał się mówić cicho i spokojnie. Nie rozumiałam jak to jest, że obraz jego twarzy zamazywał się, a tak doskonale zapamiętałam jego zachowanie, miłość do siostry i najmniejsze nawet gesty. Czy to wytwór mojej wyobraźni? Tej nocy długo jeszcze rozmyślałam, starałam sobie wszystko poukładać, przypomnieć, bez skutku. Nawet nie wiem kiedy, oczy zaczęły robić się coraz cięższe i wpadłam w objęcia Morfeusza.

 

Rankiem nic nie wydawało się lepiej, wręcz przeciwnie. Moje oczy były podpuchnięte, przez mało przespaną noc.Pękała mnie głowa od tłoku myśli i jeszcze ta podświadomość mówiąca mi, że wkrótce stracę wszystkich, na których mi zależy. Wstałam, skoczyłam do toalety, wzięłam szybką kąpiel, umyłam zęby, uczesałam się i ubrałam. Po codziennych czynnościach zeszłam do kuchni, która była pusta i usiadłam przy stole, Na stole znajdowała się mała kartka, informująca mnie, że mama musiała gdzieś wyjść i że śniadanie muszę tylko włożyć na patelkę, bo zapewne wystygło. No pięknie - szepnęłam. Chociaż mieliśmy porozmawiać, dobrze przeczuwałam, że tak będzie. Wyszła a właściwie uciekła, wystraszona naszą zapowiadającą się rozmową, cała ona. Zawsze wolała uciekać od problemów, niż się z nimi zmierzyć. W małżeństwie moich rodziców, robili tak samo. Mama jak i mój ojciec bali się szczerych rozmów, które dla mnie są fundamentem udanego związku. Z całą pewnością to dlatego się rozstali. Nie miałam czasu, czekało mnie dzisiaj tyle do załatwienia, tyle spraw, że nie wiedziałam, czy zdążę chociaż na chwile zwolnić tępa. Chociaż głos rozsądku podpowiadał mi, bym zwolniła i zatrzymała się, bym wzięła mniej na głowę, bo znów mogę wylądować w szpitalu, czas działał na moją nie korzyść. Wyjęłam z patelki naleśniki i po zjedzonym śniadaniu, wykręciłam numer ojca. Chociaż obawiałam się, że jest w pracy, nie miałam innego wyjścia.

- Cześć córeczko, stało się coś? - usłyszałam jego przejęty głos

- Będziesz miał dla mnie chwile czasu? chciałabym z Tobą porozmawiać - szepnęłam niepewnie

- Może wspólny obiad ? Wpadnij po mnie do pracy. Jakoś około południa, gdzieś o dwunastej będę miał wolne - powiedział z niepokojem - Córeczko, ale na pewno wszystko dobrze? może się źle czujesz? - dopytywał się

- Nie tato. Na pewno wszystko jest okej. Do zobaczenia - szepnęłam rozłączając się.

Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę ósmą, trzydzieści. Spokojna, że mam trochę czasu, poszłam do pokoju i zaczęłam w głowie obmyślać plan. Nagle zapaliło się w mojej głowie alarmujące światło i wykręciłam znajomy numer.

- Cześć Saro - usłyszałam kobiecy, smutny głos.

 

Z Jolką umówiłam się za pół godziny w parku, chociaż nie wiedziałam, czy nasze spotkanie okaże się dobrym pomysłem.Wczorajsza noc nie chciała dać mi spokoju. Dobrze znałam samą siebie i wiedziałam, że dopóki nie dowiem się co z dzieckiem mojego brata, nie zaznam ani chwili spokoju. Nie tyle chciałam to zrobić dla niego, co dla Joli i samej siebie, no bo przecież jeżeli to dziecko znajduję się w jakimś domu dziecka, albo u niej, jestem jego ciocią i mam moralny obowiązek się z nim zobaczyć. Nie tyle obowiązek, co prawo i cholerną chęć poznania mojego bratanka, bratanicę. Jakiejkolwiek byłoby płci, jest moją rodziną i bardzo chciałabym to dziecko poznać. Wyszłam z domu, zamykając drzwi na klucz i skierowałam się w stronę parku, chociaż miałam jeszcze trochę czasu, postanowiłam spędzić ten czas na dworze i pospacerować, by zebrać myśli. Bałam się tego spotkania, ale chyba najbardziej bałam się przyznać sama przed sobą, że się boję. To wszystko zaczęło wydawać się mi już bezsensu, ale skoro zrobiłam pierwszy krok, nie mogłam się już wycofać. Szłam spacerkiem, w stronę parku, gdy nagle usłyszałam znajomy głos. Nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, że kilka metrów ode mnie stoi Łukasz.

- Cześć. Jak się czujesz? - odezwał się, po kilku sekundach ciszy

- Cześć. Dziękuje, że pytasz, dobrze - odpowiedziałam, próbując go minąć

- Saro, czy teraz tak będzie wyglądała nasza rozmowa? czy tak będziemy się zachowywać? czy będziemy się tak mijać? - dopytywał się

- No właśnie tak. I gdybyś nie zauważył, to ty do tego doprowadziłeś, a nie ja - szepnęłam mijając go

- A co jeżeli powiedziałbym, że cię kocham? co jeżeli powiedziałbym, że chcę z Tobą być?, że tęsknie za Tobą i nie ma chwili bym o Tobie nie myślał? brakuje mi Cię Saro, naszych rozmów, twojego śmiechu, twojego zmarszczonego noska, gdy się denerwujesz i każdej rysy twojej twarzy. Brakuje mi twojego marudzenia na rodziców, twojego płaczu w moje ramiona - szepnął na chwilę się wahając

Jego oczy patrzyły prosto na mnie a na jego twarzy znajdował się ból, połączony ze strachem i cierpieniem.

- Jakoś wczoraj mówiłeś inaczej. Kocham Cię luk, to dlatego nie potrafię się z Tobą przyjaźnić, nie potrafię być blisko ciebie i nie móc się do Ciebie przytulić - powiedziałam, czując jak po moich policzkach płynął łzy

- Spieprzyliśmy to. Spieprzyliśmy wszystko, co było między nami niewinne i czyste - powiedział siadając na ławce

Jego oczy skupione były na ziemi a głowa zwisała mu. Nie patrzył na mnie, unikał mojego wzroku, zapewne bojąc się spojrzeć mi w oczy. Cierpiał i w tym momencie tak bardzo pragnęłam podejść do niego i mocno przytulić. Zlać to, co pomyślą inni. Olać wszystkich i wszystko, zatracając się w jego ciepłych, opiekuńczych ramionach. Tak, to dlatego nie odważyłam się nim przyjaźnić, ja po prostu nie panowałam już nad uczuciem jakie do niego czułam. Nie panowałam już nad sobą i dla bezpieczeństwa wszystkich postanowiłam trzymać się od niego jak najdalej. Teraz, po raz pierwszy pomyślałam o wyjeździe z mamą, może wyjazd i pobyt z dala od niego byłoby najlepszym co mogłabym zrobić? może to rozwiązałoby wszystkie moje problemy? Jednak tu wciąż trzymało mnie parę spraw, dziecko mojego brata i ojciec. Tak, to dla nich w właściwie jeszcze dla Damiana tutaj byłam.

- Musze już iść, umówiłam się - szepnęłam

Nie czekając na reakcję Łukasza, po prostu zostawiłam go i skierowałam się w stronę parku, w którym byłam umówiona z Jolką. dziewczyna już tam siedziała. Ku mojemu zdumieniu, nie była tam sama, trzymała podwójny wózek, a w nim spały małe dwa aniołki.

- Czy to są dzieci mojego brata? - zapytałam ze zdumienia, nie mogąc oderwać od nich oczu.Przez kilka chwil wpatrywałam się w dwa, śpiące aniołki, próbując w nich znaleźć podobieństwo do mojego brata. Jednak mimo wielkiego wysiłku, w niczym go nie przypominały. Minuty mijały a Jolka patrzyła na mnie, chyba nie wiedząc co odpowiedzieć.

- To dlatego chciałaś się spotkać? tylko dlatego? - w jej oczach zobaczyłam żal i rozczarowanie

- Nie tylko. Ale to był jeden z głównych powodów. Po prostu tęskniłam za Tobą - przyznałam, patrząc się jej prosto w oczy

- Nie zapominaj, że to Ty nie chciałaś mieć ze mną nic wspólnego. Oskarżyłaś mnie, chociaż tak naprawdę nie byłam niczemu winna - wyszeptała

- Zrozum miałam do ciebie żal, że nie chciałaś dać mu szansy - broniłam się - Przecież on Cię kochał - szepnęłam

- Kochał? - zaśmiała się Jolka - Powiedz kiedy mnie kochał? kiedy o nas walczył? gdy powiedział mi, że nie chce naszego dziecka? gdy skompromitował mnie i wyśmiewał w oczach kumpli? gdy za każdym razem, gdy tak bardzo chciałam mu pomóc, odrzucał moją pomocną dłoń? a może wtedy, gdy mnie zdradził, całując się z inną? - krzyknęła - Czasami jego koledzy śmiali się, że jedyną dziewczyną, którą kochał byłaś ty! Tak Saro, dużo jego kumpli uważało, że on zwyczajnie zakochał się we własnej siostrze - dokończyła, gdy spojrzała na moją zaskoczoną twarz

- To jakaś pomyłka! przecież to jest nie dorzeczne! my byliśmy rodzeństwem! rozumiesz to? owszem martwił się, ale dlatego, że był moim bratem! Bratem! - krzyknęłam trochę za mocno, bo dzieciaki w wózku zaczęły się poruszać.

Teraz z całą pewnością żałowałam całego naszego spotkania. To co usłyszałam zmroziło mi krew w żyłach. Absurd! przecież Oskar był moim bratem, nie mógł się we mnie zakochać. No nie mógł do jasnej i w tym momencie nagle mnie olśniło. Przypomniały mi się nasze rozmowy o niespełnionym uczuciu, jego łzy w oczach i wzrok, gdy na mnie patrzył. O Boże! tylko nie to! Czy to wszystko było prawdą? czy Oskar zabił się, bo nieszczęśliwie zakochał się we własnej siostrze? we mnie? czy to ja byłam powodem jego samobójstwa? Nie, to jest nie możliwe.

- A co z jego dzieckiem? - zapytałam oszołomiona

- Nie ma go - odpowiedziała odchodząc

Usiadłam na ławce, próbując się uspokoić. Bałam się, że moje serce za chwile nie wytrzyma, a nie było przy nie nikogo, kto mógłby mi pomóc. Z rozmyśleń wyrwał mnie dzwoniący telefon, po drugiej stronie słuchawki usłyszałam radosny głos taty.

 

Kwadrans później siedziałam w aucie ojca, nie mogąc dojść do siebie. Tata co chwile zerkał w moją stronę, a mnie zaczęło to już powoli denerwować. Chociaż nie chciałam tego po sobie poznać, mój zły nastrój sam się udzielił i coraz trudniej było mi go ukryć.

Powinnam się cieszyć, bo tata miał dzisiejszego dnia wolne i chciał ten czas spędzić ze mną. Mieliśmy przygotowany plan, na który tak naprawdę nie bardzo miałam ochotę. W tej chwili najchętniej zatrzasnęłabym się w mieszkaniu i wylała z siebie wszystkie łzy. Chociaż wiedziałam, że nie mogę, tylko o tym marzyłam. Nie potrafiłam przestać myśleć o tym, co powiedziała mi Jolka. Mimo, że uważałam to za absurd, nie potrafiłam się pozbierać. Tak bardzo pragnęłam dowiedzieć się prawdy, tak bardzo obawiałam się, że Oskar zabił się z mojej winy? czy ja nosiłam na sobie odpowiedzialność za samobójstwo brata? chociaż rozsądek podpowiadał mi bym nie mieszała się w to, bym zostawiła i nie powracała do przeszłości, jedyną osobą, która mogła mi pomóc, był Artur. Najlepszy przyjaciel mojego brata. Miałam w głowie plan i jedyną przeszkodą w jego zrealizowaniu był mój ojciec. To nie tak, że nie cieszyłam się z naszego spotkania.Cieszyłam i to bardzo, ale słowa Jolki nie chciały za nic dać o sobie zapomnieć. Postanowiłam działać rozważnie i ostrożnie. Chociaż wiedziałam, gdzie Artur mieszka, nie widziałam go dłuższy czas a sprawa z ojcem była równie pilna. No bo przecież nie mogłam pozwolić byśmy z matką stąd wyjechali, nie mogłam zostawić tu przyjaciół, Damiana. Auto zatrzymało się na parkingu a my weszliśmy do restauracji. Chociaż byłam już troszkę głodna, nie

chciałam dać tego po sobie poznać.

- Kochanie o czym chciałaś ze mną rozmawiać? - zapytał ojciec, wracając z zamówionym obiadem

- Chodzi o mamę - szepnęłam. Spojrzałam na młodego kelnera, który nie spuszczał ze mnie wzroku. - Chcę wyjechać - poinformowałam, patrząc na kamienną twarz ojca

Ucieszyła mnie jego reakcja. Chociaż wiedziałam, że nie postępuje właściwie, spiskując za plecami mamy, nie miałam innego wyjścia.Przecież nie mogłam wyjechać, nie chciałam.

- Jak to wyjechać? dokąd? - dopytywał się ojciec

- Nie wiem. podobno dostała pracę - odpowiedziałam - Tato, czy mogłabym u Ciebie zamieszkać? - spytałam

Ojciec spojrzał na mnie poważnym wzrokiem a w jego oczach kryło się zdziwienie i niepewność. Minuty mijały a my milczeliśmy.Zerkałam na niego, czekając za jego słowami, które jak na złość nie wypowiadał.. Poczułam żal i ból, ale starałam się uspokoić, nie chciałam robić scen w restauracji, nie chciałam by ktokolwiek wiedział o moich problemach z rodziną.

- Mogę? - zapytałam, wciąż nie spuszczając wzroku z ojca

- Jesteś tego pewna? - zapytał, wypuszczając powietrze z płuc - No bo wiesz nie mieszkam sam. Zresztą nie wiem co na to twoja matka - powiedział zaniepokojony

Oparłam się o nie wygodne krzesełko i spojrzałam rozczarowanym wzrokiem na ojca. Dla mnie wszystko było jasne, nie chciał mnie. Mój własny ojciec nie chciał, bym z nim zamieszkała, wyrzekł się mnie. Może nie dosłownie, ale tak właśnie się poczułam. Zaczęłam odliczać od dziesięciu, próbując się uspokoić, zrobiłam wszystko, by nie wybuchnąć narastającym we mnie gniewem.

- Okej nie chcesz mnie tak? spoko - powiedziałam wstając z krzesełka - Zapomnij o tej rozmowie, poradzę sobie sama tato - szepnęłam wychodząc z restauracji

Chociaż jeszcze długo za sobą usłyszałam swoje imię, nie zareagowałam. Nie zareagowałam też, gdy po pięciu minutach ojciec podjechał, błagając mnie wręcz bym wsiadła do jego auta. Widziałam w jego oczach strach i ból, ale szczerze nie interesowało już mnie to. Poprosiłam go o pomoc a on odmówił, powodując, że moje cale nadzieje na to, że nie będę musiała wyjechać legły w gruzach. Powodując złamane serce. Po chwili złe emocje wygrały i rozpłakałam się na środku chodnika. Czułam nie wyobrażalny ból a łzy leciały coraz szybciej i bardziej. Ojciec niemal siłą zaprowadził mnie do swojego auta i zapiął mi pasy. Chociaż teraz było mi już wszystko jedno, pojechaliśmy do niego. W jego mieszkaniu nic się nie zmieniło. No prawie nic, bo w salonie leżały porozrzucane rzeczy i panował tam straszny bałagan. Usiadłam na starym fotelu i zamknęłam oczy, poczułam się taka bezbronna i taka zmęczona, że z trudem walczyłam z ogarniającym mnie snem..

 

- Długo jeszcze? - usłyszałam tak bardzo znajomy głos

Spojrzałam w zielone, kocie oczy Oskara i uśmiechnęłam się. Chociaż czułam maleńką złość, bo właśnie oderwał mnie od bardzo interesującej książki, nie potrafiłam się na niego długo gniewać.

- Nie wiem po co czytasz te głupoty- zaczął swoje trzy grosze - Przecież to takie nudne - dodał

- Miłość dla Ciebie jest nudna? - spytałam, nie spuszczając z niego wzroku

- Miłość? a co to takiego? zresztą w tej książce nie ma nic, co miałoby wspólnego z miłością - oznajmił

- Czepiasz się - syknęłam zamykając książkę. Teraz czułam się już zła nie na żarty. Za nic nie pozwolę obrażać mojej ukochanej książki ani moich ukochanych bohaterów - I odezwał się ten, co zapomniał o urodzinach własnej dziewczyny - zadrwiłam kładąc się na łóżku

- No właśnie - powiedział trochę zamyślony - Saro a co jeżeli jej nie kocham? co jeżeli zakochałem się w kimś, z kim nigdy nie będę - zapytał, patrząc mi głęboko w oczy

- Zakochałeś się? - dopytywałam się - W kim? znam ją? - zapytałam, nie spuszczając z niego wzroku

- Oj głupia w nikim. Nie ważne - odpowiedział, wychodząc z mojego pokoju - Yyy zapomnij o tym dobra? - dodał po chwili, zamykając za sobą drzwi

Obudziłam się zalana potem. Dopiero teraz, przypomniała mi się nasza rozmowa i z całą pewnością teraz nie byłam już pewna swoich racji. Ten wzrok, ten cierpiący wzrok, gdy patrzył mi prosto w oczy. Poczułam na plecach dłoń ojca, dopiero teraz zauważyłam jego obecność. Wtuliłam się w jego ramiona i mocniej zamknęłam oczy. Tak bardzo chciałabym móc o wszystkim zapomnieć.

- Śnił mi się Oskar - szepnęłam patrząc tacie w oczy - Tato przepraszam. Po prostu za dużo się ostatnio dzieje - powiedziałam łamiącym się głosem

- Jak się czujesz?- zapytał - Dlatego razem z mamą uważamy, że wyjazd dobrze ci zrobi - powiedział mocniej mnie do siebie przytulając.

 

Już chciałam coś powiedzieć, gdy nagle moją uwagę przykuła mała fotografia na stoliku. Patrzyłam na zdjęcie, nie mogąc oderwać od niego wzroku, chociaż ze wszystkich sił próbowałam przypomnieć sobie moment zrobienia tego zdjęcia, nie potrafiłam. Na fotografii byłam ja z Oskarem i nasi rodzice. Cała czwórka patrzyła się na siebie z wzrokiem pełnym miłości i czułości. Wtedy jeszcze byliśmy rodziną. Podeszłam do fotografii i wzięłam w rękę małą ramkę, spojrzałam na Ojca, wiedząc, że jest tuż za mną.

- Dlatego sądzę, że powinnaś wyjechać - powiedział cichym głosem ojciec - Ty nadal przeżywasz jego śmierć- szepnął dotykając mojego ramienia

Chociaż chciałam zaprzeczyć, nie potrafiłam. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że on ma rację. Przezywałam i chyba tak naprawdę w głębi serca, nadal nie pogodziłam się z stratą brata, nie wybaczyłam mu tego, że się zabił i tak po prostu mnie zostawił.

- Córeczko to nie tak, że ja Cię tu nie chcę - powiedział ojciec wycierając palcem moje łzy. - Po prostu w tym mieście wszystko będzie Ci przypominać Oskara - powiedział. Rozmowę przerwały nam otwierające się drzwi. Do mieszkania wszedł obcy facet, a ja rozpoznałam w nim partnera mojego ojca. Mężczyzna podszedł do niego i chciał pocałować, ale wzrok mojego ojca sprowadził go na ziemię. Odsunął się a dopiero po chwili spojrzał w moją stronę.

- Przepraszam. Nie wiedziałem, że mamy gości - powiedział uśmiechając się. Podszedł do mnie, a ja starałam się odwzajemnić jego uśmiech. Chociaż wyszło mi to trochę sztucznie, na nic więcej nie mogłam się zdobyć. - Ty jesteś Sara tak? miło mi wreszcie Cię poznać. Dużo o Tobie słyszałem. Twój tata tak naprawdę, wcale nie przestaje o

was mówić - powiedział zerkając na ojca

- Mi również miło pana poznać. Mam nadzieje, że nie ma pan nic przeciwko, że się trochę zasiedziałam - powiedziałam podając mu rękę.

- Córeczko - przerwał nam ojciec - Ty z mamą zawsze będziecie tu mile widziane. zawsze będzie Wasz dom dom - powiedział podchodząc w moją stronę

- Wiem tato - odpowiedziałam - Może masz rację. Chyba nie pogodziłam się z śmiercią brata - przyznałam

Nagle do mieszkania jak torpeda wbiegł jakiś chłopak. Zatrzymał się, przyglądając się mi od stup do głów, uśmiechnął się i już go nie było. Stałam jak wryta, nie mogąc wydobyć słowa. Do licha kim był ten chłopak? Nagle, jakby czytał w moich myślach, odezwał się partner mojego ojca.

- To był Filip, mój syn- powiedział uśmiechając się - Jak widzisz, nie tylko twój ojciec ma rodzinę, ale ja też. Dlatego tak bardzo rozumiem to, co on teraz przeżywa. Dlatego tak bardzo zależy mi na naszych dobrych relacjach - zaśmiał się

Filip szepnęłam w myślach. Pożegnałam się z nowo poznanym panem i pomału skierowałam się ku drzwiom. Chociaż ojciec chciał mnie odwieźć, ja uparłam się, że się przejdę. Przecież musiałam jeszcze coś załatwić. Gdybym pojechała z ojcem, nie mogłabym spotkać się z przyjacielem mojego barta, a bardzo mi na tym spotkaniu zależało. Zapewniłam po raz kolejny tatę, że nic mi nie będzie i wyszłam z mieszkania. Na klatce schodowej, uderzyłam się z nowo poznanym chłopakiem.

- Uważaj - syknął nie spuszczając ze mnie wzroku

- Przepraszam - szepnęłam trochę zmieszana

- Ty jesteś córką Marka tak?- zapytał. Kiwnęłam głową i już chciałam schodzić na dół, gdy usłyszałam.- Jestem Filip. Miło mi cię poznać panno - uśmiechnął się podając mi swą dłoń

- Sara - przedstawiłam się, nie spuszczając wzroku z jego szarych oczu

Po chwili wróciłam do normalności i zawstydzona, po prostu puściłam jego dłoń i zbiegłam na dół. Cieszyło mnie to, że nie pobiegł za mną. Czułam ulgę połączoną z wdzięcznością, bo poczułam do tego nie znajomego coś dziwnego, sama już nie wiem jak to nazwać. Po prostu poczułam, jakbyśmy znali się od lat. Odwróciłam się jeszcze raz za siebie i niemal biegiem pobiegłam do mieszkania znajomego. Nie widziałam go przez długi czas i nie byłam pewna, czy jest w domu, ale wiedziałam, że muszę spróbować. Kwadrans później stałam pod mieszkaniem Artura i czułam wielki strach, a co jeżeli mnie nie pozna? co jeżeli go nie będzie? teraz żałowałam, że weszłam do bloku, ale skoro drzwi były otwarte i z taką łatwością, mogłam dostać się na klatkę, to czemu miałabym nie skorzystać? nie wiedziałam. Zadzwoniłam i drzwi otworzyły się.

- Dzień dobry jest Artur? - zapytałam drżącym głosem

Młoda kobieta, na oko gdzieś może ze trzy lata starsza ode mnie, przyjrzała się uważnie mojej twarzy a po chwili westchnęła.

- O matko! Ty jesteś Sara prawda? - zapytała prosto z mostu

Kiwnęłam głową, trochę zaskoczona, skąd mnie zna, a po chwili znajdowałam się już w środku. W łóżeczku spało smacznie małe dziecko, a ja uśmiechnęłam się na jego widok.

- To jest Kacper nasz syn. Męża nie ma w domu, ale lada moment powinien wrócić - oznajmiła - Może się czegoś napijesz?- zapytała - O matko gdzie moje maniery- zaśmiała się. Wyciągnęła swoją dłoń w moją stronę i uśmiechnęła się. - Jestem Mariola, żona Artura i dobra koleżanka twojego brata. Tak mi przykro. Naprawdę wciąż nie mogę uwierzyć w to co się stało. Jesteś taka do niego podobna - dodała

Podałam jej swoją dłoń i odwzajemniłam uśmiech. Spojrzałam na małą ramkę i zadrżałam. Na stoliku stało zdjęcie mojego brata, dziewczyny i Artura. Jak to możliwe, że nigdy mi o niej nie powiedział? po chwili drzwi otworzyły się i wszedł do mieszkania Artur.

- Kochanie mamy gościa - zawołała, całując męża na przywitanie.

 

W mojej głowie pojawiła się nadzieja. Nie pamiętałam, by chociaż przez chwile wspominał o koleżance, by chociaż przez moment powiedział jej imię. Nadzieja narastała. A może to wcale nie ja byłam przyczyną jego samobójstwa? może Oskar zakochał się w dziewczynie przyjaciela i zwyczajnie nie mógł tego znieść? moje serce chciało wierzyć, że tak. No bo przecież ta myśl była o wiele lepsza niż fakt, że odpowiadałam za śmierć ukochanego brata. Jednak coś nie chciało w to uwierzyć, Na fotografii wyglądali jak zwykła para przyjaciół, nic więcej. Nawet w jego pokoju, nie było żadnego zdjęcia, znajdowały się za to nasze rodzinne fotografię. Do salonu powolnym krokiem wszedł Artur. Na pierwszy rzut oka nie poznałabym go. Zapamiętałam go jako dość potężnego chłopaka a teraz był wysokim, szczupłym blondynem i dość widocznych rysach twarzy. Był po prostu inny. Zmienił się. Nie wiedziałam, czy za sprawą nowej rodziny, czy dlatego, że przestał brać? Chyba z początku mnie nie poznał, bo uważnie przyglądał się mojej twarzy. Robił to w ciszy, w skupieniu, a ja zaczęłam czuć się dość nieswojo. Teraz z całą pewnością zabrakło mi odwagi i chciałam jak najszybciej uciec z tego mieszkania. Po co ja w ogóle tutaj przyszłam? nie byłam już pewna.

- Sara? - zapytał zaskoczonym głosem - Saro to ty? - szepnął podchodząc bliżej

Kiwnęłam głową a on podszedł do mnie i mocno mnie wyściskał. Zaskoczyła mnie jego reakcja, bo przecież nigdy nie byliśmy jakoś zwyczajnie blisko. Przelotem zamienialiśmy kilka zdań, czasami biegałam z nimi po boisku i to wszystko. Nigdy nie startowałam do przyjaciół brata, nie flirtowałam z nimi a nawet nie zwracałam na nich uwagi. Po prostu uznawałam to za niestosowne i tyle.

- Co cię do nas sprowadza? - zapytał nalewając sobie kawy - Mogę Ci w czymś pomóc? - zapytał, patrząc na mnie swoimi czarnymi, jak węgiel oczami.

Przyjrzałam się jego skupionej twarzy i nie wiedziałam co powiedzieć. Zwyczajnie w świecie stchórzyłam, nie mogąc wypowiedzieć nawet słowa. No bo przecież jak miałam to zrobić? co miałam mu powiedzieć? słuchaj, czy to prawda, ze Oskar zakochał się we mnie? czy to ja jestem odpowiedzialna za śmierć brata? nonsens. Dziecko obudziło się z płaczem a żona Artura poszła go nakarmić. Chociaż teraz byliśmy sami, nie było wcale lżej.

- Rozmawiałam z Jolą - zaczęłam niepewnie. Jego oczy rozszerzyły się, ale nadal nie spuszczał ze mnie wzroku. - Podobno on ją zdradzał? powiedziała też, że śmialiście się, że jedyną osobą jaką kochał byłam ja, czy to prawda? - zapytałam prosto z mostu

Widziałam zmieszanie w jego oczach. Zaczął nerwowo tąpać z nogi na nogę i błądzić wzrokiem. Czegoś nie chciał mi powiedzieć.

- Daj spokój Saro - zaczął niepewnie - To tylko takie nasze głupie żarty- szepnął, wciąż błądząc wzrokiem

- To dlaczego on do cholery się zabił? dlaczego Jolka mi tak powiedziała?- zapytałam, czując jak znów cała wiara ze mnie ulatuje.

Byłam w punkcie wyjścia. Tak bardzo uczepiłam się wyjaśnienia jego śmierci, że nic więcej się dla mnie nie liczyło. Teraz nawet sprawa Łukasza przestała mieć dla mnie znaczenie. Wszystko inne odeszło na dalszy plan, bo za wszelką cenę, chciałam poznać prawdę. Nie, ja po prostu musiałam. Nie widziałam sensu w siedzeniu dłużej u Artura. Pożegnałam się ze wszystkimi i rozczarowana, że niczego się nie dowiedziałam powoli zmierzałam ku drzwiom. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo jest ciemno na dworze i z tego, że chyba się zasiedziałam. Powolnym krokiem wyszłam z ich mieszkania i na klatce, jeszcze raz odwróciłam się w stronę Artura.

- Zostaw to. Nie grzeb w przeszłości. Saro nie warto - powiedział to poważnym głosem. Kiwnęłam głową i już chciałam odejść, gdy usłyszałam ponowny jego głos. - Uważaj na siebie, bądź ostrożna - szepnął

Nie odpowiedziałam. Chociaż ostatnio słyszałam to bez przerwy, teraz było mi jakoś miło. Obcy chłopak się o mnie troszczył a to było bardzo miłe uczucie. Spojrzałam na mały wyświetlacz komórki i zobaczyłam kilka nie odebranych połączeń. Dwa były od Mamy i cztery od Ojca. No tak z całą pewnością tata umierał z niepokoju o mnie, bo przecież już dawno powinnam być w domu. Oddzwoniłam.

- Córeczko gdzie ty się podziewasz? - zapytał ojciec, przerażonym głosem - W porządku? nic ci się nie stało? - zasypywał mnie pytaniami

- Tato! dopuść mnie do słowa, to wszystko Ci wyjaśnię! - krzyknęłam trochę podenerwowana. Po chwili po drugiej stronię słuchawki zapadła cisza. - Tato byłam U Artura, przyjaciela Oskara - szepnęłam

- Po jaką cholerę? z tego co wiem, ma żonę i dziecko! - szepnął ojciec zdenerwowanym głosem - Po co u niego byłaś? O czym rozmawialiście? - zaczął przesłuchiwać - Albo wiesz co? wracaj do domu, zaraz przyjadę - powiedział rozłączając się

Rozłączył się, a ja stanęłam na środku chodnika i otworzyłam ze dziwieniu usta. Byłam zaskoczona dziwnym zachowaniem ojca. Zupełnie jakby bał się, że czegoś się dowiem. Jakby bał się, że coś mi powie. Nie rozumiałam już tego. Dlaczego robi taki problem z mojego spotkania z Arturem? Powolnym krokiem skierowałam się w stronę mieszkania. Kwadrans później wchodziłam już do domu, a kilka minut po mnie wszedł mój ojciec. Matka siedziała niespokojnie na tapczanie i uważnie przyglądała się mojej twarzy.Czyżby oceniała, czy ćpałam? Nie byłam tego pewna.

- Gdzie byłaś? - zapytała. Nie miałam ochoty się tłumaczyć i tak z całą pewnością byłam przekonana, że ojciec już o wszystkim jej powiedział. - Po co pytasz, skoro wiesz? - zapytałam, przyglądając się skupionej twarzy matce

Dopiero po chwili zauważyłam, ze mieszkaniu ktoś jest.Z łazienki, pół nagi wyszedł mój biologiczny ojciec, a ja poczułam się dość nieswojo

- Mógłbyś nie chodzić nagi po mieszkaniu? - szepnęła matka

Chociaż mężczyźnie nie było to na rękę, posłuchał ją i poszedł do sypialni się ubrać.

Usłyszeliśmy jak tata wchodzi do mieszkania i wiedziałam, że zaraz się zacznie. Rodzice nie spuszczali ze mnie wzroku, a mi było dość nieswojo i trochę mnie zaczęło to denerwować. Nie wiedziałam dlaczego robią aż taki problem z mojego spotkania z Arturem. Czy było coś, co przede mną ukrywali? czy ja o czymś nie wiedziałam?

- Brałaś coś? - zapytał ojciec, uważnie na mnie patrząc

- Chyba wam odbiło! - szepnęłam podenerwowana - Za kogo mnie do cholery uważacie? - krzyknęłam - Za ćpuna? - podnosiłam głos coraz bardziej

Nie wiedziałam, czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy tylko mi się wydaje. Moi właśni rodzice podejrzewają mnie o takie rzeczy? pokazują jak bardzo mi nie ufają? chociaż moje serce krzyczało, złość nasilała się. Chciałam wykrzyczeć co o nich sądzę, jak bardzo jestem na nich zła, ale zdałam sobie sprawę, że moglibyśmy powiedzieć o parę słów za dużo. Milczałam. Cierpliwie słuchałam tego co mają mi do zarzucenia a po moich policzkach, swobodnie leciały łzy. Czułam wielki żal i starałam się go ukryć. Chociaż cierpiałam, nie chciałam dać tego po sobie poznać. Po raz kolejny udawałam twardą. Chociaż nauczyłam się udawać, coraz trudniej było grać mi tą rolę. W końcu nie wytrzymałam i wybuchłam.

- Chcecie wiedzieć dlaczego u niego byłam?- krzyczałam już nie panując nad łzami - Widziałam się z Jolą. I od niej dowiedziałam się jaki w stosunku do niej był Oskar- mówiłam łamiącym się głosem - Dowiedziałam się też, że podobno zabił się z mojej winy. Jego koledzy uważali, że nieszczęśliwie zakochał się we mnie. Chciałam porozmawiać o tym z Arturem, ale nie powiedział mi prawdy - szepnęłam przez łzy

Na twarzy rodziców nie kryło się nic. Nawet nie wyglądali na szczególnie zaskoczonych tą informacją, inni wyśmialiby, wyzwali, ale oni nie. Stali niespokojnie, patrząc co chwila a to na siebie a to na mnie. Dopiero po chwili odezwał się Ojciec.

- Kochanie przecież to wszystko jest bzdurą! Chyba jej nie wierzysz? - jego głos złagodniał.Chociaż oboje złagodnieli i próbowali się do mnie uśmiechnąć, miałam wrażenie, że nie mówią mi całej prawdy.

- Nie wiem tato. Ja już nic nie wiem - szepnęłam idąc do swojego pokoju

Nie miałam ochoty z nimi rozmawiać, nie miałam ochoty na nic. Po prostu chyba za bardzo zaangażowałam się w tą sprawę, ale tak bardzo pragnęłam dowiedzieć się dlaczego mój brat nie żyję. Leżałam na łóżku, słysząc z dołu kłótnie. Rodzice jak zawsze naskakiwali na siebie, a ja wiedziałam, że tym razem kłócą się z mojego powodu. Oskarżali nawzajem.a ja próbowałam zastawić się poduszką, tak bardzo chciałam by przestali. Nagle zapadła cisza a po chwili usłyszałam trzask drzwi wejściowych. Zdałam sobie sprawę, że wyszedł ojciec, jak zawsze trzaskając drzwiami.Po chwili do pokoju weszła mama. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać, nie chciałam.

- Saro nigdzie nie wyjeżdżamy, ale razem z ojcem postanowiliśmy, że pójdziesz na terapię - powiedziała łagodnym głosem

- Uważacie mnie za psychicznie chorą tak?- naburmuszyłam się - Niech wam będzie, pójdę- szepnęłam zrezygnowana

Chociaż w gruncie rzeczy cieszyłam się i już dawno o tym myślałam, nie chciałam się do tego przyznać. teraz z całą pewnością taka terapia dobrze na mnie zadziała.

- Może poszlibyśmy wszyscy? dobrze by to nam zrobiło i naprawiło nasze relację - powiedziała niepewnie mama - Taka terapia rodzinna - zaśmiała się

Nagle do pokoju wszedł ojciec, a ja spojrzałam na niego zaskoczona

- Myślałam, że cię nie ma. Przecież usłyszałam trzask- powiedziałam zaskoczona

- To twój biologiczny ojciec wyszedł - odpowiedział tata

Nagle do pokoju wszedł Łukasz a moi rodzice zostawili nas samych.

- Jak chcesz to mogę pójść z Tobą. Wiesz umówiłbym Was z moim znajomym, jest dobrym terapeutom - powiedział

- Słyszałeś?- zapytałam niepewnie. Poczułam strach - Proszę nie mów nikomu - błagałam

- Saro za kogo mnie masz? - zapytał - Nikomu i tak bym nie powiedział. Zrozum zależy mi na tobie - rzekł podchodząc bliżej mnie

Poczułam jego dłoń na policzku i zamknęłam oczy.Tak bardzo mi go brakowało.

- Kocham cię Saro - szepnął - Kocham jako siostrę, której nigdy nie miałem.Kocham jak przyjaciółkę, którą chciałbym chronić - mówił a mi miękły kolana

- Daj mi czas, obiecuje przemyślę to - szepnęłam otwierając mu drzwi

Łukasz podszedł i pogłaskał dłonią mój policzek, a ja zamknęłam oczy. Po chwili spojrzeliśmy na siebie a on pocałował mnie w czoło.

- Dobranoc - szepnął, zostawiając mnie samą. Położyłam się na łóżku, zastanawiając, czy dać mu szansę, gdy znów drzwi otworzyły się i zobaczyłam w nich..

 

Dziewczyna spojrzała na mnie zmieszanym wzrokiem. Nie wiedziałam co sprowadza ją o tak późnej porze, ale zapewne było to coś bardzo ważnego. Chociaż nie utrzymywałam już tak bardzo bliskich relacji z Łukaszem, Magda nadal była kuzynką mojego chłopaka i moją przyjaciółką. Musiałam z nią porozmawiać. Usiadła na łóżku i spojrzała na mnie niepewnym wzrokiem. Coś ją dręczyło i nie była pewna, czy mi o tym powiedzieć. Chociaż w gruncie rzeczy nie był to najodpowiedniejszy moment, nie mogłam przecież jej wyprosić. Wciąż zastanawiałam się, czy minęła się z Łukaszem? miałam nadzieje, że tak. Nawet nie chcę pomyśleć co by było, gdyby zobaczyła go w moim mieszkaniu o te porze. Westchnęła a minuty mijały. Chciała coś powiedzieć, ale za każdym razem, gdy otwierała usta i chciała już coś powiedzieć, rezygnowała.

- Mogłabyś mi powiedzieć co takiego się stało między wami? - powiedziała niepewnie - Dlaczego Łukasz chodzi struty po mieszkaniu i wcale nie zwraca na mnie uwagi? - zapytała.Spojrzałam na dziewczynę i próbowałam wymyślić jakieś kłamstwo. Mimo, iż bardzo się starałam, nic sensownego nie przyszło mi do głowy.

- O nic - szepnęłam - Po prostu nie mam teraz czasu, spotykać się z nim tak często jak dawniej - dodałam, widząc jej zdziwione spojrzenie

- Tu chodzi o coś innego - przyznała - Czasami mam wrażenie, że on kogoś ma. Sama nie wiem - zawahała się - Zupełnie jakby w kimś się zakochał, jakby coś ukrywał. Nie mówił Ci nic? - spytała, nie spuszczając ze mnie wzroku

Spojrzałam w dół, unikając jej spojrzenia. Nie potrafiłam kłamać i miałam tego świadomość. Najchętniej powiedziałabym jej prawdę i do wszystkiego się przyznała, ale nosiła w sobie dziecko. Nie mogłam pozwolić na to, by ją chociaż w małym stopniu zdenerwować. Nie chciałam przecież mieć nikogo na sumieniu.

- Wydaję ci się - rzekłam - Sądzę, że po prostu rządzą Tobą hormony - powiedziałam nieśmiało uśmiechając się do dziewczyny

Zamyśliła się. Minuty mijały a my nie odzywaliśmy się do siebie słowem. Ponownie westchnęła, a na jej twarzy zobaczyłam rezygnację. Czyżbym wygrała? wstała i powolnym krokiem skierowała się ku drzwiom. Spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i leciutko się uśmiechnęła. Nie odezwała się nic, chyba przeczuwała, że niewiele się ode mnie dowie. No bo przecież co miałam jej powiedzieć?

- Porozmawiam z nim - obiecałam

Magda spojrzała na mnie i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Zostałam w pokoju sama. Wstałam niechętnie z łózka i już chciałam iść za nią, ale przy drzwiach zatrzymałam się. Nie. Z całą pewnością lepiej będzie, jak jej nie zatrzymam. Pozwoliłam jej odejść. Zamknęłam drzwi od pokoju na klucz i ponownie zatrzymałam się. Wolnym ruchem złapałam za klamkę, ale po chwili zabrałam rękę. Nie. Nie zatrzymam jej. Poszłam w stronę łóżka i rzuciłam się na nie. Przebrałam się w piżamkę i weszłam pod kołdrę. Zapaliłam lampkę nocną i sięgnęłam po książkę. Chciałam chociaż na chwilę zapomnieć o problemach. Usłyszałam tykanie zegara, spojrzałam na niego i zobaczyłam, że dochodzi prawie północ. Byłam przy końcu książki i zawahałam się. Oceniałam sytuację, ale po chwili stwierdziłam, że czas się kłaść. Odłożyłam książkę i zgasiłam lampkę. Postanowiłam spróbować zasnąć. Ta noc wydawała się nie mieć końca, niewiele spałam, bo co chwile, budziłam się od nowa. Nie wiem co nie pozwalało mi spać. Czy dana obietnica Magdzie? czy myśl o Oskarze? w każdym bądź razie, niewiele spałam i na nic zdało się liczenie baranków. Wstałam i wyjrzałam przez okno.Na zegarku była prawie piąta nad ranem, a za oknem zaczęło już świtać. Postanowiłam wstać i zaczerpać świeżego powietrza. Ubrałam się i wyszłam z domu. Szłam powoli spacerkiem a ulice były ciche i puste, .Tylko gdzie nie gdzie przejechało jedno, czy drugie auto, spiesząc się do pracy. No tak, kto normalny nie musząc, wstaje o tak wczesnej porze? nikt. No może z wyjątkiem mnie. Jednak ja też musiałam, bo sen opuścił mnie i nie chciał wrócić. Starałam się teraz nie myśleć o tym, że po południu będę wrakiem człowieka, tak jak zawsze, gdy miałam nie przespaną noc. A miewałam ją dość często. Za każdym razem, gdy myślałam o bracie. Szłam spacerkiem, wolnym, spokojnym krokiem. Czasami zapaliło się jedno, czy drugie światło dając znać światu, że jakiś członek rodziny, właśnie się obudził. U mnie nie paliło się żadne. Ja nigdy nie potrzebowałam światła, by dobrze widzieć. Wręcz przeciwnie. Wolałam ciemność, noc była mi nie straszna. Czasami z Oskarem wymykaliśmy się w nocy i chodziliśmy po lesie. Nigdy o dziwo nie zgubiliśmy się, chyba znając już go na pamięć. Po jego śmierci ani razu nie odważyłam się tak zrobić. Nie dlatego, że bałam się zgubić, raczej dlatego, że nie chciałam wracać do naszych wspomnień. Wciąż nie rozumiałam tego, jak szybko rodzice otrząsnęli się z jego śmierci, jak łatwo pogodzili się i zapomnieli o tym, że kiedyś mieli syna. Czasami wydawało mi się, że jestem jedyną osobą, jaka im o nim przypomina. Czasami, tuż po jego śmierci wydawało mi się, że tata przestał mnie kochać. Owszem nigdy nie miał dla mnie szczególnie czasu, ale później wcale go nie miał. Brakowało mi go. Jedyną osobą, z którą mogłam porozmawiać była mama, ale i z nią stopniowo traciłam kontakt. Tak naprawdę zostałam sama. Teraz natomiast czułam się, jakbym traciła rodzinę. Rodzice rozstali się a my nie byliśmy już tą samą rodziną, co zawsze. Coś się diametralnie zmieniło. I tu już nie chodziło o to, że nie było z nami Oskara, zmieniły się nasze stosunki, oziębły a my przestaliśmy rozmawiać. Wzór udanego małżeństwa moich rodziców rozpadł się, a wraz z nim uleciało wszystko. Absolutnie wszystko. Schowałam ręce do kieszeni i poczułam jak ulatuje ze mnie całe powietrze. Chociaż bardzo rzadko paliłam, teraz tak bardzo potrzebowałam papierosa. Tylko on pozwalał mi się uspokoić. Nie wiedziałam jak to dalej będzie, miałam problemy z którymi sobie nie radziłam i wreszcie potrafiłam się do tego przyznać. Ta, która zawsze była twarda, ta która nigdy się nie łamała, ta którą zawsze uważano za niedostępną teraz była kruchą i bezbronną dziewczyną. Czasami czułam się jak dziecko, które nie wie co ma robić. Dziecko, które stanęło na środku drogi i czuję się zagubione i takie bezbronne. Potrzebowałam pomocy. Tak teraz z całą pewnością miałam odwagę by przed samą sobą przyznać, że potrzebowałam pomocy.

Wróciłam do mieszkania, ale tylko na chwilę. Poszłam do pokoju i zabrałam swoją torebkę. Mama nadal spała, a ja chcąc by wreszcie spokojnie odpoczęła, nie zamierzałam jej budzić. Wręcz przeciwnie.Przykryłam ją kocem.Chociaż dochodziła szósta rano, wyłączyłam jej budzik i zamknęłam za sobą drzwi.Ponownie wyszłam na dwór. Tym razem miałam cel i nie było nim rozwiązywanie problemów. Szłam szybszym krokiem i udałam się do monopolowego. Kupiłam paczkę fajek i zapłaciłam. Kasjerka musiała być nowa, bo nigdy dotąd jej nie widziałam, a może po prostu nigdy nie kupowałam o tak wczesnej porze? Miasto wydawało się wracać do życia. Chociaż nie było nadal tak dużo

samochodów, było ich więcej niż godzinę temu. Można powiedzieć, że trochę więcej bo w ciągu pięciu minut naliczyłam ich aż sześć. No nic w tym dziwnego, ludzie wracali do swoich spraw, obowiązków, pracy. Niektórzy zawoziły dzieci do rodziny, przedszkoli. A nikt chociaż przez chwilę nie zastanowił się, by wziąć dzień wolnego i poświęcić mu swój

czas. No tak. W dzisiejszym świecie było to tak naprawdę prawię nie możliwe. Dziś rządziły pieniądze, gdy ich nie miałeś, nie byłeś nikim. Tak bardzo denerwowało mnie to rozumowanie. Chociaż byłam popularna, rzadko kiedy przywiązywałam uwagę do modnych ubrań, drogich ciuchów. No dobrze, może przy przyjaciółkach taka jestem, udaje kogoś kim nigdy nie będę i liczy się dla mnie lans. Na pokaż i dobrze o tym wiedziałam. Dopiero Damian pokazał mi jaka jestem na prawdę, a teraz i jego traciłam. Od ostatniej odmowy z wyjazdem, nie odezwał się do mnie ani razu. Chociaż zabrakło mi odwagi by do niego napisać, miałam wrażenie, że poczuł się zraniony i urażony. Ale ja po prostu nie chciałam tam jechać i to nie dlatego, że pojechalibyśmy razem. Tak naprawdę chodziło o wspomnienia o Łukaszu. Nie chciałam o nim myśleć. Zapaliłam papierosa i wypuściłam z ust dym. Tak bardzo brakowało mi fajki.

- Przepraszam. Ma pani jedną na zbyciu? - zapytał młody chłopak

Przyjrzałam się uważniej jego twarzy i z widzenia go kojarzyłam. Może nie znałam jego imienia, ale wiedziałam, że mieszka gdzieś w okolicy i jest ze trzy, góra cztery lata młodszy.

- Palenie zabija - powiedziałam podając mu fajkę

Pożyczyłam mu też zapalniczkę a on odpalił i po chwili oddał mi.

- Sama pani pali - szepnął odchodząc

Trafna uwaga pomyślałam. Wyrzuciłam jeszcze połowę nie zużytego papierosa i nadepnęłam nogą, by zgasić żar. Nie chciałam puścić całego mieszkania z dymem, tylko dlatego, że zachowałabym się nie odpowiedzialnie. Zero trucia się - pomyślałam. Schowałam paczkę do torebki i ruszyłam w stronę mieszkania. Gdy wchodziłam do domu, w salonie paliło się światło. Podejrzewałam, że mimo mojego starania się, mama się obudziła i nie byłam tym zachwycona. Nie chciałam znowu zostać sama.

- Nie możesz zostać w domu? - zapytałam, gdy powiesiłam bluzę

- Dobrze wiesz, że nie - powiedziała - Potrzebują mnie - rzekła. Kręciła się po kuchni, ciągle sprawdzając zegarek. Naszykowała mi śniadanie, sama nie mając czasu już nic zjeść. Niemal biegiem wyszła z mieszkania, rzucając tylko krótkie pa kochanie.

- Pa - szepnęłam, ale zapewne już tego nie usłyszała

Zostałam w mieszkaniu sama. Dziś postanowiłam nigdzie nie wychodzić. Nie zamierzałam też przejmować się niczyimi problemami a już na pewno nie swoimi. Po prostu chciałam ten dzień przeznaczyć dla siebie i po prostu spędzić go beztrosko.

Niestety los przygotował dla mnie inne plany.Gdy zajadałam smaczne śniadanie, drzwi otworzyły się i zobaczyłam w nich...

 

Skrzyżowałam ręce i stanęłam w bezruchu. Oceniałam sytuację. Zastanawiałam się, po jakie licho przyszedł do mieszkania i z jakiej racji miał kluczę. Czyżby matka była aż tak nie odpowiedzialna i dała obcemu facetowi klucze od mieszkania? a może po prostu drzwi były otwarte i dlatego wszedł? nie, z całą pewnością nie, bo zawsze zamykam drzwi od środka, szczególnie, gdy zostaje w domu sama. Więc z jakiej racji tu wszedł? czego chciał, skoro doskonale wiedział, że mamy nie będzie w domu? Chciałam się odezwać, ale bez słowa minął mnie i poszedł prosto do lodówki.Zszokowała mnie jego wrodzona pewność siebie, ale przecież był moim biologicznym ojcem, więc już wiedziałam, że pewność siebie odziedziczyłam po nim.

- Jest coś do jedzenia? - zapytał, gdy po chwili zamknął lodówkę

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Przecież tuż przed nosem miał całą lodówkę jedzenia, w zasadzie było tam chyba wszystko, więc nie rozumiałam jego pytania.

- No przecież masz- powiedziałam, wskazując mu lodówkę

Zmarszczył czoło i spojrzał na mnie nie wyraźnym wzrokiem. Od niego czuć było woń alkoholu i dopiero teraz, zrozumiałam jaki on był. Alkoholik. Tak mój biologiczny ojciec był alkoholikiem i szczerze, za nic mnie to nie obchodziło. Nie uważałam go za ojca, nigdy nim nie był i nawet go nie znałam. Owszem zawdzięczałam mu życie i tylko tyle. Jeżeli trzymałby się z dala od naszego domu, ode mnie i mojej matki, mógł robić co chciał. Jednak musiał zniknąć z naszego życia. Tylko, że jemu się do tego nie spieszyło.

- Córciu skocz do sklepu po piwo - powiedział rozsiadając się na kanapie

Wszystko się we mnie zagotowało. Za kogo do cholery się on ma? za Boga? Nie miałam zamiaru mu usługiwać i do tego w moim własnym domu. Nie miałam zamiaru znosić pijanego ojca i już wiedziałam, że z mojego świętego spokoju, nic dzisiaj nie będzie. Wzięłam z pokoju torebkę, swoją bluzę i wyszłam z mieszkania. Postanowiłam iść do ojca i u niego przeczekać do powrotu mamy. Chociaż obawiałam się, że tata jest w pracy, miałam nadzieje, że będzie ktoś w domu. Chociażby jego nowy partner. Wychodząc z mieszkania, zamknęłam drzwi. Zawahałam się, obawiając, że coś ukradnie, ale odpuściłam. Jeżeli matka nie miała nic przeciwko, na nic zdały by się moje słowa. Nie chciałam pogarszać moich relacji z mamą i westchnęłam. Udałam się prosto do mieszkania taty. Jakieś piętnaście minut później, stanęłam przed mieszkaniem i zadzwoniłam, po chwili

drzwi otworzyły się i zobaczyłam w nich zaspanego Filipa. Chyba z początku mnie nie poznał, bo nie spuszczał ze mnie wzroku.

- Ach to Ty - szepnął uchylając mi drzwi

- Jest mój ojciec? - zapytałam ściągając bluzę

- Nie ma - odpowiedział - Mojego też nie ma, są w pracy- szepnął - Jestem tylko ja - dodał po chwili, wracając już ubrany

- Mogę za nim poczekać? - zapytałam

Nie miałam pojęcia po co pytałam się go o pozwolenie, skoro było to mieszkanie mojego ojca. Jednak wolałam nie denerwować kogoś, kogo przecież tak naprawdę wcale nie znałam.

- Oczywiście - rzekł - Jeżeli nie przeszkadza Ci moja obecność - szepnął, puszczając do mnie oczko

Podrywał mnie? nie, nie potrzebowałam w moim życiu kolejnego faceta. I tak było dość skomplikowane. Poszłam za nim do kuchni i usiadłam przy stole. Nie wiedziałam, czy postąpiłam właściwie, ale byłam ciekawa tego chłopaka, ciekawiło mnie przede wszystkim to, co on tu robi. Czyżby z nimi mieszkał?

- Nie jestem stąd - rzekł, jakby czytał mi w myślach - Zatrzymałem się u ojca na jakiś czas. Dopóki się nie urządzę. Poszukuje pracy, jakiegoś mieszkania - powiedział nalewając nam herbaty

- Rozumiem - szepnęłam odbierając od niego herbatę

Spojrzał na mnie, zapewne czekając na moje zwierzenia, ale nie miałam zamiaru mu nic mówić. Nie znałam go. Nie należałam do tych osób, którzy opowiadają całe życie komuś, kogo widzą drugi raz na oczy, kogo wcale nie znają. Nie naciskał. Piliśmy herbatę w ciszy a po chwili usłyszałam sygnał telefonu, odebrałam go i usłyszałam głos matki. Musiała odsłuchać moją rozmowę, którą nagrałam na jej pocztę głosową.

- Spokojnie mamo. Jestem u ojca - powiedziałam - Nie, nic mi się nie stało. Po prostu nie mogłam go już znieść - powiedziałam, uspokajając ją.

Mama zapewniła mnie, że będzie najszybciej jak się da. Czułam na sobie uważne spojrzenie chłopaka, ale nie zareagowałam. Nastała cisza. Żadne z nas nie powiedziało nawet słowa. Po chwili pierwszy odezwał się on.

- Kłopoty? - zapytał

- Nie. Po Prostu. Ehh- zawiesiłam się - Tak kłopoty - przyznałam po chwili

Zadzwoniłam do ojca i opowiedziałam mu skrócie co się stało. Zdenerwowany zapewnił mnie, że wróci najszybciej jak będzie to możliwe i pojedzie ze mną do domu. Obiecał też, że będę mogła u niego zostać tak długo jak tylko będę chciała. Z jego strony była to bardzo miła odmiana, bo przecież jeszcze wczoraj miałam wrażenie, że zwyczajnie mnie nie chcę. Myliłam się.

- Słuchaj ja muszę wyjść w sprawię pracy. Jestem umówiony na rozmowę i trochę mi się spieszy. Zostaniesz tu sama, prawda? - zapytał

Kiwnęłam głową i pozmywałam naczynia. Zawsze uczono mnie, żeby po sobie sprzątać i chyba ojciec przestrzegał tego do dziś, bo w ich mieszkaniu był wyjątkowy porządek. Zupełnie nie przypominający ostatniego pobytu tutaj.

- Obiad jest ugotowanym, możesz sobie nalać. Nie wiem, czy lubisz, ale zrobiłem pomidorową zupę, mam nadzieje, że tak. To ja będę leciał i nie otwieraj nikomu okej? - szepnął zatrzymując się przy drzwiach

- Powodzenia! - krzyknęłam

Filip uśmiechnął się i już po chwili go nie było. Jeszcze przez moment patrzyłam na zamknięte drzwi, nie sądziłam, że partner mojego ojca ma rodzinę i takiego miłego syna. Naprawdę wyglądał na sympatycznego chłopaka i ciekawiło mnie, czy dostanie tą pracę.Włączyłam telewizor i nerwowo przerzucałam po kanałach. Tak bardzo mi się nudziło. Moje myśli znów zeszły w kierunku Łukasza i Magdy. Chociaż obiecałam jej pomóc, dzisiejszego dnia nie miałam na to siły. Nie chciałam mieszać się w ich sprawy, tym bardziej, że to ja byłam przyczyną jego dziwnego zachowania. No i spokoju nie dawała mi też śmierć Oskara. Dość!nie, dziś nie chciałam do tego wracać. Wykręciłam numer Damiana i usłyszałam sygnał telefonu, jeden, drugi, trzeci i nic. Chłopak nie odbierał. Niepokoiło mnie to, bo już kolejny dzień nie dawał znaku życia, martwiłam się a jednocześnie czułam, jakbym go traciła. A może zwyczajnie przestał mnie kochać? drzwi otworzyły się i zobaczyłam zdenerwowaną twarz ojca. Nie był sam, była z nim mama.

- Córeczko - powiedziała mocno mnie przytulając

- Nic mi się nie stało. Spokojnie, jestem cała - uspokajałam ich

- Przepraszam cię za niego. Nie wiem co w niego wstąpiło - powiedziała

- Mamo mogłabym zostać na parę dni u taty? - zapytałam - Taka zmiana dobrze mi zrobi

- dodałam

Chociaż matka nie była pewna, ojciec przekonał ją. Po namysłach i rozmowie z tatą- zgodziła się i całą trójką, jak szczęśliwa rodzina pojechaliśmy po kilka najpotrzebniejszych moich rzeczy. Tego, co zastaliśmy po powrocie do mieszkania, nie zapomnę do końca mojego życia.CDN

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania