Poprzednie częściZakład. Cz.1

Zakład cz.4

Chociaż podejrzewałam moje przepuszczenia a Artur je potwierdził, słowa mojej mamy mnie załamały. Nie mogłam uwierzyć, że tak bardzo znając mojego ukochanego brata, nic nie zauważyłam. Nawet przez jedną chwilę nie przepuszczałam, nie domyśliłam się, że Oskar był gejem. Najgorsze było jednak to, że z każdym kolejnym dniem, dowiadywałam się o nim nowych rzeczy a to oznaczało, że tak naprawdę wcale go nie znałam. Jak można żyć z kimś pod jednym dachem? wychowywać się z nim, spędzać każdą wolną chwilę, wygłupiać się, śmiać i nie znać tej osoby? jak można szczerze z kimś rozmawiać i nic o niej nie wiedzieć? a jednak można. Chociaż wielokrotnie wmawiam sobie, że to wszystko jakaś pomyłka, coś nie dawało mi spokoju. Coś tak bardzo oczywistego, chociaż nie zauważonego wcześniej. Jego nagła zmiana nastrojów, jego zmiana ubierania się, wymykanie pod nocach i ten dziwny smutek w oczach. Gdybym wtedy zapytała się go, co się stało? gdybym z nim zwyczajnie porozmawiała? jednak nie uczyniłam tego. Przekonana, że pokłócił się z Jolką, zostawiłam go samego sobie i chyba to w tym wszystkim okazało się najgorsze. Chociaż długo starałam sobie przypomnieć, ani razu nie znalazłam sytuacji by mnie olał. A on potrzebował mnie tak naprawdę tylko raz, a ja go zawiodłam. Wiedziałam, że dla mojego brata o kilka lat starszego ode mnie, byłam całym światem. Skarbem, którego należy chronić.Aniołkiem, którego chciał ochronić za wszelką cenę. Czasami nazywał mnie diamentem. Innym razem najwspanialszą księżniczką a innym razem kwiatuszkiem. Zawsze a to absolutnie zawsze, nawet o piątej nad ranem, nawet gdy miał swoje problemy i ten smutek w oczach, którego tak nie znosiłam, mogłam na niego liczyć. Niejednokrotnie dał jednemu, czy drugiemu w mordę, bo coś złego powiedzieli na mój temat. Z innym spotkał się i porozmawiał, bo zostałam zraniona przez jakiegoś faceta. Innym razem natomiast płakałam całą noc w jego ramionach, bo mama nie puściła mnie na upragnioną imprezę. Zawsze był. Zawsze. Chociaż powoli, stopniowo zapominałam jak wyglądał, nie zapomniałam naszych wspomnień, naszych wypadów na imprezy, naszego uciekania po nocy z domu, spacerów a nawet grillowania. Nie zapomniałam chyba o niczym, co razem robiliśmy. Mimo iż wiedziałam, że czas zakończyć tą żałobę i zacząć żyć, nie potrafiłam. Wystarczyło jedno spojrzenie na szafę, czy ulubione płatki brata, by wspomnienia powróciły. Nie potrafiłam żyć z wspomnieniami a jednocześnie udawać, że wszystko gra. Nic nie grało. Nic nie będzie już grało. Nie było go, a mi tak trudno było się z tym pogodzić. Nawet tak naprawdę nie odwiedzałam go na cmentarzu, Chociaż niejednokrotnie śnił mi się i prosiłbym przyszła na jego grób, nie zrobiłam tego. Może dlatego tak naprawdę nie pogodziłam się z jego odejściem? może nie pożegnałam się z nim wystarczająco dobrze, by zacząć iść do przodu? a może zwyczajnie nie chciałam się pożegnać? zawahałam się i przez

króciutki moment, jedną chwilkę zastanowiłam się, czy nie najwyższy czas tam iść? wiedziałam, że w domu nie usiedzę a przecież on tak wiele razy mnie o to prosił. Jednak, czy ja potrafiłam? nie chciałam iść tam sama. Nie potrafiłam. Mamy nie chciałam fatygować a tata był zajęty. Damian leżał w szpitalu a Łukasz? nie z nim nie chciałam mieć nic wspólnego.Przynajmniej na razie. Jedyną osobą na jaką w tej sytuacji mogłam liczyć był Filip. Chociaż wiedziałam, że pracuje, miałam nadzieje, że dziś ma wolne. Wykręciłam jego numer i odczekałam kilka sekund.

- No hej. Stało się coś? - zapytał - Tak i nie- odpowiedziałam - Jesteś teraz wolny, czy zajęty? - spytałam

- No jeszcze godzinę wolny, a co? - szepnął zaskoczony

- Pójdziesz ze mną gdzieś? - spytałam - Gdzie? - usłyszałam jego głos - Na cmentarz? - szepnęłam ściszonym głosem

- No jasne. Za dziesięć minut będę u ciebie. Jestem nie daleko - powiedział rozłączając się

Ubrałam się i zeszłam przed dom. Nie chciałam rozmawiać z matką. Nie tyle, co nie chciałam, po prostu nie potrafiłam. Przynajmniej nie teraz. Stałam przed domem i nerwowo zerkałam na zegarek. Dziesięć minut już dawno minęło, a ja nie rozumiałam dlaczego go nie ma. Przecież zazwyczaj Filip się nie spóźniał. Po kilku następnych minutach ujrzałam chłopaka i ruszyłam w jego stronę.

- Przepraszam, że tyle czekałaś. Zagadałem się z kumplem. Pytali, czy dziś też się z nimi zobaczymy. Będziesz wieczorem? - zapytał

- Zobaczymy- odpowiedziałam kierując się w stronę cmentarza

 

Obudziłem się z potwornym bólem głowy. Nic nie pamiętałem z wczorajszego wieczoru, no może jakieś urywki. Jedyne o czym myślałem, to o Sarze i jej wspaniałych oczach. Nie byłem pewny, czy się z nią wczoraj widziałem, czy to wszystko mi się tylko śniło. Wstałem z łóżka i poszedłem do kuchni, po coś do picia. Po wczorajszym spożytym alkoholu. w ustach miałem Saharę i jedyne o czym marzyłem w tej chwili, to o łyku wody. Chociaż jeden, mały łyk, nic więcej. Przy stole, spokojnie popijając kubek gorącej herbaty, siedziała Magda. Gdy zauważyła moją obecność, spojrzała na mnie a jej czerwone oczy zdradzały, że płakała. Nadal siedziała spokojnie opanowana a jej drżąca ręką, pokazywała tylko, tak bardzo dobrze ukryte emocje.

- Co ty robisz? - zapytałem, patrząc na spakowaną walizkę - Czekam za tatą. Wyprowadzam się - powiedziała opanowanym głosem

Chociaż głowa pękała nie miłosiernie, teraz jedyne co się dla mnie liczyło, to zatrzymacie Magdy w naszym domu. Przecież nie mogłem pozwolić jej odejść. Przez pewien czas patrzeliśmy na siebie w ciszy, a ja nie wiedziałem jakich słów użyć, by nie pogorszyć naszej sytuacji.

- Dlaczego chcesz się wyprowadzić? - zapytałem, najspokojniej jak umiem

Mimo, iż nie byłem pewny uczuć do tej kobiety, jakoś wizja pustego mieszkania i straty ich obojga była dla mnie przerażająca. No bo przecież jak miałem pozwolić im odejść, skoro chyba ich kochałem? Chyba a przynajmniej to dziecko.

- Nie rób tego Magdo.Przecież nigdzie nie będzie Ci lepiej niż tu - powiedziałem

- Tu? - wybuchła płaczem - Z mężczyzną, który mnie nie kocha? z facetem, który pije, albo znika z domu? w pustym mieszkaniu, bo ciągle Ciebie nie ma? jestem w ciąży Luk! Nie powinnam się denerwować a my wciąż się, albo kłócimy, albo mijamy! Mam wrażenie, że nas nie chcesz! Mam wrażenie, że zostałam sama z tym wszystkim! - zaszlochała - Pytasz gdzie mi będzie lepiej? to Ci odpowiadam wszędzie! Wszędzie byle nie tu! byle nie z Tobą! - szepnęła drżącym głosem

Spojrzałem na nią przerażony, a jej wzrok był pusty i smutny. Tak bardzo pochłonęła mnie sprawa z Sarą, że nie zauważyłem prostych rzeczy. Nie doceniłem tego co miałem a teraz było tak blisko, do tego, by to stracić. By ich stracić. Chociaż uczyłem się na psychologa, chociaż wiedziałem, że lepiej dla nas wszystkich było, żeby pojechała i przemyślała wszystko w spokoju, tak bardzo bałem się tego, że jak teraz pozwolę jej wyjechać to ich stracę. Przecież tak wiele par, rozstawało się dlatego, że robili sobie przerwy w związkach. Tak wiele znanych mi osób rozstali się, bo przestali ze sobą rozmawiać. Z nami też tak było i teraz powoli zaczynałem to dostrzegać. Głupcze! szepnąłem sam na siebie. Głupcze! Nie potrafiłeś jej docenić. Patrzeliśmy na siebie kilka sekund, a jej oczy powoli gasły. Gasła w niej nadzieje, radość, chęć życia. Gasło wszystko i miałem wrażenie, że miłość do mnie też.

- Nie wyjeżdżaj - szepnąłem, prosząc ją kolejny raz - Dajmy sobie szansę - błagałem

- Nie Luk - powiedziała patrząc mi prosto w oczy - To ja Cię błagam pozwól mi odejść, na jakiś czas. Pozwól mi, dopóki mam w sobie chociaż trochę miłości do Ciebie. Jeżeli zostanę tu dłużej i będę patrzeć na to, co się z Tobą dzieje. W końcu Cię znienawidzę a tego nie chcę. Nie chcę ze względy na dziecko, które w sobie noszę - szepnęła przerażona

Spojrzałem na nią oszołomiony. Jej chłód w głosie, otrzeźwił trochę mój umysł. Chciałem coś powiedzieć, ale nie zdążyłem, bo usłyszałem ryk silnika samochodu. Po krótkiej chwili, do mieszkania wszedł starszy mężczyzna i zabrał bagaże córki. Spojrzeliśmy na siebie, ale nie powiedział nawet słowa. Pokręcił głową i odszedł, zostawiając nas samych. Stanąłem za drzwiami i zasłoniłem je swoim ciałem. Nie chciałem wypuścić kobiety z mieszkania.

- Przepuść mnie - jej głos był łagodny, ale stanowczy - Nie- szepnąłem przerażony tonem swojego głosu - Nie - powiedziałem po raz kolejny cichym głosem a w moich oczach znajdowały się łzy. - Błagam Cię nie - podjąłem kolejną próbę, ubłagania jej by została

- Przykro mi Łukasz. Potrzebuje zmian. To tylko na jakiś czas. uwierz mi. wrócę - przekonywała

Ile par rozstawało się takimi słowami? obietnicami bez pokrycia? ze łzami w oczach i nadzieją, że pokonają trudny dla nich czas? ile par właśnie w ten sposób się żegnało naiwnie wierząc, że wybranka, lub wybranek przemyśli i wróci? nie chciałem byśmy byli kolejna liczbą w statystyce. Nie chciałem, bo był to nasz związek, nasza przyszłość i Miłość. Było to nasze życie a ja powinienem pozwolić jej odejść i zaufać naszej miłości. Miłości, którą sam zniszczyłem. Odsunąłem się od drzwi i po raz kolejny złapałem ją za rękę, spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i pocałowaliśmy się. W jej oczach było tyle smutku, że teraz moje poczucie winny nasiliło się. Dla niej była to jeszcze trudniejsza decyzja, niż dla mnie.

- Wrócę - szepnęła, nie zatrzymując się ani na chwilę

Wyszła z naszego mieszkania, a ja nagle zdałem sobie sprawę, że ten dom bez niej jest zbyt cichy. Za cichy dla mnie jednego. Stanąłem przy oknie i obserwowałem przez szybę jak wtula się w ramiona ojca i płaczę. Po raz ostatni dzisiejszego dnia patrzyliśmy na siebie i chociaż dzieliło nas tak wiele, miałem cichą nadzieje, że jakoś uda nam się wszystko pokonać. Przypomniałem sobie jej obietnicę i modliłem się, by nie była to kolejna obietnica bez pokrycia. Byśmy naprawdę do siebie powrócili. Jednak zdałem sobie sprawę, że nim to uczynimy, musiałem raz na zawsze zakończyć pewien etap w swoim życiu, Musiałem pozbyć się poczucia bólu i wspomnień. Musiałem powiedzieć Sarze prawdę, która złamię jej serce. Musiałem rozstać się z nią raz na zawsze i zapomnieć o tym, co nas łączyło.Zresztą po tym, co dowie się ode mnie i tak na zawsze mnie znienawidzi. I tak nie będzie chciała mnie znać. Chociaż nie byłą to moja wina, to i tak ciągle żyłem z poczuciem winny. No bo przecież przez cały czas wiedziałem, wiedziałem w kim zakochany był Oskar a mimo tego, nic jej nie powiedziałem. Ona mi bezgranicznie ufała, wierzyła w każde słowo i co więcej byłem przekonany, że kochała mnie, a ja ją zawiodłem. Zawiodłem ukrywając tak ważne dla niej informację. Jednak, czy mogłem postąpić inaczej? czy mogłem powiedzieć jej, że Oskar zakochał się w.. nie, nie potrafiłem, nie mogłem. Dałem słowo i chciałem tego słowa dotrzymać.

 

Staliśmy nad grobem mojego brata i poczułam jak umiera mi serce. Poczułam jak wiatr delikatnie otula moje ciało i klęknęłam przy grobie brata. Położyłam na nim białą różę, jego ulubiony kwiat i zapłakałam. Zdałam sobie sprawę, że nie byłam tu od jego śmierci. Nie odwiedziłam brata ani razu, od pogrzebu. Chociaż powoli docierało do mnie, że go nie ma, jakoś nie potrafiłam się z nim pożegnać. Aż do dziś. Aż do teraz. W tym momencie stałam nad jego grobem i głośno płakałam. Płacz słychać było chyba na całym cmentarzu i nagle poczułam jak tracę siły. Nie wiem jak długo staliśmy przy jego grobie, nie wiem jak

długo płakałam i jak długo klęczałam. Nie wiem nic. Nie chciałam stąd odejść. Nie potrafiłam. No bo przecież on był sensem mego istnienia, był dla mnie najważniejszym mężczyzną mojego życia. Był, po prostu zawsze był. A teraz go nie było. Nie było nic, prócz tej wielkiej, ogromnej pustki, jaką czułam na myśl o Oskarze.

- Saro - usłyszałam za sobą głos Filipa - Saro ja muszę już iść - szepnął

Nie odpowiedziałam. Działałam jak w amoku, nic do mnie nie docierało. Chociaż chłopak odszedł, ja nie poruszyłam się. Nadal klęczałam na zimnej trawie, przypominając sobie wszystkie wspólne chwile z bratem. Nasze rozmowy, spacery, wygłupy i nagle coś do mnie dotarło. Zawiodłam. Zawiodłam go po raz kolejny. Raz, że mu nie pomogłam a dwa, że go nie odwiedzałam.

-Przepraszam Cię Braciszku, przepraszam! - krzyknęłam na cały cmentarz

Nikt nie odpowiedział. Zdałam sobie sprawę, że jestem sama. Sam na Sam z bratem i to przerażało mnie jeszcze bardziej. Nagle zadzwonił mój telefon, ale nie odebrałam.Nie miałam ochoty na żadne rozmowy, nie miałam ochoty na nic. Światło odbiło się o kawałek szkła i błysnęło.Do mojej głowy wpadał pewien plan. Był on jedyną moją nadzieją, na przerwanie tego bólu. Wzięłam szkło w rękę i chociaż nigdy tego nie robiłam, teraz nie miałam wyboru. Zrobiłam małe cięcie na nadgarstku, poczułam ból i zamknęłam oczy. Kolejne cięcie na drugie wspomnienie o bracie.Po każdym wspomnieniu, robiłam kolejne kreski. Nagle przypomniał mi się Damian i strata mojego dziecka. Zrobiłam kolejne cięcie,

nie zważając uwagi, na ból i plamę krwi na ziemi. Czułam jak słabnę z każdą stratą kropli krwi. Upadłam na zimną trawę i zamknęłam oczy. Nie czułam strachu, wiedziałam, że za chwilę spotkam się z dwiema najważniejszymi dla mnie osobami. Bratem i dzieckiem. Nagle..

 

Jeszcze długo stałem wpatrzony w okno i zastanawiałem się, jak teraz poradzę sobie bez Magdy. Jak ona poradzi sobie bez mojej pomocy? czy uda nam się dojść do porozumienia? czy się dogadamy? miałem nadzieje, że tak, chociaż w mojej głowie były też wątpliwości. To, co poczułem w momencie, gdy zostałem sam w mieszkaniu było nie do opisania. Zupełnie tak, jakby otoczyła mnie pustka, nicość. Ból, ogromny ból i strach. Nie wiem o co się tak bardzo bałem a właściwie o kogo. O dziecko? a może o naszą przyszłość? Moje obawy przerwał dzwoniący telefon. W kilka chwil znajdowałem się przy komórce i trzymałem elektroniczne urządzenie w dłoni. Na małym wyświetlaczu, znajdował się numer Sary. Czułem ulgę, że przyjaciółka wyciąga mnie z tej pustki. Odebrałem, ale już po chwili zorientowałem się, że to nie dzwoniła Sara. Męski głos mówił dość szybko, a w jego głosie wyczuwałem nutkę strachu. Mówił coś o cmentarzu i o załamanej Sarze. Nie musiałem znać jej na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że dziewczyna była u brata. Miałem jakieś dziwne przeczucie.Bez zastanowienia chwyciłem kurtkę i wyszedłem z mieszkania. Modliłem się by moje złe przeczucie, nie sprawdziło się. No bo przecież Sara była tam sama, a to co ją ostatnio spotkało, mogło załamać każdego. Nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś jej się stało. Przyspieszyłem kroku i już kilka minut później wchodziłem na teren cmentarza. Nie byłem pewny, bo na jego grobie byłem tylko raz, ale coś kazało mi iść jedną drogą. Jakby ktoś prowadził mnie do dziewczyny. Jakby jakaś siła mną kierowała. Zaufałem przeczuciu i po chwili patrzyłem jak zahipnotyzowany, na zamknięte oczy dziewczyny. Wszędzie była krew. Zaniemówiłem. Podbiegłem do niej i podarłem swoją koszulę. Zawiązałem jej rany, na nadgarstkach, hamując przy tym krwawienie i trzymałem jej zimne ciało w ramionach. Zadzwoniłem po karetkę, która kazała mi tamować krwotok i czekać. Minuty mijały a moje obawy nasilały się. Tak bardzo modliłem się o to, by zdążyli. Przecież kobieta, którą kochałem, nie mogła skończyć jak jej brat. Nie mogła się zabić! Nie pozwoliłem jej na to!

- Saro coś ty zrobiła? Saro! Saro zbudź się! - błagałem

Jednak nieruchome ciało dziewczyny nie reagowało. Jej zimne ciało i zamknięte oczy, doprowadziły mnie do łez. Po chwili jednak w mojej głowie pojawiła się nadzieja. Usłyszałem sygnał karetki i pobiegłem po nią. Po chwili szedłem za lekarzami w stronę karetki. Na noszach wnosili ją do karetki, a ja nie wiedziałem co się stało.

- Zdążył pan w ostatniej chwili. Gdyby poleżała jeszcze chwile, nie byłoby po co ją ratować. Nie mielibyśmy szans - powiedział lekarz - A teraz? uratujecie ją? - zapytałem. Modliłem się, by odpowiedzieli, że tak

- Zrobimy wszystko co w naszej mocy. Obiecuje - szepnął lekarz i po chwili na sygnale odjechali

Chociaż błagałem ich, nie mogłem jechać z nimi. Nie byłem jej żadną rodziną, więc nie mogli mnie zabrać, zasłaniali się przepisami. Głupie przepisy! Czy przepisy ważniejsze są niż ludzie? niż ich uczucia? miałem czasami wrażenie, że tak. Za każdym razem, gdy czytałem o śmierci ludzi, o śmierci dzieci, bo zabrakło pieniędzy. Czasami jeden przepis, brak jednego głupiego dokumentu sprawiał, że ktoś umierał. Dokument, który jak później się okazało, był przyczyną czyjeś śmierci. Tak bardzo wtedy czułem w sobie żal. Przecież w dzisiejszym świecie, przepisy nie mogły być ważniejsze niż ludzkie życie. A jednak były. Teraz natomiast miałem inne zadanie. Musiałem zawiadomić jej matkę. Tylko jak miałem powiedzieć kobiecie, której znałem, że pani córka umiera? jak miałem przekazać kobiecie, że jej drugie dziecko prawdopodobnie chciało się zabić? wolałem zrobić to telefonicznie, ale nie odbierała. Po co komu telefon, skoro go nie odbiera? po co traci kasę na zasilanie, skoro i tak z niego nie korzysta? ojciec Sary też jak na złość milczał, a ja nie wiedziałem, co się teraz z nią dzieje.Przyspieszyłem kroku a po chwili zacząłem biec. Ludzie patrzyli na mnie podejrzliwym wzrokiem, lecz nie

zwracałem na ich spojrzenia, uwagi. Chciałem jak najszybciej być przed mieszkaniem kobiety. Chciałem jak najszybciej być u Sary.Musiałem.

 

Patrzyłam w tak bardzo znajome oczy i czułam chłód. Nie wiedziałam jak to wszystko możliwe. Stałam przed tak bardzo kochaną mi osobą i zastanawiałam się, co mam mu powiedzieć. Chociaż było tyle rzeczy, nic nie przyszło mi do głowy. Ciało mnie nie słuchało. Chociaż tak bardzo chciałam zrobić krok w jego stronę, nie potrafiłam.

- Saro! Saro kochanie - pierwszy odezwał się on - To ty? to naprawdę ty Oskarze?- zapytałam

Chłopak uśmiechnął się, ale nie zareagował. Spojrzał na białe światełko, znajdujące się na końcu korytarza i smutno się uśmiechnął.

- Dlaczego? - zapytał ze łzami w oczach - A dlaczego nie? - szepnęłam - Chyba chciałam być przy Tobie - przyznałam

- Dlaczego? - zapytał ponownie - Bo Cię kocham Oskarze! - rzekłam - Kocham cię i nie chcę już żyć- szepnęłam

Nagle przed moimi oczami pojawiła się twarz matki i ojca i zamknęłam oczy. Mama! Co powie mama, gdy dowie się, że jej drugie dziecko chciało się zabić? co poczuje ojciec, gdy dowie się, że jego ukochana córeczka nie chcę już żyć? tata ma nowego partnera, rodzinę. Chociaż będzie płakał, jakoś da radę. Zapewne znowu ucieknie w pracę i będzie udawał twardego. Mama natomiast o nią bardziej się bałam. Była słabą kobietą i dziś to zobaczyłam. Płakała po stracie jednego syna a teraz miała stracić i mnie? zostałaby sama. Sama z bólem po stracie ukochanych dzieci. Zamknęłam oczy, ale wspomnienia, nasze wspomnienia nie mijały. Wciąż widziałam jej uśmiechnięte oczy i chciałam płakać. Chciałam, lecz nie potrafiłam. Jak ona sobie poradzi? Spojrzałam na zbliżającego się brata i poczułam jak chwyta mnie za rękę. Chociaż czułam strach, pozwoliłam mu się prowadzić. Po chwili stałam w sali Damiana i spojrzałam na śpiącego chłopaka. Cały czas na półce stało nasze zdjęcie i zdałam sobie sprawę, że go zranię. Dotknęłam jego policzka, ale nie poczułam nic. Zupełnie jakbym była duchem. Spojrzałam na brata i zamarłam. Przecież ja nim byłam!

- Saro jesteś tego pewna? - zapytał - On Cię nie widzi, nie usłyszy- powiedział czytając w moich myślach

Po krótkiej chwili znów przenieśliśmy się w inne miejsce. Tym razem staliśmy w biurze ojca. Patrzyłam na smutne, zapłakane oczy ojca i poczułam ból. Na jego stoliku nadal znajdowała się nasza fotografia, a na drugiej całej naszej rodziny. Ojciec pochłonięty był pracą, ale za każdym razem, gdy patrzył na zdjęcie z Oskarem w jego oczach znajdowała się kolejna kropla łez. Dopiero teraz dotarło do mnie, że on też przeżywał śmierć syna. Po prostu każdy z mojej rodziny robił to w zupełnie inny sposób. Tata jako najsilniejsza osoba w rodzinie, starał się za każdym razem być słaby, a tylko w pracy, mógł pozwolić sobie na łzy słabości. Nagle odebrał telefon a jego oczy zastygły. Był w nim taki ból, jakiego nigdy u nikogo nie widziałam. On, on myślał tylko o mnie. Modlił się, bym przeżyła. Nie zostaliśmy dłużej. Znów poczułam dotyk brata i przenieśliśmy się w kolejne miejsce. Znałam je aż za dobrze. Byliśmy u mnie w domu.

 

- Tylko nie to! - słowa jej mamy odbiły się echem w mojej głowie

Kobieta zasłabła, a ja w ostatniej chwili zdołałem ją złapać. Po jej policzkach popłynęły strugi łez i ja sam chociaż starałem się być silnym, rozpłakałem się.Kobieta spojrzała na mnie, a w jej oczach był strach. Patrzyła na mnie tak, jakbym to ja odbierał jej ukochaną córkę. Jakbym to ja był przyczyną, każdej katastrofy w jej życiu. Wyciągnęła telefon i zadzwoniła do byłego męża. Po chwili ze łzami w oczach i dławiącym ją głosem poinformowała go, o próbie samobójczej córki. Po krótkiej chwili pobiegliśmy do samochodu i pojechaliśmy prosto do szpitala. Dobijała nas ta niepewność. Nie wiedzieliśmy tak naprawdę nic. Nawet tego, czy żyje, czy nie. Ból zmieszał się ze strachem. Strach z niepewnością. Modliłem się, by przeżyła. Kilka minut później wbiegliśmy do szpitala. W informacji powiedzieli nam, w której sali leży Sara. Poszliśmy do niej. Gdy weszliśmy do sali i zobaczyliśmy w jakim stanie się zajmuje, byliśmy w szoku. Obok niej wciąż chodziły lekarze i pielęgniarki a ona leżała nieprzytomna. Nagle usłyszeliśmy pisk jednej z maszyn i zostaliśmy wyproszeni z jej sali. Lekarze zaczęli walczyć o jej życie.Po kilku minutach na korytarzu zjawił się też ojciec Sary. Spojrzeliśmy na siebie a po chwili usłyszałem szloch kobiety. Mężczyzna podszedł do niej i wtuliła się w jego ramiona. Zostawiłem ich samych. Wyszedłem przed szpital i łapiąc się za głowę, klęknąłem przy ścianie. Płakałem, a mój płacz słychać było już chyba na całym terenie szpitala. Płacz zamienił się w szloch. Modliłem się, by Sara nie umarła tak jak jej brat. Przecież jej rodzice nie przeżyliby straty kolejnego dziecka. Ja bym nie przeżył jej straty. Teraz bardziej niż kiedykolwiek zrozumiałem ile ona dla mnie znaczy. Damian! Musiałem przecież go zawiadomić. Pognałem z powrotem do szpitala i postanowiłem zawiadomić jej chłopaka. Przecież jeżeli umrze, on miał prawo chociaż się z nią pożegnać.

 

Ból jaki poczułam, gdy zobaczyłam mamę, zapłakaną w naszym mieszkaniu był nie do opisania. Po moich policzkach mimowolnie popłynęły zły i spojrzałam na brata. On nie zareagował. Uśmiechnął się do mnie słabo i podał mi swą dłoń. Znów przenieśliśmy się w inne miejsce. Byliśmy teraz w szpitalu i patrzyłam na bezwładne swoje ciało i próbę ratowania lekarzy. Widziałam strach w oczach najbliższych i pot na czołach lekarzy.

- Mała wracaj do nas! No kurwa wracaj! - przeklinała młoda lekarka.

Widziałam łzy w jej oczach. Chociaż mnie nie znała, tak bardzo zabolało ją moje zachowanie. Te łzy były łzami bezsilności. Po raz kolejny strzelili aparatem, modląc się, by tym razem moje serce zareagowało. Niestety nadaremnie.

- Musisz walczyć! Słyszysz? - krzyknęła

Nie mogłam tego znieść i wyszłam na korytarz. Jednak tam było jeszcze gorzej! Patrzyłam na ból w oczach rodziców, patrzyłam na ich łzy i zapragnęłam wrócić. Chciałam wrócić. Po chwili znaleźliśmy się w sali Damiana. Patrzyłam jak Łukasz przełyka ślinę a po chwili przekazuje mu smutne wieści. Płakał, a ja płakałam wraz z nim.

- Dość! Oskarze dość! - zawyłam - Dlaczego mi to robisz? - dlaczego! - napadłam na niego, ale nie mogłam go uderzyć.

- Nie rozumiesz? - szepnął - Daje ci prawo wyboru kochana. Chcę byś wiedziała co poczują nasi bliscy, gdy umrzesz - rzekł - Ja takiego prawa wyboru nie miałem. Żałuje. wierz mi cholernie żałuje - dodał

Spojrzałam na brata i wszystko zrozumiałam. On pokazał mi to wszystko, bo chciał bym zmieniła zdanie. Chciał bym wróciła do nich a to, co się teraz stanie zależy tylko ode mnie. Mogłam pójść z nim i umrzeć a wtedy moje serce przestanie bić, albo wrócić do nich. Miałam prawo wyboru a wszystko to, dzięki miłości mojego brata.

- To co teraz robimy?? idziesz ze mną? czy wracasz? - zapytał.

 

- Ja, ja nie wiem - szepnęłam patrząc w oczy Oskara - Chyba zostaję. Mam tu wiele jeszcze do zrobienia - powiedziałam to bardziej do siebie niż do niego

Oskar spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Podszedł do mnie, a ja po raz pierwszy poczułam na sobie jego dotyk. Jego dłoń delikatnie przejechała po moim prawym policzku, a ja poczułam ciepło na skórze. Zamknęłam oczy.Pragnęłam by ta chwila trwała wiecznie. Brat odwrócił się do mnie plecami a po jego twarzy spłynęła pierwsza kropla łez. Chciałam podejść do niego i poprosić by nie płakał, ale nie potrafiłam. Nogi po raz kolejny odmówiły posłuszeństwa i nie mogłam się ruszyć. Czułam się tak, jakby wszystko działo się poza moim ciałem. Jakby całe nasze spotkanie było tylko w mojej głowie. Nie było prawdziwe. Jednak byłam tu i patrzyłam na jego smutne oczy. Byłam tu i wiedziałam, że wbrew wszystkiemu to wszystko dzieje się naprawdę. Po prostu byłam z Oskarem. Nie byłam pewna co to za miejsce, ani nie było to niebo, ani ziemia. Zupełnie jakbym była pomiędzy, jakbym zatrzymała się i nie wiedziałam którą drogę wybrać. Jednak, czy Oskar mógł się tak po prostu wrócić? czy mógł opuścić niebo i po prostu stać tu ze mną? czy ja to po wybudzeniu będę wszystko pamiętać? nie byłam tego pewna. Nawet gdybym pamiętała, po prostu zapewne i tak nie uwierzyłabym. No bo przecież takie rzeczy na co dzień się nie zdarzają. Nie można tak po prostu rozmawiać z zmarłymi. Chociaż? w dzisiejszym świecie to już wszystko było możliwe. Czy ja zwariowałam? czy miałam coś z głową? a może to wszystko mi się tylko wydawało?

- Masz rację Saro - szepnął, przełykając ślinę - Masz na ziemi bardzo wiele do zrobienia. Musisz żyć dla rodziców. Musisz być przy Damianie - powiedział cichym głosem - Jednak jest jeszcze coś Saro. Zacznij wreszcie żyć. To ja umarłem i tylko ja. Rozumiesz? mam wrażenie, że nie żyjesz wraz ze mną. Za bardzo skupiona jesteś na mojej śmierci, byś była szczęśliwa. Daj temu spokój, proszę - szepnął - Pozwól mi odejść. Nie każ mi trwać w takim zawieszeniu. Nie chcę już tu być. A dopóki nie pozwolisz mi odejść, nie mogę się stąd ruszyć. Siłą próbujesz mnie zatrzymać, lecz ja nie chcę tu być. Umarłem i musisz się z tym pogodzić. I proszę Cię nie grzeb w przeszłości, nie zastanawiaj się i nie szukaj powodu mojej śmierci. Zostaw to jak jest. Bardzo Cię o to proszę i wierz mi z czasem wszystko się ułoży - dodał, patrząc na mnie załzawionym wzrokiem

- Ale ja- zawahałam się - Ja nie wiem, czy tak potrafię- szepnęłam - Mogę Cię o coś prosić? - spytałam - Zaopiekuje się twoim dzieckiem - rzekł - Mam coś dla Ciebie - szepnął a po chwili na mojej szyi wisiał naszyjnik z naszymi inicjałami - Nie zdejmuj go. I pamiętaj dopóki będziesz go nosić, jestem przy tobie skarbie - powiedział całując mnie na pożegnanie. Po chwili znikł, a ja zostałam sama. Zaczęłam biec przed siebie aż w końcu znalazłam się przed podwójnymi drzwiami. Jedno oznaczało życie, drugie śmierć. By wrócić na ziemię, musiałam wejść w odpowiednie. Zamknęłam oczy i..

-Tracimy ją! - krzyczała młoda lekarka - Strzelamy! - krzyknęła ponownie

Stałem wraz z jej rodzicami i patrzyliśmy jak ją reanimują. Po raz kolejny jej serce przestało bić. Podobno straciła zbyt wiele krwi, a jej serce było już osłabione w dzieciństwie. Organizm nie pompował krwi do serca i przez to się tak stało. Nie bardzo rozumiałem słów lekarza. Nie słuchałem go. Patrzyłem na szybę i modliłem się, by do nas wróciła, no bo przecież nie mogło być inaczej. Na wózku, obok nas siedział Damian. Patrzył przerażonym wzrokiem na Sarę i płakał. Płakał jak mały, przerażony chłopczyk. Podszedłem do niego i klęknąłem obok. Przytuliłem go i po chwili zaczęliśmy oboje płakać. Chociaż zawsze traktowałem go jak swojego wroga, teraz mieliśmy jeden cel. Obojgu nam bardzo zależało na Sarze i pragnęliśmy tylko tego, by z tego wyszła.

- Co z nią? - zawołał przerażony Filip - Gdzie ona jest! - krzyknął niemal siłą próbując wparować na salę

Ojciec Sary, próbował go opanować, ale nie potrafił. Filip odepchnął go, a ten upadł na płytki. Matka Sary spojrzała na niego przerażonym wzrokiem, lecz on spuścił wzrok. Po chwili, chyba zdając sobie sprawę z tego co zrobił, podbiegł do ojca dziewczyny i pomógł mu wstać.

- To moja wina - szepnął przerażonym głosem - Gdybym jej samej nie zostawił - szepnął - Gdybym nie odszedł - powiedział

Po chwili wybuchnął płaczem, a ja spojrzałem na niego. Nie wiedziałem dlaczego tak dziwnie zareagował. Czyżby poczuł coś do dziewczyny? czyżby miał wyrzuty sumienia? Nie rozumiałem co takiego miała w sobie Sara, że każdy chłopak, który ją lepiej poznał, tracił dla niej głowę. Owszem była ładna, nawet bardzo, ale to nie jej uroda, niczym anioła sprawiała, że nie można było oderwać od niej wzroku. Nie jej wygląd powodował, że każdy tracił dla niej głowę. Owszem może przez jej dziecinną twarzyczkę, nie można było oderwać od niej wzroku, ale po poznaniu jej prawdziwego ja. Dobrego serca, wrażliwości, wspaniałego charakteru. Tak to był prawdziwy powód tego, że tak dużo osób się w niej zakochiwało. Zastanawiałem się, czy Filipowi udało się poznać jej prawdziwe ja? czy odnalazła w nim przyjaciela, którego we mnie straciła? a może połączyło ich coś znacznie więcej? na samą tą myśl, poczułem gęsią skórkę. Nie wiem czemu, ale jakoś nie potrafiłem myśleć o tym, że ktoś inny niż Damian miałby z nią być. Tak byłem zazdrosny.

- Może ktoś chciałby się napić? - usłyszałem głos mężczyzny - Napijesz się czegoś?może kawy? - zwrócił się do byłej żony.Kobieta kiwnęła głową a on lekko się uśmiechnął.

- Damianie, Filipie? Łukaszu? - zapytał, nie spuszczając ze mnie wzroku

Teraz dopiero zdałem sobie sprawę, że pod salą czekam Ja, jej rodzice, chłopak i przyjaciel. Zapewne każdy zastanawia się co robi tu ten drugi, ale nikt nie miał odwagi, by się o to zapytać. Postanowiłem iść z nim i pomóc mu w przyniesieniu wszystkim czegoś do picia.

- To ja pójdę z Panem. Nie będzie musiał pan chodzić dwa razy - zaśmiałem się

Mężczyzna spojrzał na mnie i też lekko się uśmiechnął.Spojrzał jeszcze raz na byłą żonę i poszliśmy piętro niżej do automatu.Na schodach zatrzymaliśmy się. Spojrzałem na niego a on spuścił wzrok. Ukucnął na schodach, trzymając się barierki.

- Wszystko w porządku? Zawołać lekarza? - zapytała pielęgniarka.Mężczyzna rozpłakał się - Tam umiera moja córka! Nie, nie jest w porządku! - krzyknął a ona spojrzała na niego przerażona. - Przepraszam - szepnął i podniósł się ze schodów. Pomogłem mu wstać i wolnym krokiem poszliśmy do automatów. Kilka chwil później staliśmy już przed automatami i patrzeliśmy na siebie porozumiewawczo. Chociaż za wszelką cenę, próbował być silny, rozpłakał się. I ja się rozpłakałem. Staliśmy przy automatach i razem płakaliśmy, nie mogąc powstrzymać łez. Widziałem strach w jego oczach, widziałem ból i tęsknotę. Widziałem przerażenie i obawę.

- A jak ona umrze? - zapytał. Słysząc jego głos podskoczyłem do góry. Nie dopuszczałem do siebie takiej myśli. Nie chciałem nawet dopuszczać, bo nie potrafiłem wyobrazić sobie życia bez niej. I chociaż wiedziałem, że z nią nie będę, to przecież cieszyłem się, że jest szczęśliwa. Chciałem tylko jej szczęścia, nawet jeżeli miałaby poślubić Damiana.

- Nie może umrzeć. Sara jest silna i Kocha pana - powiedziałem - Nie byłem dobrym ojcem! Nie poświęcałem jej czasu - zapłakał - Był pan. Wiele razy mówiła mi, że bardzo pana kocha. Owszem brakowało jej pana, ale bardzo pana kochała - powiedziałem - Byliście sobie bliscy prawda? - zapytał - Tak - odpowiedziałem - Przyjaźniliśmy się. Szczerze rozmawialiśmy. Wiele razy opowiadała jak bardzo za panem tęskniła, jak bardzo pana kochała i jak bardzo cierpiała po stracie Oskara - przyznałem

- No właśnie - mruknął mężczyzna - Cierpiała i nie miała we mnie wsparcia- zamyślił się. - Sądzisz, że jestem złym ojcem prawda? - zapytał - Nie mnie to oceniać - powiedziałem - Ja po prostu, na swój sposób przezywałem śmierć syna. Uciekłem w pracę, by o tym nie myśleć. To nie tak, że ich nie kochałem. Przecież dla Oskara i Sary oddałbym własne życie - zapłakał.Chociaż nie wiedziałem, czy postępuje właściwie, czułem, że muszę to zrobić. Podszedłem do mężczyzny i przytuliłem go do siebie.Trwaliśmy tak w uścisku kilka chwil i czułem, że zaraz się rozkleję. Nim się zorientowałem, z moich oczu popłynęły łzy, a po chwili do mnie dołączył też jej ojciec. Znów się rozpłakaliśmy

- Ona z Tego wyjdzie prawda? - zapytał - Nie jestem lekarzem, ale jestem przekonany, że tak. Przecież Sara zawsze była silną kobietą. Wróci do pana - powiedziałem - Będę poświęcał jej teraz więcej czasu. Będę ojcem takim, o jakim zawsze marzyła, ale niech do mnie wróci - płakał w moich ramionach - Wróci, na pewno - przekonywałem

Chociaż sam, nie byłem tego pewny, mówiłem to, co zwyczajnie chciał usłyszeć. Modliłem się, by Bóg wysłuchał moich próśb i zwrócił nam Sarę.Byłem skłonny nawet zapomnieć o niej i związać się na stałe z Magdą, pod warunkiem, że Sara przeżyję. Dla zdrowia i szczęścia ukochanej, byłem gotów na każde poświęcenie. Każde bez wyjątku. Dla jej matki wzięliśmy kawę a dla Damiana herbatę.Filip chciał colę a Jej ojciec wziął sobie też kawę.Ja wyciągnąłem z automatu jej ulubione picie, czyli czekoladę na gorąco. Pamiętałem jak czasami przychodziliśmy do szpitala, tylko po to, by wyciągnąć z automatu po czekoladzie. Była przekonana, że nigdzie nie ma takiej dobrej jak tu. Gdy upiłem łyk czekolady, przypomniałem sobie nasze wygłupy i znów poczułem po policzku łzę.

- Wracamy? - zapytał mężczyzna. Otarłem palcem zagubioną łzę i wróciliśmy na drugie piętro. Przed salą stałą zapłakana matka dziewczyny a moje serce niemal stanęło. Jej oczy były przerażone i patrzyła na nas niemal nieprzytomnym wzrokiem

- Był lekarz -powiedziała oszołomiona

Spojrzeliśmy na nich i przełknąłem ślinę. Obawiałem się najgorszego.

- Uratowali ją! Czekałam na Ciebie. Pozwolono nam do niej wejść. Zaraz będą przewozić ją na normalną salę. Nasza córka żyję! - krzyknęła, wpadając mu w ramiona. Odetchnąłem z ulgą. Spojrzałem na jej ojca a ten się do mnie uśmiechnął. Dopiero teraz zobaczyłem, jak wszystkie jego mięśnie były naprężone ze strachu. Dopiero teraz zaczął powoli oddychać. Usiadłem na krzesełku i schowałem twarz w dłoniach. Po raz kolejny popłakałem się. Tym razem były to łzy radości. Nie ograniczonej radości i wdzięczności do Boga. Ona przeżyła.

 

Obudziłam się w sali. Poczułam zimno na plecach i otworzyłam oczy. Wszystko dookoła było białe, a ja podłączona byłam do kilku urządzeń. Ponownie zamknęłam oczy, czując jak uchodzi ze mnie powietrze. Byłam tak strasznie zmęczona, że każdy, nawet najmniejszy ruch, sprawiał mi trudności. Przy ścianie siedzieli rodzice, a w ich oczach zobaczyłam ból i łzy. Dopiero po chwili dotarło do mnie, dlaczego tu jestem. Chciałam się zabić. Ja? ta, którą zawsze uważano za twardą osobę, chciałam się zabić. Chciałam iść w ślady Oskara. Ponownie otworzyłam oczy, lecz nie na długo. Oślepiało mnie światło. Znów je zamknęłam. Otwierałam i zamykałam oczy jeszcze wiele razy, ani razu nie pozostały otwarte dłużej, niż na minutę. Przypomniałam sobie sen i uśmiechnęłam się do wspomnień. Tak bardzo tęskniłam za bratem. Dopiero po chwili poczułam naszyjnik na szyi i zamarłam. Zdałam sobie sprawę, że to nie był sen. Naprawdę z nim rozmawiałam?

- Kochanie dlaczego? - zapytała mama, podchodząc do mojego łóżka. Zaraz za nią ruszył ojciec i patrzył na mnie załzawionym wzrokiem. - Saro nigdy więcej! Słyszysz? nigdy nas tak nie strasz! Myśleliśmy, że umrzesz. Nie znieślibyśmy straty kolejnego dziecka - powiedział drżącym od emocji głosem

- Przepraszam Was! Nie wiem dlaczego to zrobiłam - powiedziałam, nie mogąc opanować łez - Po prostu za dużo na mnie ostatnio spadło. Tak bardzo tęsknie za Oskarem - przyznałam

- My też za nim tęsknimy, ale to nie powód, by się zabijać! - podniosła głos mama - Dziecko drogie, a czy pomyślałaś o nas? o tym, co będziemy czuć, gdy drugie dziecko się zabije? o naszym bólu? o tym jak będziemy z tym żyć? - zapytał ojciec- To moja wina - przyznał - Poświęcałem Ci za mało uwagi. Wam za mało poświęcałem. To przeze mnie - dodał spuszczając wzrok. Z jego oczu ponownie popłynęły łzy, a ja nie mogłam znieść jego płaczu. Tak bardzo chciałam go przytulić, podejść do niego, powiedzieć, że go kocham, ale nie potrafiłam. Moje ciało było zbyt zmęczone, zbyt słabe, bym mogła zrobić, jakikolwiek ruch w ich stronę.

- To nie jest Wasza wina - przyznałam - Ani twoja mamo, ani twoja tato- powiedziałam - To ja nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić, tylko ja - szepnęłam

Mama chciała coś powiedzieć, ale zatrzymała się. Spojrzała na medalik i zamarła. Widziałam przerażenie na jej twarzy. Widziałam strach w jej oczach. Zawahała się i spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

- Drogie dziecko skąd to masz?- zapytała pokazując palcem na medalik - Medalik? - zapytałam - Od brata - szepnęłam spokojnym głosem - Jak to możliwe? przecież on - zatrzymała się. Spojrzała na mnie i wybuchła niepohamowanym płaczem. Wybiegła z sali a wraz za nią wybiegł tata. Nie wiedziałam dlaczego tak dziwnie zareagowali. Czy znali już gdzieś ten medalik? czy go gdzieś widzieli? czułam w głowie mętlik. Po chwili do sali wrócił tata a w jego oczach znów pojawiły się łzy.

- Ten medalik. On, on - nie potrafił wydusić słowa. - Bo on..

 

Spojrzałam na ojca, który wciąż nie potrafił wydusić z siebie słowa. Nie wiedziałam o co chodziło z tym medalikiem, dlaczego rodzice zareagowali jakby zobaczyli ducha. Chwilowo przez głowę przeszła mi myśl, że może pochowano go z tym medalikiem, ale po chwili przypomniałam sobie jego pogrzeb i zdałam sobie sprawę z tego, że nie miał nic na szyi. Nie, to jednak nie to - pomyślałam. Ojciec patrzył na mnie zdumionym wzrokiem i lekko się uśmiechnął. Chociaż moje ciało wciąż było obolałe ze zmęczenia, nie zareagowałam. Patrzyłam na niego uważnym wzrokiem i czekałam kiedy

powie mi prawdę. Tata wstał z krzesełka i zaczął niespokojnie poruszać się po sali. Czegoś się obawiał, widziałam to.

- Pamiętasz jak byliśmy nad morzem, gdy miałaś pięć lat? - zapytał tata - Pamiętasz to wesołe miasteczko? - spytał. Przytaknęłam głową. Dobrze pamiętałam nasz wspólny wyjazd. Jednak chyba zapamiętałam go ze względu na to wesołe miasteczko. Wtedy po raz pierwszy jeździłam karuzelą. - Pamiętasz tych cyganów? tak, to wtedy Oskar dostał od nich ten medalik - powiedział tata. Mimo wielkiego starania, jakoś nie potrafiłam przypomnieć sobie żadnych cyganów.- Podobno mieli tylko jeden taki medalik. Gdy dowiedzieli się o waszych inicjałach, podarowali go Oskarowi. - zaczął tata Spojrzałam na niego oszołomiona, nadal nic nie rozumiałam. Tata zaczął mówić dalej. - Ten medalik był na szyi Oskara kolejnych pięć lat. Pamiętasz nasz wyjazd w góry? - szepnął. Ponownie kiwnęłam głową. - To wtedy Oskar go zgubił. Było to dokładnie trzy lata przed jego samobójstwem - powiedział tata ze łzami w oczach - Ten medalik podobno leżał na jednej ze skał. Tak przynajmniej twierdził - zapłakał

Teraz dopiero dotarło do mnie dziwne zaskoczenie rodziców. Zobaczyli na mojej szyi coś, co przecież zostało zgubione wiele lat temu. Tylko jak mam im to wytłumaczyć? co teraz powiedzieć? - Zmęczona jestem - skłamałam. Tata pocałował mnie w czoło i życząc dobrej nocy, zostawił samą w sali. Przez kilka godzin nie zmrużyłam oka. Cały czas zastanawiałam się, co mam powiedzieć rodzicom, jak mam im to wytłumaczyć? no bo przecież nie mogłam powiedzieć im prawdy. No i Oskar. Co chciał osiągnąć dając mi ten medalik. Czy to od niego był jakiś znak? czy po prostu nie przemyślany ruch? może sądził, że rodzice nie zorientują się? Nagle usłyszałam pukanie i po chwili do mojego pokoju wszedł Damian. Uśmiechnęłam się do chłopaka i spojrzałam na niego.

- Saro kochanie - szepnął. Podjechał na wózku, a ja widząc go w takim stanie jeszcze bardziej zapłakałam. - Damianie - powiedziałam ze łzami w oczach - Nic już skarbie nie mów. Odpoczywaj - rzekł spokojnym głosem.Trzymał mnie za rękę, a ja powoli odpływałam w sen. Chociaż długo walczyłam ze snem, bo przecież przy mnie był Damian, sen nie ustępował. Zamykałam i otwierałam oczy, dzielnie walcząc, by nie zasnąć. Jednak nim się zorientowałam, wpadłam w objęcia Morfeusza.

 

Patrzyłem na śpiącą Sarę i poczułem nie ogarniający ból. Tak bardzo chciałem jej pomóc, tak bardzo mi na niej zależało. Nie wiedziałem co bym zrobił, gdyby umarła. Jak bym zareagował, gdybym ją stracił. Przecież bardzo ją kochałem. Chciałem się z nią ożenić, spędzić z nią resztę życia. Nie byłem pewny tylko tego, co ona do mnie czuła. Bałem się.Strasznie obawiałem się tego, że została przy mnie z poczucia winny lub z litości. Za każdym razem, gdy patrzyłem na nią i Łukasza i widziałem ich ukradkowe spojrzenie, umierała część mnie. Chociaż mogła kłamać, patrząc mi prosto w oczy, ja

wiedziałem, że oni coś do siebie czują. Iskrzyło między nimi a to przerażało mnie najbardziej. Czasem, gdy rozmyślałem przed snem, wydawało mi się, że została przy mnie z litości. Nie byłem pewny, czy ona nadal chciała ze mną być. Usłyszałem otwierające się drzwi i po chwili do sali weszła pielęgniarka. Uśmiechnęła się do mnie, lecz nie zareagowała. Dochodziła już pierwsza w nocy i byłem przekonany, że zaraz wyprosi mnie z jej sali. No bo przecież zazwyczaj nie wolno przebywać o tej porze.Może zrobiła wyjątek, bo byłem pacjentem tego szpitala? a może zwyczajnie było jej mnie żal? Tak cały czas miałem w głowie to, że zostałem kaleką. Cały czas wydawało mi się, że każdy patrzy na mnie współczuciem. Już powoli nie mogłem tego znieść. Pamiętałem aż za dobrze, co czułem, gdy dowiedziałem się o zdradzie Sary. Oni razem spali a ja, czułem jakbym dostał w twarz. Jednak teraz nie miało to żadnego dla mnie znaczenia. Kochałem ją i chciałem wierzyć, że ona mnie też. Uśmiechnąłem się sam do siebie i poczułem wdzięczność. Chciała ze mną wyjechać, chciała porzucić to wszystko dla mnie. Chciała poświęcić się, dla mojego zdrowia. Czy nie na tym polega miłość? postanowiłem wyjechać sam. Nie wiedziałem tylko jak mam jej to powiedzieć. Nie wiedziałem już nic. Mogło zająć to mi kilka miesięcy a nawet kilka lat. Nawet nie miałem gwarancji, czy wszystko się da. To tylko rehabilitacja a ona nigdy nie dawała stu procentowej gwarancji na nic. Jedak chciałem zaryzykować. Dla nas, dla naszej przyszłości. Westchnąłem i dotknąłem jej policzka. Dziewczyna przewróciła się na drugi bok, a ja szybko zabrałem rękę. - Kocham Cię Saro - szepnąłem

Oparłem głowę o jej łóżko i siedząc na wózku, zasnąłem.

 

Otwierałam oczy bardzo powoli. Rozejrzałam się naokoło i spojrzałam na śpiącego chłopaka. Dotknęłam ręką jego policzka a chłopak otworzył oczy. Spojrzeliśmy na siebie.

- Cześć kochanie. Spałeś tu? - zapytałam zaskoczona - No tak. Przepraszam - szepnął

Już chciał odjechać, ale złapałam go za rękę. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i uśmiechnęliśmy się do siebie. - Zostań - powiedziałam. Mój głos był cichy i nieśmiały. Zupełnie jakbym spotkała go pierwszy raz. Patrzyłam na mężczyznę, który bez wahania uratował moje życie, a ja jeszcze wczoraj sama chciałam je sobie odebrać. Czy ja oszalałam? - Przepraszam musisz wyjść - powiedziała młoda lekarka, która patrzyła na Damiana ciepłym wzrokiem. Chłopak uśmiechnął się do mnie i ściskając ciepło moją dłoń. Obiecał, że przyjedzie później. Lekarka spojrzała na mnie smutnym wzrokiem, a ja spuściłam głowę. Tak, teraz byłam tego pewna, to ona wczoraj tak bardzo o mnie walczyła. Ona przeklinała i płakała, gdy umierałam. - Zaraz przyjdzie do Ciebie psychiatra. To normalna procedura po próbie samobójczej. Od opinii psychiatry będzie zależeć, czy zostaniesz wypuszczona, czy też nie. Wyszła, a ja zdołałam powiedzieć tylko krótkie dziękuje. Kobieta spojrzała na mnie zaskoczonym wzrokiem, ale nie odezwała się już. Wyszła, a ja zostałam sam na sam z swoimi myślami. Niecałą godzinę później do mojej sali wszedł psychiatra. Chociaż z początku trudno było mi się przed nim otworzyć, jakoś udało mu się zdobyć moje zaufanie. Rozmawialiśmy kilka godzin. Rozmowa był długa i męcząca. Opowiedziałam mu o wszystkim, co wydarzyło się w moim życiu. Śmierci Oskara, braku zrozumienia ze strony rodziców, ich rozwodzie. Powiedziałam też, chyba o najtrudniejszym, co mnie w życiu spotkało - O śmierci mojego dziecka. Chyba tak naprawdę psychiatra był pierwszą osobą, z którą szczerzę na ten temat byłam w stanie rozmawiać.Opowiedziałam o bólu, co chwile na nowo zaczynając płakać. Powiedziałam też, o wypadku Damiana i moich wyrzutach sumienia. Nie wiem ile z nim rozmawiałam, ale mówiąc każde koleje zdanie, czułam, jakby wielki ciężar spadł mi serca. Tak bardzo dusiłam to wszystko w sobie, tak bardzo brakowało mi kogoś, z kim mogłam na ten temat porozmawiać a teraz? teraz nie czułam już nic. Chociaż poczułam ulgę, wraz z nią pojawiła się też pustka. Tak wielka pusta, że rozrywała moje serce. Straciłam dziecko i chyba teraz, po raz pierwszy, mogłam tak naprawdę wypłakać tą stratę.

- Sądzę, ze powinnaś pozostać jeszcze dzień na oddziale. Damy Ci coś na uspokojenie - powiedział patrząc na mnie współczującym wzrokiem - Doktorze co mi jest?- zapytałam, hamując głośny płacz - Depresja. Tak wiele na Ciebie spadło, że po prostu nie potrafisz sobie z tym poradzić. Powinnaś zapisać się na jakąś terapię. Możesz nawet chodzić do mnie - powiedział.Podałam mu dłoń, obiecując, że to przemyślę i po krótkiej chwili wyszedł, a ja zostałam sama. Znowu sama z moimi myślami.Jakieś pół godziny później w drzwiach sali zobaczyłam Filipa z moim ojcem. Uśmiechnęłam się do nich i spojrzałam ojcu w oczy.

- Może poszlibyśmy na jakąś terapię? - zapytałam - Rozmawiałem z psychiatrą. To samo mi zaproponował. Saro dlaczego nie powiedziałaś, że tak bardzo przeżywasz śmierć dziecka? dlaczego z nami nie porozmawiałaś o tym? - zapytał z czułością w głosie.

- C co? - zapytał zaskoczony Damian. Wjechał do sali i spojrzał mi prosto w oczy. - Saro, ty byłaś w ciąży? straciłaś dziecko? - szepnął przerażonym głosem

Spojrzałam na bezradne spojrzenie ojca i po chwili zostałam z Damianem sama. Wiedziałam, że zaprzeczanie nic nie da. Czas najwyższy zmierzyć się z nieuniknionym.

- Tak Damianie byłam - powiedziałam spuszczając wzrok - Dziecko było moje, czy Łukasza? - zapytał Przełknęłam ślinę. Przez kilka chwil nie mogłam nic powiedzieć, nie chciałam nic powiedzieć. No bo co miałam zrobić? bałam się tego jak zareaguje. Jednak, czy miałam prawo skazywać go na cierpienie? no bo przecież gdybym powiedziała, że jego cierpiałby, myśląc, że umarło nasze dziecko. Postanowiłam powiedzieć mu prawdę.

- Łukasza. Zresztą sama nie wiem - przyznałam - Więc jednak mnie zdradziłaś?- zapytał - Damian przepraszam - wyszeptałam - Ok- powiedział spuszczając wzrok - Rozumiem - dodał.Spojrzał na mnie, a w jego oczach pojawiły się łzy.

- Chciałem Ci tylko powiedzieć, że wieczorem wyjeżdżam. Wiesz rehabilitacja i te sprawy. Nie wiem ile to wszystko potrwa, nie wiem za ile wrócę - powiedział cichym głosem

- Co z nami Damianie? - zapytałam - Nie wiem- powiedział - Musze to wszystko przemyśleć. Kocham cię, ale wy mieliście dziecko, zdradziłaś mnie. Ja już nic nie wiem - powiedział i wyjechał z sali. Spojrzałam na drzwi, ale nikogo tam nie było. Upadłam na łóżko i wtulając się w poduszkę, zapłakałam.

 

Dziś wreszcie zostałam wypuszczona ze szpitala. Ostatnia noc dłużyła mi się nie miłosiernie a sam fakt, że Damian wyjechał bez pożegnania był bardzo dołujący. Owszem wiedziałam a nawet miałam tego świadomość, że bardzo go zraniłam, ale nie spodziewałam się jego takiej reakcji. Uznano, że mam depresje. Zapewnili mnie, że to na pewno przez to wszystko co działo się ostatnio w moim życiu. Przepisano mi jakieś środki na uspokojenie i skierowano na terapię. Razem z rodzicami postanowiliśmy pójść na wspólną terapię, bo chcieliśmy zbliżyć się do siebie. No i im też przydałaby się taka rozmowa. Doktor, który ze mną rozmawiał stwierdził, że to dobry pomysł. Jednak mi było wszystko jedno. Moi rodzice postanowili na jakiś czas zamieszkać wspólnie z naszym domu. Chociaż partner ojca przyjął to spokojnie, ze względu na mnie, wiedziałam jak bardzo jest im ciężko. Filip tez od wczorajszego wieczoru nie dawał znaku życia. Owszem mógł być w pracy, ale obawiałam się, że jest na mnie zły. Chociaż nie bardzo wiedziałam za co. Generalnie mogłabym powiedzieć, że wszystko wracało do normy, mogłabym, ale tak nie było. Chociaż nie widziałam go dopiero drugi dzień, tak strasznie za Damianem tęskniłam. Byłam nie spokojna o naszą przyszłość, o nas. Tak naprawdę wyjechał bez pożegnania, zostawiając tylko krótki list z zapewnieniem, że wszystko się jakoś ułoży. Nie dawał w nim żadnej gwarancji, że wróci, żadnego zapewnienia, że mi wybaczy. Czułam, że potrzebuje czasu, czasu który działał na naszą nie korzyść. Choć tak naprawdę nie pasował do mojego świata, chciałam z nim być, potrzebowałam go. Gdyby ktoś zapytał, czy go kocham odpowiedziałam bym nie wiem. Nie wiedziałam w tej chwili nic. Nic oprócz tego, że muszę zacząć żyć. Cały czas czułam przy sobie obecność brata i wiedziałam, że Oskar przy mnie był. Cały czas był, chociaż dopiero teraz to dostrzegałam.

- Jak się czujesz? - zapytał lekarz wręczając mi wypis - Dobrze panie doktorze. Może troszkę senna - powiedziałam - To normalne. Dostałaś leki wyciszające. To po nich stałaś się senna. Zalecam powrót do domu i długi wypoczynek. A my widzimy się u mnie za dwa dni na terapii - uśmiechnął się opuszczając salę

Kiwnęłam głową i odprowadziłam lekarza wzrokiem.Chociaż wstępnie umówiłam się z nim na wizytę, wciąż nie byłam pewna, czy pójść do niego, czy do koleżanki Łukasza. No nic, musiałam o tym porozmawiać z rodzicami. Po kilku minutach usłyszałam otwierające się drzwi i do sali weszli moi rodzice. Tata podszedł do mnie i uśmiechnął się.

- Witaj księżniczko - zaśmiał się, całując mnie w policzek - Gotowa?- zapytał

Podniosłam się z łóżka i żegnając się z wszystkimi na oddziale, postanowiłam opuścić to miejsce. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim łóżku, w swoim pokoju i przytulić do ulubionej poduszki. Chciałam zapomnieć o ostatnich wydarzeniach, chciałam, lecz nie potrafiłam. A może potrafiłam, lecz nie chciałam? czułam w głowię mętlik. Wsiadłam do samochodu i parę minut później byliśmy już w domu. W naszym mieszkaniu ktoś był, wysiadłam z auta i poszłam do domu a tam zobaczyłam tak bardzo znajome oczy.

- Co ty tu robisz? - zapytałam, uważnie obserwując dziewczynę - Czekałam za Tobą. Słyszałam o tym co się stało. Saro - zawahała się - Dlaczego to zrobiłaś?- zapytała

- Sama nie wiem. Po prostu za dużo na mnie ostatnio spadło. Nie radzę sobie - przyznałam - Mogłaś mi o tym powiedzieć. Przecież wiesz, że mi na Tobie zależy - szepnęła - Tak, jasne - rzekłam nalewając sobie soku. - Napijesz się czegoś? - zapytałam - Nie dzięki - odpowiedziała

Poszliśmy do mojego pokoju. Nie chciałam by rodzice słyszeli o czym rozmawiamy, przecież dla nich było to tak samo bolesne jak dla mnie a może nawet bardziej. Usiadłyśmy na starym, zniszczonym łóżku i spojrzałam na Jolkę.

- Nie idź w ślady brata. Proszę - szepnęła łapiąc mnie za rękę. - Potrzebuje Cię, my potrzebujemy - dodała.Spojrzałam na nią rozszerzając oczy ze zdziwienia i poczułam lęk. Powiedziała my?? czyżby? - Tak Saro. Miałaś rację - powiedziała zupełnie jakby czytała mi w myślach - Dziecko Oskara żyje - powiedziała - Dziecko? - zapytałam oszołomiona. -Jak to dziecko? - szepnęłam przerażonym głosem - Do Licha! Gdzie ono jest! Chcę je poznać - krzyknęłam - Poznasz. Wszystko w swoim czasie - zaśmiała się - Co? krzyknęłam jeszcze bardziej zdenerwowana - Ty jesteś nie normalna czy jaka?- zapytałam - Sama już nie wiem. Może trochę jestem nie normalna, ale wciąż zależy mi na naszej przyjaźni - przyznała - Co takiego?- szepnęłam - Chyba Ci odbiło! Przez lata ukrywałaś przede mną dziecko mojego brata i ty mi mówisz o przyjaźni? - szepnęłam - Wyjdź! Chcę zostać sama! Wynoś się! - krzyknęłam pokazując jej drzwi

Jolka wyszła, a ja rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Czułam się oszukana i zdradzona. Zdradzona przez kogoś, kogo przez lata nazywałam przyjaciółką. No i przecież moi rodzice? co ja miałam im powiedzieć? jak miałam powiedzieć im, że są dziadkami? ale czy ja miałam inne wyjście? nie, nie miałam i dobrze o tym wiedziałam. Postanowiłam nie czekać dłużej i zmierzyć się z nieuniknionym. Wstałam z łóżka i zeszłam na dół. Na schodach usłyszałam ich cichą rozmowę.Zatrzymałam się i nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Tego się nie spodziewałam.

- Wiedzieliście? Wy naprawdę o wszystkim wiedzieliście? - zapytałam, czując jak osuwa mi się ziemia spod stup. Jak oni mogli? no jak? moi rodzice a przynajmniej ci, którzy się za nich podawali, bo przestałam ich tak uważać, wiedzieli o wszystkim i nie zareagowali. Ba wydawało mi się nawet, że jest im to wszystko na rękę. Kontakt z wnukiem ograniczyli do przesyłania na niego pieniędzy. Nie mogłam tego pojąć. Jak tak można?

- Saro to nie tak - próbował bronić się ojciec - Nie tak? - wybuchłam gniewem - Masz rację tato! To jest nie tak! - wrzasnęłam - On jest naszą rodziną! To syn Oskara a wy? jak wy się zachowaliście! Moje dziecko tak samo byście potraktowali? - zapytałam

Nie dopuściłam ich do słowa. Wstrząśnięta ich zachowaniem wybiegłam z domu. Nie wiedziałam co ja mam teraz z sobą zrobić. Jedyna osoba, która była w stanie mnie uspokoić to Łukasz, tylko co ja miałam mu powiedzieć?

 

Usłyszałem walenie w drzwi, ale nie zareagowałem. Leżałem na łóżku i nie chciało mi się wstać. Ostatnio nic mi się nie chciało. Nie mogłem znieść tej pustki, tej cholernej pustki bez Magdy. Znów usłyszałem dzwonek a za chwile ponowne pukanie. Co jest?- pomyślałem. Wstałem i ruszyłem w stronę drzwi. Otworzyłem i spojrzałem zaskoczony na Sarę. Stała zmoknięta i zapłakana przed moimi drzwiami, a ja nie potrafiłem się ruszyć. Po chwili jednak zrobiłem jej miejsce w drzwiach i wślizgnęła się do mojego mieszkania. Usiadła na kanapie, a ja pomogłem ściągnąć jej ubranie. Powiesiłem na grzejniku i poszukałem jakieś swojej koszulki, by się ubrała. Stała w salonie zupełnie naga a po jej oczach wciąż spływały łzy.Tak bardzo jej pragnąłem, ale przecież dobrze wiedziałem, że nie możemy. Była Magda, Damian, Moje dziecko.

- Ubierz jeszcze to. Będzie Ci cieplej - powiedziałem podając jej stare, znoszone dresy. Zaprowadziłem ją do łazienki, by wysuszyła włosy. Włączyłem suszarkę i podałem jej do ręki. Przypadkiem dotykając jej miękkiej skóry, poczułem po plecach dreszcze. Pospiesznie wyszedłem z łazienki i zaparzyłem dla nas kawy. Musiała napić się czegoś ciepłego, by się rozgrzać. Po kilku minutach przyszła do kuchni i delikatnie się do mnie uśmiechnęła.

- Mogę wiedzieć co się stało? - zapytałem. Spojrzałem na jej jeszcze na pół mokre włosy i odgarnąłem kosmyk z jej twarzy. Spojrzeliśmy na siebie a nasze usta były zbyt blisko siebie. Dziewczyna zrobiła krok w tył i spuściła wzrok. Ponownie zapłakała. - Przepraszam, ale nie miałam dokąd iść - powiedziała ściszonym głosem - Tylko Ty mnie rozumiesz - szepnęła

Usiadłem przy stole i wlałem kawy do kubków. Spojrzałem na nią i czekałem kiedy zacznie mówić. Jednak ona wciąż milczała. Czułem, jakby coś się między nami zmieniło.

- Chodzi o Oskara i moich rodziców - zaczęła niepewnie. Podniosłem wzrok i spojrzałem jej prosto w oczy. - Saro zostaw to. Nie przewróci to jego życia - powiedziałem, przeklinając ślinę. Oj gdybyś tylko Saro wiedziała, pomyślałem. - Nie o to chodzi - zaprzeczyła - Po prostu rodzice ukryli przede mną fakt, że dziecko Oskara żyje. Jagody dziecko jednak nie umarło. Oni, oni się go wyrzekli. Łukasz moi rodzice nie chcieli własnego wnuka - zapłakała

Podszedłem do dziewczyny i wziąłem ją w ramiona. Nie poganiałem, nie mówiłem nic. Kołysałem j w ramionach i czekałem kiedy sama przestanie płakać.

- Mogę u Ciebie zostać- zapytała patrząc na mnie z nadzieją w oczach - Pewnie, że tak. Przecież dobrze o tym wiesz - szepnąłem

Dziewczyna uśmiechnęła się a po chwili nasze usta ponownie się połączyły. Ten pocałunek był inny niż pozostałe.Chciaż oboje wiedzieliśmy, że to czyste szaleństwo, bardzo tego potrzebowałem. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do pokoju. Położyłem na łóżku i...

 

Leżałam w ramionach Łukasza i zastanawiałam się nad wszystkim co działo się w moim życiu.Nie rozumiałam dlaczego moi rodzice mogli zachować się w ten sposób. Po tylu latach okazało się, że wcale ich nie znałam. Nie miałam też pojęcia dlaczego za każdym razem, gdy mam jakiś problem, ląduje w ramionach Łukasza? czy to strach pcha mnie w jego stronę może coś, przed czym oboje uciekamy. Coś, co inni nazywają miłością? mimo iż tej nocy do niczego między nami nie doszło, całowaliśmy się a to oznacza już zdradę. Nie miałam pojęcia jak jest między mną a Damianem i czy my w ogóle nadal jesteśmy razem. Nie miałam pojęcia czy Magda wróci do Łukasza, a ja nie chciałam jeszcze bardziej komplikować, dość trudnej sytuacji między nami. Zdawałam sobie sprawę, że zamieszkanie u Łukasza jest rozwiązaniem na jedną, czy dwie noce nie więcej. Bo przecież gdyby Magda wróciła i zastała mnie w ich mieszkaniu, zastała mnie w jego ramionach, zrujnowałabym związek przyjaciela a tego nie chciałam. On, nie tylko stał się moim przyjacielem, ale był przecież też ojcem mojego dziecka i bardzo zależało mi na jego szczęściu. Teraz wiedziałam, że nie potrzebnie tu przyszłam, Owszem spanikowałam. Spanikowana, wystraszona pognałam do osoby, która zna mnie najlepiej, ale przecież nie mogłam tak robić. Nie mogłam za każdym razem, gdy w moim życiu pojawi się jakikolwiek problem, szukać rozwiązania w ramionach i w łóżku Łukasza. Nie miałam takiego prawa. Postanowiłam poszukać jakiegoś pokoju, albo taniego hotelu. Do mieszkania nie chciałam na razie wracać, nie potrafiłam wybaczyć tego rodzicom. Chociaż zapewne bali się o mnie, chociaż martwili, nadal czułam do nich żal. Ukrywali przede mną coś tak bardzo ważnego. Coś, tak bardzo dla mnie istotnego. Nie, tego było za wiele. - Nie mogę tu zostać - szepnęłam, czując delikatny dotyk Łukasza

- Dlaczego?- zapytał, leżąc do mnie twarzą. Podparł się łokciem i nie spuszczał ze mnie wzroku. - Bo to wasze mieszkanie. A jak Magda wróci i mnie zobaczy? nie chcę robić wam kłopotu - przyznałam. Zapadła cisza. Chłopak nie protestował, więc domyśliłam się, że ma takie same obawy jak ja.

- Dokąd w takim razie pójdziesz? gdzie zamieszkasz? - zapytał - Nie wiem - przyznałam. - Pewnie coś wynajmę - rzekłam - A może domek? - zaproponował. No tak! Przecież wcześniej mogłam o tym pomyśleć. Domek w lesie! Dlaczego o tym nie pomyślałam?

- Nie będziesz tam się bać sama? - zapytał - Pewnie będę. Jednak dobrze mi to zrobi. Luk dobrze wiesz, że nie mogę tu zostać - powiedziałam

Wstałam i w pośpiechu założyłam na siebie ubrania. Uczesałam się i oparłam o ścianę.

- Co ty robisz? - zapytał wychodząc z łóżka - Chyba lepiej będzie jak pojadę tam od razu - szepnęłam. - Nie ma takiej opcji!- zaprzeczył - Zjemy śniadanie. Zrobimy Ci zakupy i później Cię tam zawiozę, jeżeli nadal tak bardzo chcesz - powiedział poważnym głosem

- Lepiej będzie jak pojadę sama - zaprzeczyłam - Nie Saro! Ja pojadę tam z Tobą - szepnął - Zawiozę Cię tylko - uspokoił mnie

Usłyszeliśmy mój telefon i zerknęłam na mały wyświetlacz. Dzwoniła mama. Wyłączyłam telefon i usiadłam zrezygnowana przy stole. Łukasz wykąpał się i jakieś czterdzieści minut później siedzieliśmy przy stole i zajadaliśmy śniadanie. Oczywiście postawiliśmy na naleśniki.Po zjedzonym śniadaniu, pozmywałam za nas talerze a Łukasz spakował potrzebne rzeczy. Poduchę, jakiś koc i parę drobiazgów. Przecież ostatnim razem, nie było tam prawie nic. Posprzątałam mu kuchnię i wyszliśmy z mieszkania. Po drodze kupiliśmy parę produktów spożywczych i ruszyliśmy w stronę domku. Ponownie zadzwoniła moja komórka.

- Który to już raz? nie odbierzesz? - zapytał marszcząc brwi - Nie. Znów dzwoni mama - powiedziałam - Powinnaś z nimi porozmawiać. Przecież nie możesz ich ignorować- szepnął Łukasz - Może jutro - rzekłam odwracając głowę.

Już więcej nie rozmawialiśmy. Jechaliśmy w ciszy a tylko z radia słychać było znaną mi piosenkę. Zaczęłam cichutko podśpiewywać a Łukasz uśmiechał się od ucha do ucha.

- Ale zabawne - naburmuszyłam się - Przecież nic nie mówię - bronił się chłopak- Spadaj - rzuciłam a po chwili znów zapanowała nie przyjemna cisza. Kilkanaście minut później zatrzymaliśmy się pod domkiem. Chłopak pomógł mi wnieść zakupy i posprzątaliśmy domek. Wszędzie panował kurz.

- Na pewno chcesz zostać tu sama? - zapytał poważnym głosem - Nie będę sama. Będę z Pająkami - zapiszczałam

Rzucając się w jego ramionach. Te cholerne pająki! - szepnęłam. Nagle zagrzmiało, a ja jeszcze mocniej wtuliłam się w jego ramiona.

- A burza to skąd? przecież świeciło słońce - zaciekawiłam się - A stąd! - powiedział chłopak, pokazując mi wielką ciemną chmurę - Zostaję z Tobą- zarządził

Chociaż nie bardzo odpowiadało mi to, bo chciałam być sama, zgodziłam się. Wolałam jego obecność, niż spędzenie tego czasu samemu, w opuszczonej chacie. Burza rozkręcała się na dobre. Co chwile słychać było grzmoty i widać błyskawice. Z każdym głośniejszym uderzeniem pioruna, coraz mocniej wtulałam się w Łukasza.Deszcz odbijał się o stary parapet, grając przy tym swoją melodię.

- Nadal chcesz zostać sama? - zapytał śmiejąc się - Nie - powiedziałam cichym głosem - Zostań - szepnęłam

Położyliśmy się na starym łóżku i zamknęłam oczy, zamknięta w opiekuńczych ramionach przyjaciela.

- Saro przepraszam za tamto. Nie wiem, co we mnie wstąpiło - zaczął niepewnie Łukasz

- Nic się nie stało - zapewniłam. Znów usłyszeliśmy grzmot. Obudziłam się jakiś czas później, nie wiem kiedy zasnęłam. Łózko było puste.Przy stole siedział Łukasz i o czymś rozmyślał.

- Burza już przeszła ?- zapytałam - Tak - szepnął odwracając się w moją stronę

Oboje wyszliśmy na dwór. Na niebie pojawiły się jasne chmury i deszcz też przestał już padać. Wiatr leciutko kołysał liśćmi a w powietrzu czuć było mokrą trawą. Powietrze było świeżę a wietrzyk delikatnie łaskotał moje ciało.

- Uwielbiam taką porę - powiedział zamyślając się - Po burzy?- zapytałam, przyglądając się uważnie jego smutnym oczom - Tak spokojną, cichą - powiedział ściszonym głosem

- No fajnie tu jest - potwierdziłam - Fajnie bo z Tobą - szepnął podchodząc bliżej mnie.Westchnęłam i zamknęłam oczy. Jego delikatna dłoń, gładziła mój kark, a ja coraz ciężej oddychałam.

- Saro tak bardzo żałuje, że nie możemy być razem - powiedział a w jego oczach widziałam łzy - Przejdziemy się? - zaproponowałam. Wyciągnęłam ku niemu dłoń i po chwili nasze palce złączyły się, idealnie do siebie pasując. Tak, my idealnie do siebie pasowaliśmy. Czasami czułam się, jakby był moją drugą połową jabłka, bratnią duszą. Zatrzymaliśmy się na wielkiej polance, nie daleko stawu i oparłam się o drzewo. Czułam za plecami korę drzewa i spojrzałam na Łukasza.

- Ja też żałuje - przyznałam - Ja już sama nie wiem co do Ciebie czuję. Boję się, że się w Tobie zakochałam - powiedziałam drżącym głosem

- Co zrobiłaś? - zapytał zaskoczony- Zakochałam - powtórzyłam, spuszczając wzrok. On podszedł, a ja spojrzałam mu głęboko w oczy. - Co my wyprawiamy?- zapytałam

- Jak to co? - zapytał oszołomiony - Po prostu jesteśmy w sobie zakochani - powiedział biorąc mnie w ramionach - Jednak nie powinniśmy- szepnęłam

Położył mnie na polance i powolutku ściągał ze mnie ubrania. Najpierw bluzka, później spodnie. Leżałam na mokrej trawie w samej bieliźnie i patrzyłam na błękit nieba. Jego pocałunki były nieśmiałe, skrywające wszystkie obawy, cały trach

- Kocham Cię Saro - powiedział ściągając ze mnie bieliznę- Nie - powiedziałam cichutko - Nie róbmy tego- szepnęłam chowając twarz w dłoniach - Dlaczego? - zapytał rozczarowany

- Bo jak przekroczymy tą granicę, nie będzie odwrotu Łukaszu. Zostawmy to jak jest - powiedziałam - Nie niszczmy tego co jest między nami - poprosiłam

- Nie sądzisz Saro, że jest już za późno? już coś się zmieniło - powiedział. Zamknęłam oczy. Też o tym wiedziałam i nie było sensu zaprzeczać.

- Boję się - przyznałam sama przed sobą. Chłopak położył się na mnie, a ja zamknęłam oczy. - Nie - szepnęłam prawie nie słyszalnym głosem. Jego pocałunki stawały się coraz odważniejsze, coraz bardziej namiętne. Teraz nie miałam siły z tym walczyć, z każdym kolejnym pocałunkiem pragnęłam go równie mocno jak on mnie. Chciałam, marzyłam tylko o tym, by poczuć go w sobie. Nagle usłyszałam sygnał telefonu, wyciągnęłam rękę i spojrzałam na nieznany numer. Spojrzałam na Łukasza a on nie przestawał mnie całować. Nagle przerwał

- Odbierz ten telefon, może to coś ważnego - szepnął mi do ucha.

Podniosłam się do pozycji siedzącej i przycisnęłam czerwony przycisk.

- Halo - szepnęłam

Po drugiej stronie usłyszałam kobiecy głos

- Jestem...

 

- Jestem koleżanką Artura. Dzwoniłam do Ciebie i mieliśmy się ostatnio spotkać, ale wypadła mi ważna sprawa i musiałam wyjechać. Dziś wróciłam i mam informację które mogą Cię zaciekawić- powiedziała

Spojrzałam na Łukasza i nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć. Przez to wszystko zapomniałam już o tej sprawie z Oskarem. Zapomniałam już o tym telefonie i o sprawie którą tak bardzo chciałam kiedyś wyjaśnić. Co miałam jej teraz odpowiedzieć? jechać i spotkać się z nią? nie miałam na to siły, ale z drugiej strony wreszcie byłam tak bliska poznania prawdy. Wreszcie mogłam dowiedzieć się przez kogo zabił się mój brat. Jednak, gdy teraz miałam okazje poznać prawdę, czy chciałam? wciąż pamiętałam jak Oskar prosił mnie bym nie grzebała w przeszłości i jakoś tak nie bardzo już chciałam to zrobić.Może lepiej jakbym zostawiła to jak jest? lepiej jakbym zapomniała o tym wszystkim i zaczęła żyć teraźniejszością? przecież było tyle spraw do załatwienia. Było tyle rzeczy nie wyjaśnionych. Musiałam jakoś pogodzić się z Damianem, pomóc Joli opiekować się dzieckiem, zbliżyć się do rodziny. Jednak, czy miałam na to wszystko ochotę? czy chciałam? tego nie byłam już pewna.

- Tylko, że ja nie wiem już czy tego chcę. To nie przywróci Oskarowi życia - wyszeptałam

Łukasz spojrzał skupionym wzrokiem na moją twarz i leciutko się uśmiechnął. Chyba moja zmiana była mu na rękę. Tylko dlaczego?

- Jak sobie tam chcesz. Jakby co to dzwoń - powiedziała dziewczyna rozłączając się

Jeszcze długo patrzyłam na zgaszony ekran telefonu i zastanawiałam się, czy postąpiłam właściwie. Może i to nie przywróciłoby życia Oskarowi, ale na pewno pomogło by mi. Jednak, czy Oskar nie prosił mnie o coś zupełnie odwrotnego? czy nie pragnąłbym zostawiła to wszystko w spokoju i nie wracała do jego śmierci? czy nie tego oczekiwał rozmawiając ze mną? miał rację i dopiero teraz to dostrzegłam. Naprawdę musiałam prawie umrzeć, zranić najbliższych by zrozumieć tak oczywisty fakt? Oskar umarł, a ja powoli umierałam wraz z nim. Umierałam od środka pogrążona żałobą po zmarłym bracie a przecież miałam tu tyle do zrobienia. Za dużo, by stracić czas na coś, co być może nigdy się nie wyda. Nie chciałam wracać do przeszłości. Nie chciałam już grzebać w czymś, co przecież i tak nie miało dla mnie już sensu. Kochałam Oskara i na zawsze pozostanie w moim sercu, ale przecież tu na ziemi było jego dziecko, które teraz bardzo mnie potrzebowało. Musiałam się nim zająć, musiałam pomóc Jolce.Chciałam.

- Co postanowiłaś? - zapytał niespokojnym głosem Łukasz

Przyjrzałam się jego twarzy, ale jego oczy unikały mojego wzroku. Czyżby coś ukrywał? nie byłam co do tego pewna. Przecież Łukasz był moim przyjacielem, kimś komu mogłam bez problemu zaufać i wiedział jak ważne jest dla mnie poznanie prawdy. Z całą pewnością, gdyby o czymś wiedział. Powiedziałby mi. Chociaż?

- Zostawiam to Łukasz. Nie chcę rozdrapywać ran. Nie chcę ranić rodziny, siebie. Oskar zasługuje na spokój - powiedziałam niepewnym głosem

Chłopak podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Widziałam strach w jego oczach, niepewność. Niepewność która powoli mnie zabijała. - Wracajmy. Mam dużo do załatwienia - szepnęłam kierując się w stronę domku

Postanowiłam przestać uciekać i zmierzyć się z nieuniknionym. Przecież z całą pewnością, było jakieś sensowne wytłumaczenie z całej tej sytuacji. Było coś, czego nie wiedziałam a co sprawiło, że akurat tak postąpili. Nie mogłam wierzyć, że tak po prostu olali by dziecko ukochanego syna. Nie, to było zupełnie do nich nie podobne. Będą musieli mi to wszystko wytłumaczyć- pomyślałam. Spakowaliśmy wszystkie rzeczy i po pół godzinie wchodziliśmy do przyjaciela samochodu. Chociaż Łukasza coś gryzło, bo był dziwnie milczący, nie zastanawiałam się zbytnio nad tym. Nie miałam do tego zwyczajnie głowy. Wolałam udawać, że o niczym nie wiem, niż znów się czymś przejmować. Jakaś godzinę później w ciszy dojeżdżaliśmy do miasta. Teraz z całą pewnością wiedziałam, że coś z Łukaszem jest nie tak. Jego dziwne zachowanie wcale go nie przypominało. Zupełnie jakbym jechała z obcym człowiekiem a nie z najlepszym przyjacielem.

- Saro jesteś gotowa na spotkanie z rodzicami? może nie powinnaś na razie się z nimi spotykać - powiedział nieśmiałym głosem

- Luk nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Poradzę sobie - zapewniałam

Czułam się dziwnie, uspokajając przyjaciela. czy w tej sytuacji nie powinno być odwrotnie? Kilka minut później dojechaliśmy do mojego domu.- Łukasz czy masz jakiś problem? wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć? - zapytałam

- Tak wiem. I dziękuje Ci za to - szepnął szeroko się uśmiechając

- Mam wrażenie, że coś Cię gryzie. Nie chciałabym żeby coś Ci się stało. Kocham cię i nie wybaczyłabym sobie, gdybyś sobie coś zrobił - wyznałam

Przyjaciel uśmiechnął się i pomógł mi z bagażami. Po chwili stałam przed mieszkaniem i całując przyjaciela w policzek, weszłam do środka.

- Na razie - szepnął zamykając za sobą drzwi

W mieszkaniu było dość cicho i pusto. Tylko z kuchni słychać było lecącą wodę z kranu. Weszłam do kuchni i oparłam się o ścianę. Spojrzałam na mamę.

- Cześć Mamo - szepnęłam

Matka odwróciła się do mnie twarzą i podeszła do mnie, wtulając się w moje ramiona.

- Kochanie! Tak dobrze Cię widzieć. Tak bardzo umieraliśmy z ojcem ze strachu. Tęskniliśmy za Tobą - szeptała, chowając twarz w moje włosy.Płakała

- Mamo nic mi nie jest. Przepraszam za to, że nie odbierałam od was telefonu. Musiałam przemyśleć parę spraw - szepnęłam

Mama nie odpowiedziała. Podeszła do salonu i zadzwoniła do ojca, informując go, że wróciłam cała i zdrowa. Ojciec zapewnił, że nie długo przyjedzie i poprosił bym za nim zaczekała. Poszłam do swojego pokoju.

 

Gdy powiedziała mi, że postanawia zostawić to jak jest poczułem ulgę. Ulgę a jednocześnie strach. Tak bardzo żałowałem tego co ostatnio się dzieje. Tak bardzo bolało mnie to, że nie mogę powiedzieć jej prawdy. Jednak, czy prawda nie zabije jej? czy to, czego się dowie, nie spowoduje kolejnego załamania? nie miałem pojęcia już co mam zrobić. Z jednej strony, cały ten czas czułem się winny całej tej sytuacji a nawet współwinny śmierci Oskara, ale z drugiej.. Przecież dałem słowo, swojemu bratu. Obiecałem, że nigdy nikt nie dowie się o tym, co wtedy się wydarzyło. Tylko ja i on wiedzieliśmy o tym, co stało się tamtego dnia. Tylko ja wiedziałem, że śmierć Oskara nie była tak oczywista, jak wszyscy myśleli.Stało się tak, jak miało się stać. Oskar zaczął być uważany za geja a jego śmierć uznano za samobójstwo. Nikt nigdy nawet przez chwile to nie zwątpił. Prawda była zupełnie inna i bardziej bolesna. Jak miałem im to powiedzieć? czy miałem prawo wywracać ich życie do góry nogami? Przecież tylko ja wiedziałem, że Oskar nigdy by się nie zabił. Nie zabiłby się z własnej woli, za bardzo kochał życie. Nie, nie mogłem im tego powiedzieć. Byłem tam. Byłem i o wszystkim wiedziałem. Byłem a mimo tego nie zareagowałem. Czy mój brat skrzywdziłby Sarę? tak z całą pewnością tak i nawet ja nie byłbym wstanie go powstrzymać. Nawet nasze spotkanie nie było przypadkowe. Przecież już dawno obserwowałem Sarę a ona cały czas myślała tak, jak miała myśleć. Teraz, gdy się w niej zakochałem, nie mogłem jej o niczym powiedzieć. Co miałem zrobić? przyznać się i spędzić kilka lat za kratkami? pozwolić by ukochana mnie znienawidziła? No i co byłoby z Magdą? no co z naszym dzieckiem? Tak z całą pewnością mój brat wsadziłby mnie za kratki, bez żadnego mrugnięcia okiem. Dla niego od zawsze liczyła się tylko forsa i panienki. Nic więcej. Zatrzymałem się przed mieszkaniem i zaparkowałem samochód. Drzwi od mieszkania były otwarte i z całą pewnością był ktoś w środku. Czyżby wróciła Magda? wszedłem do środka i zamarłem.

- Cześć braciszku - usłyszałem znajomy głos

Spojrzałem na mężczyznę i znieruchomiałem. Jak to wszystko jest w ogóle możliwe?

- Co ty tu robisz? Przecież miałeś wyjechać!- krzyknąłem zdenerwowanym głosem

- Wyluzuj. Wróciłem na trochę - usłyszałem

- U mnie nie zostaniesz! Wracaj do domu i zjeżdżaj stąd! - krzyknąłem

- Jak tam u Sary? śliczna z niej kobieta wyrosła- zaśmiał się

- Ani mi się waż! Bo Cię zabiję! - krzyknąłem, ale on tylko się roześmiał

 

Niecałe trzy godziny później usłyszałam znajomy trzask drzwi, wybiegłam z pokoju i spojrzałam na ojca. Podbiegłam do niego i mocno wtuliłam się w jego ramiona.

- Masz Szlaban! Masz szlaban na całe życie !- zawołał tata, mocno mnie obejmując. - Miałaś rację. Zachowaliśmy się jak debile. Po prostu tak bardzo pochłonęła nas śmierć Oskara, że nie mieliśmy czasu pomóc Joli. Obiecuję Ci, że to się zmieni. Pomożemy jej- powiedział ojciec, mocno mnie obejmując.

Przytuliłam się do rodziców i zamknęłam oczy. Tak bardzo pragnęłam żeby wszystko wróciło do normy. Chciałam spokoju niczego więcej.

- Zostaniesz dzisiaj z nami? - zapytałam

- Tak córeczko. Dzisiaj, jutro i pojutrze - powiedział tajemniczo tata

- Jak to? - zapytałam, nic nie rozumiejąc

- Sam nie wiem jak Ci to powiedzieć. Wróciliśmy z mamą do siebie. Zrozumiałem, że to wszystko to tylko fascynacja. Pogubiłem się. Kocham Ciebie i twoją mamę. Chcemy to wszystko naprawić - powiedział ojciec, a w jego oczach pojawiły się łzy

Uśmiechnęłam się do rodziców i poczułam na policzku pojedynczą łzę. Miałam wrażenie, że wszystko znów wraca do normy.

 

Siedziałem na łóżku, wciąż zastanawiając się nad swoim życiem. Spojrzałem na telefon i tak bardzo chciałem do niej zadzwonić, ale znów zabrakło mi odwagi. W ośrodku byłem już ponad miesiąc i mimo moich obaw, rehabilitacja dawała rezultaty.Może jeszcze nie chodziłem, ale przynajmniej mogłem zrobić kilka kroków. Miałem tu dobrą opiekę, najlepszych rehabilitantów i kilkoro przyjaciół. Ponownie uwierzyłem w siebie.

Znów chciałem wykręcić jej numer, ale zrezygnowałem. Tak byłem już ponad miesiąc. Codziennie ćwiczyłem kilka godzin i tak naprawdę zgubiłem rachubę czasu. Kochałem ją, ale nie miałem odwagi zadzwonić. Czułem się jak tchórz i w pewnym sensie tak było. Stchórzyłem, bo nie zadzwoniłem do niej ani razu. Nawet się z nią nie pożegnałem. W pewnym sensie po prostu uciekłem, zostawiając jej tylko głupi list. Kilka zdań napisanych bez przemyślenia. Kochałem ją i nie chciałem by w ten sposób zakończył się nasz związek, ale nie wiedziałem już, czy my jeszcze jesteśmy razem. Nie wiedziałem już nic. Gdzieś tam, kilka set kilometrów ode mnie była moja ukochana i wszystko to, co do tej pory robiłem, robiłem dla niej. Wszystko robiłem dla niej, a nie miałem nawet odwagi z nią porozmawiać. Czy ona wciąż za mną czekała? a może związała się z kimś innym? nie byłem tego pewny. Chociaż Sara nie należała do takich osób, w pewnym sensie to ja ją porzuciłem. Rozstaliśmy się w nerwach a potem po prostu wyjechałem. Uciekłem w środku nocy, podczas gdy ona o mało nie umarła. Nie dałem dojść jej do słowa. Czy byłem jej wart? chyba nie. Ani razu nie żałowałem tego, co się stało. Nie żałowałem, że uratowałem jej życie i z całą pewnością, zrobiłbym to jeszcze raz, gdybym tylko ponownie mógł ją uratować. Chociaż od Filipa wciąż dowiadywałem się co u niej słychać i z tego co wiedziałem, była bezpieczna i miała się całkiem dodrze, nie było jej przy mnie. Nie było mnie przy niej.

- Cześć Damianie - usłyszałem delikatny głos Marleny, mojej najlepszej przyjaciółki tutaj

- Cześć Marleno - uśmiechnąłem się do niej - Jak się dzisiaj czujesz? - zapytałem

- Zmęczona - zaśmiała się - Rozmawiałeś z nią? - zapytała

Nie odpowiedziałem. Tak, Marlena wiedziała o mnie i o Sarze. Można powiedzieć, że wiedziałam o wszystkim, co ostatnio działo się w moim życiu. W pewnym sensie była mi kimś bliskim. Czy możliwe jest, że gdzieś tam, po drugiej stronie świata jest ktoś, kto jest tak bardzo podobny do Ciebie? czy możliwe jest przypadkowe spotkanie swojej bratniej duszy? tak. Chyba tak. W pewnym sensie tak było z nami. Byliśmy jak bratnie duszę, łączyło nas niemal wszystko. Słuchaliśmy takiej samej muzyki, oglądaliśmy te same filmy. Rozumieliśmy się bez słów. Trafiła tu po wypadku samochodowym, w którym zginął jej narzeczony. Nie wiem jak ja poradziłbym sobie w jej sytuacji, ale ona trzymała się niezwykle dzielnie. Walczyła a to było najważniejsze.

- Chodź na obiad - zaśmiałem się i chwyciłem ją za rękę. Zaczęliśmy ścigać się na wózkach

 

Mój brat nadal u mnie był. Chociaż próbowałem pozbyć się go z domu i ze swojego życia, nie słuchał. Czasami miałem wrażenie, że znów ma obsesje na punkcje Sary a to przerażało mnie jeszcze bardziej. Przecież pamiętałem jak było kiedyś i nie chciałem by dziewczyna przeżywała znów to samo. Owszem mimo wszystko kochałem brata, ale Sara była mi bardziej bliska. Chciałem ją chronić, ale nie potrafiłem. Przecież nawet gdybym nie wiadomo jak się starał, nie obroniłbym jej a dziewczyna tyle w życiu przeszła, że nie chciałem by znów się czymś martwiła. Chciałem ją chronić, ale jak? postanowiłem porozmawiać z Filipem i jakoś razem przetłumaczyć Grzegorzowi. Chociaż obawiałem się, że mój brat wszystko wyśpiewa Filipowi, chciałem, nie ja musiałem zaryzykować. Nie chciałem myśleć co by było, gdyby znów zaczął mój brat wysyłać listy do Sary. A był do tego zdolny. Już miałem wychodzić, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi, otworzyłem a tam stała Magda.

- Cześć możemy porozmawiać?- usłyszałem

- Jasne wejdź- szepnąłem wpuszczając dziewczynę do środka

- Tęskniłam - szepnęła siadając na łóżku

Przyniosłem jej soku i po chwili wróciłem z dwiema szklankami.Chociaż cieszyłem się, że ją widzę, jej wizyta tutaj nie była mi na rękę.Przecież w każdej chwili mógł przyjść mój brat a on był nieobliczalny. - Długo myślałam nad nami i chcę do ciebie wrócić. Łukaszu wciąż cię kocham no i nasze dziecko powinno mieć pełną rodzinę - szepnęła ze łzami w oczach

- Ja Ciebie też kocham Magdo. Cieszę się, że tu jesteś - rzekłem wtulając się w jej ramiona

Chociaż cieszyłem się, że wróciła, czułem strach. Nie wiedziałem jak pozbyć się mojego brata z mieszkania. A nie mogłem pozwolić by z nami mieszkał, skoro Magda postanowiła do mnie wrócić. Grzegorz był nieobliczalny, wręcz niebezpieczny Magda była w ciąży. Nie mogłem narazić ich na niebezpieczeństwo. Nie chciałem tego.

- Myślę, że możemy jechać po moje rzeczy - powiedziała głaszcząc się po brzuchu

Położyłem swoją rękę na jej brzuchu i poczułem kopnięcie. Uśmiechnąłem się do dziewczyny a ona zamknęła oczy.

- Tylko, że ja nie mieszkam sam - powiedziałem cicho

Kobieta otworzyła szeroko oczy i spojrzała na mnie zaskoczonym wzrokiem

- A z kim? - zapytała

- Z Grzegorzem - odpowiedziałem - Z moim bratem - dodałem

Kobieta jeszcze bardziej rozszerzyła oczy, a jej twarz kryła niemałe zaskoczenie. Wiedziałem dlaczego. Ja nigdy nie wspominałem o nim. Połowę moich znajomych nawet nie wiedziało, że mam brata. Prawdę wiedziała tylko Magda i Sara. Nawet i oni nie wiedzieli całej prawdy, bo nigdy im o nim nie mówiłem. Dla mnie w pewnym sensie brat umarł i nie chciałem mieć z nim nic wspólnego. Jednak teraz nie dałem rady pozbyć się go tak szybko i dobrze o tym wiedziałem.

- Byłam przekonana, że nie masz z nim kontaktu - odezwała się po chwili Magda

- Bo od lat nie miałem. Teraz wrócił i udaje kochanego brata - powiedziałem z ironią w głosie

- No to przynajmniej bliżej go poznam - zaśmiała się

Mi nie było do śmiechu. Nie chciałem by go poznała. Nie chciałem by miała cokolwiek z nim wspólnego. Jednak nie ja o tym decydowałem. Chyba jednak nie miałem wyjścia. Musiałem go tolerować.

 

Siedziałam w pokoju i oglądałam nasze fotografię. Chociaż nie miałam z nim kontaktu od miesiąca, wciąż za nim tęskniłam. Nie wiedziałam nawet, czy nadal byłam jego dziewczyną, czy nie.Nie wiedziałam już nic. Chociaż wszystko wracało do normy, nie było już tak samo. Moi rodzice byli praktycznie nie rozłączni. Zachowywali się jak zakochani nastolatkowie. Cieszyłam się, że się dogadali, chociaż strasznie było mi żal partnera ojca. Nie chciałam by cierpiał. Filip o cierpienie ojca obwinił mnie, bo przestał się ze mną kontaktować. Chociaż nie powiedział mi tego wprost, miałam takie wrażenie. Z Jolką kontaktowałam się niemal codziennie i pomagaliśmy jej w opiekowaniu się dzieckiem. Poznałam synka Oskara i co tu kryć, pokochałam to dziecko.Było tak bardzo podobne do ojca. Łukasz odwiedzał mnie czasami, ale rzadko. Był zapracowany a ja czułam, że zwyczajnie mnie unika. Można powiedzieć, że w moim życiu zagościł spokój. Spokój, którego od zawsze mi brakowało. Chociaż wszystko układało się po naszej myśli, wciąż miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Co jakiś czas dostawałam dziwne sms, ale starałam się nimi nie przejmować. To pomyłka - myślałam za każdym razem. Postanowiłam się o przejść. Chciałam pomyśleć nad swoim związkiem i zastanowić się. Myślałam nad tym by jechać do Damiana i szczerze z nim porozmawiać. Chciałam ratować swój związek. Na dworze robiło się już ciemno, ulice stały się ciche i puste. No tak, kto wychodziłby w taką pogodę na ulice miasta? Nie przeszkadzał mi deszcz, wręcz przeciwnie, lubiłam taką porę. Szłam przez park, wsłuchując się w ciszę, gdy nagle poczułam czyjąś dłoń na plecach, odwróciłam się a tam...

 

Za mną stal jakiś chłopak, nie kojarzyłam go i obawiałam się, że wcale go nie znam. Poczułam strach, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać. Gość wciąż trzymał swoją rękę na moim ramieniu i uważnie obserwował mnie wzrokiem. To jakaś pomyłka pomyślałam. Jednak coś mówiło mi, że nie. Zupełnie jakby jakiś głos podpowiadał mi, że to dopiero początek. Coś, sama nie wiem co, chyba rozsądek podpowiadał mi bym uciekała. Wyrwałam się i ile sił w nogach zaczęłam biec.Bałam się, tak bardzo się bałam, chociaż wcale nie wiedziałam czego. Ostatnio wciąż czegoś się obawiałam.Chyba wyjazd Damiana sprawił, że przestałam czuć się bezpieczna. Postanowiłam jak najszybciej wrócić do domu. Chciałam opowiedzieć o wszystkim rodzicom, potrzebowałam ich. Założyłam kaptur na głowę i przyspieszonym krokiem udałam się okrężną drogą, prosto do domu. Po kilkunastu minutach byłam już w swoim mieszkaniu. Bez słowa minęłam rodziców i pobiegłam do swojego pokoju. Chciałam, nie ja pragnęłam się zamknąć i zapomnieć o tym wszystkim. To było dość dziwne. Chociaż ten koleś wydawał mi się nieznajomy, gdzieś go już kojarzyłam. A może to jakiś kolega Oskara? pomyślałam. Nie, nie sądzę - podpowiadał mój wewnętrzny głos. Położyłam się na łóżku i przytuliłam do poduchy. Tak bardzo tęskniłam za bratem. Nagle ze snu zerwał mnie sygnał wiadomości. Podniosłam się gwałtownie z łóżka i rozejrzałam się po pokoju, byłam oszołomiona. Dopiero po chwili doszłam do siebie i zdałam sobie sprawę z tego, że zasnęłam. Odczytałam wiadomość, czując dreszcz na plecach. Wiadomość była od nieznanego numeru. Tego samego, co wciąż uparcie przesyłał mi te dziwne wiadomości typu kiedy się znów zobaczymy. Brakuje mi ciebie itd. Nie brałam tych wiadomości do siebie, aż do dziś. Czy to aby na pewno zbieg okoliczności? nie byłam tego już taka pewna. Odpisałam mu, czy się znamy, ale nic nie odpisał. Dopiero po jakieś godzinie dostałam propozycję spotkania. Nie zgodziłam się, ponieważ był już późny wieczór, a ja go wcale nie znałam. Skąd mogłam wiedzieć kto to był? Zawahałam się i oddzwoniłam wszystkich znajomych, ale nikt o nim niczego nie wiedział. Dopiero Łukasz zareagował. Oddzwonił po godzinie.

- Dlaczego pytasz mnie o ten numer? - usłyszałam nutkę zainteresowania w jego głosie

Opowiedziałam mu o dzisiejszym wydarzeniu i jego wiadomościach. Opowiedziałam o wszystkim a on rozłączył się. Zaskoczyła mnie jego dziwna reakcja i nie wiedziałam o co Łukaszowi może chodzić. Przecież do tej chwili wydawało mi się, że wiem wszystko o moim przyjacielu. Myliłam się.

 

Coś się między nami pozmieniało. Chociaż Magda siedziała teraz przy naszym stole i popijała kakao.nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać. Czułem, że oddalamy się od siebie a to przerażało mnie jeszcze bardziej. No bo przecież ze względu na nasze dziecko, powinniśmy być w szczęśliwym związku, a na to nie wyglądało. Wręcz przeciwnie. Chyba już bardziej nie mogliśmy być nieszczęśliwi. Ona nie mogła. Ja myślałem o Sarze i o tajemnicy, jaką kryłem przed dziewczyną a Magda no cóż, chyba domyślała się, że nie jestem z nią szczery. Jednak nie potrafiłem postąpić inaczej. A do tego wszystkiego obecność mojego brata wcale nie pomagała, odwrotnie utrudniała mi to wszystko. Nie chciałem by ktoś, kto ma problemy emocjonalne, był obok Magdy i naszego dziecka. Bałem się o nich. Zerkałem na zegarek i niepokoiłem coraz bardziej. Było już późno a po moim niechcianym gościu nie było nawet śladu. Miałem złe przeczucia i obawiałem się, że ponownie zrobi coś głupiego, tym razem Sarze. Nie chciałem by zrobił jej krzywdę. Wtedy to, co wydarzyło się sprzed laty poszło by na marne. Śmierć Oskara nie miałaby żadnego sensu. Kolejna rzecz, która wciąż ciążyła mi na sumienia. Czy Sara mi to kiedykolwiek wybaczy? obawiałem się, że nie. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos telefonu, odebrałem z nadzieją, że to mój brat.

- Słucham? - szepnąłem, wciąż nie spuszczając wzroku z Magdy

Jednak już po chwili, zrozumiałem, że po drugiej stronie słuchawki była przerażona Sara. Chociaż jej głos starał się brzmieć spokojnie, znałem ją na tyle, by wiedzieć, że coś się stało, a gdy zapytała mnie o ten numer, zamurowało mnie. Moje najgorsze scenariusze, wszystkie obawy właśnie się spełniały. Później było tylko gorzej. Z zapartym tchem słuchałem słów Sary i czułem się tak, jakby grunt osuwał mi się spod stóp. Co ja miałem teraz zrobić? rozłączyłem się, mając mętlik w głowie.

- Muszę jechać - odezwałem się, patrząc na skupioną twarz Magdy

Jedną ręką trzymała się za brzuch a drugą trzymała kubek z kakao. Nie musiała nic mówić, bym zrozumiał, jak bardzo ranię ją swoim zachowaniem.

- Do Sary? - zapytała wstając z krzesełka. - No tak Sara potrzebuje twojej pomocy a ty od razu rzucasz wszystko i biegniesz jej z pomocą - Powiedziała smutno - Mogłam się tego spodziewać. Czy zawsze tak będzie wyglądało nasze życie? Czy zawsze Sara będzie ważniejsza niż my? - zapytała

- Nie - szepnąłem patrząc jej głęboko w oczy - Jednak to naprawdę bardzo ważne. Uwierz mi muszę iść. Nim - zawahałem się - Nim stanie się coś złego - dokończyłem

Zawahałem się, czy powiedzieć jej prawdę, ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Po prostu nie chciałem jej narażać.

- Już dzieje się coś złego nie widzisz tego? - zapytała ze łzami w oczach - Wróciłam bo chciałam o nas walczyć, a ty jak zawsze zostawiasz mnie dla niej - powiedziała zrezygnowanym głosem

- To nie tak - zaprzeczyłem - Kocham Was. Jesteś dla mnie najważniejsza - powiedziałem podchodząc do niej - Jednak teraz naprawdę muszę już iść. Muszę - powiedziałem stając na przeciwko niej.Spojrzałem na jej twarz i widziałem łzy w oczach.

- Jeżeli teraz wyjdziesz, to będzie koniec- powiedziała ze łzami w oczach

Zatrzymałem się w drzwiach i spojrzałem w jej stronę. Przez sekundę się zawahałem, ale wiedziałem, co muszę zrobić. Przecież tam był Grzegorz. Zrobiłem krok w przód i złapałem za klamkę.

- Łukasz ja nie żartuje! Jeżeli teraz wyjdziesz to naprawdę będzie koniec. Wyprowadzę się i więcej nas nie zobaczysz - powiedziała drżącym głosem

Chociaż wiedziałem, że Magda mi tego nigdy nie wybaczy, nie miałem wyjścia.

- Przepraszam - szepnąłem i nie oglądając się za siebie.Wyszedłem z mieszkania

Zatrzymałem się na dworze i oparłem o drzwi. Usłyszałem jej cichy płacz, ale nie zareagowałem. Nie miałem czasu. Wykręciłem numer Sary.

 

- Saro obiecaj mi coś - Powiedział Łukasz, nie dopuszczając mnie do słowa - Obiecaj, że nie spotkasz się z nim dopóki nie przyjadę. Poczekaj za mną i nie odpisuj mu - rzekł, rozłączając się

- Ale - nie dokończyłam mówić, bo telefon rozłączył się

Patrzyłam na telefon i poczułam przerażający strach. Zachowanie Łukasza było co najmniej nerwowe, Zbyt nerwowe by nie podejrzewać, że coś jest nie tak. Najpierw, gdy usłyszał nieznany numer, automatycznie się rozłączył a teraz wypytywał mnie o wszystko i obiecał, że za chwilę się pojawi. Nie pomijając faktu, że był środek nocy i dziwnego zachowania przyjaciela, czułam, że coś jest nie tak. Ja to wiedziałam. Po prostu moja kobieca intuicja podpowiadała mi, że Łukasz coś wie i nie bardzo mi się to podobało. Mimo tego, co ostatnio działo się między nami, wciąż bezgranicznie mu ufałam i postanowiłam zrobić tak, jak prosił.Starałam się nie reagować na dziwne wiadomości od tego numeru. Cierpliwie czekałam aż przyjedzie Łukasz, chociaż minuty zaczęły mi się niemiłosiernie dłużyć. Nagle zadzwoniła moja komórka, a ja się na nią niemal rzuciłam. Miałam nadzieje, że to był Łukasz.

- O której będziesz? - zapytałam

- Cześć Saro, to tylko ja - usłyszałam smutny głos Damiana - I nie wiem kiedy będę. Nie wiem nawet, czy mam po co wracać - powiedział

- Da, Damian to Ty? przepraszam myślałam, że to Łukasz - zaczęłam się tłumaczyć. Zamyśliłam się, spoglądając na drzwi pokoju. Dopiero po chwili zrozumiałam sens jego słów.- Jak to? ty chyba nie mówisz poważnie? - zapytałam zaskoczona

- No tak nasz kochany Łukaszek. Cały czas przy Tobie - powiedział kpiąco Damian - A mam po co? Przecież już pocieszyłaś się w ramionach Damiana - szepnął, nie dopuszczając mnie do słowa - Chciałem to ratować, ale to chyba nie ma sensu Saro. Dobranoc - szepnął

Chciałam mu to jakoś wytłumaczyć, ale nie miałam jak. Spojrzałam na zamknięte drzwi i zaczęłam płakać. Znów zadzwonił telefon, ale nie odebrałam. Nie chciałam już z nikim rozmawiać.

 

Rozłączyłem się, bo nie mogłem już tego znieść. Wciąż nie rozumiałem jak mogło do tego wszystkiego dojść. Spojrzałem na zegarek i zakląłem. Było już tak późno a ona miała spotkać się z Łukaszem? po co? no tak zadaje sam sobie głupie pytania. A po co spotyka się dziewczyna z chłopakiem późnym wieczorem? no przecież nie pogadać- skarciłem się w myślach. Jednak mimo wszystko tak trudno było mi w to uwierzyć. Oni razem? a co z Magdą? co z moją kuzynką? co z ich dzieckiem? czy ona wiedziała? a może się rozstali, tylko ona nie chciała nic powiedzieć? wciąż nie wiedziałem. Nie wiedziałem co mam o tym myśleć, nie wiedziałem co zrobić. Kochałem Sarę, ale chyba oddaliliśmy się zbyt mocno, by to wszystko dało się jeszcze odratować. Jedna wciąż miałem nadzieje.

- A ty mój drogi czemu taki smutny? - usłyszałem głos przyjaciółki

Nie odpowiedziałem. Spojrzałem na nią i próbowałem się uśmiechnąć, jednak z góry było widać, że to wszystko jest sztuczne.

- Rozmawiałeś z nią prawda? dzwoniłeś do Sary? - dopytywała się

- Tak - przyznałem - I odebrała słowami o której będziesz? okazało się, że myślała, że dzwoni Łukasz. Nasz wspólny przyjaciel - wyjaśniłem

- Coś ich łączy? - dopytywała się

- Nie wiem. Nie sądzę - szepnąłem - Przecież to facet mojej kuzynki. Będą mieć dziecko. Sara nie rozbiłaby rodziny - powiedziałem sam do końca w to nie wierząc

To nie tak, że nie wierzyłem Sarze. Wierzyłem, ale chodziło tu o coś więcej. Byłem zazdrosny a to powodowało, że brałem wszystkie scenariusze do świadomości. - Mam nadzieje, że nie - dodałem

- Wątpisz? - zapytała z uśmiechem dziewczyna - A można pomyśleć, że Wasz związek był taki trwały, niezniszczalny - zadrwiła

- Daj spokój! Nie wątpię. Jednak ja jestem tu a ona tam. Wiesz jak to jest w związkach - szepnąłem

- No tak - przyznała - I do tego wyjechałeś bez słowa. Wy chyba nawet nie jesteście razem - kuła żelazo póki gorące

- Daj spokój! Jak tam twoja rehabilitacja? - zmieniłem temat

- Dobrze - szepnęła i bez słowa wyszła z pokoju, zostawiając mnie z wątpliwościami.

 

Od kilku minut stałem za drzwiami naszego mieszkania i zastanawiałem się. Zdawałem sobie sprawę z powagi mojej trudnej sytuacji. Musiałem podjąć ważną dla mnie decyzję, która zaważy na całym moim życiu. Tak z całą pewnością to właśnie tak. No bo przecież by chronić Sarę, krzywdziłem Magdę i nasze dziecko. Jednak czy ja miałem inne wyjście? Do tego zdawałem sobie sprawę, że ta chwila której od zawsze się obawiałem, wszystkie moje lęki właśnie się spełniają. Bałem się reakcji Sary. Bałem się tego, że zmieni się całe moje życie. Musiałem podjąć męską decyzję. Nie miałem wyjścia. Jednak, czy nie zmieniło się ono tamtej nocy? czy nie zmieniło mnie? czy śmierć Oskara nie skomplikowała mi życia? tak, z całą pewnością tak. Pamiętałem ten strach, gdy tylko ktoś pukał do drzwi. Pamiętałem zapłakane spojrzenie jego rodziny, Sary. Później zacząłem wierzyć, że to wszystko nie wyjdzie na jaw. Policja nie przejęła się tym i uznano to za samobójstwo. List pożegnalny wystarczył, by nawet nie robiono sekcji zwłok. Wszystko wydawało się tak banalnie proste. Nie było tylko jednego, powodu. Ale i to szybko można było rozwiązać. Zresztą tak naprawdę było to samobójstwo. Zmuszony, zaszczuty by uchronić kogoś kogo tak mocno kochał, kto był dla niego najważniejszy, nie miał wyboru. Nie zostawiliśmy mu go. Ze strachu o życie siostry zabił się. A ja zmusiłem Grzegorza by stąd wyjechał. Później zaczęły ogarniać mnie wyrzuty sumienia i dlatego upozorowałem przypadkowe spotkanie z Sarą. To wszystko było zaplanowane. Przez długi czas ją śledziłem. Dowiadywałem się o niej niemal wszystkiego. Teraz po kilku latach naszej przyjaźni, pora by dowiedziała się prawdy. Już miałem odejść, gdy coś przyszło mi do głowy. Chociaż wiedziałem, że to szalone i może narazić Magdę, musiałem. Chciałem mieć to już za sobą i im obu powiedzieć co naprawdę się wtedy stało. Wszedłem do mieszkania.

- Magdo - powiedziałem ściszonym głosem - Chodź ze mną - szepnąłem

- Dokąd? - zapytała zaskoczona Magda - Mam iść tam z Tobą i patrzeć jak ją bzykasz? - powiedziała zdenerwowanym głosem

- To nie tak! Tu chodzi o Sarę. Jest w niebezpieczeństwie. Zaufaj mi i chodź ze mną - powiedziałem - Pora byście poznały prawdę - dodałem

- Jaką prawdę? - dopytywała się

- O mnie i Grzegorzu. O śmierci Oskara. O tajemnicy którą przez lata nosiłem w sobie. Ja już nie chcę żyć z wyrzutami sumienia - powiedziałem ściszonym głosem

Magda spojrzała na mnie zaskoczona, ale nic nie powiedziała. Znała mnie i wiedziała, że nie żartuje. Znała ten poważny ton mojego głosu. Widziała strach w moich oczach. Jej twarz pobladła. Spoglądała na mnie niespokojnym wzrokiem, ale starałem się nie zwracać na nią uwagi. Jechałem na spotkanie z przeznaczeniem i obawiałem się, że za chwile wszystko stracę. Ruszyliśmy. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie słowem. Tajemnica skrywana przez lata nie dawała mi spokoju. Strach nasilał się. Bałem się, że nie zobaczę już roześmianej twarzy Sary, łagodnych oczu Magdy. Jej iskierek, kiedy mówimy o naszym dziecku. Dziecko! Jego też już mogę nie zobaczyć. Nagle zdałem sobie sprawę, że moje życie jest tak ulotne jak banka mydlana. Jeden nieostrożny ruch i mogło pęknąć. Tak było ze mną. W tym momencie jechałem by zrobić ten nieostrożny ruch i powierzałem całe swoje życie w rękach Sary. Jednak ja na jej miejscu nie litowałbym się. Byłem współwinny śmierci Oskara i dobrze o tym wiedziałem.Nie miałem nic, na swoją samoobronę. Nie było nic, co mogłoby działać na mnie łagodząco. Zabiliśmy najbliższą osoby Sary. Jednak chyba nie to było najgorsze. Było coś, o wiele wiele gorszego. Ja. Moje zachowanie. Udawanie. Przez lata przyjaźni okłamywałem ją a tego już z całą pewnością mi nie wybaczy. Traciłem ją. Traciłem i miałem tego świadomość. Spojrzałem na spokojnie siedzącą Magdę i zawahałem się. Przecież jeszcze mogłem zawrócić. Ją też traciłem. Jej oczy były smutne, zupełnie jakby już coś przeczuwała.

- Powiesz mi o co chodzi? coś jej grozi? - zapytała patrząc na mnie pustym wzrokiem

- Dowiesz się wszystkiego u Sary - powiedziałem niespokojnym głosem

Chociaż starałem się by mój głos nie zdradzał emocji, nadaremnie. Magda nie spuszczała ze mnie wzroku. Dojeżdżaliśmy. Zatrzymałem samochód przed jej mieszkaniem i zaparkowałem. Przez chwile siedzieliśmy w samochodzie, a ja zastanawiałem się co powiedzieć Magdzie.

- Cokolwiek teraz usłyszysz, czegokolwiek się dowiesz pamiętaj, że to nie miało nic wspólnego z nami. Kochałem Cię i zawsze będę kochał. Bez względu na wszystko. nie zapominaj o tym - szepnąłem unikając jej wzroku

- Czy to co zaraz usłyszę zmieni coś między nami? -zapytała - W takim razie nie chcę o niczym wiedzieć - powiedziała stanowczym głosem

- Musisz - szepnąłem - Najwyższy czas by wszyscy poznali prawdę. Uwierz mi, że nie chciałem. Nie chciałem Cię skrzywdzić - przyznałem

Podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Magda wysiadła z samochodu, a ja porwałem ją w ramiona. Pocałowałem ją tak, jakby to miał być nasz ostatni pocałunek. W pewnym sensie tak było. Był to nasz ostatni pocałunek, bo już za chwilę będę zupełnie innym człowiekiem

 

Chociaż Obiecałam przyjacielowi, że za nim zaczekam, czas dłużył mi się nie miłosiernie.Nieznany numer nalegał na spotkanie, a ja nie wiem dlaczego uległam. Powiedziałam mamie dokąd idę a szłam do parku i w jakim miejscu będę czekała za Łukaszem.Miałam nadzieje, że szybko do mnie dołączy, bo z każdym krokiem oblewał mnie coraz to większy strach. Wyszłam powolnym krokiem z domu i skierowałam się w stronę parku, gdzie miał czekać nieznajomy Z jego wiadomości zorientowałam się, że już mnie dziś zobaczył, zapewne był tym mężczyzną, który złapał mnie dziś za ramię. Tym który mnie wystraszył. Czy ja postępowałam właściwie? czy nie powinnam zaczekać za przyjacielem, który z całą pewnością by mnie obronił? czy nie powinnam być ostrożniejsza? powinnam. Jednak ciekawość była silniejsza niż zdrowy rozsądek. Gnałam na spotkanie z obcym mężczyzną w sam środek pustego parku. Przecież mógł być każdym a już na pewno jakimś seryjnym mordercą, albo psychopatą. Jego wiadomości o pokrewieństwie dusz, przeznaczeniu. To wszystko dawało wiele do myślenia i może ktoś inny zawróciłby

i zaczekał za przyjacielem, ale nie ja.Kochałam nocne spacery i chodziłam po nocach, gdy jeszcze żył Oskar. Nie straszni byli mi gwałciciele, czy psychopaci. Nie bałam się zjaw, duchów, chyba tak naprawdę niczego. Dopiero samobójstwo ukochanej mi osoby, sprawiła, że lęk mnie nie opuszczał. Bałam się wszystkiego. Jednak teraz coś mną kierowało, jakaś siła, nad którą nie potrafiłam panować. Przeznaczenie?? tak chyba to było to. Po piętnastu minutach, zatrzymałam się nad stawem i rozejrzałam dookoła. Usłyszałam sygnał wiadomości i zesztywniałam.- Widzę Cię. Poczułam dreszcze na plecach, ale starałam się zachować spokój. Ponownie rozejrzałam się dookoła, ale znowu nikogo nie było. To jakiś żart - pomyślałam. Już miałam odwrócić się na pięcie i po prostu odejść, gdy dostrzegłam mężczyznę, wpatrującego się we mnie z niepokojem. Po chwili zgasił papierosa i zdejmując kaptur z głowy, zmierzał w moim kierunku.

- Witaj obawiałem się, że nie przyjdziesz - powiedział spokojnym głosem

Spojrzałam na jego twarz i coś nie dawało mi spokoju. Jego oczy.Były mi tak bardzo znajome. Tak bardzo przypominały mi oczy Łukasza.Zaryzykowałam.

- Pan jest bratem Łukasza? - zapytałam

- Zgadza się - przyznał - Jestem Grzegorz- wyciągnął do mnie dłoń, a ja podałam mu swoją - Przejdziemy się? - zaproponował

- Nie mogę. Czekam za twoim bratem - szepnęłam

Mężczyzna spojrzał na mnie a w jego oczach zobaczyłam złość. Teraz Pożałowałam, że byłam z nim szczera. Chłopak kopnął kamień, uderzył w drzewo i spojrzał na mnie szaleńczym wzrokiem.

- Nie chciałem - jego głos drżał. Wyciągnął z kieszeni srebrny nóż a moje serce zabiło mocniej. - Chciałem tylko byśmy byli razem. Chciałem tylko z Tobą być - mówił drżącym głosem.

Podszedł do mnie i zrobił krok w przód, a ja przełknęłam ślinę i zrobiłam krok w tył. Cofnęłam się o kolejne kilka kroków i poczułam na plecach korę drzewa. Zamknęłam oczy. Mężczyzna stał tuż obok i patrzył na mnie zatroskanym wzrokiem.

- Jesteś taka piękna jak wtedy. Nie chciałem zabić twojego brata. Chciałem tylko być z tobą. Nie wiem dlaczego Oskar się wpierdalał - powiedział podniesionym głosem.Otworzyłam oczy i zobaczyłam srebrny nóż przy szyj. Co on bredzi?

- Przecież Oskar popełnił samobójstwo - powiedziałam, próbując załagodzić sytuację

- Wierzysz w to? wierzysz, że ktoś, kto aż tak kochał życie byłby do tego zdolny? - zapytał

Nie wierzyłam, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać. Nigdy podświadomie nie wierzyłam w to, że mnie porzucił. Kochał mnie. Kochał tak, jak nie kocha się nikogo. Łączyła nas szczególna więź, której nikt nie rozumiał.Nawet ja.

- Poznaliśmy się przypadkiem. I pewnego dnia zobaczyłem Was razem. Od razu wpadłaś mi w oko. Podglądałem Cię, śledziłem. I gdy chciałem z Tobą porozmawiać, on za każdym razem mi przeszkadzał. Chciał Ci to powiedzieć, ale miałem na niego haka. Zastraszyłem go - powiedział

- Jakiego? - zapytałam

- Twój brat był narkomanem i dilerem. Wiedziałem o tym i miałem wystarczający dowód, by wsadzić go na wiele lat do paki. Nie chciał tego, ze względu na Ciebie. Nie chciał Cię zranić. Nie chciał zawieść - szepnął drwiącym głosem - Zaszczułem go a on nie wytrzymał presji i popełnił samobójstwo. No może prawie popełnił - zaśmiał się. To ja go zabiłem i z pomocą Łukasza upozorowaliśmy samobójstwo. Zmusiłem go by napisał list. Zataiłem go i powiesiłem na sznurku. Później tylko zrzuciłem taboret i pach. Pętla na szyi zrobiła swoje - powiedział dumnie

- Zabiłeś mojego brata? zabiłeś Oskara?- zapytałam przerażona - Ty bydlaku! Ty morderco! - krzyknęłam okładając go pięściami!

Teraz było mi wszystko jedno, czy też umrę. Mój brat został zaszczuty, wrobiony w samobójstwo. Nie potrafiłam w to wszystko uwierzyć.

 

- Gdzie jest Sara? - zapytałem, podglądając raz na Magdę, raz na przyjaciółki matkę.Spojrzałem na drzwi od samochodu i zamarłem. Chociaż podświadomie wiedziałem, gdzie ona jest, nie chciałem brać tego do świadomości. Ona spotkała się z moim bratem.

- Poszła do parku. Kazała przekazać Ci, że się umówiła i powiedziała bym poprosiła Cię byś tam przyszedł - szepnęła

Podziękowałem jej mamie i spojrzałem na nią. Zastanawiałem się, czy ta kobieta kiedykolwiek wybaczy mi, gdy dowie się prawdy? przepuszczałem, że nie. Ruszyliśmy do auta i odjechałem piskiem opon.

- Czy Sara jest w jakimś niebezpieczeństwie? - zapytała

- Tak - szepnąłem nie patrząc na jej skupioną twarz. - Nie chciałem by do tego doszło. Kochanie nie chcę Cię narażać - szepnąłem

- Nie wyjdę z samochodu, nie przejmuj się - uspokajała mnie- Łukasz uważaj na siebie - poprosiła

Zatrzymałem się przed parkiem i wyjąłem z samochodu broń. Dziewczyna spojrzała na mnie a w jej oczach zobaczyłem łzy.

- Skąd masz broń? co ty chcesz zrobić? - dopytywała się

- Kocham Cię pamiętaj o tym. Magdo cokolwiek się stanie pamiętaj, że Cię kocham. W sejfie są pieniądze. Gdybym nie wrócił, weź je i jedź pod adres który znajduje się na karteczce. To mieszkanie jest Twoje. Kupiłem je na twoje nazwisko. Jest już wyposażone i kupione są rzeczy dla naszego dziecka - powiedziałem przez łzy - Muszę zakończyć to, co kiedyś zaczęliśmy- powiedziałem mocno ją całując. - Kocham cię - dodałem

Nasze usta złączyły się w miłosnym pocałunku i ile sił w nogach pobiegłem do miejsca, w którym znajdowała się Sara.

- Puść ją! - krzyknąłem

Odbezpieczyłem pistolet i strzeliłem dwa razy.

 

Strach jaki czułam był nie do opisania. Jego oczy z każdym kolejnym słowem zmieniały kolor a gniew w nim narastała. Bałam się a jednocześnie byłam na niego zła. Rzuciłam się na niego pięściami, ale uderzył mnie, a ja wylądowałam na ziemi. Poczułam zimną trawę pod sobą.

- Dlaczego zachowujesz się jak on? dlaczego nie chcesz dać nam szans? ja naprawdę nie chciałem - słyszałam jego łamiący głos

Łukasz do cholery gdzie ty jesteś? gdzie się podziewasz? rozmyślałam. Chociaż byłam na przyjaciela wściekła, wiedziałam, że w tym momencie tylko on może uratować mi życie. Jak na złość nikogo nie było. Park był wymarły, pusty, a ja modliłam się, by zjawił się Łukasz i uratował mi życie. Chociaż kopnęłam go w kostkę, to i tak nie miałam szans na ucieczkę. Wiedziałam, że nie mam po co się wyrywać. Poddałam się. Powoli docierały do mnie słowa Grzegorza i z moich oczu popłynęły łzy. On go zabił. Oskar został zamordowany.Zabili go. Poczułam w sobie jakąś nie wyobrażalną siłę i z całej siły uderzyłam go w twarz. Ponownie go kopnęłam i podniosłam się z ziemi. Mężczyzna złapał mnie za nogi i znów się przewróciłam. Poczułam na szyi nóż i zesztywniałam.

- Ty suko! Miałaś być moja. Nie chciałaś po dobroci to zabawimy się inaczej - wycedził mi do ucha

- Zostaw ją! - usłyszałam drżący głos przyjaciela.Ich spojrzenia się spotkały a Grzegorz zaśmiał się drwiącym głosem.

- Ty nawet nie potrafisz strzelać - zadrwił - Jeżeli chcesz możesz się przyłączyć. zabawimy się nią - zaśmiał się

- Puść ją! - rozkazał ponownie Łukasz

Ponownie spojrzeli na siebie i po chwili usłyszałam dwa wystrzały. Grzegorz upadł na ziemię a z ręki wyleciał mu nóż. Srebrny nóż leżał obok nieruchomego mężczyzny, a ja kopnęła go w krzaki. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, chyba odruchowo. Przypomniałam sobie jak robią w sensacyjnych filmach, po zastrzeleniu jakiegoś

sprawcy. W filmach zazwyczaj ten ktoś wstaje i ponownie próbuje strzelić, ja bałam się o to samo. Obawiałam się, że mężczyzna wstanie i zabierze ten nóż. Bałam się, że znów mnie zaatakuje. Sprawdziłam puls i znieruchomiałam. Mężczyzna nie żył. Nagle zdałam sobie sprawę, że boli mnie lewe ramię i upadłam na ziemię. Z mojego ramienia leciała czerwona plama krwi.

- Trafiłeś mnie - szepnęłam spanikowana

Po chwili poczułam ciepłe objęcia przyjaciela i straciłam przytomność.

 

Nikt z nas się nie odzywał. Patrzyłem porozumiewawczo na Magdę, która nie zadawała pytań. Byliśmy tylko kilka metrów od szpitala. Ramię Sary krwawiło coraz bardziej, a ja poczułem strach. Co będzie, jeżeli ją zabiłem? nie, nie dopuszczałem tego do świadomości. Nacisnąłem gazu i pojechałem jeszcze szybciej. Sto trzydzieści na liczniku. Już po chwili zatrzymaliśmy się przed szpitalem i na rękach wniosłem ją do szpitala.

- Pomocy! moja przyjaciółka potrzebuje pomocy! - krzyczałem

Po sekundzie dwóch lekarzy wyrywało mi z ramion dziewczynę i razem z nią zniknęli za jakimiś drzwiami. Podkoszulkę, spodnie, cały byłem w jej krwi.

- Luk trzeba zawiadomić jej rodziców - powiedziała Magda

Spojrzałem na dziewczynę i pokiwałem głowę. Magda miała rację. Musiałem zawiadomić jej matkę. Tylko co miałem jej powiedzieć? pani córka została postrzelona? to ja ja trafiłem? być może umiera tam przeze mnie?Wyjąłem swój telefon i wykręciłem numer jej matki. Odebrała po drugim sygnale.

- Cześć Luk. Stało się coś? - zapytała

Na dźwięk jej słów zaśmiałem się. Luk, już chyba każdy mówił tak jak Sara.Jednak po chwili spoważniałem.

- Był wypadek. Sara została postrzelona. Leży w szpitalu na Jaśminowej - powiedziałem.Telefon rozłączył się, a a spojrzałem na Magdę.

- Jak do tego doszło? co z Grzegorzem? co się tam stało? - zapytała

- To był wypadek. Strzeliłem do niego. Nie wiem jak to się stało. Przysięgam ja nie chciałem - rozkleiłem się - Mój brat został zastrzelony. On nie żyję- powiedziałem

Magda spojrzała na mnie zaskoczonym wzrokiem, ale nie powiedziała nic. Po prostu wyszła ze szpitala, a ja usiadłem na ławce. Po kilkunastu minutach do szpitala weszli jej rodzice. Spojrzeli na mnie, a w ich oczach panował strach.

- Łukasz jak do tego doszło? jak to się stało? - zapytali

W tym samym momencie na korytarz wszedł lekarz i spojrzał na nas współczującym wzrokiem. Zdjął czepek z głowy i otarł spocone czoło.

- Bardzo mi przykro. Nic nie dało się zrobić. Robiliśmy co mogliśmy, ale nie było szans. Naprawdę bardzo nam przykro - szepnął

Spojrzałem na jej rodziców i upadłem na ziemię. Sara nie żyła.

 

- Sara nie żyje? - szepnąłem upadając na zimne płytki

Sam nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Byłem jakby w transie. Powoli dochodziło do mnie, że zabiłem kogoś, kogo przecież kochałem. Nie tylko byłem winny śmierci Oskara, ale również teraz i Sary. Czułem jak naprężają się we mnie wszystkie mięśnie. Miałem w głowie mętlik, nie wiedziałem co teraz powinienem zrobić. Wszystko działo się tak szybko, zerkałem na zapłakaną twarz jej rodziców i poczułem się jeszcze gorzej. Odebrałem im kolejne dziecko. Chociaż śmierć Oskara nie była moją winą, czułem się za to wszystko odpowiedzialny a teraz, by obronić Sarę, sam przez przypadek ją zabiłem.

- Panie doktorze to nie możliwe! Nie możemy stracić drugiego dziecka! - usłyszałem głos jej matki

Jej mąż, mocniej ścisnął jej dłoń i spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem.Jego twarz była blada. Zupełnie tak, jakby miał zaraz zemdleć.

- Zrób coś! Nie możemy stracić Sary! Zrób coś! Przecież ja tego nie przeżyje! - zapłakała jej matka

Magda cały czas stała za mną i obserwowała całe to zajście. Chociaż nie odezwała się słowem, czułem na plecha jej oddech. Była tuż za mną.

- Łukasz - powiedziała czułym głosem - Łukasz tak bardzo mi przykro - rzekła

Lekarz wciąż stał przed nami i patrzył na nas zaskoczonym wzrokiem.

- Państwo nie są rodziną do Jana Kowalskiego? - zapytał zmieszany - To on przed chwilą zmarł - wyjaśnił - Sara, to znaczy ta młoda kobieta trafiła do nas z postrzeloną ręką. Nic jej życiu nie zagraża. Chyba zaszło małe nieporozumienie - powiedział przepraszającym wzrokiem

Rodzice Sary patrzyli na niego wpółprzytomnym wzrokiem a w mojej głowie narodziła się nadzieja. Ona żyje. Jednak Bóg mnie wysłuchał - pomyślałem. Wstałem z podłogi i podszedłem do Magdy. Mocno, z całych sił przytuliłem ją do siebie a dopiero po chwili dziewczyna się rozpłakała. Wszyscy spojrzeli w naszą stronę. Lekarz spojrzał na jej brzuch i zaśmiał się. Zapewne pomyślał, że to przez te hormony, ale ja z Magdą wiedzieliśmy, jaki jest prawdziwy powód jej płaczu. Baliśmy się. Ona bała się o mnie, a ja czułem ulgę, że Sara żyję. Nie zniósł bym takiego poczucia winy.

- Panie doktorze możemy ją zobaczyć? - zapytała jej matka

Po chwili znikli za drzwiami sali a ja zostałem sam z Magdą na korytarzu. Usiedliśmy na ławce.

- Co teraz z nami będzie? - zapytała Magda

Nie miałem pojęcia. Wciąż nie dochodziło do mnie to, co się wydarzyło. Przecież nie całą godzinę temu zabiłem brata.

- Sprzątnąłeś ciało? - zapytała

- Nie - odpowiedziałem zgodnie z prawdą - Nie miałem na to czasu- wytłumaczyłem

Chociaż nie chciałem się zgodzić, Magda przekonała mnie, żebyśmy tam pojechali i pozbyli się zwłok. Przecież musieliśmy je jakoś ukryć, albo zabrać. Nie mogliśmy pozwolić, by ktokolwiek je odnalazł. Wtedy policja zaczęłaby prowadzić dochodzenie i szybko trafiliby na mój ślad. Chociaż brata może by nie podejrzewali. A co z Sarą? czy ona nie byłaby pierwszą podejrzaną? no i ta rana postrzałowa. Mieliby niezbity dowód, że to ona. Musiałem ją chronić. Musiałem ich chronić.Sarę i Magdę. Jeszcze raz spojrzałem się na salę w której leżała Sara i po chwili wraz z Magdą opuściliśmy szpital.

 

Wciąż bolało mnie lewe ramię. ból by na tyle silny, że dostawałam leki przeciwbólowe, po których czułam się senna i zmęczona. Chociaż zmęczona może nie byłam po lekach, a po prostu po dzisiejszym dniu? przecież zostałam postrzelona przez przyjaciela, który próbował uratować mi życie. Zabił Grzegorza, okłamywał mnie i pomagał Grzegorzowi w zabijaniu mojego brata. Za dużo informacji jak na jeden dzień. Wciąż czułam lekkie zawroty głowy, ale lekarz powiedział, że to normalne. Leki które mi podawali były silne, a ja przecież uderzyłam się też w głowę. Chyba. Niewiele pamiętałam. Chociaż nie byłam pewna, to wydawało mi się, że upadłam w ramiona Łukasza, później znalazłam się tu. Magda! Przecież musiała się strasznie przestraszyć, gdy zobaczyła, że jestem ranna. Ona jest w ciąży i nie powinna się denerwować.Dość! Jej życie nie powinno być moją sprawą. Jednak była kuzynką Damiana i dziewczyną mojego przyjaciela. Przyjaciela? chyba mordercę, który zabił mojego brata! Dość! Myśli w mojej głowię się kotłowały. Miałam taki mętlik, że nie wiedziałam, co teraz powinnam zrobić. Czułam się rozdarta.

- Córeczko! - usłyszałam głos matki

Zamrugałam oczami, zmuszając je, by się otworzyły. Leki przeciwbólowe zaczęły działać i robiłam się powoli senna. Co jakiś czas, zamykałam i otwierałam oczy, walcząc, bym nie zasnęła.

- Mamo - powiedziałam słabym głosem

Jej oczy były załakane. Nie rozumiałam dlaczego wciąż od nowa, z jej oczu kapią nowe łzy. Dlaczego ona płaczę? czyżby już wiedziała? Spojrzałam na tak bezradne, załzawione, przerażone oczy Matki i już wiedziałam. Musiałam jak najszybciej porozmawiać z Łukaszem i powiadomić go o swojej decyzji.

- Stało się coś? dlaczego płaczesz? - zapytałam

- Córeczko. Córusiu kochana - rzekła głaszcząc mnie po policzkach - Wystraszyłaś nas. Bałam się, że Cię straciliśmy - powiedziała

Do sali wszedł tata i spojrzał mi w oczy. On też płakał.

- Saro kochanie ty moje - powiedział kucając przy łóżku. Złapał mnie za rękę i palcem głaskał moją dłoń. - Jak dobrze, że nic ci nie jest. Co się stało? kto Cię postrzelił? jak do tego doszło? - zapytał a jego oczy zmieniły kolor na ciemniejszy

- Nie pamiętam - skłamałam

Doskonale pamiętałam jak do tego doszło. Chociaż może i nie. Wszystko działo się tak szybko, że nie jestem pewna w której chwili broń Łukasza wystrzeliła. Pamiętałam tylko martwe oczy Grzegorza i ból ramienia. Później nie pamiętałam już nic. Jakie miało to teraz znaczenie? co mi da to, że Łukasza skażą. Czy zwróci to życie Oskarowi? nie! Mój brat nie żył. Grzegorz też. Zatem nie było sensu, by wracać do tego i rozdrapywać stare rany. Czy komukolwiek by to pomogło? z całą pewnością nie! Moi rodzice znów od nowa przeżywali by śmierć Oskara. Żyli by nienawiścią do Łukasza a dziecko Magdy, wychowywało by się bez ojca. Po co? w imię czego? przecież tak naprawdę nie miałam pojęcia co się wtedy stało. I nie chciałam wiedzieć. Czy Oskar nie prosił mnie, bym nie wracała do tego? czy nie błagałbym zostawiła przeszłość za sobą? tak też postanowiłam zrobić. Jednak pod pewnymi warunkami. Musiałam mieć pewność, że Łukasz wyjedzie daleko stąd. Musiałam mieć pewność, że nigdy nie zbliży się do mnie i mojej rodziny. Chciałam by zajął się Magdą, ich dzieckiem. Chciałam o nim po prostu zapomnieć. O nim i o tym, co zrobił całej mojej rodzinie. O nim i o tym co wydarzyło się między nami.

Wiedziałam jednak, że to będzie bardzo trudne, bo przecież kiedyś nosiłam w sobie jego dziecko. Był ojcem mojego dziecka i gdzieś w głębi serca, mimo wszystko, coś do niego czułam. Jednak nie miało to teraz znaczenia. Był przyczyną cierpienia mojej rodziny. Był jednym z tych, przez których rozleciała się moja rodzina. Rozleciałam się ja. I był tez tym, który pomógł mi przez to wszystko przejść. I za to nienawidziłam go chyba najbardziej. Za tą jego udawaną troskę, za każde kłamstwo i za to, że tak łatwo dałam się mu uwieść i manipulować. Byłam po prostu jego zabawką, którą mógł robić to, co chciał. Przez niego straciłam Damiana. Przez niego straciłam kogoś, kto mnie kochał. Był przyczyną moich cierpień. Był wszystkim tym, co złe w moim życiu, ale również tym, co dobre. Jednak decyzja już zapadła. I nikt nie był wstanie jej zmienić.

 

Siedzieliśmy w samochodzie i wciąż nie spuszczaliśmy z siebie wzroku. Nasze najgorsze obawy się sprawdziły. Wszędzie roiło się od policyjnych samochodów a kilka metrów dalej stała karetka. Zapewne ktoś znalazł ciało Grzegorza i powiadomił policję. Teraz zacznie się dochodzenie i.. No właśnie co dalej? kogo oskarżą pierwszego? mnie? Sarę? a może uznają to za porachunki gangsterskie? Magda patrzyła na mnie ze strachem w oczach, a ja nie byłem w stanie nic powiedzieć. Niedaleko parku stała spora grupa gapiów i obserwowali wszystko bardzo uważnie. Zapewne szukając jakieś sensacji.Wysiadłem z samochodu i udałem się w ich stronę.

Postanowiłem się czegoś dowiedzieć.

- Taki młody! Szkoda chłopaka - powiedział ktoś z tyłu - Podobno oberwał z pistoletu. Prosto w serce - mówił przejęty ktoś z boku - A mi się wydaje, że to jakieś porachunki gangsterskie - wtrąciła się młoda kobieta - Gdzie tam gangsterskie! Pewnie na tle rabunkowym. Tyle się teraz słyszy - powiedział straszy mężczyzna - Strach wyjść z domu. Co się teraz u nas wyprawia! Mam dwoje wnucząt! Chodzą tędy zawsze ze szkoły i jak mam teraz ich puszczać? - zapytała starsza kobieta

Wszyscy spojrzeli na nią, ale nikt nic nie powiedział.

- A pan coś słyszał? - zainteresował się jeden z nich

Wszystkie pary oczu spojrzeli w moją stronę. Chociaż nie bardzo miałem ochotę wtrącać się w ich dyskusję - odpowiedziałem.

- Ja dopiero przyjechałem - szepnąłem speszony - Ma rację! Stoi o tam! tuż za mną!- szepnął starszy mężczyzna, pokazując ręką na mój samochód. Z samochodu wysiadła Magda i skierowała się w nasza stronę.

- Niech pani nie patrzy! niech pani stąd idzie! Jest pani przecież w ciąży! - wtrąciła się starsza kobieta - To podobno przynosi pecha - dodała

Spojrzeliśmy z Magdą na siebie i z trudem powstrzymaliśmy śmiech. Kobieta spojrzała na nas rozgniewanym wzrokiem i odwróciła się na pięcie i tyle ją widzieliśmy.

- Co za baba! - szepnęła młoda kobieta - Jednak z jednym się zgadzam. Nie powinna pani być w tym miejscu. To nie widok, dla kobiet w ciąży- powiedziała młoda kobieta

- Jeszcze jedno morderstwo! Panie Janku! Jeszcze jedne zwłoki, tym razem młodej kobiety! - zawołał funkcjonariusz Wszyscy spojrzeli na siebie.

- Świat zwariował! Dwa morderstwa w jednym miejscu? przecież do wczoraj bawiły się tu moje dzieci! - szepnęła przerażona kobieta

Spojrzeliśmy z Magdą na siebie i bez słowa opuściliśmy to miejsce.

- Chodź kochanie! To nie miejsce dla ciebie! - powiedziałem obejmując ją w pasie

Przytuleni udaliśmy się prosto do mojego samochodu. Odwróciłem się i spojrzałem na młodego policjanta. Obok niego leżało ciało zamordowanej kobiety. Spojrzałem ponownie na Magdę i mocniej ją przytuliłem.

- Wszystko będzie dobrze - uspokajałem ją. CDN

Następne częściZakład cz.5 - Ostatnia

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania