Poprzednie częściZanim zgaśnie: Rozdział 1

Zanim zgaśnie: Rozdział 3

Mieszkańcy Scyzora zaczęli się budzić do pracy. We wczesnych godzinach porannych życie w kompleksie powoli zaczynało się, poprzedzone sygnałem dzwonków puszczanych codziennie przez głośniki. Miały one utrzymywać regularne godziny pracy. Obejmowały one pobudkę, zebrania, przerwy, zakończenie prac. Niewyspani , z powodu złych warunków mieszkalnych robotnicy, handlarze, lekarze oraz hodowcy zwierząt i roślin, które trzymano w niższych częściach schronu zaczęli świadczyć swoje usługi społeczności. Jedynie wojsko czyli przedstawiciele władzy nie musieli stosować się do tych rozporządzeń. Spali w lepszych boksach, mieli dostęp do wszelkich dóbr takich jak czysty alkohol, konserwy, papierosy czy prawdziwych środków higieny. Niekiedy część z tego trafiała do obiegu cywili za sprawą łapówek i czarnego rynkowi. Nawet po końcu świata, w którym papier stanowił o przyszłości i miejscu w hierarchii społecznej nadal obowiązywały stare sprawdzone sposoby do pozyskania „wyższych” dóbr. Cały porządek był tylko iluzją podporządkowaną bronią palną i groźbą śmierci z zewnątrz. Władza była zbudowana na strach i niewiedzy ciemnej masy stanowiącej większość, prawdopodobnie ostatniego bastionu państwa polskiego. W całym porannym harmiderze nikt nie zauważył z cywili Alana przechodzącego do swojego boksu mieszkalnego. Sami mundurowi prawie nie zwrócili uwagi, dobrze go znali, więc postanowili odpuścić formalności. Dzienna zmiana zawsze była gderliwa lub obojętna, byli to najczęściej ci, którzy nie stawali się na musztrze lub nakryto ich na niezręcznych rzeczach w koszarach. Dzięki nim nikt nie dowiedział się o powrocie chłopaka. Nocna zmiana, która go pamiętała dawno już była po służbie.

Na szczęście w boksie nie było doktor Katarzyny, matki zastępczej chłopaka. Podjęła się trudu ukształtowania szesnastoletniego człowieka w nowej rzeczywistości. Przed wejściem do schronu była już szanowaną Pani doktor w miejskim szpitalu. W bardzo młodym wieku zaczęła wspinać się po szczeblach kariery medycznej. Nie miała rodziny, a jej relacje ze znajomymi ograniczały się do kilku zdań w pracy i wiadomości na serwisach społecznościowych. Była dość zamknięta, nie lubiła rozmawiać o sobie, ale z miłą chęcią wysłuchiwała innych chcących wyżalić się jej. Mimo mieszkania z nią klika lat, sam podopieczny nadal nie wiedział o swojej opiekunce wszystkiego.

Skończywszy segregować i układać łupy w postaci historii pisanych oraz pisano obrazkowych na metalową półkę, środki higieniczne do szafki, większą część konserw oraz papieru toaletowego do skrzynki.

- Reszta na wymianę. – uniósł się dumnie ze zdobytych rzeczy. Przypomniał sobie o sankach w drzwiach oraz o tym, że cały czas jest w kurtce. Rozebrał się zwieszając ją na wieszaku, a automat kładąc na biurku. Sprawnym ruchem zabrał sanki i schował za łóżkiem polowym. Gdyby ktoś zobaczył jego nieuwagę prawdopodobnie groziłoby to plotkami oraz obgadywaniem o przydatności chłopaka. Takiego widoku nie można nazwać pożądanego w społeczności ściśle działającej według zasad. Mimo wszystko cieszył się z zaistniałej sytuacji. Przełamanie rutyny, lekki dreszczyk strachu z nutką ryzyka, jak dawno tego nie czuł. Było to inne niż strach w trakcie ataku napastników…

Przygotował torbę, w której zabrał rzeczy na wymianę. Czekał go trudny dzień, w sumie to już trwał, zapoczątkowany wypadem na osiedle. W swetrze, którego biel przeistoczyła się w szarość udał się na targ by wywalczyć potrzebne towary oraz zmierzyć się z handlarzami.

Rynek, a raczej duża przestrzeń kompleksu przeznaczona do użytku handlowego już funkcjonowała, nazywano to „rynkiem” dla lepszego samopoczucia społecznego, chociaż Malo miał wspólnego z dawnym rynkiem miejskim. Najwięcej w sprzedawanych towarach oferowano artykuły pierwszej potrzeby takie jak jedzenie, leki, narzędzia, ubrania, broń czy alkohol. Bardzo rzadko pojawiały się przedmioty związane z kultura. Rynek schronu odzwierciedlał idealną sytuację wśród szkół średnich, kiedy jeszcze funkcjonowały. Humanizm według zasad obu tych wydawały się różnych realiów był nieopłacalny. Każdą grubszą książkę wykorzystywano w skrajnych sytuacjach jako podpałkę. Dlatego obrał sobie tą nieopłacalną ścieżkę ratowania ich przed zniszczeniem.

Pewien kupiec dostrzegł Alana idącego z torbą po czym zawołał

- Hej młody! – zawołał machając ręką. Był w średnim wieku z zarostem drwala. Na głowie miał kapelusz kowbojski wybijający się z pośród całego ubioru jakim była kamizelka polarowa czarna oraz spodnie bojówki z masą kieszeni. Zapewne trzymał w nich coś co mogło służyć za walutę w handlu. Buty musiały pochodzić ze sklepu budowlanego, grube, mocne i solidne.

- Witam panie Wolczyk – powiedział zaskoczony Alan.

- Zakładam, że masz jakieś rzeczy na wymianę. Inaczej byś się nie fatygował o tej porze.

Nie wiedząc co powiedzieć by odsunąć jego podejrzenie pokazał torbę. Rozsunął jej suwak i zaprezentował zawartość, która wywołała u handlarze niewielkie zaskoczenie.

- Chyba szykujesz się na wielkie zakupy?

- Tak jakby. Co mogę za to dostać?

- Broni za to ci nie dam, ale trochę amunicji do MP-ka mogę i jakieś inne drobiazgi.

- W takim razie poproszę dwa magazynki, lekarstwa pierwszej potrzeby i rację żywnościową.

- Jednak się zdecydowałeś… - zmienił ton Wolczyk.

Wyciągnął rzeczy z listy oczekiwań chłopaka. Dwa magazynki amunicji 9mm, zestaw pierwszej potrzeby oraz rację żywnościową dla wojska polskiego. Produkowano ją niedaleko miejsca budowy schronu, więc siłą rzeczy nie mogło jej zabraknąć biorąc pod uwagę fakt jej intensywnej produkcji z ostatnich miesięcy funkcjonowania fabryki. Ta lista wywołała w nim swego rodzaju zmartwienie. Wiedział, że nie jest to typowa lista. To była lista rzeczy na podróż, którą planował chłopak.

- Tak, podjąłem decyzję. – zakomunikował kończąc wymianę.

- W sumie to cię nie zniechęcę, ani zachęcę. To już twoja wola. Zanim pójdziesz zaczekaj chwilę. Mam coś dla ciebie.

Podał Alanowi mały pakunek zwinięty w chustę. Spakowany na tę okazję, która musiała nadejść.

- Dziękuję, ale…

- Po prostu weź, rozpakujesz u siebie. Potraktuj to jako wdzięczność firmy za korzystanie z jej usług.

Chłopak skinął głową wiedząc, że dalsze słowa nie są tu potrzebne. Zabrawszy nowe nabytki ruszył dalej.

Nie spodziewając się takiego obrotu spraw, przez co zaoszczędził dużo czasu i nerwów. Dzięki uprzejmości znajomego handlarza, u którego dorabiał sobie w czasach młodości, uniknął urzerania się ze sprzedawcami o każdą nieistotną już rzecz.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania