Zasilanie (Rozdział 2)
Nie wiem o której godzinie się obudziłem, ani gdzie się znalazłem.
Gdy tylko zorientowałem się, że zemdlałem i całe te cholernie dziwne wspomnienia napłynęły do mojej głowy, otworzyłem oczy i spostrzegłem się, że leżę na łóżku przypominające te, na których kładą się pacjenci u lekarza.
Te dziwne wydarzenia... To był koszmar...
Wstałem i rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym nikogo nie było - pokój był raczej gabinetem lekarskim, bowiem był biało-niebieski, stało tam biurko zapełnione różnymi dokumentami, wagi oraz różne pomiarowe przyrządy, a także różne plakaty promujące zdrowy tryb życia.
Niespodziewanie drzwi wejściowe otworzyły się, a w nich stanął bardzo niski mężczyzna w kitlu, rzadkich, posiwiałych włosach i niebieskich oczach schowanych za okrągłymi okularami.
Stanął chwilę wpatrując się we mnie, jak gdyby nie wiedział, że obudzę się akurat wtedy, gdy wchodził.
Po chwili posłał mi delikatny uśmiech i skinął głową, a następnie usiadł na krześle przy biurku.
- Wiesz, gdzie się znajdujesz? - zapytał, układając swoje dokumenty.
- N-nie... - odparłem, nie mając pojęcia co robić.
- Hm, oczywiście, że nie wiesz - lekarz posłał mi spojrzenie analizujące mnie. - Znajdujesz się w Athenie. Pewnej... organizacji, niedaleko od Anglii.
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem i niedowierzaniem
Naprawdę znalazłem się w jakieś sekcie, czy coś takiego! A poprzednie wydarzenia o dziwo przyjąłem ze spokojem...
- Jak długo spałem? - zapytałem, rozciągając się lekko.
- Dość mało, sześć godzin - odparł lekarz. - To i tak dużo, zwłaszcza dlatego, że tylko zemdlałeś.
- O, no to mam szczęście. Zabierzecie mnie do domu?
- Oczywiście.
- To teraz powiedzcie mi czym do cholery były osoby, które magicznie wynurzyły się z podłogi.
Doktor spojrzał na mnie lekko zszokowany i siedział cicho, jakoś nie miał ochoty o niczym mówić. Jakby to był temat tabu, ale przecież ja pamiętam co się wydarzyło, nie będzie robił ze mnie idioty.
Z niecierpliwością czekałem, aż w końcu się zegnie i wreszcie coś powie, ale on cały czas milczał.
W końcu otworzył usta:
- Szukałeś pracy - stwierdził błyskotliwym tonem.
- No.. tak - kiwnąłem głową, marszcząc brwi. - Co to ma do...
- Nie chciałbyś może u nas pracować? Mamy wolną posadę.
No i tutaj, moi drodzy poczułem, że jeszcze niejedno się dzisiaj zdarzy.
Przeanalizowałem to sobie, przecież nie mogłem znaleźć pracy, a tamto miejsce przynajmniej jak na razie wydawało się ciekawe, a jeść musiałem.
- Co bym musiał robić? - zapytałem z udawanym wahaniem, jednak coś mi to nie wychodziło. Chciałem grać niedostępnego, aby pomyślał, że jestem trudną nagrodą do zdobycia, bo w sumie to tak, jestem mega cenny.
- Jako, że szukałeś pracy jako inżynier, zachęcamy abyś został asystentem Astorii Mayberry. Ciągle jej się coś psuje, a ty na naprawie znasz się dobrze, przynajmniej z tego, co mówisz.
- No... Dobrze! Będę jej asystentem? - rozpromieniłem się. Zawsze chciałem zostać kimś takim, oglądając różne eksperymenty.
- Tak - odparł, jednak mniej pewnie. Nie miałem pojęcia o co chodziło.
〰️〰️〰️〰️〰️〰️〰️〰️〰️〰️〰️〰️〰️〰️〰️〰️〰️〰️〰️〰️〰️
Później trafiłem na korytarz, mijałem różnych pracowników, którzy byli poubierani na biało i naprawdę się zastanawiałem gdzie jestem.
Na drzwiach nie było tabliczek, a każdy i tak wiedział gdzie idzie.
Niektórzy patrzyli na mnie zdziwieni, jedni w ogóle nie zwracali uwagi i tylko witali się z miłym lekarzem, którzy szedł ze mną.
Rany, ja naprawdę chciałem się spytać dokąd idziemy i co to za instytucja, ale w ostatnich chwilach gryzłem się w język. Po prostu się trochę bałem, ok?!
Niedawno co widziałem dziwy nie z tego świata, miałem powód, aby być trochę nieufnym do nowego miejsca.
Nagle znaleźliśmy się na prawie pustym korytarzu z niebieskimi ścianami i miękkim, morskim dywanem.
Na końcu były tylko jedne drzwi, przy których pisało ,,A. Mayberry" i lekarz zapukał czterokrotnie, a następnie śmiało wszedł do środka.
Widok był naprawdę spektakularny, nie mogłem odlepić wzroku od wyglądu pomieszczenia w którym się znalazłem; był bardzo wysoki, lampy sprawiały, że było tam bardzo jasno, dookoła blaty z różnymi mikroskopami i innymi naukowymi przedmiotami o których nie miałem pojęcia, a także fiolkami z różnymi płynami. Było tylko jedno okno, przez które było widać zieloną łąkę oraz pomarańczowe niebo.
Czyli pora wieczorna, spałem do wieczora.
Wtedy ją zauważyłem - promieniującą radością i energią rudowłosą, która wyskoczyła przed nami w kitlu. Miała piękną sylwetkę i uroczy uśmiech, a jej brązowe oczy potrafiły zabić mężczyznę w pozytywny sposób.
,,Jeżeli to jest Astoria i będę jej asystentem, to już wiem, że to będzie dobra praca" pomyślałem pozytywnie, wzdychając bezgłośnie.
- Cześć! - przywitała się radośnie, machając do nas dłonią. Następnie spojrzała na mnie. - Nowy?
- Przy okazji - odparł doktor i zaczął wycierać szkiełka okularów.
- A więc witamy w Anthenie! - roześmiała się do mnie serdecznie i poprawiła kręcone, długie włosy.
- Podobno mam być asystentem - odezwałem się w końcu, uśmiechając od ucha do ucha.
- O, serio? To super, asystenci to zawsze dodatkowa para rąk.
- Ta, może masz rację. Chociaż nie wiem czy sobie poradzę.
- Na pewno dasz radę, uwierz mi! Nie wymagamy tutaj wiele od asystentów, nie jesteśmy Instytucją Hades.
Spojrzałem na doktora pytająco, a on od razu wiedział, że nie mam pojęcia o tym, co to jest.
- Instytucja Hades to nasza konkurencja - mruknął pod nosem, pełen nienawiści.
Pomyślałem, że za nią nie przepada.
- Tak w ogóle to mam na imię Stacy - przedstawiła się dziewczyna.
- James, miło mi - odparłem zadowolony. Aż nagle sobie uświadomiłem, że... To nie była Astoria, dziewczyna, której miałem być asystentem.
- Co robisz w pomieszczeniu Astorii? - zapytałem, lekko zawiedziony, że taka fajna dziewczyna nie była moją przyszłą partnerką.
- Przyszłam tylko wziąć trochę Siarkowodoru - odpowiedziała, dumnie pokazując fiolkę, którą miała w dłoni.
- A skoro ją znasz... Jaka ona jest? W sensie ta Astoria - ponownie zadałem pytanie, pragnąc dowiedzieć się czegoś więcej.
- Nie chcesz wiedzieć.
Za plecami usłyszałem chłodny, kobiecy głos. Gdyby można było zabijać dźwiękami, to ten z pewnością by mógł przeciąć głowę.
Odwróciłem się i zobaczyłem o centymetr wyższą ode mnie dziewczynę, która była moją przyszłą szefową;
blada cera, ostre kości policzkowe, śnieżne włosy sięgające do początku ramion oraz oczy, które bardziej przypominały kolor jasnej sałaty. Astoria wyglądała jak ponura, wyblakła zjawa z podkrążonymi oczami, a na dodatek była ubrana w białą koszulę wsadzoną w trochę za krótkie dżinsy i czerwone skarpetki ze śnieżnymi trampkami, przez co wyglądała naprawdę dziwnie. Na jej szyi zaś, wisiał łańcuszek z małym Saturnem.
Lekko zgarbiona, stała oparta o blat z jakimiś dziwnymi substancjami, o których pojęcia nie miałem prawa wiedzieć i bawiła się jedną fiolką, poruszając nią po bokach.
- Astoria, miło cię widzieć - przywitał się doktor i skinął jej głową, co ona odwdzięczyła, jednak bez uśmiechu.
- Eee... Cześć - przywitałem się O DZIWO nieśmiało. Nie dlatego, że mi się bardzo spodobała, tylko dlatego, że jej postawa wyglądała, jakby miała mnie zamiar zabić, a jako, że nie znałem ludzi tutaj, to było możliwe.
- Kim jesteś? - prychnęła do mnie pogardliwie.
O, jak mi było miło.
Stacy i doktor spojrzeli na siebie lekko zaniepokojeni, a ja nie miałem pojęcia dlaczego. Stali z tyłu za mną, przygotowani na najgorsze.
- Ja jestem James, mam być twoim asystentem.
Astoria posłała mi takie chłodne spojrzenie pełne nienawiści, że poczułem ciarki na całym ciele i wiedziałem, iż nie byłem tam mile widziany. Zaraz posłała to spojrzenie na doktora, który wydał się o dwa centymetry mniejszy.
- Co ja ci mówiłam, Gregory? Nie potrzebuję żadnego asystenta! - warknęła na niego, jednak jakby łagodniej z uwagi na to, że był starszą osobą. A przynajmniej tak mi się wydawało.
- Eee, no niby tak, ale...
- Nie możemy ciągle fundować ci złotych rączek z zewnątrz, wiesz ile kosztuje naprawa i usuwanie pamięci? - wtrąciła się spokojnie Stacy z żalem w głosie.
- Zaraz, czego?! - zapytałem wystraszony, jednak nikt nie zwracał na mnie uwagi.
- Ehh... - podirytowana Astoria zaczęła masować skronie, patrząc się w podłogę. Na jej twarzy oprócz złości malowało się zamyślenie. W końcu wbiła we mnie swoje zielone oczy i skrzywiła się. Następnie podeszła do mnie i ku mojemu zdziwienia, zaczęła oglądać mnie z różnych stron.
- Dobry jesteś w naprawianiu? - spytała stanowczo.
- Najlepszy - bąknąłem krótko i bez przekonania, czując się trochę niezręcznie przez jej wzrok na sobie.
Schowała kosmyk włosów za ucho i wyprostowała się, krzyżując ramiona.
- Dobra.
Poczułem jak fala ulgi i jednocześnie obawy przeze mnie przepłynęła. Z jednej strony się cieszyłem, a z drugiej strony nie miałem ochoty pracować z kimś takim jak ona. No i na dodatek nie chciałem mieć usuniętej pamięci. Co to za miejsce do jasnej, Strefa Pięćdziesiąt Jeden?!
- Dobraaa, to my już pójdziemy - rzekł doktor Gregory i pociągnął rudowłosą za ramię.
- Tak, musicie się teraz bliżej zapoznać - posłała nam oczko i udawała, że nie widzi morderczego wzroku Astorii. Zaczęła wesoło kierować się w stronę drzwi.
- Czekaj! - nagle wymsknęło mi się z ust.
- Tak? - spytała, zdziwiona moim nagłym wybuchem.
Wyglądała naprawdę uroczo i poczułem, jak płoną mi policzki. Najciekawsze było to, że zawsze dziewczyny podrywałem śmiało, jakąkolwiek tylko chciałem. Jednak tym razem, poczułem nie tylko chęć przygody z nią.
- Czy zobaczę cię jeszcze? - zapytałem nieśmiało.
- Będziemy pracowali w tym samym budynku, oczywiście - roześmiała się czarująco. - Znajdziesz mnie za różowymi drzwiami na pierwszym piętrze. Do zobaczenia.
I wyszła, a za nią doktor.
A ja? Ja zostałem sam na sam z morderczą Astorią Mayberry - moją nową szefową, o której kompletnie nie miałem pojęcia.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania