Poprzednie częściBeatnik Jack

Beatnik Jack 2

Zza drzwi zaczęły dochodzić nerwowe coraz głośniejsze głosy. Nie minęła chwilka nim dało się usłyszeć głośne walenie w drzwi. Nikt jednak nie odpowiadał, trwała głucha cisza. Jack leżał półprzytomny na kanapie kupionej na wyprzedaży za grosze. Na stole stało kilka pustych butelek po wódce (nic wytrawnego, najpodlejszy i najtańszy gatunek jaki można znaleźć na rynku), ogromna piramida z butelek po piwie stała na równi z telewizorem tworząc jakby wielką zieloną ściankę. W pierwszym przebłysku świadomości od dawna Jack zadał sobie pytanie: Jak długo już chlał w tej norze? Nie zastanawiał się jednak długo nad odpowiedzią, miast tego powoli z widocznym trudem wygramolił się z objęć niewygodnej kanapy i ruszył w kierunku kalendarza by zorientować się jaki dokładnie jest dziś dzień. Gdy chwiejąc się powoli zbliżał się do kalendarza hałas nagle ustał. Wszystko działo się w ułamku sekundy, drzwi bezgłośnie rozleciały się na kawałeczki, drzazgi latały w powietrzu niczym kule w dzisiejszych filmach akcji. Przez to co kiedyś było drzwiami mieszkania wpadło kilku uzbrojonych mężczyzn w kremowych uniformach, latarki zaczęły emitować ostre oślepiające światło zaś jeden z napastników rzucił się na oślepionego Jacka, złapał go wpół i rzucił na ziemię. W tym momencie resztki świadomości Jacka ulotniły się kompletnie.

 

Obudził się w ciemnym cuchnącym stęchlizną pomieszczeniu. Wstał lecz po kilku krokach poczuł bolesny skurcz w nodze i poleciał łeb na szyję chaotycznie machając rękoma by złapać się czegokolwiek co uchroni go od bolesnego spotkania z podłożem. Kurczowo złapał się jakiegoś zimnego drążka jednak po bliższym spojrzeniu to co wydało mu sią wolnostojącym drążkiem okazało się wielkimi kratami. Był więc w areszcie. To by wyjaśniało kremowe stroje napastników – ludzie szeryfa. Wiedział że sprawa z Gregiem prędzej czy później go dosięgnie ale nie spodziewał się że stanie się to tak szybko. Pamiętał przecież jakby to było wczoraj. A może pił już tak długo że już stracił rachubę czasu? Nie wzbraniał się co prawda przed kilkoma łykami czegoś mocniejszego po to by dopomóc swojemu pisarskiemu natchnieniu ale zazwyczaj nie zmieniało się to w kilkudniowe (jeśli nie więcej) ciągi. Przez drzwi celi wszedł człowiek w mundurze, miał ze sobą latarkę którą z nieskrywaną radością poświecił Jackowi po oczach

-Wstajemy chlejusie, masz widzenie – rzekł gburowatym tonem mężczyzna

Już kiedyś słyszał ten głos, to był zastępca szeryfa – Jerry. Odkąd tylko Jack wprowadził się do Jacksonville Jerry uprzykrzał mu życie na wszelkie możliwe sposoby. Widać tak on jak i jego styl życia nie podobał się grupce bardzo konserwatywnych mieszkańców miasteczka. Nie dbał jednak o to, miał głęboko w dupie co myślą o nim inni ludzie, dlatego przecież wyjechał, dlatego opuścił „rodzinę”. Po krótkiej przechadzce obskurnym korytarzem dotarli do kiepsko oświetlonego pokoju w którym stał prowizoryczny drewniany stół i dwa plastikowe krzesła. Mundurowy opuścił pomieszczenie. Po krótkiej chwili do środka wszedł jegomość w drogim garniturze i ze złotym roleksem na swej starannie wypielęgnowanej dłoni. Nie tylko dłoń wręcz nieskazitelna – krótkie zaczesane do tyłu włosy wręcz błyszczały od żelu, twarz starannie oczyszczona, wory pod oczami choć lekko widoczne to jednak zlikwidowane w większości jakimiś drogimi kosmetykami. Jack zerwał się z krzesła i podszedł do nowoprzybyłego gościa przewyższającego go niemal o głowę.

-Czego tu chcesz? – zapytał zirytowanym tonem Jack

-Czyż to tak witasz swojego rodzonego brata Jackie? – odparł rozbawiony przybysz i nim Jack zdążył odpowiedzieć ten mówił dalej – Naprawdę szmat czasu się nie widzieliśmy bracie, mam nadzieję że nie zapomniałeś o małym Jimmym?

-Jakże bym mógł skoro ciągle pojawiasz się w najmniej oczekiwanych momentach. Coś mi tu jednak nie pasuje i wcale nie chodzi o to że siedzę w areszcie. Jesteś w zarządzie firmy matki, masz intratną fuchę zapewnioną do końca swojego życia więc po jaką cholerę przejechałeś tysiące kilometrów żeby dotrzeć do tej nory? Chyba nie zebrało ci się nagle na braterskie pojednanie po 18 latach?

-Aj Jackie, Jackie… jak zwykle trafiasz w samo sedno. Otóż wiedz że nadal pamiętam w jakich okolicznościach się rozstaliśmy i masz rację – nie przyjeżdżałbym do takiej nory by spotkać się z byle żulem w areszcie. Lecz ten żul to mój rodzony brat z tej samej matki. To właśnie z jej powodu tu jestem.

-Cóż to? Starej nagle zebrało się na przeprosiny? Przez ostatnie 18 lat nie dostałem od niej ani jednego telefonu, ani jednej wiadomości. Nie przejęła się moim zniknięciem, widocznie wystarczył jej tylko jeden syn – odparł zirytowany Jack

-Jack… ona umiera… matka umiera – rzucił smutno

-Co? No nie mów że w takim miejscu chcesz sobie żarty robić. Rozumiem że masz wielkie poczucie humoru ale mi ono od dłuższego czasu niespecjalnie dopisuje.

-Ja nie żartuję. Zdiagnozowali u niej zaawansowanego raka płuc, zostało jej może z pół roku życia przy dobrych wiatrach – powiedział patrząc mu prosto w oczy

-Cholera, ty mówisz serio. – to rzekłszy zamyślił się na dłuższą chwilę – Ale czego w takim razie ode mnie oczekujesz? Mam się bawić w dobrego synalka i spełniać jej wszystkie zachcianki przez następne pół roku?

-Nie, od tego ma służbę. Do ciebie przyjechałem z innego powodu. Widzisz Jackie, matka zapragnęła żeby ostatni raz zobaczyć ojca przed śmiercią. Poprosiła żebyś go znalazł i nakłonił do przyjazdu.

-Ojca?! Tego z którym się rozwiodła? Po jaką cholerę Nagle niby chciałaby go widzieć? – wręcz wykrzyczał Jack nerwowo pocierając pierścień na swojej ręce

-Przyznam się szczerze że nie mam zielonego pojęcia. Powiedziała że tylko ty będziesz umiał go znaleźć

-Ale nawet jeśli chciałbym jej pomóc, a nie chcę, to nie wiem gdzie go szukać - odkąd wyjechał gdy miałem 16 lat nie mam z nim najmniejszego kontaktu.

-Matka powiedziała że Ojciec opowiadał ci kiedyś o chatce nad morzem, krainie gdzie nie dociera zło tego świata. To miejsce nie jest tylko imaginacją, ono istnieje naprawdę. To wskazówka którą tylko ty zrozumiesz. Mi ojciec nie opowiadał tej historii, od zawsze byłeś jego pierworodnym pupilkiem.

Nastała kilkuminutowa cisza w trakcie której Jack nerwowo chodził po pokoju zaś Jim położył na stole teczkę i wyjął z niej wielki skórzany portfel.

-W środku masz dokumenty, prawo jazdy i 10 tys. Dolarów na pokrycie ewentualnych wydatków. Znajdź go, nie przechlej tego wszystkiego. Jeśli nie chcesz zrobić tego ani dla mnie ani dla matki to zrób to chociaż dla siebie. Nie mów że za nim nie tęsknisz – to powiedziawszy wstał, wziął teczkę ze stołu i wyszedł zostawiając Jacka sam na sam z tysiącem myśli kłębiących się w jego głowie.

Następne częściBeatnik Jack 3 Beatnik Jack 4

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • polskischeuring 04.02.2018
    Ciekawie się czytało ;) Zapraszam na mój profil zapoznać się z nową alternatywną wersją Prison Breaka i zachęcam również do komentowania i przedstawiania opinii. Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania