Poprzednie częściBeatnik Jack

Beatnik Jack 4

Pierwszym przystankiem miało być jakieś większe miasto gdyż Jack musiał pozbyć się tych ciuchów w których spędził ostatnie kilka lat, nadszedł czas na małe zakupy. Zatrzymał się w Austin, gdzie w centrum handlowym kupił sobie kilkanaście kolorowych T-shirtów, parę koszul i nowe okulary przeciwsłoneczne. Wstąpił też do księgarni by kupić wielgachny notes na swoje zapiski, w końcu jeśli miał zacząć pisać na poważnie to musiał mieć gdzie zapisywać swoją twórczość. Jego wybór padł na zeszyt z ciemnym dobrym papierem oprawiony w brązową skórę, właściciel był wyraźnie zadowolony że ktokolwiek w tych czasach jeszcze go odwiedził.

Zatrzymał się w motelu na obrzeżach miasta. W pokoju wynajętym za grosze o czym świadczył jego stan rozwiesił na ścianie mapę całych Stanów Zjednoczonych. Długo wodził palcem po mapie aż znalazł to czego szukał, małe miasteczko w Wisconsin gdzie mieszkała jego ciotka May, siostra jego Ojca. Ona na pewno będzie wiedziała gdzie on przebywa a Jack nie miał ochoty jeździć po całym wschodnim wybrzeżu i sprawdzać każdy domek napotkany nad morzem. Wolał przejechać ten potężny kawał drogi jaki dzielił go od ciotki by mieć pewność gdzie jest ojciec niż się błąkać bez celu.

Przesiedział w mieście jeszcze kilka dni które spędził na rozmyślaniu o tym wszystkim przy butelce dobrego Burbona. Czuł się jakby brał udział w jakimś show z ukrytą kamerą, jakby to wszystko co się stało w ostatnich dniach było czymś wysoce nieprawdopodobnym. Jednak w miarę jak jego organizm powolutku zaczęły wypełniać procenty alkoholu zbył te myśli machnięciem ręki. W końcu los się do niego uśmiechnął, dość siedzenia w zapuszczonych mieścinach. Czeka go długa droga a nikt mu przecież nie mówił że nie może się zabawić podczas swojej trasy.

 

Za Austin mieściła się mieściła się mała mieścina – Jarrell. Od pracownika stacji benzynowej na której zatankował auto i kupił kilka paczek papierosów dowiedział się że jest tam dobra miejscówka do picia, bar „U Joe’go”. Po około godzinie drogi był nam miejscu. Cała okolica wokół baru porośnięta była niskimi krzewami i wysokimi wolnostojącymi kaktusami, dużo zieleni jak na tą okolicę. Zaparkował z boku i wszedł do środka nonszalanckim krokiem. W środku pierwszym co zwróciło jego uwagę była podświetlona czaszka jakiegoś byka zawieszona centralnie przed wejściem, pod spodem był napis „Witajcie wszyscy którzy pijecie”. Takie powitanie bardzo przypadło do gustu Jackowi który podszedł do barmana i zamówił podwójną whisky, miał zamiar się dzisiaj porządnie napruć a dzięki bratu miał za co. Po wychyleniu pierwszej szklanki zamówił drugą i poszedł usiąść przy jednym z dużych okrągłych stołów. Rzucił dżinsową kamizelkę na krzesło i poszedł się odlać. Toaleta była w miarę dobrym stanie pomijając rozbite lustro. Gdy wrócił dopił whisky i zamówił jeszcze jedną. Sięgnął po portfel który był w jednej z kieszeni kamizelki lecz nic tam nie znalazł. Podszedł do barmana i wypytał czy widział jak ktoś opuszczał bar w pośpiechu. Dowiedział się od niego że młoda dziewczyna z bujnymi rudymi włosami weszła chwilę po tym jak Jack wszedł do toalety. Zamówiła jednego szota i wyszła równie szybko jak się pojawiła przechodząc koło stolika przy którym wisiała jego kamizelka. Wyszedł biegiem na zewnątrz i zobaczył że brakuje też jego wozu, „Szlag by to! Kto trzyma kluczyki w jednym miejscu z kasą?” zganił sam siebie. Miał jednak jedną przewagę nad rudą złodziejką, wiedział że benzyny w baku było tylko na tyle by dojechać do stacji benzynowej na której się wcześniej zatrzymał. Wszedł spowrotem do baru zabrał kamizelkę, podziękował barmanowi za dobrą whisky i ruszył w pościg za swoim wozem i pieniędzmi. Po chwili zobaczył rowerzystę, zatrzymał go lecz ten nie chcąc się wdawać w rozmowę nieznajomym próbował go ominąć bez słowa co nie spodobało się Jackowi. Jednym uderzeniem zepchnął jegomościa z roweru wsiadł na niego i odjechał w kierunku stacji benzynowej licząc że znajdzie tam swoją własność. Pedałował tak szybko jak mógł lecz i tak dotarcie do stacji zajęło mu dobre 20 minut. Na miejscu ucieszył się bo zobaczył swój samochód lecz nigdzie nie było ani śladu po rudej złodziejce. Wsiadł do wozu i zaczął szukać dokumentów i portfela, oba znalazł leżące bezpiecznie w skrytce. W portfelu brakowało jednak pieniędzy, Jack zaklął siarczyście i ruszył w kierunku budki w której przesiadywał sprzedawca. Wszedł do środka i od razu uderzyła go idealna cisza panująca w środku, było zbyt cicho. Zaczął powolnym krokiem iść w kierunku lady zerkając za każdy regał. Znikąd ni zowąd poczuł jak ktoś przystawił mu gnata do karku.

-A teraz powoli na kolana – rzekła władczym głosem nieznajoma

Jack miał dość wrażeń jak na jeden dzień, nie chciał jeszcze zaliczyć postrzału więc powoli wykonał polecenie. Gdy już klęczał z rękoma założonymi na głowie nieznajoma wyszła zza jego pleców nadal mierząc do niego ze strzelby.

-Masz – rzuciła mu kajdanki – pakuj tam łapy, zaraz dołączysz do swojej koleżanki

Jack był skonsternowany, kobieta mierząca do niego była na oko blisko pięćdziesiątki a na jej głowie była istna burza blond loków. To nie ona ukradła mi wóz, wtedy Jack dostrzegł plakietkę na uniformie który nosiła, napis brzmiał „Kierowniczka Zmiany – Ann”. Pracowała tutaj, ale dlaczego mierzyła do niego ze strzelby? I o jakiej koleżance mówiła? Na te pytania nie zdążył odpowiedzieć gdyż kobieta ponagliła go ruchem broni. Nie zastanawiając się wstał i szybkim ruchem wytrącił jej strzelbę z rąk.

-Spokojnie, nie chcę ci zrobić krzywdy, chcę tylko odzyskać swoje cholerne pieniądze i wiać z tej dziury – to rzekłszy podał jej dłoń w przyjaznym gestem.

Chwyciła go za rękę i wstała otrzepując swój uniform. Spojrzała na niego spod byka lecz usiadła zostawiając strzelbę na podłodze.

-Nakryłam dziewczynę jak próbowała wyjąć pieniądze z kasy, siedzi zamknięta w schowku na miotły. Powiedziała że zaraz przyjdzie jej znajomy i się mną zajmie, wzięłam pana właśnie za niego.

-Może dać mi pani klucze? Chciałbym coś sprawdzić – Ann rzuciła mu klucze które złapał w locie zbliżając się do drzwi schowka.

Wsunął klucz do zamka i przekręcił. W zagraconym pomieszczeniu panował mrok, lecz zdołał dostrzec rude włosy dziewczyny siedzącej w rogu. Spojrzała na niego swoimi zielonymi oczyma po czym wpiła wzrok w sufit. Jack podszedł do niej, chwycił za ramię i podniósł ją.

-A teraz mam kilka pyt… - nie zdążył dokończyć gdyż nieznajoma uderzyła go głową w twarz

Jack złapał się za złamany nos i kątem oka dostrzegł dziewczynę biegnącą w stronę auta. Gdzie do diabła była Ann? Wyszedł z kanciapy i jeszcze raz rozejrzał się wokół siebie w poszukiwaniu pracowniczki stacji lecz w budynku nie było nikogo prócz niego. Nie martwił się że dziewczyna ucieknie, wcześniej wyjął kluczyki ze stacyjki. Krew lejąca się z nosa zalała jego pomarańczowy T-shirt. Pomimo łez napływających do oczu i otępiającego bólu ruszył w pościg za napastniczką. Gdy Jack był już w drzwiach budynku, dziewczyna wsiadała już do auta, nie zauważyła jeszcze braku kluczyków. To dało mu czas na dotarcie do auta i wyszarpnięcie z niego rudowłosej. Dziewczyna jednak nie poddawała się tak łatwo, zaczęła szarpać się z Jackiem, obaj upadli na ziemię i zaczęli się szamotać. Wtedy do ich uszu dotarł dźwięk policyjnych syren. Dwa radiowozy szybko zbliżały się do stacji, to pewnie Ann wezwała policję. Jack w końcu przyparł dziewczynę do ziemi, na widok radiowozów straciła wolę walki. Z pierwszego wozu wysiadła dwójka gliniarzy, Jack wstał i pozwolił im skuć dziewczynę. Zadowolony wykonał ukłon w kierunku policjantów i odwrócił się by wsiąść do auta. Niespodziewanie został przez kogoś przyparty do auta, napastnik wykręcił mu rękę do tyłu. To policjanci próbowali go zakuć w kajdany. Totalnie zdezorientowany zaczął stawiać opór i podjął próbę wyrwania się z żelaznego uścisku. Nagle poczuł tępy ból z tyłu głowy, to jeden z funkcjonariuszy przyłożył mu pałką. Jack powoli osunął się na ziemię. Zanim całkowicie odpłynął zobaczył jak ktoś wysiada z drugiego radiowozu. Rozpoznał twarz, to był ten rowerzysta. Jack wiedział już jak bardzo ma przerąbane.

Obudził się w ciemnym pomieszczeniu, przykuty do krat celi. Rozejrzał się dookoła by próbować zorientować się gdzie jest. Nie widział jednak nic poza czubek swojego nosa, przez malutkie okienko pod sufitem zdołał dostrzec gwieździste niebo. Próbował wsłuchać się mocno by sprawdzić czy ktoś jeszcze siedzi w celi. Usłyszał ciężkie oddechy, powolne i głębokie. Mógł coś powiedzieć, próbować obudzić drugiego delikwenta ale nie wiedział czy tamten też był przykuty, czy to nie był przypadkiem wielki agresywny Meksykanin czy nawet gorzej. Poszedł spać, kajdany nie ułatwiały sprawy ale po dłuższej chwili odpłynął w błogie objęcia snu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania