Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Bezstratne cz. V.
VI. PRZYCZAS
O czym myśli leżący w liściach pół-trup? Heh, aż wstyd przyznać, ale nie układam ośmiozgłoskowych poematów, nie kłócę się w duchu z brodatymi filozofami sprzed wieków, nie klecę własnych mądrości ogólnoludzkich, oglnopolitycznych, geohumanizmów…
Nie bije ode mnie światło oznaczające oświecenie, nad głową nie wisi siakaś książkowa aurelola.
Wspominam potrąconego lisa, którego mijałem jadąc rowerem na targ. Leżał na poboczu drogi, młody biedaczysko, z otwartymi oczami.
Gdy wracałem — nie było ich wcale. Lisek nie zamknął oczek. Padlinie liska oczy wyjadły muchy.
Myśli mi się o pani Jadwidze W., niedawno zmarłej nauczycielce z podstawówki. Uczyła polskiego. Ciągle pamiętam opowiadanie/ streszczenie jakiejś lektury, które napisałem sam z siebie, niepytany, nieproszony i którego — chyba za karę, że wyrwałem się jak filip z konopii, nie chciała mi sprawdzić, ba — nawet rzucić okiem!
Jest ciemno, chyba umieram, albo już umarłem, zeszyt do polaka z nieszczęsnym tekstem, który wysmalcowałem na ładnych kilkanaście stron — dawno pożarły płomienie w piecu. Panią Jadzię żrą robaki.
Uśmiecham się, bo właśnie wykoncypowałem, że motocykle sportowe powinno się dzielić na nadścigacze i podścigacze, te z kolei — na ćwierćścigi i niedościgi (paranojada kompletna, ale zabawna, przynajmniej mnie śmieszy)…
Gdzieś tam, w zaświatach zaświatów (Piekło i Niebo też mają swoje piwnice, lamusy, pawlacze, nigdy niewietrzone strychy) pani W. siedzi i czyta moje opowiadańsko. Stawia ocenę niedostateczną, choć wyjątkowo się przyłożyłem. Choć była to kurewsko dobra robota.
Komentarze (30)
jeden z przejawów wszechwariactwa:
cyferblaty obracające się wokół
nieruchomej wskazówki
czas na smyczy
kolejny: wierszokleta, który wynalazł ból i ogień
nie minął moment, jak jego owoce
zostały stłumione. ktoś uśmierzył płomienie
(chuligan!)
pozostały frazy, czarne i możliwe do deklamowania
wyłącznie z przesadnym patosem, sztucznie
jakby na szkolnej akademii z okazji jedenastego
listopada strofowało się nieposłuszną rzecz
(zegarek marki pobieda działa mimo to)
jest noc. stoję na brzegu sadzawki
bakelitowy język pęka. jeszcze chwila
i wykrzyczę żar. utonie z sykiem
jutro będzie blade, niemal przezroczyste
święto. urodziny psa
którego właśnie pochowałem
(zakopywanie wierności - obowiązek)
pochód z płowiejącymi flagami
przejdziemy w milczeniu od placu imienia Teraz
aż do ronda bez nazwy
by dreptać w kółko, zgłupieć od monotonii
to, w pewnym sensie, będzie zdrada
nie mogę się doczekać
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania