Bitwa literacka - "Mamusia"

Hej. Zainspirował mnie temat "sołtysa, który zabił swoją teściową, ponieważ zgniła mu przez nią kapusta", który znalazłam na forum tej strony i postanowiłam dołączyć do zabawy :). Jest to moje pierwsze opowiadanie i pierwszy post tutaj, nie jestem także pewna, czy tematycznie się zgadza. Z góry więc przepraszam jeśli coś jest nie tak.

 

Pozdrawiam :)

 

***

 

Anton podniósł powoli widelec i przepołowił nim pieroga z jagodami. Spojrzał z niechęcią na talerz – nie był głodny, doskwierał mu upał i zbyt wysokie ciśnienie, w dodatku źle spał tej nocy, a mając przed sobą wizję całodniowej pracy na polu, począł zastanawiać się, w którym momencie życia popełnił błąd.

-Anton, co ty się tak gapisz nieprzytomnym wzrokiem? – jak przez mgłę usłyszał warknięcie żony - Jedz pierożki. Wiesz ile się przy nich narobiłam?

- Jem, Helenko, jem – posłusznie podniósł widelec do ust. Helena była dobrą kobietą, chociaż czasami przyprawiała Antona o dreszcze. W trakcie dziesięciu lat małżeństwa nauczył się, że żonie nie można odmawiać. Dlatego teraz, mimo iż miał ochotę zwymiotować na podłogę, twardo przeżuwał pierogi. Nawet nie zauważył, kiedy przyczłapała do pokoju i zaczęła malować rzęsy przed dużym, drewnianym lustrem, mówiąc jednocześnie o rzeczach, które Antona zupełnie nie interesowały. Jej głos piekielnie go drażnił, a głowa zaczynała boleć jeszcze bardziej. Z całych sił skupił się na ruszaniu ręką, przeżuwaniu i planowaniu dzisiejszego dnia, a czekało na niego pole oraz cała sterta dokumentów.

-… a on jej na to „proszę bardzo, idź, znajdę inną”. Rozumiesz? Mężczyźni są koszmarni. – Helena oderwała wzrok od swego odbicia i zerknęła w stronę męża. Zmarszczyła brwi i ściągnęła usta – Słuchasz mnie w ogóle?! – wrzasnęła na cały głos.

- Tak, tak, oczywiście Helenko – odpowiedział przerażony. Nie spodziewał się tego. Pamiętał o regularnym kiwaniu głową, co dawało Helenie znak, że jej słucha. Zawsze działało. Poczuł się zbity z tropu, więc dodał dla pewności – Koszmarni są, masz rację Helenko, masz rację.

Kobieta obrzuciła go pełnym politowania spojrzeniem i powróciła do nakładania na twarz, trzeciej już warstwy, podkładu matująco-wygładzającego.

-Ach właśnie, zapomniałam ci powiedzieć – mruknęła rozcierając fluid na czole. – Dziś popołudniu przyjeżdża mamusia. Trzeba będzie przygotować pokój na stryszku, zmienić pościel, ja nie dam rady bo…. – mówiła coś jeszcze, lecz Anton już nie słuchał. Widelec wypadł mu z ręki uderzając głucho o beżowe kafelki i pozostawiając na podłodze jagodowo-śmietanowe plamy.

- Mamusia? – wybełkotał rozdziawiając usta.

-Tak, Anton. Mamusia.

- Ale Twoja?

- A czyja Anton? Przecież Twoja nie żyje – Helenie kończyła się cierpliwość.

- Ale kochanie, przecież wiesz… - zaczął Anton niepewnie – ostatnio jak była, to całe pole uschło, wszystko do wyrzucenia, a pół roku temu moje kurczaki, wszystkie martwe…

Kobieta błyskawicznie podeszła do stołu i z hukiem uderzyła puderniczką w blat.

- Dość tych bredni! Myślałam, że już to ustaliliśmy ostatnim razem! – Pochyliła się dotykając swoim nosem nosa męża. W jej oczach widać było wściekłość. – Pole uschło od tego cholernego upału, a kurczaki wymordowały lisy, przecież to nie pierwszy raz! Nie chcę tego więcej słuchać. Rozumiesz?!

Anton pokiwał szybko głową. Oddech mu przyspieszył, serce biło jak oszalałe. Poczuł jak cały się poci. Gdzieś w głębi duszy czuł, że to nie prawda. Matka Heleny go przerażała. Traktowała go jak robaka, jak śmiecia, a jej obecność przytłaczała go. Zupełnie jakby emanowała od niej jakaś diabelska aura. Nagle praca na polu wydała się sielanką. Chciał coś jeszcze powiedzieć, wymyślić jakąś wymówkę, która uratowałaby go od spotkania z teściową, jednak dalszą dyskusję przerwała Adela. Wbiegła do salonu cała rozpromieniona, z dwoma kucykami na głowie i tornistrem na plecach.

- Hej, mamo, hej, tato – przywitała się wesoło – jestem już gotowa. Jedziemy?

-Tak, skarbie. Biegnij do samochodu – odpowiedziała Helena i odsunęła się powoli od Antona. Zgarnęła torebkę z komody, wrzuciła do niej papierosy i kluczyki do auta. – O osiemnastej masz podjechać po mamusię na dworzec – rzuciła do męża, obdarzając go nienawistnym spojrzeniem i wyszła z domu trzaskając drzwiami.

 

Przez cały dzień chodził skołowany. Praca na polu mu nie szła. W pewnym momencie dotarło do niego, że zaraz się rozpłacze i uciekł do domu. Nad dokumentami też nie mógł się skupić. Nigdy nie był w tym dobry – to Helena uparła się, aby został sołtysem i zorganizowała kampanię reklamową na całą wieś, wciągając w to nawet Księdza Roberta, a jej kłamstwa na temat odpowiedzialności i siły charakteru męża okazały się nad wyraz skuteczne. Dziś nie chodziło jednak o jego brak kompetencji. Anton był zwyczajnie roztrzęsiony. Gdy o siedemnastej trzydzieści wsiadał do auta, modlił się o wypadek samochodowy, roboty drogowe, nagłe tornado lub koniec świata. Nic takiego się nie stało. O osiemnastej czekał na dworcu. Przyszła piętnaście minut później, gdy zdążył już poobgryzać wszystkie paznokcie. Szła powoli, świdrując go spojrzeniem. Jakże przerażał go ten wzrok! Chociaż twarz miała pomarszczoną, a włosy siwe, oczy wyglądały jak u młodej kobiety i pełne były czystej nienawiści.

-Witaj Antonie – powiedziała przeciągając sylaby i rzucając mu pod nogi swój bagaż. – Jedziemy do domu.

-Tak, mamusiu. Dzień dobry. – Otworzył jej drzwi i zaprosił gestem do środka.

- Ręce ci się pocą. To obrzydliwe – wysyczała, ładując się na tylne siedzenie.

-Tak, wiem, przepraszam – mruknął. Uciekł czym prędzej na miejsce kierowcy i ruszył z powrotem na wieś. Jechali w milczeniu. Nie było to przyjemne milczenie, podczas którego można się zrelaksować i zanurzyć w marzeniach. W powietrzu czuł napięcie, wiedział, że ona świdruje go wzrokiem tak mocno, że za chwile przebije się przez tył jego głowy, przejdzie przez czaszkę i wyjdzie czołem.

 

Przy obiedzie skulił się na krześle najbardziej jak umiał i udawał, że go nie ma. Dziękował Bogu, że Adela zabawia babcię historyjkami ze szkoły i opowiada o tym, jak ciężka jest matematyka w drugiej klasie. Po posiłku uciekł do pokoju, udając, że rozbolał go brzuch i schował się pod kołdrą. Starał się usnąć, lecz gdy tylko zamykał oczy, jego umysł wytwarzał obrazy teściowej patrzącej się na niego czerwonymi oczami, z rogami na głowie i zwierzęcymi pazurami. Nie wiedział, która była godzina, gdy Helena weszła do pokoju i wsunęła się do łóżka.

-Ależ ty jesteś żałosny – mruknęła zakrywając się kołdrą i odwracając do niego plecami.

Nie wiedział także, która była godzina, gdy w końcu udało mu się zasnąć.

 

Obudziło go skrzypienie schodów. Zacisnął dłonie na pościeli i przykrył głowę poduszką. Skrzypienie nie ucichło, trzasnęły drzwi. Z początku miał zamiar to zignorować. Zacisnął mocniej powieki, jakby miało mu to pomóc zasnąć. Powoli zaczęła jednak świtać myśl: „co, jeśli to włamywacz?”, „co, jeśli skrzywdzi moją córeczkę, a ja nic z tym nie zrobię?”. Chciał te głupie myśli odsunąć jak najdalej od siebie, lecz im mocniej się starał tym bardziej robiły się natrętne. Wstał po cichu i poruszając się bezszelestnie, wyszedł na korytarz.

- Adela? – zawołał szeptem. Brak odzewu. Otworzył pomalutku drzwi do pokoju córki. Spała na brzuchu z jedną nogą zwisającą z łóżka. Jej złote włosy, rozrzucone po poduszce, błyszczały w świetle księżyca. Odetchnął z ulgą. Na palcach wrócił na korytarz. Po prawej stronie usłyszał kolejne skrzypnięcie.

-Mamusiu, to ty? – Wspiął się po schodach i pchnął drzwiczki prowadzące na stryszek. Łóżko teściowej było puste. Wstrzymał powietrze i wycofał się z powrotem na dół. Trzasnęły drzwi kuchenne. Podskoczył ze strachu. Miał ochotę uciec pod kołdrę, ukryć się w silnych ramionach Heleny i przeczekać tak do rana. W głowie zadudniły mu słowa żony - „Ależ ty jesteś żałosny”. Zacisnął pięści.

- Anton, bądź że mężczyzną – Skarcił się w duchu. Ignorując narastające mdłości, wślizgnął się do kuchni. Wszystko było na miejscu – pusty stół, cztery krzesła, lekko bucząca lodówka, drewniane szafki kuchenne, piecyk, zamknięte drzwi. Żadnego nieproszonego gościa. Już miał zapalić światło, gdy zauważył, że coś porusza się za oknem. Delikatnie rozsunął firanki, czując, jak żołądek podchodzi mu do gardła. Wtedy zobaczył Ją.

 

Młoda kobieta spacerowała po jego polu, czarne włosy do ramion falowały jej na wietrze, bose stopy wystające spod długiej, czarnej spódnicy, ubrudzone były błotem, brak okrycia od pasa w górę ukazywał zgrabną talię i pełny biust. Zapewne właśnie ten aspekt przykułby uwagę Antona na dłużej, gdyby nie fakt, że dłonie kobiety zakończone były ostrymi jak brzytwa szponami, a ponad jej ramionami, jakby stworzona z cieni, wyłaniała się dodatkowa para rąk. Na jego oczach zielone główki kapusty, po których stąpała nieznajoma, kurczyły się i czerniały niczym zasuszone śliwki. Spojrzała w jego stronę i już wiedział. Nogi ugięły mu się w kolanach. Te oczy poznałby wszędzie, niezależnie od tego, jak zmieniło się ciało, ten wzrok przepełniony pogardą i nienawiścią mógł należeć tylko do jednej osoby. Kierowany jakimś dzikim szałem, instynktem i adrenaliną Anton padł na podłogę. Poczołgał się do stojących obok wyjścia przyrządów rolniczych i złapał znajdujący się najbliżej sierp. Uchylił drzwi najciszej jak umiał i czekał.

Matka obeszła całe pole, a gdy wszystkie główki kapusty uschły pod naporem niewidocznej siły, stanęła tyłem do domu, kierując twarz w stronę księżyca. Uniosła obydwie pary rąk w górę i zaczęła recytować coś, czego Anton nie mógł usłyszeć. Nie obchodziło go to. Stała tyłem, nie widziała go, a na ten moment właśnie czekał. W dzikim szale rzucił się pędem przez pole. Odwróciła się, lecz było już za późno. Zamachnął się z całej siły, celując ostrzem w szyję kobiety. Trysnęła krew. Anton dyszał ciężko, sierp wypadł mu z rąk, korpus Matki leżał na ziemi, głowa, na której włosy zaczęły z powrotem siwieć, a skóra marszczyć, toczyła się jeszcze przez chwile i zatrzymała w końcu na jednej z uschniętych kapust.

-To już koniec. – Pomyślał. Upadł na kolana, łzy spływały mu po policzkach i rozbijały się mocząc dłonie. Był szczęśliwy. Kuląc twarz do piersi nie mógł zauważyć, jak cienista para rąk Matki sięga po głowę. Nie mógł zauważyć, jak zakłada ją z powrotem na szyję i powoli podnosi się z ziemi.

- Nie, Antonie – wyszeptała, stojąc nad nim – to dopiero początek. Nasz początek.

Nie zdążył nawet pomyśleć. Nie wiedział, co się dzieje. Z dziką siłą przewróciła go na plecy i usiadła na nim okrakiem, wbijając mu szpony w ramiona, rozrywając piżamę i skórę.

-Chodźcie moje córy! On już wie! Nadszedł czas! Chodźcie! – krzyczała dziko Matka. Jej przerażające oczy zaszły bielmem, źrenice zniknęły pod powieką. Wgryzła się w jego brzuch, wyrywając kawałek skóry razem z mięsem. Anton chciał krzyczeć, pragnął wyć tak głośno, aby usłyszano go na końcu wsi. Głos mu jednak uwiązł w gardle. Nad nim stała Helena i Adela. Cieniste ręce wyłaniające się z ich ramion, oplotły mu nogi i tułów.

- Jedzcie córy! Jedzcie głupca! Stańcie się silniejsze! – wyła dziko Matka.

-To jakiś przerażający sen. – Zdążył pomyśleć Anton, nim obezwładnił go ból wbijających się w niego, kolejnych par szponów.

-Córeczko… - wyszeptał. Adela pochylała się nad nim z nieobecną miną. Złote włosy dziewczynki lśniły w świetle księżyca, tak jak jej puste, białe oczy.

- Smacznego, tatusiu. – Uśmiechnęła się odsłaniając rząd ostrych, czarnych zębów i wgryzła w jego twarz.

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (18)

  • KarolaKorman 27.07.2015
    Ja śmiałam się, a nie bałam :)
    Podjęłaś wyzwanie i to na wielki plus dla ciebie. Bohater miał zabić teściową, a to ona jego zabiła, ale tekst jest świetny, więc na dobry początek zostawiam 5 :)
  • Ronja 27.07.2015
    Dziękuję za komentarz i ocenę. Ciesze się, że udało mi się trochę cię rozbawić i że historia się spodobała :) Miała być nie do końca na serio, lecz opcji czarna komedia nie ma i musiałam kliknąć horror :)
  • Amy 27.07.2015
    Okej, więc zacznę od błędów. Powiem od razu, że niewiele ich było, głównie przecinki. Zwrot do kogoś lub czegoś oddzielamy od reszty zdania przecinkiem, np.:

    Tak, skarbie.
    Hej, mamo.
    Mamusiu, to ty?

    Są jeszcze inne błędy interpunkcyjne - nie wszystkie zdania składowe oddzieliłaś przecinkiem. Polecam poradnik na forum. :)

    Poza tym:
    ją słucha - jej słucha (tak mi się wydaje, choć pewności nie mam).
    tyko - tylko (literówka) :)

    A teraz o treści: podobało mi się. Rzeczywiście horroru to to nie przypominało. Mogłaś wrzucić do "różne" albo... no nie wiem. A zresztą, czy to ważne? Po prostu fajny tekst. Podobała mi się postać głównego bohatera, taki śmiesznie głupi był. :) Niestety przed przeczytaniem opowiadania przeczytałam komentarz Karoli, więc wiedziałam, kto kogo zabije, ale i tak zakończenie mnie zaskoczyło. Po prostu nie spodziewałam się, że w taki sposób. :)
  • Ronja 27.07.2015
    Dzięki wielkie Amy. Poprawiłam to co wypisałaś, poradnik z pewnością przejrzę w najbliższym czasie. Niestety przecinki to moja pięta achillesowa, niezależnie od tego co piszę... Będę nad tym pracować. Cieszę się, że opowiadanie się spodobało :)
  • NataliaO 28.07.2015
    Świetne opowiadanie. Przyjemnie się czytało, lekko i zabawnie, taka ironia. Opisy i dialogi bardzo dobre, dopracowane, ale wszystko pisane ze smakiem. Bohater naprawdę fajny. Podobała mi się ta czarna komedia; 5:)
  • Ronja 28.07.2015
    Natalia, dziękuję za miłe słowa :) Cieszę się, że mojego bohatera dało się polubić, mimo iż był taką pierdołą ;)
  • Daniel 01.08.2015
    Błędy 6 - naprawdę sporej ilości przecinków brakowało. Dialogi wydają się takie mało wiejskie. Parę powtórzeń typu: "rzuciła do męża obrzucając go nienawistnym spojrzeniem" [Rzuciła, obrzucając]

    Pomysł 8 - podobało mi się.

    Całokształt 7 - gdyby nie błędy byłoby 8 albo 9

    Podsumowując 21/30
  • Ronja 01.08.2015
    Daniel, a co dla Ciebie znaczy wiejskie? :) Nie każdy, kto mieszka na wsi, zaciąga. Ja osobiście bardzo nie lubię takiej stereotypizacji... Cieszę się, że opowiadanko się spodobało :) Nad przecinkami pracuję, mam nadzieję, że postępy będą zauważalne wkrótce :D
  • Akwus 01.08.2015
    Świetne! Mój faworyt w tej Bitwie. Zupełnie nie brakuje mi wiejskości, to współczesne czasy, więc spokojnie mieszkańcy wsi mogą gadać zupełnie miastowo. Rewelacyjny pomysł, dobry warsztat, fajne dialogi, no nie mam się czego czepiać :D Czekam na więcej!
  • Ronja 02.08.2015
    Dzięki Akwus :) To cudowne uczucie, gdy wiem, że coś na co poświęciłam czas, chciało się komuś przeczytać i, że się to może podobać. Bardzo motywujące, aż chce się pisać! :)
  • Daniel 02.08.2015
    Ronja, to o dialogach to po prostu moje osobiste spostrzeżenie. Wyobraziłem sobie postacie tak jak sobie wyobraziłem i dialogi nie pasowały do obrazów w głowie. To tyle ;) Nie przejmuj się, dialogi są dobre, tylko mi nie spasiły :P
  • Ronja 02.08.2015
    Oki kumam :) Po prostu wypisałeś to w błędach, między przecinkami a powtórzeniami. Stąd moje pytanie ;)
  • Anonim 02.08.2015
    Błędy 5: szczególnie interpunkcyjnych była przytłaczająca ilość :0 I to w miejscach, wydawałoby się bardzo oczywistych, jak brak przecinka po "ach" albo przed "obrzucając". A czasami wręcz prosiło się o przecinek np tu (Powoli zaczęła jednak świtać myśl „co jeśli to włamywacz?” „co jeśli skrzywdzi moją córeczkę a ja nic z tym nie zrobię?”.)

    Pomysł 9: to zakończenie... hmmm... szukam synonimu do słów: "rozjebało mnie, jak puzzle", ale nie mam żadnego pomysłu :D A pomyśleć, że kiedy byłem w połowie lektury zastanawiałem się czy dać 5, czy 6 :D

    Całokształt 7: Było świetne, mimo to na początku miejscami zbyt rozbujane opisami i wolno się czytało, no i minus za błędy.

    21/30
  • Niebieska 02.08.2015
    Błędy - 5 - sporo wyłapałam, głównie przecinków

    Pomysł - 7 - bardzo interesujący, ale jakoś mnie nie przekonało

    Całokształt - 8

    Podsumowanie: 20/30
  • Anonim 06.08.2015
    Błędy - 4. Niektóre były banalne, inne dało się zwyczajnie wyplenić upewniając się w internecie jak co się pisze. Estetyka tekstu też momentami kuleje, gdzieś braknie spacji, myśli zapisane w ten sam sposób, co dialog. Przeszkadzało mi to. W kilku miejscach dobór słów nie pasował mi do zachowania bohaterów (np. kiedy Anton w przypływie adrenaliny, szału i uje muje czego jeszcze....rzuca się na podłogę. Niby wiem o co chodzi, ale nie do końca. Podobnie wydaje mi się, że u Ciebie głównym przejawem strachu są narastające mdłości - masz kilka stwierdzeń, które już ktoś powyżej wymienił, a których używasz niemalże natrętnie, co daje wrażenie ubogiego warsztatu. A nie widzę tutaj ubogiego warsztatu.

    Pomysł - 7. Niby w porządku, ale skończyło jak średniawa creepypasta. Pizdusiowaty mąż przypłaca życiem jedyny przypływ heroizmu i męstwa jaki kiedykolwiek go spotkał. Nie rozumiem jednak, po ką cholerę córka i żona zjadły go dopiero teraz, po co one tam w ogóle są przy tej fieście. Po co Anton miał zobaczyć szkaradną teściową (90% facetów ma wkurwiającą teściową, w sumie traktuję to w tekście jako małą alegorię) - wpłynie to jakoś na smak jego mięsa, siły życiowe, jak zostanie impotentem to więcej kremu się zbierze w rurce? :)

    Całokształt - 6. Niestety, błędy przeważają, a pomysł nie ściągnął mi portek z pupy, chociaż czytało się niezgorzej - znacznie lepiej niż większość opowi. Żałuję, że końcówka mnie nie zaskoczyła bardziej i została poprowadzona w tak klasyczny sposób, ale bywa - czasem klasyka to najlepsze wyjście.
  • Ronja 06.08.2015
    Ja kiedyś czytałam, że 1/4 ale mogło chodzić o teściowe i synowe. Już mówię, co to była za dziwna sytuacja z pożarciem Antona. W założeniu, Adela i Helena nie zjadły go wcześniej bo czekały na sygnał Matki, a Matka dała sygnał nie dlatego bo chciała skonsumować go tej nocy, lecz dlatego, że Anton przez przypadek odkrył jej prawdziwą naturę - nie było sensu dłużej udawać. Oczywiście, tak jak piszę, jest to mój zamysł, którym kierowałam się pisząc końcówkę, interpretacje inne są również wskazane, nie mam nic przeciwko dowolności w tym zakresie ;)
    Czy był to jeden jedyny przypływ heroizmu w życiu Antona, tego nie wiemy i już się nie dowiemy ;)
    W przyszłości zwrócę uwagę na te mdłości i powtarzanie stwierdzeń. Coś jest na rzeczy, ostatnio sama się na tym złapałam.

    No i oczywiście - Jared, Niebieska, Ślepiec, dzięki wielkie za dogłębną analizę mojego tekstu, miód na serce, że ktoś to czyta :D
  • Akwus 06.08.2015
    Ronja, nie daj się wciągać w tłumaczenie tego co miałaś na myśli pisząc :D Jedną z moich ulubionych teorii jest ta, że istnieje nieskończenie wiele racjonalnych hipotez mogących wytłumaczyć jakieś zjawisko! Prawda, że będą one coraz mniej prawdopodobne, ale nadal możliwe. Jeśli dodajesz do realiów świata zdarzenia nadprzyrodzone, to prawdopodobieństwo nie ma już znaczenia ;p
    Tłumacząc całość odbierasz czytelnikowi możliwość samodzielnej interpretacji. Nie znając Twojej wersji mogę się zastanawiać, co nie zostało opisane, ciężko więc jednocześnie krytykować tą wizję. Jeśli zaś znam już zamysł autora, to jest ryzyko iż stwierdzę "bez sensu wymyśliła, a wystarczyło zrobić tak i ta…"

    Dla mnie całość miło przypominała Lesia Chmielwskiej, więc aż się uśmiechnąłem :) Zakończenie nie jest wybitne, ale trzyma się w moim odczuciu kupy.
  • Ronja 06.08.2015
    Zgadzam się z tobą w 100% Akwus. Dowolność interpretacji mi nie przeszkadza, wręcz przeciwnie :) Czytelnik ma swoją głowę, swoje przeżycia i swój pomysł i to jest ekstra :D Zostałam zapytana więc nie chciałam być niegrzeczna i tego olać, mam nadzieję, że nikomu nie zepsuje to odbioru! Btw. skoro już po bitwie to na dniach postaram się poprawić te przecinki. Dla potomnych ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania