Bracia, cz. 2
Czcibor ukryty ze swoimi konnymi, tarczownikami i łucznikami czekał na nisko zalesionym wzgórzu na jakiś ruch na trakcie prowadzącym do Cedyni. Wojownik wysłany przez jego brata zdał pośpiesznie relację z przebiegu walk przeciw oddziałom Hodona. Nie wyglądało to dobrze, ale jak ustalili z Mieszkiem trzeba poświęcić dużo, aby zyskać jeszcze więcej.
Czcibor obserwował niczym jastrząb teren przed nim. Nagle usłyszał tętent wielu kopyt, a po chwili znajomą sylwetkę swojego brata pędzącego na czele pancernych wojów. Spojrzał w prawo, w stronę łuczników, a potem w lewo gdzie stała niezliczona ilość tarczowników, po czym krzyknął przed siebie głośno, aby obie grupy go słyszały: - Łucznicy w pogotowiu! Piechota, topory i włócznie trzymać mocniej! Strzelcy wyciągnęli jak jeden organizm pierwszą strzałę z kołczanu i zaczepili ją o cięciwę, a tarczownicy instynktownie zacisnęli mocno dłonie na toporach.
Oddziały Mieszka zniknęły, a cisza znowu zapanowała naokoło. Nie trwało to długo, odgłosy nadjeżdżających jeźdźców zbliżały się coraz bardziej. Serce Czcibora biło coraz szybciej i szybciej. Zapomniał o tym, kiedy przed jego oczyma pojawili się germańscy rycerze. Pierwszy jechał Hodon, ubrany w grubą kolczugę, na głowie miał zdobiony hełm z osłoną na nos. W lewym ręku trzymał okrągłą tarczę. Za nim jechał podobnie ubrany graf von Walbeck. Obaj ciągnęli pod Cedynię z paroma setkami pancernej jazdy, uzbrojonej w miecze, topory i włócznie ze skrzydełkowym grotem. Stojący najbliżej Czcibora łucznicy zerkali nerwowo na swojego dowódcę czekając na znak, ten jednak stał niewzruszony obserwując galop Germanów. Brat Mieszka zauważył dużą wyrwę w oddziałach wroga. "Ich piechota nie nadąża za konnicą", pomyślał. Spojrzał w dal pod Cedynię. Mieszko właśnie robił zwrot przed samym grodem. Czcibor podniósł prawą rękę do góry. Na to tylko czekali łucznicy. Napięli cięciwę, a łuki unieśli wysoko i lekko w prawo, w stronę oddziałów Hodona i Zygfryda. Mieszkowy brat opuścił szybko rękę w dół, a morze strzał niczym cień pokryły przestrzeń nad traktem. Padli pierwsi zabici z ostatnich szeregów teutońskiej jazdy, natomiast jej czoło zbliżało się już do walki z Mieszkiem. Łucznicy powtórzyli zabójczą czynność kilka razy siejąc śmierć i popłoch u germańskich rycerzy.
Nadbiegła wycieńczona piechota teutońska, prowadząc za sobą słowiańskie oddziały. Czcibor poczekał, aż rozciągną się na bardzo wąskim trakcie i dojdą do trupów zalegających na drodze. Zobaczył ten moment, jak dotarło do nich, że ktoś ukrywa się w pobliżu i pozabijał rycerstwo z zaskoczenia. Usłyszał komendę, której skutkiem było osłanianie się tarczami przez piechurów Hodona. Czcibor dał znać szybkim gestem dłoni dowódcy swoich tarczowników, aby zbiegli jak najszybciej ze wzgórza prosto na Germanów. Stary, żylasty wojownik uśmiechnął się pod wąsem i ruszył ze swoimi ludźmi niczym lawina w dół. Okrzyk bojowy tarczowników był najwspanialszą melodią jaką słyszał dziś Czcibor. On sam ze swoją jazdą zjechał na lewą stronę wzgórza, aby domknąć na Germanach śmiertelny pierścień.
Komentarze (7)
Fabularyzowany tekst o wydarzeniach z X w. narzuca (przynajmniej mi) jakaś konwencję jeśli idzie np o sposób wysławiania się postaci. I tu mi zgrzytał Czcibor krzycząc: Łucznicy w pogotowiu! Zbyt współcześnie mi to zabrzmiało. A gdyby tak: Łucznicy szykować się/rychtowac się.
To taki drobny w sumie niuans, ale takie smaczki nadają tekstowi wiarygodności ?
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania