Bracia, cz. 4
Promienie zachodzącego słońca wpadały do izby w której leżał nieprzytomny Czcibor. Oświetlały jego twarz swoim pomarańczowym kolorem.
- Czy on umrze ojcze? - zapytał drżącym głosem mały Bolesław i wytarł załzawione oczy o rękaw.
- Wszystko w rękach Boga - odpowiedział Mieszko, choć sam ledwo powstrzymywał łzy przed swoim synem. To nie tak miało wyglądać. Właśnie w tej chwili mieli siedzieć na uczcie w Gnieźnie i pić najlepsze trunki. Pić za zwycięstwo nad Hodonem. Mieszko patrzył na zakrwawioną i siną twarz swojego brata. Trzęsły mu się ręce, a przed oczami pojawiły mu się obrazy z ich dzieciństwa, jak ich ojciec Siemomysł brał jednego i drugiego na kolana i ważył, który z nich jest cięższy. Ten który wygrał mógł potrzymać książęcy miecz. Przegrany wściekał się i gonił zwycięzcę dookoła tronu. Siemomysł i jego drużynnicy śmiali się z tego. Rywalizacja z dzieciństwa przerodziła się w przyjaźń. Jego brat nie miał za złe Mieszkowi, że to jego ojciec wyznaczył na swojego następcę. "Będę zawsze cię wspierał", powiedział kiedyś do niego Czcibor.
- Ojcze... - z zadumy wyrwał go głos Bolesława.
Jego syn chwycił go za dłoń swoimi małymi palcami. Czcibor poruszył się na swoim łożu i zaczął coś niezrozumiale mówić. Obaj przysunęli się bliżej. Mieszko usiadł na brzegu posłania i nachylił się do Czcibora.
- Bracie - wycharczał umierający - wspaniałe...zwycięstwo. Mieszko delikatnie wytarł łzę w oku i powiedział:
- Nie było by możliwe gdyby nie ty.
- Czy...Bolesław jest .. tutaj? - zapytał z trudem Czcibor.
Bolesław nie wytrzymał i rzucił się stronę leżącego. Chwycił go za rękę i zaczął spazmatycznie płakać.
- Stryju, nie umieraj, błagam cię. Mieliśmy wyruszyć obaj na polowanie, pamiętasz?
- Bolku... chłopcze ... jeszcze będziemy hasać razem ... po borach - jęknął Czcibor.
Jego prawe sprawne oko, spojrzało się na Mieszka. Książę delikatnie odsunął syna i uważnie spojrzał na brata. Ten nagle, z całej siły, o jaką nie podejrzewał go w tej chwili Mieszko, chwycił go za nadgarstek i wyraźnie walcząc z bólem powiedział:
- Najważniejszy jest Bolesław. Nie pozwól, aby mu się coś stało. On odziedziczy tą piękną krainę. Wychowaj go nie na księcia, ale na króla, rozumiesz?
- Będzie tak jak chcesz Czciborze. Będzie tak jak chcesz.
Czcibor opadł z powrotem na łoże, puszczając dłoń Mieszka. Bolesław cicho szlochał obok. Książę Polan wytarł po raz kolejny łzy i spojrzał przez okno. Słońce chowało się za horyzontem oświetlając świat czerwoną łuną, izba pogrążała się powoli w mroku. Mieszko i Bolesław usłyszeli ciche słowa Czcibora:
- Teraz to ja trzymam miecz.
Po tych słowach Czcibor wziął ostatni oddech.
Komentarze (2)
Zaletą tekstu jest też to, że jest stosunkowo krótki, dzielisz go na strawne, możliwe do szybkiego przeczytania odcinki, co w dzisiejszych warunkach jest cenne.
A propos z innej beczki, pamiętasz jak młody Sztur palnął gafę i chcąc dowalić Polakom, napisał gdzieś jak to Polacy przywiązywali swoje dzieci do tarcz. Facet wtedy całkowicie odleciał, pomyliła mu się Cedynia z Głogowem i to, że to Niemcy używali polskich dzieci jako żywe tarcze przy ataku, zresztą podobnie jak to czynili np. w powstaniu warszawskim.
Pozdrawiam
Na temat Czcibora różnie mówią. Wiadomo, że nie pojawił się w źródłach po 972 roku, więc przypuszcza się, że coś musiało się stać w czasie bitwy. To tylko hipoteza.
Dzięki za 5/5 :)
Pozdrawiam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania