Poprzednie częściCienka Linia - Rozdział 1

Cienka Linia - Rozdział 9

Nim jednak przekroczyliśmy próg portalu, usłyszałem szczekanie psa. Maluch ciągnął zakonnika za nogawkę i spoglądał na niego, warcząc.

— Mówiłem ci, nie zgadzam się... Młody dopiero zaczął, to dla niego za dużo... — Ze zdziwieniem oglądałem ten monolog. Czyżby to zwierzę nie było tym, na co wyglądało? No przecież, w końcu zamienia się w bramę i znika, jakby w kieszeni swego pana. Chociaż równie dobrze mogło to przedstawiać jedynie pierwsze albo kolejne oznaki szaleństwa, pytanie, czy mojego, czy zakonnika? — Nie będę z tobą rozmawiał w myślach, już samo słyszenie cię w głowie doprowadza mnie do irytacji. — Wszystko się wyjaśniło, poczułem pieczenie w oczach i brak zainteresowania rozmową. W końcu doszedłem do wniosku, że i tak nic na to nie poradzę, co ma być, to będzie, albo jak mówił często ojciec Henryk, niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba. — Tak, tak. — Machnął lekceważąco dłonią — Niech i będzie kolejne tyle i tak nic w tym punkcie nie ulegnie zmianie. Jestem starym tradycjonalistą, ja mówię, pies szczeka. Dobra, dobra, tylko skończ ujadać. — Podszedł do mnie i wyjął nóż.

W tym momencie fala strachu zalała mnie aż po czubek butów. Wiedziałem, że z tym człowiekiem można być pewien wszystkiego, zaczynając od najlepszego, a kończąc na najgorszym. Patrząc na błyszczące złowrogo ostrze, czułem, w którą stronę to zmierza. Szybkimi krokami zmierzał w moją stronę, umysł krzyczał, bym uciekał, umysł podpowiadał metody na obronę, a wyobraźnia siedziała w kącie, czekając z popcornem w dłoniach na rozwój sytuacji. Pot zaczął spływać obficie, serca waliło jak oszalałe, zarośnięta, choć pusta, otwarta dłoń szybowała wprost do mnie. Sekunda, na sekundę, życie w pojedynczych slajdach, a nogi wmurowane w ziemie, nic nierobiące sobie z moich rozkazów, a nawet błagań. Czekałem na pchniecie klingi, na początkowy brak bólu, spowodowany szokiem, na krew barwiąca w miarę czyste ubrania.

Mnich chwycił moja dłoń, przeciął ją czubkiem ostrza i mocnym ruchem wystawił zza barierki. Mentalnie widziałem tarzającą się ze śmiechu po mrokach duszy wyobraźnie. Wiedziała, czy może tylko obstawiała?

— Spodziewałeś się czegoś? — Spojrzał na mnie, z trudem powstrzymując śmiech.

— Głąbie kapuściany, czy nie posiadasz ludzkich uczuć, by straszyć to niewinne dziecię? — brzmienie tego głosu przyprawiało o ciarki, był jakby nieludzkich, zniekształcony, choć nie wzbudzał strachu, mógłbym nawet zauważyć pewien rodzaj ciepła w nim. Pies pojawił się przede mną, dryfując w powietrzu. — Walcząc z demonami, musicie sobie ufać, Henryku. — Spojrzał z niesmakiem na swojego pana. — Co może czuć towarzysz, widząc jak bez słowa, idziesz na niego z ostrzem w dłoni? Gdyby miał nieco więcej doświadczenia, inaczej to mogłoby wyglądać.

— Ale nie miał... — odburknął. W tym momencie ujrzałem snop światła, przypominający kwadratową kolumnę, a w niej kilka postaci/ — Zobaczmy, co ci wylosowało... Mamy tu węża, podstępność, lisa, spryt, słonia.... Naprawdę? Nie sądziłem, że to w ogóle możliwe... Małpa, zwinność i... skorpion... Nie wiem, co symbolizuje, ale trucizna bywa przydatna... Gorzej, że ci z negatywnymi zwierzętami, otrzymują wielkie dary, ale żyją stosunkowo krótko... A może tak słonia?

Spojrzałem na zmaterializowanych przybyszy. Ikona szarego słonia głośno dawała o sobie znać, złota małpa wykonywała pokraczny taniec, fioletowy skorpion groźnie atakował ogonem, a spojrzenie węża przewiercało na wylot. Już do niego wyciągałem rękę, już głośno syczał z triumfem, gdy puchaty biały, nie, śnieżnobiały ogon, przesunął mi się przed oczyma. Delikatnie odtrąciłem go brzegiem dłoni. Na głowie siedział mi piękny lis o kilku ogonach, wyglądało to tak, jakby to on wybrał mnie, a nie jego.

— Mów mi Kitsune... — Wraz z tym usłyszałem, głośne ziewniecie. — W zamian za pozbycie się nudy, pomogę ci w twej podróży. — Od razu też powstawała, jakby jakaś wieź, której towarzyszył ostry, choć krótki ból głowy.

— To tak miało wyglądać? — spytałem, głaszcząc zwierzę. Coś intrygowało w tym podłużnym ryjku i błyszczących ślepiach.

— No cóż... — Na twarzy Henryka widniało zakłopotanie. — U nas bardzo rzadko można otrzymać za sędziego takie zwierzę jak to... Zwykle bywają to koty, psy, ptaki, widziałem nawet tygrysa, czy rysia. A jednak lis? To raczej domena tych z dalekiego wschodu... Wiem tylko, że lisy są nieprzewidywalne w swych działaniach, czy też słowach. Mają dziwne pojęcia pomocy, czy też służby, lecz na pewno trudno im odmówić siły, lecz jakimi darami zostałeś obdarowany, tego nie wiem. Skorpion pozwalał na uzyskanie wiedzy o truciznach oraz zapewniał odporność, wąż dawał cięty język oraz gibkość ciała Szkoda tylko, że jeden wyzwalał agresje, a drugi zatruwał duszę....

— Dlaczego nazywacie ich sędziami? — Ze smutkiem zareagowałem, na znikniecie mojego nowego partnera. Wszedł do duszy, nie mogłem już napawać się miękkością jego futerka.

— Ponieważ pochłaniają każdą, emitowaną przez nas energię. Gniew, nienawiść, czy też radość, smutek. To tak jak z poprzednimi przykładami, wraz z pochłanianiem negatywnej siły, zyskujesz na sile, istnieją egzorcyści specjalizujący się w tej drodze. Lecz wraz z tymi zmianami, uświadczysz zmianę charakteru sędziego, w tym również twojego. Wprawdzie nie będziesz zabijać wszystkich wokół, jednak z czasem towarzysz zechce zerwać swoje łańcuchy i poddać się pierwotnym, instynktom bestii.

— Zaczyna to za bardzo przypominać komiks, ojcze Henryku. — Oparłem plecy o barierkę, nie kierując wzroku na ciemność za mną.

— Źle zrozumiałeś, młody. — Wyciągnął z paczki jednego papierosa i zapalił go. — To nie te śmieszne stworki, które łapiesz i trenujesz. Wyobraź sobie je jako jeden z tych nowych telefonów. — Wypuścił z ust obłok dymu. — W odpowiedniej odległości możesz się połączyć z innym egzorcystą, są w stanie otworzyć ci wrota do tej przestrzeni, czy też dzięki nim znasz wszelki żywy język. Oczywiście mogą dać ci też pewne umiejętności, lecz nigdy nie będziesz strzelał laserami, czy też kontrolował pogody. Nie jesteśmy magami, szamanami, czy innymi podobnymi... Dam ci jednak jedną radę, w tym świecie każda siła, z która będziesz chciał igrać, w końcu cię albo pochłonie, albo zabije. Tak czy inaczej, możesz mnie posłuchać bądź zrobić po swojemu. — Wyrzucił reszki w bezdenną otchłań, mój wzrok spoczął na mroku i mógłbym przysiąc, że usłyszałem jęki bólu. — Zbyt wiele czasu tutaj zmarudziliśmy. — Jednym, mocnym ruchem popchnął mnie w kierunku portalu.

Jak to bywa z nieporadnym ciałem, zaliczyłem mocny upadek, ryjąc twarzą w gorącym piasku. Wyplułem ziarnisty pył i rozejrzałem się dookoła. Gładka, kamienna powierzchnia, a obok podobne, oddalone od siebie. W górze świeciło słońce, czułem, jak płonę, choć na szczęście posłuchałem rady, rzuconej kiedyś mimochodem, że na każdą wyprawę ubieraj strój, który albo możesz przykryć, albo natychmiast zdjąć. Zdjąłem czarną bluzę, zostawiając śnieżnobiałą bluzkę, już zabrudzoną piachem oraz potem. Trzeba będzie ją wyrzucić, eh uwielbiałem ją.

Stanąłem na nogi, trochę odczułem radość, widząc tylko dachy, a nie dziwną konstrukcję, po których trzeba skakać. Wychyliłem głowę na zewnątrz, tam niżej chodzili ludzie pomiędzy barwnymi straganami, kupujący, sprzedający, zgiełk niszczył uszy. Dominowali tutaj czarnoskórzy, powiedziałbym nawet, że widziałem tylko takich. Wyobraźnia wysłała alarmujące obrazy z licznych książek podróżniczych, pokazujący wszelakie barbarzyństwo, w końcu zabrał głos zdrowy rozsądek, przypominając o normalnych, choć lekko dziwnych przydługich ubraniach oraz o wybudowanych mocnych domach. Wprawdzie wygląd i umiejętności nie oznaczały cywilizacji współczesnej, ale jakiś zalążek istniał.

— Wiec tutaj nas zabrała... Fatalny wybór... — burknął ojciec Henryk, ocierając pot z czoła. I tu znowu pytanie, dlaczego "ona" skoro kompas.... Eh zapomniałem o tamtej historii.

— Wyglądają na normalnych — rzuciłem, wypatrując zagrożenia.

— Każdy człowiek jest normalny, patrząc na statystyczny tłum, jednak to, co przeraża najbardziej, że potwory najczęściej zobaczysz chwile przed śmiercią, dotyczy to ludzi i innych istot. — Wyjął z torby bukłak i upił łyk. — Ale nie o to mi chodziło. Widzisz tamtą wysoką wieżę? — Ręka wskazał na oddalony, wysoki punkt.

— Trudno jej nie zauważyć. — Usłyszałem z daleka dziwne okrzyki, a mieszkańcy jak na komendę padli w tym samym kierunku.

— To minaret, a te wrzaski oznajmiały czas na modlitwę... W takim klimacie trudno o odpowiednie działanie głośników, jeśli oczywiście w ogóle je mają. — Skorzystaliśmy z okazji i opuściliśmy dach.

— Jeszcze czegoś takiego nie widziałem... Owszem w pewnym sklepie, widziałem sprzedającego na dywaniku... — W pamięci utkwił mi obraz klęczącego, łysiejącego mężczyzny, bijącego pokłony w kierunku ściany. Póki ojciec nie wytłumaczył mi, że robi to w kierunku miejsca kultu, uznawałem tamtego człowieka za szaleńca.

— Półksiężyc zadomowił się na południowym kontynencie i Bliskim Wschodzie, choć i w naszych rejonach można go spotkać. — Zaklął siarczyście, gdy but trafił na odchody osła. — Z pozoru nieszkodliwi, lecz pod względem agresji są na tym samym poziomie co czerwony wschód, szczególnie wobec innych religii. Co jednak muszę im oddać... — Wyrzucił obuwie i wyjąwszy sandały, założył je. — Jeśli trafisz na myśliciela, czy uczonego stracisz masę czasu na rozmowy i czy próby nauczenia się pewnych rzeczy. Albo spróbują cię zabić, albo zagadają na śmierć.

— Albo jedno i drugie. — Wiatr przywiał smród spoconych ciał oraz zwierząt. Niby będąc synem rolnika, czułem wiele zapachów, ale bywały i takie, które i mnie obrzydzały.

— Co racja, co racja/ — Wyprostował plecy, krzywiąc się z bólu. Starość nie radość, ale to stwierdzenie wolałem zachować dla siebie. — Pójdziemy do lokalnego imama, takiego ich księdza.

— Czy sam przed chwilą nie mówiłeś wcześniej, że nie pałają do nas miłością? — Perspektywa ukamienowania, czy innej podobnej śmierci nie napawała optymizmem.

— Traktatu wszyscy muszą przestrzegać. Demony nie patrzą kto i jak nazywa Boga. — Wysoka wieża majaczyła groźnie przed nami. Kierunek był jeden, lecz na pewno nie przeze mnie oczekiwany. Poprawiłem plecak i ruszyłem za oddalającym się zakonnikiem.

Następne częściCienka Linia - Rozdział 10

Średnia ocena: 3.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania