Dadosesani. Saga słowiańsko - wikińska. Opowiadanie XI
Opowiadanie XI
Sobierad wędrował traktem łączącym Krosno, z grodem Głogów. Dzień był pogodny, ciepły – lato wcześniej niż zazwyczaj nawiedziło ziemię Dziadoszyców. Ściskając kij podróżny, małą sakwę i stary miecz szedł za głosem przeznaczenia, w poszukiwaniu lwa na zielonych wzgórzach, który przywróci siły i da mu sens życia. Podczas odpoczynku pod białą brzozą, posilił się kawałkiem pszennego placka z miodem i popił źródlaną wodą, gdy jak czarny kruk przyleciały dawno skryte wspomnienia.
-Panie wojsko idzie od wschodu!
-Od wschodu, to nie Niemce, nie Czechy – kto?
-Panie, kneziu z naszej krwi Dziadoszyc, to Polanie, a z nimi Wikingi jarla Bjorna co go teraz Mieszko zowią!
-A więc niedźwiedź! Wieszcz w ogniach widział lwa – gdzie on teraz?
-Misaca i Cidebur i siła wojów, co czynić nakażecie Panie?
-Bronić przeprawy przez Odrę i rąbać zasiekę, gród opatrzyć!
-Nie damy im rady – siła wielka, konnica w stali i mrowie ludu pieszego. Uciekajmy!
-Nie, bronić nam trzeba naszej ziemi. Baby i dzieci do lasu i schronienia niech szukają na Kowalowej Górze, u naszych prastarych bogów. A my do broni, na bród i do puszczy.
-Panie a jak przejdą bród, co czynić mamy?
-Zaopatrzyć gród, podegrodzie spalić, bramy trzymać zawarte – bronić się będziem do końca, a potem to już bogi wiedzą, co dalej.
-Panie może nasze bogi słabsze i na darmo ludzi na śmierć wysyłamy?
-Nasz Dziad mocny, ale Świętowit mocniejszy, ale nie opuścim wiary ojców. Dość tego, do mieczy!
Drużyna z grodu Głogów, co wyrastał z wód odrzańskim wyszła z komnaty knezia Chociemira, w odrzwiach ukazała się piękna, młoda i bardzo przestraszona kobieta, o długim, płowym warkoczu. Podbiegła do knezia, wtuliła się w jego mocne ramiona i ze łzami w oczach wyszeptała słowa przysięgi, którą jak miesiąc miną wypowiadała na świętym wzgórzu, pod starym dębem:
„Tyś mój a ja Twoja, tu u Matki naszej Ziemi i tam u ojców naszych, gdzie duchy po bitwie odpoczynki zaznają. Tyś mó,j a ja Twoja, na Dziada i święte dęby, gaje, wody i powietrze. Tyś mój, a ja Twoja, w deszczu i słońcu. Tyś mój, a ja Twoja, za życia i po śmierci”.
Chociemir wtulił głowę w delikatne dłonie wybranki swego serca i nic nie odrzekł, ale ona wiedziała, co nosił w sercu. Łzy spływały im po policzkach.
Drużyna Dziadoszyców broniła przeprawy, ale siły polańskiego napastnika rosły z godziny na godzinę, a zastępy wojów z pod znaku lwa topniały. Chociemir dał sygnał do opuszczenia stanowisk przy brodzie, nakazał odwrót ku zasiece, w gęstej dębinie, którędy droga do grodu prowadziła. Rozległ się głos rogu podobny do ryku dzikiego zwierza, oddział pod dowództwem Sobierada osłaniał oddanie brodu i jako ostatni wycofał się z krwawej bitwy. Sobierad liczył sobie 20 wiosen i wiekiem nie należało mu się dowodzenie oddziałem wojów, ale tej wiosny ojciec jego odszedł do bogów i naznaczył syna, na swego zastępcę, a drużyna zaprzysięgła na Słońce wierność Sobieradowi. Z tych co przysięgali niewielu pozostało, a ci co nie odeszli do bogów byli skrwawieni i bardzo osłabli. Sobierad przez długie lata widział ich szklane oczy, przemęczone i krwawe oblicza.
Drużyna Mieszkowa z rozpędu uderzyła na zasiekę, a przekupieni zdrajcy i przewodnik pokazali sekretne przejście na tyły wojsk Dziadoszyców. Niewielu udało się dotrzeć do grodu. Sobierad nie miał tyle szczęścia, co inni, leżał ranny, krew sączyła się z rany, żegnał się z życiem, gdy nagle zobaczył starca, za którym kroczył lew.
Obudził się na podegrodziu głogowskim, w kowalowej chacie, rany miał szmatami obwiązane, żył!
Jego oczy nie widziały, jak po bohaterskiej obronie grodu Kniaź Mieszko zaproponował pokój Dziadoszycom. Włączył ich ziemię plemienną do państwa Polańskiego i obiecał wstrętów nie czynić i wiarę ich ojców mieć w poszanowaniu. Chociemir oddał swój miecz na usługi nowego knezia i zaprzysiągł wierność nowemu władcy.
Nastały nowe czasy, w ziemi Dziadoszyców.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania