Poprzednie częściDadosesani

Dadosesani. Saga słowiańsko - wikińska. Wojna w krainie Dziadoszyców

Wojna w krainie Dziadoszyców.

 

Jaromir spał niespokojnie, nawiedzały go mary senne, ogarniały go duszności a Weles zsyłał dziwne widziadła i obrazy. Kasztelan Ilvy, zerwał się ze swego posłania, usiadł na pęku owczych skór, przetarł spoconą twarz. W głowie kotłował mu się przedziwny sen, a przed oczami jak żywa ukazała się postać starca o trupiej twarzy, w długim płaszczu, za którym stał lew. Dziwny obraz nie zniknął nawet, gdy Jaromir rozpalił kaganek i blade promienie oświetliły izbę. Oczy lwa miały kolor ciemnej krwi, która zastygała powoli na obliczu Wojsława, który był namiestnikiem podczas nieobecności kasztelana w grodzie. W nocnej godzinie powróciła scena przekroczenia granicy i wejścia wojsk Ody, hufców niemieckich i wojsk Jaromira do ziemi Dziadoszan. Na spotkanie kasztelana wyjechał Wojsław, do którego przyłączyli się wojowie z okolicznych ziem podlegających władzy Jaromira. Wojsław, okazał się wiernym stronnikiem sprawy pierworodnego syna Mieszkowego i nie chciał podporządkować się woli Ody i rycerstwa niemieckiego. Margrabia Zygfryd, mimo sprzeciwu Jaromira, ciężkim toporem bojowym rozpłatał czaszkę starego sługi kasztelana z Ilvy. Ciało Wojsława zostało obdarte z szat i wystawione, ku przestrodze dla stronników knezia Bolesława. Wojsko pod sztandarami Ody i jej synów rozpoczęło gwałty i grabieże, mordowano niewinnych mieszkańców, z plemienia Bobrzan, na co musieli patrzeć Jaromir i jego drużyna.

Noc dobiegała końca, Jaromir uczynił znak Krysta, ale senne widziadło dalej niepokoiło pana, z grodu nad Szprotawką. Starzec przemówił.

 

-Jaromirze coś uczynił, dlaczego skazujesz ziemię Dziadoszyców na stratowanie i zniszczenie przez rycerstwo wierne Odzie?

-Nie, ja nie chcę. Wyszeptał kasztelan i przymknął powieki.

-Jeszcze czas, aby Twój los się odwrócił, idź za lwem.

-Nie, mamisz mnie nocne widziadło, idź precz. Nie zagłada mi pisana, ale kneziowanie u Dziadoszyców. Razem wytępimy pogaństwo i przywrócimy władzę synom Mieszka.

-Upadek Twój będzie wielki, woda i miecz przed Tobą.

 

Nastał krwawy świt. Wojska szykowały się do wymarszu, celem był gród Cosuchovia u wejścia do zielonych wzgórz plemienia Dziadoszyców. Jaromir poprawił miecz, założył hełm, dar od knehini Ody i ruszył na wojnę, po sławę i łupy, po panowanie nad Dziadoszycami, tak jak obiecali mu Lambert i Świętopełk. Szlak przejścia wojsk zaczęły zdobić trupy, pożary, zniszczone wsie i osady. Łuna rozświetlała chylący się ku zachodowi dzień.

Kasztelan na Kożuchowie wpatrywał się w skraj puszczy i oczekiwał wieści od Jaromira. Grodowi szykowali się do przyjęcia Ody i jej synów, szykowali się na bój z wojskami kasztelana głogowskiego, który trwał przy Bolesławie i opowiadał się przeciwko młodym Mieszkowicom. Łuna ukazała się na horyzoncie, a czerwone jęzory pojawiły się na niebie, które zaraz przysłoniły kłęby dymów. Na wał obronny wbiegł jeden ze sług kasztelana.

-Panie wojsko ciągnie od zachodu, pod strażnicą co ją zwą słone bagnisko wojsko. Panie Dziadoszyce z Bytomia i Głogowa ku nam idą! Kasztelanie, z nimi Waregi, straszne wikingi z jarlem Raciborem.

-Co! Ten słowiański wiking! Nigdy, nie pozwolę oby objął we władanie zniszczone grody, co mu ten pomiot Dobrawy obiecał.

-Co czynić władyko?

-Wystawić straż, ognie rozpalić. Czekamy na Odę i Jaromira, a potem razem rozbijemy wojsko kasztelana na Głogowie. Racibora każę powiesić, nie będzie syn Chociemira nad nami panował.

 

Było już dobrze po północku, kiedy strażnicy grodowi przynieśli wieść, że posłaniec od Dziadoszyców przybył i pragnie się widzieć z kasztelanem.

W dużej modrzewiowej Sali siedział Gniewomir i kilku wojów kożuchowskich. Młody posłaniec skłonił się i rzekł.

 

-Panie. Przynoszę posłanie od władyki na Głogowie, który wzywa, abyś odstąpił zdrajcy Jaromira i przyłączył się do wojsk wiernych Bolesławowi. Pan na Bytomiu i Głogowie prosi, abyś o poranku otworzył bramy dla oddziału, któremu przewodzi Racibor.

-Nigdy!!! Wykrzyknął kasztelan, a jego głos rozszedł się echem po całej sali. Nie. Postanowione. Panem mi Lambert i Świętopełk, to w ich imieniu będę rządził Dziadoszycam, Obrzanami, Trzebowianami a może Ślężanami – zamyślił się przez chwilę kasztelan.

-Jaką odpowiedź ma zanieść na słone bagnisko.

-Mój miecz i twoja głowa będzie posłaniem. Brać go!

Krew popłynęła po dębowej podłodze w modrzewiowej sali na grodzie, co go Niemce zwą Cosuchowia.

 

Obóz wojsk z Bytomia i Głogowa ulokował się na zachód od strażnicy słone bagnisko, waregi Racibora, bliżej północnej strony, na skraju puszczy. Młody Jarl zapatrzył się w stare dęby i buki, wsłuchiwał się, co mówi las. Oparł głowę o swoją tarczę, ze znakiem Tora i w dali usłyszał cichy szept: Nie morze, ale puszcza Ci domem, Tyś Dziadoszyc.

Wojowie nie zaznali zbyt długiego snu, o brzasku wojsko wierne Bolesławowi pod dowództwem młodego Słowianina o płowych włosach i Racibora, raźnie maszerowało traktem prowadzącym do grodu Kożuchów.

Mgła opadła i oczom wojów ukazał się niesamowity widok. Zakuci w żelazo niemieccy i czescy rycerze oraz wojska zdrajcy Jaromira i kasztelańskie oddziały wychodziły przez bramę grodową idąc na spotkanie Dziadoszyców.

-Raciborze nie damy rady powstrzymać Ody i jej wojsk!

-Musimy się wycofać, zbyt duża potęga!

-Wikingi nie uciekają, ale atakują! Zaskoczymy ich, nie spodziewają się nas na trakcie.

-Raciborze, pamiętaj żeś już nie Wiking a Dziadoszyc.

-Tor nakazuje atak, ale Lew musi cofnąć się przed skokiem. Niech tak będzie. Odwrót. Na Bytom Oderski.

 

Hufce idące po koronę dla synów Ody, dopadły Dziadoszyców na skraju puszczy, pomiędzy przesieką a wysokim brzegiem odrzańskim. W dali było widać już gród bytomski. Oddział Waregów uderzył z furią z okrzykiem „młot Tora” na ustach. Ulfberth Racibora siał śmierć i grozę, w szeregach oddziału komesa Haszka, który pierwszy natarł na wojsko Dziadoszyców. Niemiecka konnica widząc, co się dzieje skierowała swe żelazne miecze ku oddziałowi Racibora. Wareskie topory nie ustąpiły. Wojska Jaromira, w krwawym boju przedarły się przez pozycje, zajmowane przez młodego Dziadoszyca o płowych włosach. Wikingom groziło otoczenie.

 

-Krew za krew! Niech się stanie! Z takim okrzykiem Racibor skoczył ratować kasztelana i pana na Bytomiu i Głogowie. Szał Wikińskiego uderzenia odrzucił wojów Jaromira, rozproszono łuczników, których grad strzał zalewał bytomskich wojów. Trzy czarne strzały tkwiły już w ciele kasztelana. Żył, głośno oddychał, twarz spowita była grymasem bólu.

Wojsko Jaromira, otrzymało posiłki i hufce Lamberta przystąpiły do uderzenia. Widmo klęski zawisło nad Wikingami i Dziadoszycami.

 

-Panie lew, tam nad brzegiem Odry!

-Świętopełk, zdjął hełm wpatrując się w wodny fenomen.

-Matko, spójrz tam, w wodę i puszczę! Wojsko Bolesława!

 

Rycerstwo czesko – niemieckie i oddział z i Kożuchowa, pozostały na placu boju, przegrupowując szyki. Racibor podtrzymywał słabnącego kasztelana, gdy oddział Jaromira natarł z furią na ring wareski. Racibor, nie mógł zostawić, tego, który wyjawił mu kim jest. Nakazał odwrót do grodu. Kasztelan Jaromir nie wykonał rozkazu Ody i Zygfryda, puścił się za wikingami. Trwała walka, gdy oddział grodowych wojów, przyszedł z pomocą Raciborowi. Wiódł go, w bój starzec, a za nim kroczył lew. Wojowie kasztelana ginęli na placu boju pozostał tylko Jaromir.

Nagle rozległ się krzyk!

Jaromirze! Zdrajco! Wiarołomco idę po ciebie! Kasztelan drgną, znał ten głos –było to Sobierad!!

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Sarusia 28.02.2015
    Przeczytałam wszystko :) Bardzo mi się podoba czekam na więcej ;)
  • Wielkie dzięki za poczytanko. Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania