Poprzednie częściDadosesani

Dadosesani. Saga słowiańsko - wikińska. Oda i Bolesław.

Oda i Bolesław

 

Wojsko Bolesława przez całą noc w blasku ognisk i pochodni przekraczało bród na rzece Odrze, pod grodem bytomskim. Pierwsze przeprawiły się lekie oddziały jazdy, za nimi część wojsk pancernych i wozy. Kolumnę zamykali drużynnicy z Gniezdna i Poznania, oraz łucznicy z polańskiej dziedziny. Bród został obsadzonych przez zbrojny hufiec z Giecza. Bolesław na dzielnym koniu i w blasku pochodni wkraczał przez bramę, do Bytomia Oderskiego. Wojsko i tabory rozlokowano na podegrodziu, wystawiono straże, gotowano strawę, było gwarno jak w barci miodowej.

W zwątpione serca Dziadoszyców wlewała się nadzieja.

 

Na posłaniu w dębowej sali, leżał kasztelan głogowski, spał, ale jego twarz była spowita grymasem bólu. U posłania stał Racibor, drgnął, gdy do sali wszedł kneź Bolesław.

-Żyje? Zapytał Bolesław Mieszkowic.

-Tak Panie, Racibor podniósł wzrok i skłonił się przed władyką.

-Dzięki Wam Jarlu za krew przelaną w obronie dziadoszańskiej ziemi. Zdrowej wody by mu dać, jutro bitwa, a on w szmatach i krew z niego uchodzi, jak widzę.

-Nie do boju on, czas mu odpoczywać, bogi znają czy przeżyje. Kapłan modły odprawił, żerca urok odczynił i zioła gorzkie podał. Trzeba czekać. Jego ulfberth jutro krwi nie posmakuje.

-Raciborze, synu Chociemira, daj mi swój miecz.

 

Młody Wareg odpiął pas i podał go Mieszkowicowi, skłonił się i klękną na jedno kolano. Bolesław wydobył zakrwawione ostrze, odczytał napis i uniósł miecz w górę, wykonał krzyż i zatrzymał ostrze przed obliczem Racibora.

-Tyś Dziadoszyc, kneź i władyka na tej ziemi. Na pamięć naszych ojców, witaj w domu!

Racibor ucałował miecz, a Bolesław poddzwignął go z kolan i oddał braterski uścisk z siłą niedzwiedzia. Lew zaryczał na zielonych wzgórzach!

 

Racibor w obozie odnalazł kwatery wareskich wojów, długo rozmawiał z przybyłym wraz z Bolesławem, Domaradem. Posłaniec przyniósł wieści z północy, opowiadł o Wolinie i wspomniał starego pana na Raduni. W Gniezdnie spotkał się z wysłannikiem z Jomsborga, który zapewniał o przyjaźni między władcami Wolina a panem na Gniezdnie.

-Tak Jarlu, może spotkamy naszych braci i razem staniemy do boju w imię Bolesława i krainy naszych ojców.

-Sława naszym przodkom, na Odyna, Tora, Lwa i Krysta. Jutro staniemy u wrót Walhali jak bogi pozwolą.

Gwiazdziste niebo i miesiąc rozświetlały noc, kiedy dogasały ogniska w grodzie i obozie wojów. Sobierad właśnie opuszczał chatę w której przetrzymywano Jaromira. Kasztelan na Ilvie, ranny i skłuty oszczepami nie padł w boju, jego duch nie opuścił ciała.

-Pilnować tego zdrajcę.

-Tak Sobieradzie.

-Gardła dacie. On już teraz w mocy Bolesława.

-Zawiśnie on na drzewie lub głowę da pod miecz.

-Bogi znają co kneź z nim uczyni.

 

Sobierad długo przebywał u Jaromira, milczeli, patrzyli w oczy, a w myślach przywoływali wspomnienia i wydarzenia, które połączyły ich losy.

Na wzgórzu stał Jaromir, Sobierad i Chociemir. Wygnany kneź Dziadoszyców dobył miecza i rzekł.

-Klnijcie się na Słońce i Dziada, nowych i starych bogów, że powrócicie!

-Tak władyko, niech się stanie.

-Przysięgnijcie, że jak doczekam syna, staniecie razem z nim do boju, aby potomek Dziadosza powrócił na zielona wzgórza.

-Na Słońce!

-Lew będzie znakiem i zimny wiatr północny. Dodał Chociemir. Jaromir i Sobierad ucałowali miecz, a był to ulfberth.

 

Jaromir jak przez mgłę w starej puszczy widział, to, o czym zapomniał.

Lew zaryczał a zimny północny wiatr wiał na grodem Ilva i wtedy Jaromir rzekł do swojej drużyny.

-Chociemir daleko, ja tu teraz kneź!

-Panie, ale przysięgaliście, odparł Gniewomir.

-Cisza, teraz tu władza Krysta i bogi inne plany mają. Gniewomirze, tyś teraz kasztelan na Kożuchowie, mój miecz i tarcza.

-Tak, do śmierci razem! Nie będzie syn Chociemira nad nami panował.

-Nowe czasy nastały, zmiany idą, ale… już czas wysłać zbrojnych, aby odszukali Sobierada, chcę jego głowy.

 

Nad rzeką Szprotawą rozszalała się burza, wiał mroźny wicher, ale lew się nie pojawił.

 

W obozie Ody i synów Mieszkowych dało się słychać groźne głosy, na majdanie trwała kłótnia. Haszek krzyczał w czeskiej mowie na Zygfryda. Lambert wypominał błędy w dowodzeniu, podczas bitwy, Świętopełk milczał. Oda. Knehini rzekła do zgromadzonych wojów.

-Dość tego, Bolesław pod Bytomiem a tu sfary i kłótnia. Do środka panowie. Proszę.

 

W izbie panował mrok, służba wniosła ogniste łuczywa i rozpaliła ognie. Wojowie gryząc wąsy siedli na ławach, panował cisza, dało się słyszeć wyjący wicher i rozmowy dobiegające przez niewielkie okna w sali, w grodzie Cosuchovia.

-Radźmy, co czynić! Czechy w rozsypce, wojsko jaromirowe pobite, Niemce Lwa widzieli nad brzegiem Odry. Co na czynić Pani?

Oda skinęła na jednego ze stojących, aby napełnij jej puchar. Młody Niemiec, skłonił się, uniósł dzban, z którego wylał się wonny płyn w kolorze krwi. Knehini upiła łyk napoju z reńskich winnic i rzekła.

-Głupiec Jaromir i jego tajemnica! Nic to, trza nam się przegrupować i pod Ilvą się bronić, tam poczekamy na Bolesława.

-Za pozwoleniem, Pani. Musimy uderzyć, Dziadoszyce skrwawieni, kasztelan na Głogowie ranny lub zabit, zaskoczymy ich pod grodziskiem, nie spodziewają się ataku.

-Taka ma wola i rozkaz!

-Pani!

-Milcz Zygfrydzie. Wyruszamy o brzasku na Ilvę, tam się rozstrzygną losy moje i mych synów.

 

Nagle na sali z wielkim hukiem wbiegł cień, po ubiorze stwierdzono, że to nie mroczna zjawa, ale człowiek. Był to Germanus, mnich z klasztoru w Kobe.

-Wieści pani, dobra nowina, chwała Panu!

-Mów, co się stało? Krzyknęli zgromadzeni.

-Knehini i Wy zacni panowie, wojsko idzie?

-Kto Bolesław i Racibor?

-Nie margrabia od Sasów, Lotar z wojskiem, dwie seciny ciężkozbrojnych prowadzi.

-Chwała Panu, idziemy pod Bytom! Do boju!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Ventus 16.03.2015
    Przypomina mi Sage o Jarlu Broniszu : )
  • Dzięki za poczytanie. Saga to klasyka gatunku. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania