Poprzednie częściDotyk Przeznaczenia: Prolog

Dotyk Przeznaczenia Rozdz.I cz.III

Wujek zadzwonił do drzwi o wpół do pierwszej. Stolik do kawy w salonie był już zastawiony ciastkami i filiżankami do kawy. Drzwi jak zwykle gdy wujek nas odwiedzał otworzyłam ja.

-Cześć mała- rzekł wujek swoim lekko zachrypniętym głosem który bardzo mi zawsze się podobał, i pasował do jego ciągle związanych w koński ogon, długich, brązowych włosów. Mógłby spokojnie udawać gwiazdę rocka gdyby tylko chciał.

-Dzień dobry wujku!- przywitałam go radośnie. Zamknął za sobą drzwi, po czym wziął mnie w ramiona. Mimo tego że byłam co raz starsza, za każdym razem witaliśmy się tak samo jak wtedy, kiedy miałam siedem lat. Vincent ma ich trzydzieści dwa, ale wcale nie wygląda na swój wiek. Jest wysokim, pewnym siebie, dobrze zbudowanym i na swój sposób całkiem przystojnym mężczyzną. Nie rozumiałam czemu nie miał żadne żony, albo przynajmniej miłej dziewczyny.

-Co słychać?- zagadnął gdy wyswobodziłam się z jego umięśnionych ramion.

-Niewiele. Zdałam do trzeciej klasy. Nie mam żadnego chłopaka, a Dawid zrobił kolejny krok który zatrzyma przy nim Dianę na dłużej. A i rodzice Arona zgodzili się na ten nasz wyjazd w góry!

-To wcale nie tak nie wiele mała.-zauważył wuj z uśmiechem.

-Może i nie?- dodałam.

-Może chodźmy do salonu bo kawa wystygnie.- rzucił wuj ze śmiechem. Zgodziłam się i razem poszliśmy do salonu, gdzie wuj zaczął witać się ze wszystkimi a ja w tym czasie nalewałam kawę.

-Witaj Danielu- przywitał tatę, ściskając jego dłoń na powitanie po czym podszedł do mamy.

-Witaj Anno, wyglądasz tak samo pięknie jak zwykle, jak ty to robisz?- zagadnął mamę ze śmiechem. Moja mama zarumieniła się na ten komplement, a Vincent ucałował jej dłoń.

-Witaj znowu Wincencie. A ty jesteś szarmancki jak zwykle.-zauważyła, i uśmiechając się usiadła na kanapie obok taty. Dawida który pojawił się w pokoju przed chwilą wuj powitał ciepłym uśmiechem.

- Witaj i ty Dawidzie. Zmężniałeś odkąd widzieliśmy się po raz ostatni.

-Dzięki. Witaj znowu wujku.-rzekł siląc się na uprzejmość. Wincent zajął miejsce po drugiej stornie taty, a ja i Dawid usiedliśmy na fotelach. Zaledwie chwilę rozmawialiśmy, gdy Dawid zerwał się z fotela i pobiegł na górę gdy rozdzwonił mu się telefon.

Ja zostałam nie co dłużej. Lubiłam towarzystwo wujka, spokój i optymizm jaki roztaczał wokół siebie. Nie zostałam jednak tyle ile bym chciała, gdyż temat nieoczekiwanie przeszedł na medycynę. Grzecznie podziękowałam, tak że odeszłam od stołu i poszłam do pokoju. Nie minął kwadrans gdy wujek odwiedził mnie w pokoju. Siedziałam przy biurku przeglądając atlas geograficzny. Podskoczyłam na miejscu gdy wujek całkiem nagle i bez pukania, odezwał się tuż za moimi plecami.

-No ,no. Sporo się tu zmieniło od mojej ostatniej wizyty. –zaczął. Weszłam mu w słowa i z dezaprobatą rzekłam- Nie powinieneś tak się skradać za moimi plecami. Wystraszyłam się. Mogłeś zapukać.

-Wystraszyłem cię?- zapytał zaskoczony.

-Tak

-W takim razie bardzo cię przepraszam moja mała.

-Przyszedłeś w jakimś konkretnym celu?

-I w konkretnym i trochę zwiedzałem.-zaczął spokojnie po czym spojrzał mi w oczy, położył ręce na ramionach i rzekł śmiertelnie poważnym głosem.

-Znałem twoich rodziców Rachel, wiem co się z nimi stało. Jeżeli nie ostrzegę cię teraz to skończysz tak samo jak oni. Posłuchaj mnie uważnie. Uważaj na siebie. Jesteś w ogromnym niebezpieczeństwie na które nie jesteś jeszcze gotowa. Musisz zapomnieć o spędzaniu czasu na dworze po zmroku. Nie jesteś już bezpieczna.

-Coo? Ale jak to? O co ci chodzi? Co masz na myśli wujku? –byłam zdekoncentrowana i bardzo zmieszana. O czym on mówił, czemu tak nagle? I jak to nie jestem już tutaj bezpieczna?! Że niby ktoś miałby mi zagrażać?! Ale jak to?!!!

-Żadnych pytań. Nie możesz wiedzieć zbyt wiele. Wykorzystali by to. Będzie na nie czas później Rachel. A teraz pamiętaj co ci powiedziałem. Musisz uważać na siebie. I żadnych spacerów po zmroku. Żadnych!- rzucił bardzo ostro. Nigdy wcześniej tak się nie zachował wobec mnie. Nigdy mi nie groził, ani nie podnosił na mnie głosu. Kim był człowiek który stał naprzeciwko mnie? Czy to na pewno był mój ukochany, ulubiony wujek? Chciałam coś jeszcze powiedzieć ale wuj zniknął. Zirytowana, i bardzo niespokojna nie wiedziałam co powinnam ze sobą zrobić. Rzuciłam się ostatecznie na łóżko porywając z nocnego stolika przy łóżku słuchawki, które nałożyłam sobie na głowę. Włączyłam na ful najbardziej rockową piosenkę jaką miałam, ale choć zagłuszyła świat zewnętrzny, moje myśli nadal krążyły wokół tego co przed chwilą usłyszałam. W głowie kłębiły mi się pytania których wuj nie pozwolił mi zadać. Czemu teraz o tym mówił? Dlaczego wcześniej nie wspominał o tym że znał moich rodziców? Dlaczego nie byłam już tutaj bezpieczna? Co takiego ukrywał jeszcze przede mną mój ukochany wujek? Myślałam że jesteśmy rodziną, że jesteśmy do siebie przywiązani?! A on krył przede mną całą prawdę. Co takiego ma się stać, co to ma wspólnego ze mną skoro nie może ujawnić mi wszystkiego?!

„-Jesteś w ogromnym niebezpieczeństwie”- powtarzał uporczywie głos w mojej głowie.

„-Przygotuj się na wielkie zmiany”- przypomniał mi teraz głos ze snu. Zmiany, zmiany, jakie to zmiany?! Dlaczego teraz?

„-Znałem twoich rodziców. Jeżeli cię nie ostrzegę skończysz tak samo jak oni.”-to znaczy jak? Co się z nimi stało? Żyją, czy są martwi?

„-Mamy wspólny los.”

„-Przeznaczenie musi się wypełnić.”- ahhh, dlaczego ten głos po prostu nie odejdzie.

Chcę powrotem swój spokojny poranek! I wtedy, wtedy usłyszałam wycie wilków. Poczułam się tak, jakbym znowu znalazła się w swoim śnie. Setki śledzących mnie par oczu i żadnego wsparcia, tylko ja i te wilki chcące się na mnie rzucić! Z oddali, z nad lasu znowu usłyszałam dochodzące wycie. Wycie rozległo się ponowie, niemalże zza mojego okna. W popłochu zamknęłam je przerażona. Nie patrzyłam co jest za nim. Bałam się. Czułam że coś się czai. Obserwują mnie przez okno! Znowu to wycie, zza mojego okna. Drapanie w szybę. Ten okropny dźwięk pazurów na szkle.

-Idą po ciebie Rachel. Są co raz bliżej.- szepnął jakiś kobiecy głos którego nigdy wcześniej nie słyszałam.

-Jesteś tu całkiem sama. Nikt ci nie uwierzy w to co powiesz. Nie potrafisz się przed nimi bronić. Dorwą cię!! – mówiła dalej. Mój pokój stracił swoje barwy, teraz cały był szkarłatny. Po ścianach pełzały cienie. Usłyszałam szepty, wycie i drapanie narastało. Wstałam z przerażeniem z krzesła, pobiegłam do drzwi, ale nie chciały się otworzyć. Stanęłam plecami do nich, z przerażeniem oczekując tego co się wydarzy.

-Boisz się. Przecież jesteś całkiem sama. Wiesz że nikt cię nie ocali.- Usłyszałam i ujrzałam jak na oknie zaczynają pojawiać się pęknięcia, lada chwila się rozbije. Wejdą tu. Wejdą tutaj, pożrą mnie. Słyszę okropny, przeraźliwy kobiecy śmiech kiedy okno się tłucze. Kawałki szkła upadają z brzękiem na ziemię. Widzę łapy z ostrymi pazurami na okiennych ramach. Drapią ich drewnianą powierzchnię z okropnym dźwiękiem. Cofam się i uderzam boleśnie w drzwi.

Głos znowu się śmieje i w końcu mówi: Już cię mają mała. Nie masz dokąd uciec.. I znowu śmiech. W oknie już widać ciała wilków i ich łby, wyszczerzone, ostre kły wystają z ich paszcz. Powoli gramolą się do środka. Co mam zrobić?! Co robić?! Nie mam czym walczyć, nie umiem się bić! Ratunku!!! Pomocy!!-chcę krzyczeć ale nie mogę, odebrano mi głos. Kobiecy śmiech nie przestaje rozchodzić się po pokoju. To koniec. Mój koniec. Wilki wyskakują z okna, ich łapy uderzają o podłogę gdy na niej lądują. Prężą się, węszą, obserwują z przyczajonej pozycji. Są gotowe do ataku jeżeli tylko coś zrobię. Atakują choć się nie ruszam. Biegnę w inną stronę. Potykam się o coś futrzastego. Boję się patrzeć pod nogi. Biegnę potykając się. Czerwień przeobraża się w mgłę przez którą nic nie mogę zobaczyć. Słyszę tylko powarkiwania i tupot łap. Nie wiem gdzie iść, w którą stronę, gdzie one są. Od kiedy mój pokój jest taki duży? Nie mogę się w nim odnaleźć. Potykam się i ląduję na łóżku. –To koniec dziewczyno, już nie uciekniesz, skaczą na ciebie właśnie teraz. Czujesz ciężar ich ciał, ból który ci zadają drapiąc cię po ciele?- rzuca głos i znowu się śmieje. I naprawdę czuję ciężar ciała na sobie, nie czuję bólu. Mgła wokół zaczyna się rozpraszać. Śmiech cichnie. Widzę oczy, ale nie żółte, wilcze oczy, tylko znajome, brązowe oczęta mojego brata. Czy, czy on jest wilkiem? Zrzucam jego ciało z siebie całkiem przerażona. Ląduje na ziemi bez większego hałasu, na puchatym dywanie. Podnosi się z podłogi. Wstaje i przytrzymuje moje ręce.

-Rachel, Rachel uspokój się. Co ci jest mała, co się dzieje? Przeraziłaś mnie nie na żarty. Odezwij się , to przecież ja, pamiętasz mnie?

-D-d-dawid? To naprawdę ty?

-Tak, tak to ja mała. Uspokój się i przestań wierzgać. Nie hałasuj bo rodzice nas usłyszą i tu przyjdą. Jesteś zbyt oszołomiona żeby z nimi gadać, więc ciiicho mała, już dobrze. Już dobrze. Rozejrzyj się, nikogo tu nie ma prócz mnie. Jesteś bezpieczna.- rzekł i objął mnie mocno. Posłusznie rozejrzałam się. Mgła zniknęła, wilki zniknęły, kobieta zniknęła. Co to było do cholery?!!

-Jestem cała Dawid?

-Tak, nic ci nie jest. Masz tylko okropnie rozszerzone źrenice i jesteś blada jak ściana, ale poza tym nic ci nie jest. Co się z tobą działo? Przyszedłem tutaj kiedy tylko usłyszałem jak uderzyłaś we własne drzwi. Biegłaś przez pokój jakbyś się czegoś bała, potknęłaś się o dywan i spadłaś na łóżko. Co ci się działo Rachel?

-Nie wiem Dawid.- powiedziałam zgodnie z prawdą. Nie chciałam wyjaśniać mu co naprawdę widziałam. Musiałam kłamać, przecież by mi i tak nie uwierzył. Nikt by mi w to nie uwierzył, nawet Aron.

-Jesteś pewna że wszystko z tobą w porządku, dobrze się czujesz?

-Tak, tak. Ja łapałam osę. Wleciała przez okno. Wiesz jak ja się panicznie boję os. Potknęłam się kiedy uciekałam przed nią. Bałam się że mnie użądli.

-Okej, to brzmi prawdopodobnie. Mam ci uwierzyć?

-Tak, mówię prawdę. I przepraszam. Musiałam narobić ci niezłego strachu.

-O tak mała. Bałem się że zrobiłaś sobie krzywdę. Na szczęście nic ci nie jest. Następnym razem uważaj na siebie kiedy udasz się w morderczy pościg za osą dobrze?

-Obiecuję Dawid. Mogę cię teraz przytulić?

-Oczywiście mała. No chodź tu.- rzekł i objął mnie, a moje lęki całkiem zniknęły. Całe szczęście że ta okropna wizja już zniknęła.

-Kiedy staliśmy się sobie tak bliscy mała?- dodał w przypływie melancholii. Uśmiechnęłam się szeroko i wtuliłam w niego mocniej.

-Kocham cię Dawid.-rzekłam.

-Ja ciebie też mała. A teraz puść już swojego kochanego braciszka i pozwól mi wrócić do mojej drugiej kochanej dziewczyny.

-Diana tu jest?!

-Tak jest. I pewnie zastanawia się kiedy wrócę.

-Idź.

-No to idę. Nie rozrabiaj już mała.- powiedział na koniec, dając mi buziaka w czoło i wyszedł

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania