Druga szansa na.... miłość - rozdział drugi.

Stała na pół piętrze i rozmawiała z menagerką dyskoteki o grafiku na przyszły weekend, gdy go zobaczyła. Szedł w jej stronę, uśmiechał się.

 

- Niezłe ciacho – usłyszała cichy zachwyt swojej pracownicy – i jeszcze ten nieziemski uśmiech.

 

Kobieta zmierzyła ją wzrokiem. Lubiła Mery i uważała, że jest naprawdę dobra w tym, co robi, jednak zdecydowanie powinna zastanawiać się nad tym, co mówi do kogo i przy kim. W końcu nie płaciła jej za ocenianie gości, tylko za dbanie o wizerunek klubu.

 

- Wróć do swoich obowiązków – powiedziała, tonem nieznoszącym sprzeciwu – przyjrzyj się pracy kelnerek.

 

Mężczyzna był coraz bliżej, a ona poczuła, jak zaczynają mięknąć jej kolana. Ile to już lat minęło od ich ostatniego spotkania? Pięć? Była ciekawa, co działo się u niego przez te lata. Czy ożenił się z kobietą, dla której poświęcił ich związek, jest szczęśliwy, ma dzieci? A może rozstał się z nią i teraz jest sam?

 

- Witaj – usłyszała – nie spodziewałem się ciebie tutaj.

 

Przecież musiał wiedzieć, że ten lokal należy do niej. Jej brat i matka zadbali o właściwą reklamę Deja vu i nie omieszkali pominąć fakt, że należy do niej.

 

- Ja ciebie tym bardziej – odpowiedziała, boleśnie wybijając sobie paznokcie w nadgarstek – co tutaj robisz?

 

Mężczyzna uśmiechnął się i zaczął się uważnie rozglądać dookoła.

 

- Przyszedłem potańczyć – odpowiedział – zresztą jak reszta ludzi na parkiecie. A ty?

 

On chyba naprawdę nie wiedział o niczym.

 

- Pracuję tutaj – odpowiedziała poważnym tonem – chcesz się czegoś napić?

 

W głębi duszy ucieszyła się, że nie wie o prowadzonym przez nią interesie i zamierzała wykorzystać ten fakt.

 

- Myślałem, że – powiedział po dłuższym czasie – stać cię na lepszą pracę, niż praca kelnerki i to jeszcze w takim miejscu. Co się z tobą stało dziewczyno?

 

Co on chciał od tego miejsca? To była jedna z najlepszych dyskotek w tym mieście, ludzie rezerwowali loże z wyprzedzeniem, cieszyła się ogromnym zainteresowaniem nie tylko ze strony młodzieży, ale również osób w średnim i podeszłym wieku.

 

- To źle myślałeś – odpowiedziała, podnosząc głos – to miejsce jest całkiem przyzwoite.

 

Widziała, że chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie podeszła do nich Mery i zupełnie nie zwracając uwagi na jej mordercze spojrzenie, podała dokumenty do podpisu.

 

- Przyniosłam ci dokumenty do podpisu, o które prosiłaś – powiedziała, jednocześnie robiąc maślane oczy do jej byłego narzeczonego.

 

Mężczyzna wyglądał tak, jakby właśnie ktoś w tym momencie wylał mu wiadro zimnej wody na głowę.

 

- Nie jesteś kelnerką – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie – kretyn ze mnie.

 

Z grzeczności nie chciała zaprzeczyć.

 

- Masz rację – odpowiedziała z satysfakcją – nie jestem kelnerką.

 

Spojrzała na Mery, w nadziei, że ta zrozumie jej niemy przekaz i odejdzie, zostawiając ich samych.

 

- Możesz już odejść – zwróciła się do swojej menagerki – dostaniesz dokumenty z powrotem, gdy tylko je przejrzę.

 

Kątem oka widziała, jak mężczyzna przestępuje z nogi na nogę w napięciu.

 

- To, kim tutaj jesteś? - zapytał, gdy tylko dziewczyna odeszła od nich – dlaczego nie powiedziałaś mi od razu?

 

Ta noc była dłuższa od poprzedniej i bardziej wyczerpująca. Włócząc nogami, szła na parking do swojego samochodu.

 

- Poczekaj – usłyszała, nieznany głos tuż za swoimi plecami – chcę się tylko o coś zapytać.

 

Stanęła w oczekiwaniu, aż nieznany człowiek ją dogoni. Czego niby mógł chcieć od niej? Była godzina ósma rano.

 

- Słucham – burknęła pod nosem, grzebiąc w torebce za kluczykami.

- W pani klubie pracuje Mery? - młody mężczyzna z trudem łapał oddech – musi panina nią uważać.

 

Co on bredził? Dlaczego miała uważać?

 

- Chłopaku – zaśmiała się – Mery pracuje u mnie na tyle długo, że nie mam powodu tego robić.

 

Chłopak pokręcił głową.

 

- Ona planuje przejąć Deja vu – powiedział stanowczym głosem – mogę dać pani dowód.

 

Przyjrzała mu się uważniej. To z nim Mery kiedyś rozmawiała na zapleczu. Dlaczego nie poznała go od razu? Gdy zapytała Mery, kim on jest i czemu wpuściła go na zaplecze odpowiedziała jej z dawko, że przyszedł w sprawie pracy, ale odmówiła mu przez brak wolnych etatów. Małpa. Już ona sobie z nią porozmawia.

 

- Jak szybko możesz mi je dostarczyć? - zapytała rzeczowo, chcąc jak najszybciej wsiąść do samochodu i odjechać w kierunku domu.

 

- We wtorek w tym samym miejscu i o tej samej porze co dzisiaj – odpowiedział, odrobinę speszony.

 

Kiwnęła głową i bez pożegnania odeszła. Nie uwierzy mu, dopóki nie dostarczy jej dowodów i tylko miała nadzieję, że nie próbuje jej oszukać. W końcu Mery była naprawdę dobrą pracownicą.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania