Dyptyk z Zośką
"Miasto 44"
Zośka już od szkoły była za mną. Jak pajęczyna.
Byliśmy jak kokon, w połowie zabawy poczułem uderzenie w żebra.
Główny zazdrośnik dostał z głowy, przyboczny poleciał na dechy tancbudy.
Poprawił: to jest mój brat skurwysyny, pamiętajcie, ja się z jednym nie biję.
Otworzył nade mną parasol na wiele lat. Tylko raz uderzyłem.
Brakowało mi tego, żeby być lepszym człowiekiem.
"Tam, gdzie rosną poziomki"
Dziewczyny dawały zdjęcia i namacalne fałszywki,
byłaś ekspozycją i dedykacją, tak jak pragnąłem.
Bez nieporównywalnego całowania, z rosą na wsuniętej pod nas
pierwszej stronie księżyca.
Rozerwał nas dzień, za zasłoną deszczu przerobiło
nieupadłe powstanie wygniecionej nocą trawy.
Zośka, po latach niedowierzania znowu lepią się
i srają muchy, a wiosny dla nas nie ma.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania