Poprzednie częściDziennik łowcy - 20.11.2031

Dziennik łowcy - 12.12.2031

Piątek 12-12-2031, Czarna Wyspa

Ostatni tydzień zniszczył mnie fizycznie jak i emocjonalnie, miejsce to okazało się o wiele mroczniejsze i przerażające niż mogłem się spodziewać. Wszystko zaczęło się, gdy szukałem jakiegoś dobrze płatnego zlecenia, bym przez następne dni mógł zająć się marmurową gwiazdą i ich szemranymi fabrykami, lecz w wiosce, w której wynajmuję pokój niczego nie znalazłem, postanowiłem, więc zabrać się wraz z jednym z kupców do czarnej wyspy by poszukać czegoś tam.

Wziąłem ze sobą tylko plecak, do którego spakowałem moją rękawicę, parę kryształów i jeszcze kilka przydatnych przedmiotów. Mimo moich starań by jak najlepiej ukryć to, że jestem łowcą mężczyzna, z którym zabrałem się do miasta jakimś cudem od razu poznał, czym się zajmuję. Byłem gotowy na to, że wyrzuci mnie z samochodu na środek pustkowia lub po prostu będzie narzekał przez resztę drogi, jaki to ze mnie łajdak i morderca, lecz ku mojemu zdziwieni wyraził on zadowolenie z tego spotkania i szacunek dla profesji, jaką się zajmuję. Gdy spytałem, dlaczego nie boji się mnie lub po prostu nie czuję do mnie odrazy, ten opowiedział mi historię jak to kiedyś jeden ze strażników, zapewne z frakcji Drozda, uratował mu życie i wtedy dowiedział, czym jesteśmy i że to my jesteśmy ostatnim bastionem broniącym to, co jeszcze pozostało z ludzkości przed niszczycielską technologią i nimi samymi.

Ja sam nigdy nie spotkałem nikogo z klanu Drozda, jest to bardzo elitarna grupa szczęściarzy, którzy mogą przyjmować Deneryt. Kryształ ten odkryto właśnie tu na półwyspie koreańskim, jego właściwości nawet dla nas strażników są zabójcze, lecz jeden na trzystu jest odporny i to właśnie im Deneryt operacyjnie umieszczany w organizmie daję nieśmiertelność i gwarantuję miejsce wśród Drozdów. Pierwsi z nich posiadają wielką wiedzę o świecie i to właśnie głównie z nich składa się rada.

Gdy po dość miłej podróży dotarliśmy do czarnej wyspy, kupiec poradził mi by udać się do człowieka o imieniu Viktor, który mógł mieć dla mnie jakieś dobrze płatne zlecenie. Znalazłem go w karczmie gdzieś na obrzeżach miasta. Po tym jak barman wskazał mi stolik, przy którym siedział mój przyszły zleceniodawca, zobaczyłem młodego, chłopaka, szczupłej postury. Siedział sam popijając pod stołem jakiś przezroczysty bimber, zapewne własnej roboty. Usiadłem obok i czekałem aż oderwie się od butelki i mnie zauważy, a nie trwało to krótko. Gdy wreszcie mnie zobaczył, nie musiałem mówić ani słowa, bo ten natychmiast wcisnął mi do rąk zwitek papieru, na którym znajdowało się na pozór proste zlecenie i zaskakująco duża suma, która wystarczyłaby przynajmniej na dwa tygodnie.

Zadanie dotyczyło seryjnego mordercy, który od paru miesięcy porywał kobiety i mężczyzn w wieku około dwudziestu lat. Cała znajdowano w różnych miejscach wschodniej części miasta, ich klatki piersiowe, brzuchy, a nawet czaszki były rozprute i w większości przydatków brakowało im niektórych organów.

Zabrałem kartkę ze zleceniem i odszedłem, gdy Viktor znowu przykleił się do butelki. Wyruszyłem do wschodniej części miasta, do której droga prowadziła przez swoisty tunel, który składał się budynków oraz sznurów, w miejscu dachu, a na większości z nich wisiało sztywne pranie. Ściany budynków były dziurawe i z łatwością mogłem zajrzeć do środka, a do niektórych nawet spokojnie wejść.

Gdy przechodziłem przy jednym z budynków, w którym ogromna dziura zasłonięta była kawałkiem blachy falistej, z przerwy, jaka pozostała wypełźli, niczym węże z pod kamieni, trzech zgolonych na łyso mężczyzn. Jeden z nich w ręce trzymał kastet, drugi gazrurkę, natomiast trzeci szedł dwa kroki przed nimi bez żadnej broni. Gdy ich zobaczyłem zacząłem powoli cofać się do tyły, wsuwając jedną rękę do plecaka próbując znaleźć w nim moją rękawicę. Widząc, że się cofam przyśpieszyli kroku i ruszyli prosto na mnie. Zdjąłem jak najszybciej plecak i szerokim zamachem uderzyłem pierwszego prosto w twarz. Tamten zawirował i padł na pobliską ścianę, dzięki czemu miałem czas by zrobić unik przed pozostałymi dwoma osiłkami i wygrzebać z dna plecaka moją rękawice. Kiedy miałem już ją na sobie, przejąłem inicjatywę i ruszyłem szarżą na napastników. Skoczyłem w stronę osiłka z kastetem i z całej siły grzmotnąłem go metalową rękawicą w klatkę piersiową. Gdy padł on na ziemię zwijając się z bólu, drugi wymierzył mi cios gazrurką prosto w nogę, ból przeszedł po całym ciele i rzucił mnie na kolana. Zanim zdążył wymierzyć drugi cios w tył głowy, uderzyłem go metalową rękawicą prosto w piszczel, który pękł w pół przebijając skórę.

Po skończonej walce, gdy moi przeciwnicy zwijali się z bólu i dalszej bezradności na ziemi, ja utykając na jedną nogę ruszyłem dalej tunelem do wschodniej części czarnej wyspy. Po wyjściu z pomiędzy domów zobaczyłem budynki w jeszcze gorszym stanie niż te mijane po drodze, były budowane chaotycznie, jeden obok drugiego. Niektóre zakładały się z blachy a inne były po prostu starymi samochodami czy przyczepami przerobionymi na mieszkania.

Po przejściu jeszcze paru metrów rzuciło mi się w oczy różowe światło wydobywające się z pomiędzy budynków. Był to bar, w którym wynająłem pokój na parę dni bym mógł zająć się moim zleceniem. Od barmanki i paru innych gości dowiedziałem się, że zginęło tu pięć osób, wszystkie w podobny sposób a ich ciała znaleziono zmasakrowane, bez niektórych organów.

Sprawa ruszyła dopiero po dwóch dniach poszukiwań i wypytywania mieszkańców. To właśnie wtedy znaleźno kolejne ciało o obrażeniach podobnych do poprzednich. Zwłoki leżały w prowizorycznej kostnicy niedaleko mojego hotelu, pilnowało ich paru mężczyzn uzbrojonych w różnego rodzaju broń palną. Musiałem się do nich dostać by zbadać je i poszukać śladów. Wieczorem tego samego dnia wyruszyłem włamać się i zbadać ciało. Dzięki przyjęciu dawki promieniowania z kryształu Klynu, mój oddech spłycił się a ciało zrobiło się lżejsze, co pozwoliło mi bezgłośnie ominąć ochronę przy drzwiach. Dzięki promieniowaniu, jakie przyjęło moje zmodyfikowane ciało, wyostrzyły się także moje zmysłu, co pomogło mi w dokładnym zbadaniu zwłok. Była to około dwudziestoletnia kobieta, miała rozciętą klatkę piersiową a w jej ciele brakowało serca. W jej organizmie znalazłem pozostałości po różnego rodzaju minerałach wszczepianych w tkanki i trochę miniaturowych mikroprocesorów na niektórych narządach. Wskazywało to na zwykłą stymulację narządów by wydłużyć ich żywotność i zapobiegać chorobom, jest to bardzo popularny w Europie proces, lecz też bardzo drogi. Po drodze tutaj mijałem jeden gabinet chwalący się na plakatach wykonywaniem tego zabiegu za ćwierć ceny, jaką płaci się w Europie. Wtedy myślałem, że to zwykły oszust, który wstrzykuję ludziom sól fizjologiczną i obiecuję wydłużenie ich nędznego życia, ale gdy zobaczyłem taką technologię u przeciętnej mieszkanki miejsca takiego jak to, coś zaczęło mi tu nie pasować.

Prosto z kostnicy ruszyłem do zakładu, który oferował te podejrzane usługi. W zaułku za nim przystanąłem jeszcze na chwilę, usiadłem na ziemi i przyjąłem kolejną dawkę Klynu. Zakład był czynny a w środku przy małym kompozytowym biurku siedział starszy mężczyzna w białym kitlu i przeglądał jakieś papiery. Zaczaiłem się pod sklepem i dzięki wyostrzanym zmysłom obserwowałem go przez następne parę godzin.

Po jakimś czasie do gabinetu przyszedł pewien dość młody, dobrze zbudowany mężczyzna. Podszedłem trochę bliżej, tak bym niezauważony mógł podsłuchać ich rozmowę. Po dość krótkiej konwersacji, z której dowiedziałem się, że przyszedł on na ostatnią kontrolę wszczepów stymulujących jego narządy i ich rekonfigurację, oboje poszli na zaplecze kliniki. Drzwi wejściowe były zamknie a ich wyłamanie czy próba otworzenia mogłyby zwrócić czyjąś niepotrzebną uwagę, więc postanowiłem wejść od tyłu. Za budynkiem były drugie drzwi, które też były zamknięte, ale tym razem, kiedy nie było żadnych światków, wystarczyło założyć rękawicę i po paru mocniejszych pchnięciach drzwi wyleciały ze ściany razem z zawisami. W środku było małe pomieszczenie gospodarcze z masą gratów w środku. Prześlizgnąłem się po cichu na następnego pokoju, którym była recepcja widziana przeze mnie z zewnątrz. Za drzwiami, przez które wyszli obaj mężczyźni był dobrze oświetlony korytarz ze schodami prowadzącymi w dół. Po zejściu znalazłem się w ogromnym pomieszczeniu rozciągającym się chyba pod całym budynkiem. W jego środku było kilka metalowych stołów, na których było mnóstwo krwi oraz brudne narzędzia chirurgiczne i różnego rodzaju śrubokręty. Wyglądało to jak mordownia jakiegoś psychopaty żywcem wyjęta z horroru. Ale to, po czym mnie zamurowało oraz czego widok wygrawerował mi się na mózgu i co ciągle widzę przed oczami, czekało dopiero na końcu pokoju. Zobaczyłem tam mężczyznę, tego samego, za którym wszedłem do kliniki, zwisającego głową w dół z sufitu, przyczepiony na nogi przezroczystymi żyłkami zapewne do łowienia ryb. Był on nagi a w jego ciało wbite było pełno przezroczystych rurek oraz kilka czarnych wwierconych w jego kości. Przez nie jego krew oraz zapewne szpik przepływał do nieprzytomnej kobiety stojącej przy ścianie, jakby była do niej przyklejona.

Gdy oszołomienie minęło zobaczyłem właściciela tego czegoś wychodzącego z małej odgrodzonej części pokoju, w której składował różnego rodzaju narzędzia. Kiedy mnie tylko zauważył rzucił w moją stronę trzymaną w ręku plastikową skrzynką, ale ta nawet nie doleciała, złapałem natychmiast jeden ze śrubokrętów, które z niej wypadły i z całą złością i obrzydzeniem, jakie czułem do tego człowieka rzuciłem nim prosto w niego. Ostra część narzędzia z ogromną siłą wbiła mu się prosto między oczy, a ten upadł na ziemie. Myślałem wtedy tylko o tym żeby pozbyć się go z tego świata, nie obchodziło mnie, po co to robił czy co dokładnie tam się działo.

Po wszystkim pobiegłem do wiszącego mężczyzny, ale ten był już martwy, więc podszedłem do stojącej przy ścianie kobiety. Wyciągnąłem z jej ciała wszystkie rury, ale ku mojemu zdziwieniu na jej ciele nie było po nich ani śladu. Złapałem ją, więc za ramiona i próbując odciągnąć od ściany zobaczyłem, że z głowy wystaję jej ogromy kabel wychodzący z metalowego urządzenia za nią. Wyrwałem go a ona krzycząc okrutnie padła prosto na ziemię. Rozejrzałem się dokoła i wtedy widząc kości odlane z różnych minerałów zrozumiałem, co się tam działo, ona nie była prawdziwym człowiekiem. Ten psychopata, którego zabiłem zrobił ją, zabawił się w Frankensteina naszych czasów i stworzył swojego własnego potwora tylko nie aż tak upiornego jak na filmie, ten był szczupły i miał idealne kobiece ciało i pociągającą, uroczą twarz. Po paru minutach wstała uśmiechnęła się do mnie, odwróciła i ruszyła w stronę wyjścia. Złapałem ją mocnym uściskiem za ramię tak by nie mogła się ruszyć a drugą podniosłem z ziemi jakieś ostre narzędzie. Wziąłem zamach by przebić jej nim tętnice, ale nie mogłem tego zrobić, może, dlatego że była całkowicie niewinna niczym noworodek, którym pod pewnym względem była a może oszołomiła mnie swoją urodą niczym mitologiczna syrena swoje ofiary. Kiedy ta położyła swoją miękką, anielską dłoń na mojej, leżącej na jej ramieniu, odpłynąłem a moje mięśnie nie potrafiły utrzymać uścisku, więc ją puściłem a ona ruszyła prosto do wyjście.

Kiedy oszołomienie tą całą sytuacją minęło pobiegłem za nią do wyjścia, ale jej już tam nie było. Wstawiłem, więc z powrotem wyłamane drzwi tak by nikt nie odkrył tego miejsca zanim nie przyprowadzę tu mojego zleceniodawcy.

Teraz moja głowa jest pełna spekulacji o tym, co może się stać przez błędy, jakie popełniłem i trudne decyzje, które podjąłem. Nie sprawdziłem, do czego to coś jest zdolne, może ten psychol nie był zwykłym zboczeńcem chcącym stworzyć sobie kobietę, co jeśli była to jakiegoś rodzaju broń masowej zagłady i dzięki mnie jest teraz na wolności. Ja strażnik, mogę być niedługo odpowiedzialny za kolejny kataklizm na ziemi, którą miałem chronić i to przez technologię, którą jako łowca miałem zabezpieczać i unieszkodliwiać. Oby sprawa marmurowych gwiazd i ich fabryk, przez które zostałem w tym mieście i przyjąłem to zlecenie, była tego warta. Poświęciłem już przecież tej sprawie kawałek siebie, zniszczyłem część mojej jebanej psychiki, którą już nie naprawie!

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania