Introwertyczka
Historia z życia Jane. Dziewczyny, która powstała w mojej wyobraźni, ale od zawsze wiedziała czego chce; pragnie przekazać ludziom coś ważnego. Ona chcę mówić głośno o tym, że psycholog czy psychiatra nie są źli, to osoby, które pomagają. I jeśli faktycznie ich potrzebujesz, to nie wahaj się. Po prostu pójdź.
Dziękuję.
_____________________________________________
— Jane, idziesz dzisiaj na imprezę do Harper…? — Loren wparowuje do mojej części pokoju w akademiku. Podzieliłyśmy go na pół, tak, aby każda z nas miała swoją przestrzeń.
— Nie — odpowiadam krótko.
— Będzie tam…
— Nie interesuje mnie gdzie to będzie, i kto tam będzie, Loren. Dobrze o tym wiesz. Nienawidzę miejsc, w których jest dużo ludzi… I jest głośno. Nie pójdę.
— Będzie Nick… — Próbuje mnie przekonać przyjaciółka. Ja nie mogę, ona dobrze wie, gdzie uderzyć. Ale mimo tego, nie pójdę. To po prostu nie dla mnie, nie chcę tam iść.
— Chciałabym, ale muszę się uczyć.
— To bardziej przyjęcie, niż impreza. Mamy się ubrać w stylu lat dwudziestych, Jane…
— Przykro mi, że będziesz musiała siedzieć w tamtej dziurze sama, bo ja nie pójdę.
— Nie będę sama, będzie też Nick i Harper… I parę innych ludzi. — Przekonuje Loren.
— Nie, muszę zakuwać, Loren…
— Dobra, stop gra. — przerywa mi. — Będzie Nick, będę ja, Harper i parę innych osób, a ty wcale nie musisz zakuwać, tylko boisz się dużej ilości ludzi i muzyki w jednym miejscu. Proszę, a teraz spróbuj mi wmówić, że nie mam racji, Jane.
— Nie jest tak, że się boję, tylko nie lubię takich miejsc…
— Powiedziałam stop gra. Już nie udawaj, teraz gadamy na serio. Ja wiem, co przeszłaś, i że cię boli, ale musisz wychodzić do ludzi. I pójdziesz dzisiaj na przyjęcie w stylu lat dwudziestych, Jane.
Świetnie. Ale dobra, ona ma rację, dzisiaj wygrała. Trudno, pójdę, przeżyję i już. Ale dobrą wiadomością jest, że będzie Nick.
Nick to mój najlepszy przyjaciel. Znamy się od dzieciaka, chodziliśmy razem do szkoły i zdecydowaliśmy się na ten sam college. On jest dla mnie jak brat, a ja dla niego jak siostra. To ten rodzaj przyjaźni, który jest na całe życie. Ta jedna osoba, która zawsze cię rozumie, nawet bez słów. Zna cię lepiej niż rodzice, chyba że tą osobą jest dla ciebie właśnie twój rodzic. U mnie raczej… Nie, poprawka: u mnie na pewno nie będzie nią rodzic. No bo pięknymi oczami, czy urokiem osobistym nie wyciągnę ojca zza kratek, a matki z łodzi podwodnej, na której pracuje. Tak więc mam Nicka, który jest dla mnie jak brat i Loren, jako najlepszą przyjaciółkę. Miesiąc temu miałam też chłopaka o imieniu Mike, aczkolwiek okazało się, że on nie lubi introwertyczek nienawidzących czytać książki. Trudno.
*
— Jane! Wychodzimy!
— Wcale nie, nie mam ubrań w stylu lat dwudziestych. — skarżę się.
— No tak, sam styl grunge. Sama czerń i zieleń. Masz jakiś inny pomysł?
— Wezmę tą kieckę. Wygląda na taki… Styl, lata dwudzieste.
— Mam dużo pereł, damy ci trochę, i zepnę ci włosy w taki trochę kok. Będzie git.
Parę minut później jesteśmy już na korytarzu, idziemy w stronę mieszkania Harper. Moje czarne włosy poprzeplatane zielonymi pasemkami trochę nie pasują, ale trudno, jakoś dam radę.
Zza drzwi dochodzi muzyka… Klasyczna? Serio? Dobrze, że to nie żaden rock, bo wtedy to już bym leżała na podłodze.
Wchodzimy bez pukania. Wita mnie oczywiście okrzyk Nicka:
— Na litość Boską, Jane, to ty, czy jakaś podróbka!?
— Cześć, też uważam, że dawno się nie widzieliśmy. Co tam u ciebie?
Wstaje z fotela, podchodzi do mnie i obejmuje.
— Nie wierzę, że w końcu zdecydowałaś się wyjść.
— Ja też, Loren to ewidentnie wróżka — odpowiadam mu, na co słyszę śmiech otaczających nas osób.
Od razu zaczynam czuć się jak w pułapce, obraz się rozmazuje i robi mi się niedobrze. Jest mi gorąco, nogi robią się miękkie. Nienawidzę być w centrum uwagi, nawet w taki sposób. Nick chyba wyczuwa, co się ze mną dzieje, bo przestaje mnie obejmować, schyla się do mojego poziomu — bo jestem bardzo niska — i patrzy mi w oczy.
— Jane? Hej… Ok? — Śmiech ustaje.
— Hm. — Kłamię, ale wiem, że on nawet tego nie zauważy, bo pytanie było retoryczne.
— Loren — chrząka Nick.
— Yh… Ojej. Jane? Może zejdziemy na bok. Chodź… Nick, pomóż mi.
Podtrzymują mnie za ramiona i siadamy w kącie pomieszczenia.
— To nie był dobry pomysł. — Informuję ich.
— Domyślam się, sorry, Jane — mówi przepraszającym głosem Loren. — Idziemy?
— Tak. — Decyduje za mnie Nick. — I nie macie nic do gadania.
Wstajemy więc i idziemy do pokoju który zamieszkuje z Loren. Jest mi jeszcze niedobrze i ledwo trzymam się na nogach, więc przyjaciele pomagają mi się przemieścić.
— Przebierasz się?
— Tak.
— Ja też. — Stwierdza Loren i schodzi na swoją część pokoju. Nick wychodzi na korytarz i tam na nas czeka.
Z dziwnej sukienki przebieram się w moją poprzednią kreację. Czarno-zielona koszula w kratę, na to czarne jeansowe ogrodniczki i rękawiczki bez palców. Włosy zaplatam w warkocze, kok jest niewygodny. Teraz czuję się jak ja, a nie jak ktoś, kto próbuje na siłę przypodobać się obcym. Grzywka trochę nachodzi mi na oczy, ale trudno. Chociaż ich kolor nie będzie jakoś bardzo widoczny i nie będę zwracać na siebie uwagi moimi jaskrawo-zielonymi oczami.
Wychodzę do Nicka i mocno go przytulam. Potrzebuję go teraz. I żeby nikt nie pomyślał, że chodzi mi tutaj o Mike’a. O nie, nie, nie, nie. To było… No nie, to nie boli. Boli to, że gdy mamy nie było, mną opiekował się tata. A gdy poszłam do collage’u w tamtym roku, zaczęły się jego problemy. Jakiś czas później trafił za kratki. I wtedy zaczęło boleć. Bardzo. Bardzo, bardzo. Na szczęście mam Nicka. On mnie rozumie, mimo że nie zna tego uczucia. Ale tak samo rozumie mnie, w sprawie mojej nienawiści do miejsc publicznych, choć sam uwielbia imprezować. Kocham go jak brata i tyle, zawsze tak jest i będzie. Koniec kropka.
Teraz najzwyczajniej w świecie odwzajemnia uścisk, uspokaja mnie tym. Lepiej mi.
— Idziemy pospacerować po lesie? — pyta Loren, też się przebrała, tylko że w jedną ze swoich zwiewnych sukienek. Ma ich miliony.
— Tak — odpowiadam szybko, bo las przy akademiku to jedno z moich ulubionych miejsc. Jest tam cicho i spokojnie, nie ma ludzi, a jego kojąca zieleń gasi każdą moją złość.
*
— Kocham to miejsce najbardziej w świecie! — wołam biegnąc pomiędzy drzewami.
— A my!? — Oburza się Nick.
— A was poza skalą! — mówię wspinając się na dość niskie drzewo. Na tyle niskie, że ja i moje metr sześćdziesiąt dwa dajemy radę się na nie wdrapać.
Czuję się tak wolna… Jakbym była sama, tylko ja i natura. Żadnych ludzi, żadnej muzyki, żadnych centrum uwagi… Spokój, samotność. Tylko ja. A później jeszcze Nick i Loren… Marzenia, ech…
— Jane. — Słyszę za sobą poważny głos Nicka. — Musimy ci coś powiedzieć. Plis, potraktuj to jako dobrą radę, ok?
— Dobrze.
— Powinnaś iść do psychologa. A jeśli nie psychologa, to do psychiatry.
— Co? Po co? — Nie rozumiem… Co oni chcą?
— Jane, to, co dzieje się z tobą… Nie jest normalnym zachowaniem introwertyków. Nie uważasz?
— Chcecie powiedzieć, że mam coś z głową?
— Nie! — Protestują jednocześnie.
— To co?
— Chcemy ci pomóc, wiesz jak źle się patrzy na to, że cierpisz, gdy tylko ktoś zaśmieje się z twojego żartu? — Tłumaczy Loren. No… Dobra, niech mają, ale nie poddam się tak łatwo.
— Okej, ale pójdę tylko raz do psychologa, jeśli stwierdzi, że to nie zagraża mojemu życiu, to sobie odpuszczę.
Patrzą po sobie, ale chyba doszli do wniosku, że lepiej mieć coś, niż nie mieć nic.
— Dobrze… Dzięki, Jane.
______________
Komentarze (22)
*niby introwertyczka, ale ma/miała chłopaka i wystarczyła chwila na imprezie, by prawie zemdlała... Nie jestem ekspertem, ale to raczej tak nie działa
*No a potem sugerujesz, że bohaterce potrzeba wizyty u psychologa/psychiatry, tyle że mnie, jako czytelnika, zupełnie to nie przekonuje. Jedna scena scena z imprezą i parę zdań w narracji to trochę za mało, by uwierzyć że z bohaterką jest coś nie tak
Pod względem poprawności jest nieźle, choć jest trochę błędów i ogólnej "niezgrabności". Znowu piszesz w czasie teraźniejszym i znów się zastanawiam jakie to ma znaczenie dla narracji i jak wpływa na odbiór tekstu. Bo jak na moje z czasem przeszłym byłoby tak samo, a może nawet trochę łatwiej by ci się pisało...
Pozdrawiam 👻
TAK, DOKŁADNIE TAK! Dziękuję za wyrozumiałość
Chciałam poruszyć taki temat od dawna, i masz rację to wcale nie jest łatwe
USA, bo nie lubię, gdy akcja dzieję się w Polsce. Przeczytałam tyle książek z USA... No już mi to jakoś weszło. I ogólnie też dużo moich akcji dzieje się w Anglii, bo piękny kraj... W ogóle lubię język angielski, chociaż na etapie 12 lat nie za dużo wiem... Ale no po prostu angielskie imiona, nazwiska... WSZYSTKO. A polska już taka przereklamowana, takie mam wrażenie
dzięki i masz rację, jest trudniej popełnić błąd, ale ja lubię wyzwania, fajnie jest czasem nauczyć się czegoś na własnych błędach.
Tekst na 5:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania